Nowo kreowani idole okazują się idolami tak bardzo na wyrost, że widownia nie zorientowała się jeszcze, iż ma ich wielbić
Zwykli ludzie powoli nudzą się telewidzom. Tak modne w ubiegłym sezonie reality show szukają specjalnych atrakcji, czegoś, co urozmaici jednowymiarowość bohaterów. Już nawet bezpruderyjny seks przed kamerami nie pomaga zwyklakom, by zdobyć trwałe zainteresowanie publiczności. Ktoś tam sarknie, ktoś inny zachichocze i tyle. Żadnej sławy ani kariery. Nawet nowo kreowani idole okazują się idolami tak bardzo na wyrost, że widownia nie zorientowała się jeszcze, iż ma ich wielbić i kolekcjonować nagrania. Są więc papierowymi idolami, jakkolwiek paradoksalnie by to brzmiało w odniesieniu do osób lansowanych na szklanych ekranach.
Ponieważ jednak ani życie, ani telewizja nie znosi próżni, producenci wymyślają wciąż nowe formuły programów, by uzyskać odpowiednio wysoki odsetek oglądających je widzów. Ostatnim krzykiem mody za oceanem okazały się musical reality show, prezentujące prawdziwe życie gwiazd show-biznesu. Wszyscy bez wahania wskazują na komercyjny sukces programu "The Osbournes" w MTV, który pokazuje codzienne życie rodziny ekstrawaganckiego rockmena, Ozzyego Osbournea, zapominając, że prawdziwą pionierką w tej dziedzinie była Madonna, która w 1990 r. pozwoliła się filmować bez ograniczeń podczas trasy koncertowej "The Blond Ambition" i wyszedł z tego skandalizujący dokument "W łóżku z Madonną". To był dopiero reality show! Bigbraderowi pretendenci do sławy, Frytka i Ken, pewnie się z niego uczyli, ale nie zrozumieli - zdaje się - co było tu zasadniczą treścią, a co dodatkiem, i dlatego w rezultacie sromotnie przegrali.
Teraz zaś śladem Madonny postanowiła podążyć? Liza Minnelli u boku swego nowo poślubionego męża, impresaria muzycznego Davida Gesta. Pięćdziesięciosześcioletnia gwiazda oświadczyła podczas konferencji prasowej, że podpisała ze stacją VH1 kontrakt na filmowanie jej prywatnego życia i już w październiku pojawi się na antenie nowy musical reality show - "Liza and David". Kamery będą wszędzie - dodała Liza - z wyjątkiem sypialni i łazienki. Dziennikarze wstrzymali oddech.
Dla Lizy Minnelli jest to kolejny krok mający jej pomóc wrócić na ekran filmowy i scenę teatralną, a także udowodnić, że udał jej się zaskakujący come back. Jeszcze kilkanaście miesięcy temu Minnelli była przedwcześnie postarzałą, monstrualnie otyłą kobietą na wózku inwalidzkim, leczącą się po ciężkiej chorobie wirusowej mózgu (encephalitis), złamaniu kości biodrowej i operacji strun głosowych. Do tego uzależnioną od alkoholu i leków. Wydawało się, że jako artystka jest skończona. Gdy słuchałem jej ostatniej płyty ("Minnelli on Minnelli", 2000 r.), w bełkoczącej, nie kończącej słów ani fraz muzycznych piosenkarce z trudem rozpoznawałem dawną bohaterkę "Kabaretu". Ta płyta to jej pożegnanie - pomyślałem. Inni, którzy kupili ten krążek, pewnie pomyśleli to samo. Kto wie, może myślała tak nawet sama Liza. Do czasu, aż spotkała osiem lat młodszego od siebie Gesta, który zaledwie po kilku miesiącach znajomości został jej mężem i dokonał cudu odrodzenia dawnej gwiazdy. Najpierw odseparował ją od przyjaciół podtrzymujących ją w rozczulaniu się nad sobą i sięganiu po leki, potem zaaplikował drakońską dietę, posłał na lekcje tańca i śpiewu, zmobilizował psychicznie, zachęcił do pracy nad nowym repertuarem.
Ich ślub był tylko przygrywką do triumfalnego powrotu Lizy na scenę w koncercie "Lizas Back" (Londyn - Royal Albert Hall, Nowy Jork - Beacon Theatre) i przygotowania nowej sensacyjnej płyty, która ma się ukazać na rynku w październiku - dokładnie wtedy, gdy na ekranach telewizorów pojawią się pierwsze odcinki serialu "Liza i David", nagrywane w nowojorskim mieszkaniu młodej pary. W każdym odcinku będziemy oglądali kolację z zaproszonymi gwiazdami, dyskutującymi o przemyśle muzycznym, polityce i swoich prywatnych kłopotach. Wśród gości mają być między innymi Mary J. Blige, Michael Jackson, Barry White, Donna Karan, B.B. King, Kirk Douglas i sławna olbrzymka z rozkładówki "Playboya" - Anna Nicole Smith. Niektórzy z nich dadzą miniwystępy, śpiewając solo i w duecie z gospodynią.
Czy zamiar się powiedzie? Charakter programu sprawia, że może się on okazać zarówno wydarzeniem towarzysko-artystycznym, jak i żałosnym panoptikum osobliwości. I czy goście dopiszą? Czy nie przestraszą się kontrowersyjności projektu grożącego ośmieszeniem? Liza i David ogłosili, że w takim wypadku udadzą się po prostu w rajd po najlepszych kawiarniach Ameryki - od Nowego Jorku po Kalifornię - wychodząc naprzeciw zwykłym ludziom. Liza Minnelli, jedyna w historii laureatka Oscara (1972 r.), której rodzice również dostali Oscary (aktorka Judy Garland w 1939 r. i reżyser Vincente Minnelli w 1958 r.), ma jeszcze jedno wytłumaczenie: "Przez całe życie otaczała mnie ciekawość ludzi. Słyszałam, jak mówili, gdybyś tylko ją poznał osobiście, okazałoby się, że wcale nie jest taka, jak się wydaje. Niech więc teraz zobaczą, jacy jesteśmy naprawdę. To jedyny sposób na takie gadanie".
