O firmach, które nie czekają na rozgrzeszenie Kołodki
Gdyby w latach 80. pięćset największych amerykańskich firm zatrzymało 3 mln pracowników, których z powodu recesji trzeba było zwolnić, to szybko zostałyby przygniecione ciężarem kosztów płacowych i pracę straciliby w końcu wszyscy tam zatrudnieni (10-15 mln osób) - tłumaczył swoim menedżerom Stanley C. Gault, prezes rady nadzorczej koncernu Goodyear Tire & Rubber. Jeszcze rok temu bankrutujący radomski Łucznik nie potrafił sprzedać przestarzałych karabinów i nie wypłacał pensji prawie dwóm tysiącom zatrudnionych, a związkowcy z zakładu organizowali demonstracje w Warszawie. Nowy zarząd miał odwagę pójść śladami Goodyeara i dziś Łucznik notuje zyski. Przychody firmy (40 mln zł) są takie jak przed restrukturyzacją, lecz wypracowuje je niewiele ponad trzysta osób. Podobną drogę na dno i z powrotem przebyło kilkaset polskich firm. Z flagowych molochów socjalistycznej gospodarki stały się mikrusami na wolnym rynku, lecz po raz pierwszy robią to, co powinny - zarabiają na siebie.
Wańka-wstańka
Gdy w styczniu 1999 r. Polski Zakład Lotniczy PZL Mielec składał do sądu wniosek o ogłoszenie upadłości, firma miała 286 mln zł długów, 99 mln zł strat za poprzedni rok, a jedynym pomysłem kierownictwa i związków zawodowych na dalszą egzystencję było domaganie się pieniędzy z budżetu państwa. Powołane na nowo PZL wydzierżawiły od upadłych poprzedników hale i maszyny, a pracę w zakładzie - tym razem bez protestu związków - znalazła tylko nieco ponad połowa dawnej załogi liczącej 2,8 tys. osób. Te 1,5 tys. ludzi już trzeci rok z rzędu wypracowuje zysk (w 2001 r. wyniósł 2,5 mln zł). - Odkryliśmy nowe możliwości i kierunki eksportu - wyjaśnia Andrzej Szortyka, nowy prezes firmy. Dzięki "terapii wstrząsowej" odrodzony Mielec stał się partnerem największych światowych koncernów lotniczych i zbrojeniowych. Wytwarza między innymi podzespoły do samolotów brytyjsko-szwedzkiego przedsiębiorstwa BAE Systems oraz hiszpańskiej firmy CASA. Jeszcze bardziej radykalnej kuracji poddano radomski Łucznik, który padł jesienią 2000 r. - Pieniądze z budżetu były tylko doraźną kroplówką, która niczego nie załatwiała. Nie wystarczy produkować, trzeba obniżać koszty i znaleźć dobrego klienta - wyjaśnia Zygmunt Osóbka, prezes radomskiej Fabryki Broni. Część zakładu produkująca maszyny do szycia utworzyła z niemieckim Singerem spółkę Rafamasz, która zatrudnia 180 osób zamiast - jak dawniej - 460. Załoga fabryki broni strzeleckiej zmniejszyła się z kolei z ponad dwóch tysięcy osób do 310 i produkuje tyle, ile przed restrukturyzacją.
Nimet z Niska koło Stalowej Woli - jedna ze spółek warszawskiego Ursusa - upadła wraz z bankrutującą fabryką traktorów. Ursus miał pecha, bo przed zmianami broniły go zażarcie związki zawodowe z Zygmuntem Wrzodakiem na czele. - Nimet się odrodził, bo mieliśmy pomysł na biznes - mówi Henryk Kwiatkowski, członek rady nadzorczej polsko-włoskiej spółki Alpol, która przejęła firmę. Włoski koncern produkuje części do silników dla BMW i Mercedesa, a spółka z Niska będzie wytwarzać elementy silników i odlewy do skrzyń biegów dla firmy Alfa Romeo.
Skierniewicka Zatra, producent transformatorów, po upadku Diory, Kasprzaka i Eltry straciła odbiorców swoich wyrobów. Pozostał dwudziestomilionowy dług. - Dziś produkujemy to, co kupują klienci - mówi Jan Pawluczyk, prezes firmy. Na Wschodzie Zatra sprzedaje między innymi oprawy do lamp do oświetlania roślin, przy produkcji cewek współpracuje z General Electric, a ostatnio kupiła licencje na nowoczesne transformatory.
Ładowanie akumulatorów
- Trudne wyzwania to moja specjalność - przekonuje Małgorzata Majewska-Śliwa, prezes fabryki akumulatorów Centra Poznań. Majewska wyciągnęła już z zapaści zakłady papiernicze Kostrzyn Paper w Kostrzynie nad Odrą, które do bankructwa doprowadził szwedzki inwestor. W firmie zmieniono zarząd, obcięto koszty, ograniczono liczbę pracowników i zaczęto szukać nowych rynków zbytu. Papier z Kostrzyna sprzedaje się dziś z powodzeniem w Niemczech, Włoszech, Francji i Skandynawii.
