Rosjanie nie odczuwają żadnego dyskomfortu, kiedy nie uważa się ich za Europejczyków
"Strzeżmy się tych,
którzy Rosję wodzą
na pokuszenie"
Jerzy Pomianowski
Szum wokół Kaliningradu i wiz, seria katastrof lotniczych na wschodzie łącznie z niespodziewanym wojskowym lądowaniem polskiego samolotu cywilnego to dobre powody do rozglądania się wokół ze szczególnym uwzględnieniem kierunku wschodniego. Wpadł mi właśnie w ręce interesujący tekst na ten temat Jerzego Pomianowskiego w jubileuszowym "Plusie Minusie" "Rzeczpospolitej". "Sposób pożycia" Polski z Rosją jest naszym (i rosyjskim) kłopotem od dawna, by nie powiedzieć - od zawsze. Sam zderzałem się z nim od początku mojej publicznej aktywności w polityce międzynarodowej, próbując między innymi jeszcze na użytek śp. Unii Demokratycznej definiować stosunek tej partii do "problemu wschodniego". Nasze wewnętrzne dyskusje sprowadzały się zazwyczaj do dwóch puent.
Uznawaliśmy, że największym zagrożeniem dla Rosji jest ona sama, a ściślej - jej potencjalny apetyt imperialny. Z tego sądu wynikała doktryna (nie zawsze potrafiono wprowadzić ją do codziennej praktyki) maksymalnego wsparcia aspiracji niepodległościowych Ukrainy i Białorusi - kluczowych z tego punktu widzenia "przyczółków" do odwracania biegu historii zapoczątkowanej pierestrojką i zakończonej rozpadem ZSRR.
Druga teza dotyczyła polityki gospodarczej. Uznając fakty, należało pamiętać, że współczesna polityka rozgrywa się głównie na płaszczyźnie gospodarczej, ale też że polityka gospodarcza nie zastąpi polityki tout court, zwłaszcza jeśli w Rosji nie dojrzała jeszcze decyzja nowego ułożenia stosunków z Polską. Dlatego trudno wiązać większe nadzieje na "dobrą" politykę wschodnią prowadzoną jedynie lub głównie za pomocą kontraktów handlowych i kredytów. Zwłaszcza że - nadal trzymając się faktów - jako partner handlowy Rosja ani systemowo, ani finansowo nie stanowi znaczącego punktu oparcia naszej strategii gospodarczej. Potencjał gospodarczy sytuuje ją na poziomie Holandii, z tą negatywną różnicą, że w relacjach z kontrahentami holenderskimi łatwiej jest wyegzekwować należności. Rosja wciąż tkwi w głębokim kryzysie gospodarczym, co mimo wysokiego rocznego tempa wzrostu nie rokuje szans na szybką poprawę.
Pomianowski potwierdza ten sposób myślenia, wskazując trzy okoliczności, od których będzie zależeć nasz "sposób pożycia" z Rosją. Twierdzi, że szansa na normalne stosunki z Rosją jest ściśle związana z pozbyciem się przez Polskę statusu wasala, że nasze stosunki nie mogą być regulowane kosztem interesów i aspiracji niepodległościowych naszych wspólnych sąsiadów (zwłaszcza Ukrainy) i że Rosja musi znaleźć swe miejsce w niehegemonistycznych międzynarodowych strukturach gospodarczych. Ta ostatnia kwestia wymagałaby szerszego rozwinięcia, choćby dlatego, że nikt poważny nie myśli o UE, w której zmieściłaby się Rosja, a także dlatego, że członkostwo Rosji w G-7/G-8 można traktować jako polityczną protezę, ale długo jeszcze Rosja nie będzie się w stanie pochwalić statusem gospodarczym pozostałych partnerów.
Wiele lat temu Jurij Afanasjew zwrócił mi uwagę, że Europejczycy zwykli spoglądać na Rosję jako na potencjalną, choć jeszcze nie będącą w stanie zrealizować swego powołania część Europy, podczas gdy sami Rosjanie nie odczuwają żadnego dyskomfortu, kiedy nie traktuje się ich jako Europejczyków. Znany dysydent dowodził, że jest dla Rosji miejsce między Europą i Azją i że odnalezienie się w takiej przestrzeni będzie dla tego państwa pełnym sukcesem. To kolejny argument na rzecz tezy Pomianowskiego, że także w Polsce powinniśmy strzec się tych, którzy ułatwialiby Rosji powrót na "szlak sowiecki, na drogę do zaborów, terytorialnej ekspansji, do rabunkowej, ekstensywnej i nakazowej gospodarki". Rzeczywiście, należy mieć na to w Polsce słuch wyostrzony.