Ponieważ jednak ani życie, ani telewizja nie znosi próżni, producenci wymyślają wciąż nowe formuły programów, by uzyskać odpowiednio wysoki odsetek oglądających je widzów. Ostatnim krzykiem mody za oceanem okazały się musical reality show, prezentujące prawdziwe życie gwiazd show-biznesu. Wszyscy bez wahania wskazują na komercyjny sukces programu "The Osbournes" w MTV, który pokazuje codzienne życie rodziny ekstrawaganckiego rockmena, Ozzyego Osbournea, zapominając, że prawdziwą pionierką w tej dziedzinie była Madonna, która w 1990 r. pozwoliła się filmować bez ograniczeń podczas trasy koncertowej "The Blond Ambition" i wyszedł z tego skandalizujący dokument "W łóżku z Madonną". To był dopiero reality show! Bigbraderowi pretendenci do sławy, Frytka i Ken, pewnie się z niego uczyli, ale nie zrozumieli - zdaje się - co było tu zasadniczą treścią, a co dodatkiem, i dlatego w rezultacie sromotnie przegrali.
Teraz zaś śladem Madonny postanowiła podążyć? Liza Minnelli u boku swego nowo poślubionego męża, impresaria muzycznego Davida Gesta. Pięćdziesięciosześcioletnia gwiazda oświadczyła podczas konferencji prasowej, że podpisała ze stacją VH1 kontrakt na filmowanie jej prywatnego życia i już w październiku pojawi się na antenie nowy musical reality show - "Liza and David". Kamery będą wszędzie - dodała Liza - z wyjątkiem sypialni i łazienki. Dziennikarze wstrzymali oddech.
Dla Lizy Minnelli jest to kolejny krok mający jej pomóc wrócić na ekran filmowy i scenę teatralną, a także udowodnić, że udał jej się zaskakujący come back. Jeszcze kilkanaście miesięcy temu Minnelli była przedwcześnie postarzałą, monstrualnie otyłą kobietą na wózku inwalidzkim, leczącą się po ciężkiej chorobie wirusowej mózgu (encephalitis), złamaniu kości biodrowej i operacji strun głosowych. Do tego uzależnioną od alkoholu i leków. Wydawało się, że jako artystka jest skończona. Gdy słuchałem jej ostatniej płyty ("Minnelli on Minnelli", 2000 r.), w bełkoczącej, nie kończącej słów ani fraz muzycznych piosenkarce z trudem rozpoznawałem dawną bohaterkę "Kabaretu". Ta płyta to jej pożegnanie - pomyślałem. Inni, którzy kupili ten krążek, pewnie pomyśleli to samo. Kto wie, może myślała tak nawet sama Liza. Do czasu, aż spotkała osiem lat młodszego od siebie Gesta, który zaledwie po kilku miesiącach znajomości został jej mężem i dokonał cudu odrodzenia dawnej gwiazdy. Najpierw odseparował ją od przyjaciół podtrzymujących ją w rozczulaniu się nad sobą i sięganiu po leki, potem zaaplikował drakońską dietę, posłał na lekcje tańca i śpiewu, zmobilizował psychicznie, zachęcił do pracy nad nowym repertuarem.
Ich ślub był tylko przygrywką do triumfalnego powrotu Lizy na scenę w koncercie "Lizas Back" (Londyn - Royal Albert Hall, Nowy Jork - Beacon Theatre) i przygotowania nowej sensacyjnej płyty, która ma się ukazać na rynku w październiku - dokładnie wtedy, gdy na ekranach telewizorów pojawią się pierwsze odcinki serialu "Liza i David", nagrywane w nowojorskim mieszkaniu młodej pary. W każdym odcinku będziemy oglądali kolację z zaproszonymi gwiazdami, dyskutującymi o przemyśle muzycznym, polityce i swoich prywatnych kłopotach. Wśród gości mają być między innymi Mary J. Blige, Michael Jackson, Barry White, Donna Karan, B.B. King, Kirk Douglas i sławna olbrzymka z rozkładówki "Playboya" - Anna Nicole Smith. Niektórzy z nich dadzą miniwystępy, śpiewając solo i w duecie z gospodynią.
Czy zamiar się powiedzie? Charakter programu sprawia, że może się on okazać zarówno wydarzeniem towarzysko-artystycznym, jak i żałosnym panoptikum osobliwości. I czy goście dopiszą? Czy nie przestraszą się kontrowersyjności projektu grożącego ośmieszeniem? Liza i David ogłosili, że w takim wypadku udadzą się po prostu w rajd po najlepszych kawiarniach Ameryki - od Nowego Jorku po Kalifornię - wychodząc naprzeciw zwykłym ludziom. Liza Minnelli, jedyna w historii laureatka Oscara (1972 r.), której rodzice również dostali Oscary (aktorka Judy Garland w 1939 r. i reżyser Vincente Minnelli w 1958 r.), ma jeszcze jedno wytłumaczenie: "Przez całe życie otaczała mnie ciekawość ludzi. Słyszałam, jak mówili, gdybyś tylko ją poznał osobiście, okazałoby się, że wcale nie jest taka, jak się wydaje. Niech więc teraz zobaczą, jacy jesteśmy naprawdę. To jedyny sposób na takie gadanie".
Więcej możesz przeczytać w 32/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.