Należę do pokolenia, które musiało się upokarzać dla rzeczy" - mówi Zbigniew Hołdys w okładkowym artykule "Dyktatura dzieci"
Powszechne "upokarzanie się dla rzeczy" było - obok cenzury czy władztwa monopartii - jednym z wyznaczników europejskiego świata Wschodu, ograniczanego sławetną żelazną kurtyną, której szlakiem podążają dziś Piotr Cywiński z "Wprost" i Roger Boyes z brytyjskiego "The Times" (vide: "Orzeł i reszta"). "Rzeczy były dla nas fetyszem, bo wiecznie ich brakowało" - kontynuuje Hołdys, chęcią "odreagowania szarych, szczenięcych lat", tłumacząc "spełnianie zachcianek syna".
Nie sądzę, aby to właśnie tak rozumiana, mentalna, ponura peerelowska spuścizna była u nas główną przyczyną "dyktatury dzieci", zwłaszcza że owa dyktatura ogarnia obecnie niemal wszystkie kraje zachodniej Europy, a przecież ich mieszkańcy nie musieli "upokarzać się dla rzeczy". Wręcz przeciwnie. Po prostu wszędzie dziś, pod wpływem presji reklamy i środowiska rówieśniczego, nastolatki - od Bałtyku po Adriatyk - ulegają kultowi marki, chcą być cool, trendy. Aby zapobiec eskalacji tyranii małolatów bądź ją przynajmniej powstrzymać, wystarczy posłuchać rady mojego znajomego psychologa: jeśli nie chcesz wyhodować sobie małego księcia, wystarczy odrobina konsekwencji - rano nie możesz mu mówić "nie", aby wieczorem skapitulować i powiedzieć "tak".
Jeżeli żelazna kurtyna stanowi abstrakcję dla ludzi młodych, to ze wspomnianego tekstu Boyesa i Cywińskiego wynika, że tu i ówdzie trzyma się jeszcze mocno. Boyes poczuł się na przykład "rozczarowany" widokiem sąsiedztwa domu Leppera: "spodziewał się ujrzeć wzorową wieś, a zobaczył walące się chaty i ludzi bez zajęcia". Dziennikarzowi "The Times" można jedynie w tym momencie polecić lekturę artykułu Rafała A. Ziemkiewicza "Chłop u szyi". Generalnie jednak spostrzeżenia i wnioski dwójki publicystów napawać mogą optymizmem: zakreśloną kiedyś na mapie żelazną kurtynę wyznaczają jeszcze znaczące różnice w poziomie zamożności sąsiadów, ale już nie aspiracje i zaradność.
Mam nadzieję, że niebawem termin ukuty przez Winstona Churchilla w przemówieniu z 1946 r. w Fulton straci całkowicie rację bytu. Powstanie jednak zapewne swego rodzaju nowa żelazna kurtyna. Granica światów przebiegać będzie tym razem nie od Szczecina po Triest, ale w umysłach ludzi. Z jednej strony, wyznaczy ją wolny rynek, z drugiej - miraż nadopiekuńczego państwa. Po umownej, "zachodniej" stronie tej kurtyny znajdą się na przykład setki tysięcy młodych Polaków (o których pisaliśmy kilka tygodni temu) pragnących pracy, choćby na początek za darmo, po "wschodniej" - na przykład setki tysięcy włoskich mammoni, dwudziestolatków żyjących na koszt mamy i taty.
Znudzonych już zapewne cokolwiek mammoni zapraszam tymczasem gorąco do polskiego Klondike (vide: "Złoto dla cierpliwych"). Mogą liczyć, jeśli nie od razu na fortunę, to z pewnością na eksplozję lokalnej przedsiębiorczości: dostarczycieli hamaków, parasoli przeciwsłonecznych, wachlarzy i oczywiście sit do przepłukiwania piasku w potokach. Tym piaskiem wspólnie zaczniemy zasypywać przepaść dzielącą Stary Kontynent.
Nie sądzę, aby to właśnie tak rozumiana, mentalna, ponura peerelowska spuścizna była u nas główną przyczyną "dyktatury dzieci", zwłaszcza że owa dyktatura ogarnia obecnie niemal wszystkie kraje zachodniej Europy, a przecież ich mieszkańcy nie musieli "upokarzać się dla rzeczy". Wręcz przeciwnie. Po prostu wszędzie dziś, pod wpływem presji reklamy i środowiska rówieśniczego, nastolatki - od Bałtyku po Adriatyk - ulegają kultowi marki, chcą być cool, trendy. Aby zapobiec eskalacji tyranii małolatów bądź ją przynajmniej powstrzymać, wystarczy posłuchać rady mojego znajomego psychologa: jeśli nie chcesz wyhodować sobie małego księcia, wystarczy odrobina konsekwencji - rano nie możesz mu mówić "nie", aby wieczorem skapitulować i powiedzieć "tak".
Jeżeli żelazna kurtyna stanowi abstrakcję dla ludzi młodych, to ze wspomnianego tekstu Boyesa i Cywińskiego wynika, że tu i ówdzie trzyma się jeszcze mocno. Boyes poczuł się na przykład "rozczarowany" widokiem sąsiedztwa domu Leppera: "spodziewał się ujrzeć wzorową wieś, a zobaczył walące się chaty i ludzi bez zajęcia". Dziennikarzowi "The Times" można jedynie w tym momencie polecić lekturę artykułu Rafała A. Ziemkiewicza "Chłop u szyi". Generalnie jednak spostrzeżenia i wnioski dwójki publicystów napawać mogą optymizmem: zakreśloną kiedyś na mapie żelazną kurtynę wyznaczają jeszcze znaczące różnice w poziomie zamożności sąsiadów, ale już nie aspiracje i zaradność.
Mam nadzieję, że niebawem termin ukuty przez Winstona Churchilla w przemówieniu z 1946 r. w Fulton straci całkowicie rację bytu. Powstanie jednak zapewne swego rodzaju nowa żelazna kurtyna. Granica światów przebiegać będzie tym razem nie od Szczecina po Triest, ale w umysłach ludzi. Z jednej strony, wyznaczy ją wolny rynek, z drugiej - miraż nadopiekuńczego państwa. Po umownej, "zachodniej" stronie tej kurtyny znajdą się na przykład setki tysięcy młodych Polaków (o których pisaliśmy kilka tygodni temu) pragnących pracy, choćby na początek za darmo, po "wschodniej" - na przykład setki tysięcy włoskich mammoni, dwudziestolatków żyjących na koszt mamy i taty.
Znudzonych już zapewne cokolwiek mammoni zapraszam tymczasem gorąco do polskiego Klondike (vide: "Złoto dla cierpliwych"). Mogą liczyć, jeśli nie od razu na fortunę, to z pewnością na eksplozję lokalnej przedsiębiorczości: dostarczycieli hamaków, parasoli przeciwsłonecznych, wachlarzy i oczywiście sit do przepłukiwania piasku w potokach. Tym piaskiem wspólnie zaczniemy zasypywać przepaść dzielącą Stary Kontynent.
Więcej możesz przeczytać w 32/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.