Tak dużo dymu moskwianie nie widzieli chyba od czasu kampanii napoleońskiej w 1812 r.
Wszystko z powodu pożarów wokół stolicy, które - wraz z rekordowymi upałami - mocno dają się we znaki mieszkańcom dziesięciomilionowej metropolii. "Ciężko oddychać i szybko się męczę, ale nie mogę zostać w domu, bo jeśli nie przyjadę do miasta, nie dorobię do renty" - mówi handlarka, która przed Dworcem Białoruskim sprzedaje sałatę, rzodkiewki i ogórki małosolne. Co miesiąc dostaje od państwa 1200 rubli emerytury, czyli około 40 dolarów, a pod dworcem każdego dnia może dorobić 150 rubli.
Narzekają też turyści, którzy na przełomie lipca i sierpnia tłumnie odwiedzają Moskwę. "Pojechaliśmy na Wróblowe Góry, by obejrzeć panoramę Moskwy, a zobaczyliśmy jedynie stadion olimpijski na Łużnikach po drugiej stronie rzeki" - skarży się starsze małżeństwo z Kolonii. Wróblowe Góry to miejsce chętnie odwiedzane przez moskwian i przyjezdnych. Zwykle bez trudu można dojrzeć stąd siedem moskiewskich "wysotek", czyli drapaczy chmur w stylu stalinowskiego gotyku - bliźniaczo podobnych do warszawskiego Pałacu Kultury.
Podpalili sowchoźnicy
Po największej od ponad stu lat powodzi na południu kraju (woda zalała dziewięć kaukaskich regionów) Rosję dotknął kolejny kataklizm. Od początku lata spaliło się ponad 100 tysięcy hektarów lasów. Najpoważniejsza sytuacja jest na Syberii, gdzie co roku ogień trawi kilkadziesiąt tysięcy hektarów tundry i tajgi, ale pożary lasów są coraz groźniejsze również w europejskiej części Rosji.
Podmoskiewskie torfowiska - bo one głównie płoną - podpalili przypadkowo sowchoźnicy, którzy w maju zbierali jagody. Strażacy nie uporali się z ogniem do dziś. Jak mówią mieszkańcy okolicznych wiosek - nie przykładali się do pracy. Tymczasem w lipcu zanotowano rekordowe upały. W ciągu dnia temperatura powietrza rzadko spadała poniżej 30°C w cieniu. Upały utrudniały gaszenie torfowisk, a po miesiącu bez opadów liczba ognisk zapalnych drastycznie wzrosła. Jeszcze na początku lipca moskwianie nie wiedzieli jednak, że kilkanaście kilometrów na wschód i południowy wschód od stolicy cokolwiek się pali. Dopiero gdy pod koniec miesiąca zmienił się wiatr, kłęby siwoszarego dymu nadciągnęły nad miasto. Przez cały czas na ulicach czuć zapach spalenizny.
Syzyfowe gaszenie
Media zaczęły bić na alarm: dlaczego obwodowe służby ratownicze nic nie robią, by uporać się z żywiołem? Od razu do pożaru oprócz strażaków ruszyli funkcjonariusze Ministerstwa do spraw Sytuacji Nadzwyczajnych. Każdego dnia z ogniem walczy 1200 osób, nie licząc ochotników z podmoskiewskich wiosek. Wspomagają ich z powietrza dwa iły-76 i kilka śmigłowców Mi-8 i Mi-26. Akcja przypomina jednak zmagania Syzyfa. Codziennie strażakom udawało się ugasić mniej pożarów, niż w tym samym czasie wybuchało. W okolicach miasta zanotowano 122 pożary, które trawiły codziennie około 250 hektarów łąk i lasów.
Najgorzej jest rano. Mieszkańców rosyjskiej stolicy codziennie budzi zapach dymu. Mimo bezchmurnej pogody słońce z trudem przebija się przez smog, widoczność jest ograniczona do 500-700 metrów, a na wschodzie i południowym wschodzie Moskwy, na stołecznej obwodnicy, nawet do kilkunastu metrów.