którzy Rosję wodzą
na pokuszenie"
Jerzy Pomianowski
Szum wokół Kaliningradu i wiz, seria katastrof lotniczych na wschodzie łącznie z niespodziewanym wojskowym lądowaniem polskiego samolotu cywilnego to dobre powody do rozglądania się wokół ze szczególnym uwzględnieniem kierunku wschodniego. Wpadł mi właśnie w ręce interesujący tekst na ten temat Jerzego Pomianowskiego w jubileuszowym "Plusie Minusie" "Rzeczpospolitej". "Sposób pożycia" Polski z Rosją jest naszym (i rosyjskim) kłopotem od dawna, by nie powiedzieć - od zawsze. Sam zderzałem się z nim od początku mojej publicznej aktywności w polityce międzynarodowej, próbując między innymi jeszcze na użytek śp. Unii Demokratycznej definiować stosunek tej partii do "problemu wschodniego". Nasze wewnętrzne dyskusje sprowadzały się zazwyczaj do dwóch puent.
Uznawaliśmy, że największym zagrożeniem dla Rosji jest ona sama, a ściślej - jej potencjalny apetyt imperialny. Z tego sądu wynikała doktryna (nie zawsze potrafiono wprowadzić ją do codziennej praktyki) maksymalnego wsparcia aspiracji niepodległościowych Ukrainy i Białorusi - kluczowych z tego punktu widzenia "przyczółków" do odwracania biegu historii zapoczątkowanej pierestrojką i zakończonej rozpadem ZSRR.
Druga teza dotyczyła polityki gospodarczej. Uznając fakty, należało pamiętać, że współczesna polityka rozgrywa się głównie na płaszczyźnie gospodarczej, ale też że polityka gospodarcza nie zastąpi polityki tout court, zwłaszcza jeśli w Rosji nie dojrzała jeszcze decyzja nowego ułożenia stosunków z Polską. Dlatego trudno wiązać większe nadzieje na "dobrą" politykę wschodnią prowadzoną jedynie lub głównie za pomocą kontraktów handlowych i kredytów. Zwłaszcza że - nadal trzymając się faktów - jako partner handlowy Rosja ani systemowo, ani finansowo nie stanowi znaczącego punktu oparcia naszej strategii gospodarczej. Potencjał gospodarczy sytuuje ją na poziomie Holandii, z tą negatywną różnicą, że w relacjach z kontrahentami holenderskimi łatwiej jest wyegzekwować należności. Rosja wciąż tkwi w głębokim kryzysie gospodarczym, co mimo wysokiego rocznego tempa wzrostu nie rokuje szans na szybką poprawę.
Pomianowski potwierdza ten sposób myślenia, wskazując trzy okoliczności, od których będzie zależeć nasz "sposób pożycia" z Rosją. Twierdzi, że szansa na normalne stosunki z Rosją jest ściśle związana z pozbyciem się przez Polskę statusu wasala, że nasze stosunki nie mogą być regulowane kosztem interesów i aspiracji niepodległościowych naszych wspólnych sąsiadów (zwłaszcza Ukrainy) i że Rosja musi znaleźć swe miejsce w niehegemonistycznych międzynarodowych strukturach gospodarczych. Ta ostatnia kwestia wymagałaby szerszego rozwinięcia, choćby dlatego, że nikt poważny nie myśli o UE, w której zmieściłaby się Rosja, a także dlatego, że członkostwo Rosji w G-7/G-8 można traktować jako polityczną protezę, ale długo jeszcze Rosja nie będzie się w stanie pochwalić statusem gospodarczym pozostałych partnerów.
Wiele lat temu Jurij Afanasjew zwrócił mi uwagę, że Europejczycy zwykli spoglądać na Rosję jako na potencjalną, choć jeszcze nie będącą w stanie zrealizować swego powołania część Europy, podczas gdy sami Rosjanie nie odczuwają żadnego dyskomfortu, kiedy nie traktuje się ich jako Europejczyków. Znany dysydent dowodził, że jest dla Rosji miejsce między Europą i Azją i że odnalezienie się w takiej przestrzeni będzie dla tego państwa pełnym sukcesem. To kolejny argument na rzecz tezy Pomianowskiego, że także w Polsce powinniśmy strzec się tych, którzy ułatwialiby Rosji powrót na "szlak sowiecki, na drogę do zaborów, terytorialnej ekspansji, do rabunkowej, ekstensywnej i nakazowej gospodarki". Rzeczywiście, należy mieć na to w Polsce słuch wyostrzony.
Więcej możesz przeczytać w 32/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.