Codziennie do mieszkańców docierają komunikaty o zanieczyszczeniu powietrza. W zeszłym tygodniu poziom tlenku węgla dwukrotnie przekraczał dopuszczalne normy. Główny lekarz miejski zaapelował, by - jeżeli nie ma takiej potrzeby - nie wychodzić z domów, unikać zakładania krawatów, pasków i obcisłych ubrań. Okna w mieszkaniach najlepiej zamykać. Nikt jednak nie stosuje się do tego apelu - w trzydziestostopniowym upale ciężko wytrzymać w mieszkaniu, a co dopiero szczelnie zamkniętym.
Maski włóż!
Naczelnik centrum monitoringu i prog-noz moskiewskiej obrony cywilnej Aleksander Kudrin w specjalnym wystąpieniu namawiał moskwian do zaopatrzenia się w maski przeciwpyłowe. "Ludzie z maskami na twarzach w żadnym z cywilizowanych miast świata nie wywołują niczyjego zdziwienia" - przekonywał. I do tych sugestii nikt się jednak nie stosuje. Moskiewska ulice wyglądają prawie tak samo jak przed pojawieniem się dymu, tylko więcej niż zwykle osób ma zaczerwienione oczy i częściej w metrze słychać głośny kaszel. Moskwianie mówią, że przyzwyczaili się już do życia w mieście, w którym poziom zanieczyszczeń wielokrotnie przekracza wszelkie dopuszczalne normy. Rosyjska stolica jest bowiem nie tylko największym europejskim miastem, ale też najbardziej zanieczyszczonym i - jak wynika z międzynarodowych raportów - nieprzyjaznym dla zdrowia człowieka.
Władze Moskwy twierdzą, że dym - choć dokuczliwy dla ludzi - nie sparaliżował metropolii. Lotniska i dworce kolejowe działają bez zakłóceń. Służby medyczne informują, że nie stwierdzono zwiększonej liczby zachorowań. Ostrzegają jednak, że dolegliwości zdrowotne związane z długotrwałym wdychaniem tlenku węg-la mogą się pojawić nawet za miesiąc.
Ludzie są zmęczeni, a kierowcy - rozdrażnieni. Może to jednak nie wina smogu, lecz upałów, które nieprzerwanie trwają od ponad miesiąca. "Pomódlmy się o deszcz" - proponują taksówkarze.
Narzekają też turyści, którzy na przełomie lipca i sierpnia tłumnie odwiedzają Moskwę. "Pojechaliśmy na Wróblowe Góry, by obejrzeć panoramę Moskwy, a zobaczyliśmy jedynie stadion olimpijski na Łużnikach po drugiej stronie rzeki" - skarży się starsze małżeństwo z Kolonii. Wróblowe Góry to miejsce chętnie odwiedzane przez moskwian i przyjezdnych. Zwykle bez trudu można dojrzeć stąd siedem moskiewskich "wysotek", czyli drapaczy chmur w stylu stalinowskiego gotyku - bliźniaczo podobnych do warszawskiego Pałacu Kultury.
Podpalili sowchoźnicy
Po największej od ponad stu lat powodzi na południu kraju (woda zalała dziewięć kaukaskich regionów) Rosję dotknął kolejny kataklizm. Od początku lata spaliło się ponad 100 tysięcy hektarów lasów. Najpoważniejsza sytuacja jest na Syberii, gdzie co roku ogień trawi kilkadziesiąt tysięcy hektarów tundry i tajgi, ale pożary lasów są coraz groźniejsze również w europejskiej części Rosji.
Podmoskiewskie torfowiska - bo one głównie płoną - podpalili przypadkowo sowchoźnicy, którzy w maju zbierali jagody. Strażacy nie uporali się z ogniem do dziś. Jak mówią mieszkańcy okolicznych wiosek - nie przykładali się do pracy. Tymczasem w lipcu zanotowano rekordowe upały. W ciągu dnia temperatura powietrza rzadko spadała poniżej 30°C w cieniu. Upały utrudniały gaszenie torfowisk, a po miesiącu bez opadów liczba ognisk zapalnych drastycznie wzrosła. Jeszcze na początku lipca moskwianie nie wiedzieli jednak, że kilkanaście kilometrów na wschód i południowy wschód od stolicy cokolwiek się pali. Dopiero gdy pod koniec miesiąca zmienił się wiatr, kłęby siwoszarego dymu nadciągnęły nad miasto. Przez cały czas na ulicach czuć zapach spalenizny.
Syzyfowe gaszenie
Media zaczęły bić na alarm: dlaczego obwodowe służby ratownicze nic nie robią, by uporać się z żywiołem? Od razu do pożaru oprócz strażaków ruszyli funkcjonariusze Ministerstwa do spraw Sytuacji Nadzwyczajnych. Każdego dnia z ogniem walczy 1200 osób, nie licząc ochotników z podmoskiewskich wiosek. Wspomagają ich z powietrza dwa iły-76 i kilka śmigłowców Mi-8 i Mi-26. Akcja przypomina jednak zmagania Syzyfa. Codziennie strażakom udawało się ugasić mniej pożarów, niż w tym samym czasie wybuchało. W okolicach miasta zanotowano 122 pożary, które trawiły codziennie około 250 hektarów łąk i lasów.
Najgorzej jest rano. Mieszkańców rosyjskiej stolicy codziennie budzi zapach dymu. Mimo bezchmurnej pogody słońce z trudem przebija się przez smog, widoczność jest ograniczona do 500-700 metrów, a na wschodzie i południowym wschodzie Moskwy, na stołecznej obwodnicy, nawet do kilkunastu metrów.
Codziennie do mieszkańców docierają komunikaty o zanieczyszczeniu powietrza. W zeszłym tygodniu poziom tlenku węgla dwukrotnie przekraczał dopuszczalne normy. Główny lekarz miejski zaapelował, by - jeżeli nie ma takiej potrzeby - nie wychodzić z domów, unikać zakładania krawatów, pasków i obcisłych ubrań. Okna w mieszkaniach najlepiej zamykać. Nikt jednak nie stosuje się do tego apelu - w trzydziestostopniowym upale ciężko wytrzymać w mieszkaniu, a co dopiero szczelnie zamkniętym.
Maski włóż!
Naczelnik centrum monitoringu i prog-noz moskiewskiej obrony cywilnej Aleksander Kudrin w specjalnym wystąpieniu namawiał moskwian do zaopatrzenia się w maski przeciwpyłowe. "Ludzie z maskami na twarzach w żadnym z cywilizowanych miast świata nie wywołują niczyjego zdziwienia" - przekonywał. I do tych sugestii nikt się jednak nie stosuje. Moskiewska ulice wyglądają prawie tak samo jak przed pojawieniem się dymu, tylko więcej niż zwykle osób ma zaczerwienione oczy i częściej w metrze słychać głośny kaszel. Moskwianie mówią, że przyzwyczaili się już do życia w mieście, w którym poziom zanieczyszczeń wielokrotnie przekracza wszelkie dopuszczalne normy. Rosyjska stolica jest bowiem nie tylko największym europejskim miastem, ale też najbardziej zanieczyszczonym i - jak wynika z międzynarodowych raportów - nieprzyjaznym dla zdrowia człowieka.
Władze Moskwy twierdzą, że dym - choć dokuczliwy dla ludzi - nie sparaliżował metropolii. Lotniska i dworce kolejowe działają bez zakłóceń. Służby medyczne informują, że nie stwierdzono zwiększonej liczby zachorowań. Ostrzegają jednak, że dolegliwości zdrowotne związane z długotrwałym wdychaniem tlenku węg-la mogą się pojawić nawet za miesiąc.
Ludzie są zmęczeni, a kierowcy - rozdrażnieni. Może to jednak nie wina smogu, lecz upałów, które nieprzerwanie trwają od ponad miesiąca. "Pomódlmy się o deszcz" - proponują taksówkarze.
Lawina ognia |
---|
styczeń
marzec
maj
czerwiec
lipiec
|
Więcej możesz przeczytać w 32/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.