Poznańską Centrę uratował w 1994 r. prywatny inwestor - francuski potentat akumulatorowy Ceac. Francuzi trafili na boom motoryzacyjny na rynkach europejskich i największą od lat sprzedaż aut, a więc także akumulatorów. Jeszcze większy wzrost sprzedaży Centra odnotowała, kiedy udziały w niej kupił amerykański koncern Exide Technologies. Nikt jednak nie mógł przewidzieć wydarzeń z 11 września, nagłego spadku cen akcji tej firmy z 12 dolarów do mniej niż dolara. Prezes Majewska-Śliwa nie czekała na złe wieści z USA i zaczęła przygotowywać przedsiębiorstwo na najgorsze. - Postanowiłam tak zrestrukturyzować Centrę, aby nikomu nie przyszło do głowy nas sprzedać - twierdzi. Jeszcze sześć lat temu w poznańskiej firmie 2 tys. osób produkowało rocznie 1,2 mln akumulatorów, które instalowano w samochodach krajowej produkcji. Teraz Centra zatrudnia niespełna 550 pracowników, a produkcja wzrosła trzykrotnie. Aż 70 proc. wyrobów poznańskiej spółki trafia na rynki Unii Europejskiej (do Niemiec, Francji i Wielkiej Brytanii); resztę kupuje Fiat Auto Poland.
Koniec epoki żelazka
W PRL głównym udziałowcem krakowskiej fabryki kosmetyków Miraculum był (to nie pomyłka) ZSRR. Za perfumy "Pani Walewska" Rosjanie dostarczali nam ropę i gaz ziemny. - Utrzymaliśmy się do dziś na coraz bardziej wymagającym rynku rosyjskim nie tylko dzięki temu, że mieliśmy tam silnie zakorzenioną markę - mówi Andrzej Kuźma, prezes Miraculum. Firma ocalała, bo w 1992 r. zlikwidowała gigantyczne przerosty zatrudnienia i dwukrotnie zwiększyła sprzedaż.
Morpak z Gdańska do niedawna produkował uszczelki do polonezów. Po niezbędnych zmianach w sposobie zarządzania i strukturze zatrudnienia jego klientami są Toyota i Isuzu. - Kuracja się opłaciła! - tryumfuje Jerzy Krajka, prezes fabryki. Dwa lata temu jego firma miała 1,5 mln zł strat, w pierwszym półroczu tego roku osiągnęła zysk.
Los bankruta czekał Dezamet z Nowej Dęby, niegdyś producenta amunicji oraz żelazek i silników do motorowerów Rometu. Ten ostatni zakład padł, ponieważ nie potrafił wyprodukować dobrych i tanich - czyli konkurencyjnych - rowerów. Z kolei nowoczesny importowany sprzęt AGD wyparł przestarzałe żelazka Dezametu. Firma stanęła więc przed wyborem: zgodzić się na powolną agonię wymuszaną przez związki zawodowe i wyciągać rękę po zasiłki dla pięciotysięcznej załogi lub poddać się terapii wstrząsowej. - Opracowaliśmy program naprawczy i zwolniliśmy prawie 80 proc. pracowników - mówi Stanisław Wójcik, prezes firmy. - Przestawiamy się teraz z produkcji wojskowej na cywilną - dodaje. Ostatnio Dezamet uruchomił produkcję części do maszyn górniczych i skalnych na eksport do Finlandii.
Reinkarnacja
Włosi chcą mieć w Nisku filię na Europę Wschodnią. - Dzięki temu zwiększymy liczbę pracowników ze 100 do 220 - zapewnia Henryk Kwiatkowski. Przedstawiciele niemieckiej firmy zbrojeniowej Walther wskazali radomski Łucznik jako swojego kooperanta. Niebawem spółka będzie produkować lufy i zamki do pistoletu Walther P99 - jednego z najsłynniejszych na świecie (posługuje się nim między innymi James Bond). - Nasi ludzie potrafią zrobić wszystko - chwali się prezes Osóbka. Mielec w ubiegłym roku zakończył dostawę 24 transportowych samolotów M28 Skytruck do Wenezueli. Andrzej Szortyka rozmawia już o kolejnych kontraktach z Brazylią, Chile i Kolumbią. Uzdrowiona w równie radykalny sposób WSK Świdnik podpisała z kolei umowę na produkcję kompozytów stosowanych w produkcji samolotów kanadyjskiego Bombardiera. Koncern Exide, który redukuje liczbę swych marek w Europie, postanowił już, że zachowa Centrę. Wkrótce poznańska spółka uruchomi montownię akumulatorów w Chinach, a także rozpocznie produkcję taśmy ołowianej, którą w Europie wytwarza się tylko we Francji, Hiszpanii i Włoszech. Prezes Majewskiej-Śliwie marzy się też rola ważnego producenta akumulatorów na rynku niemieckim.
ARKADIUSZ KRĘŻEL prezes Agencji Rozwoju Przemysłu Warunkiem powodzenia sanacji jest wola zmian w firmie. Jesteśmy parabankiem pożyczającym pieniądze na takich zasadach jak banki komercyjne, z tą różnicą, że banki nie udzielają kredytów firmom w trudnej sytuacji finansowej. Pomagaliśmy jednak tylko tym, którzy stworzyli własne programy restrukturyzacyjne, wiedzieli, co chcą produkować, jak, za ile i dla kogo. Z naszej pomocy finansowej i doradczej skorzystało już ponad 700 państwowych firm, wielu z nich groziło bankructwo lub musiały ogłosić upadłość, aby następnie rewitalizować działalność. Po terapii wstrząsowej upadłe, nierentowne molochy często stają się prężnymi małymi i średnimi przedsiębiorstwami, które mają do zaoferowania dobry produkt i pozyskują odbiorców. Udało się to na przykład w Łuczniku, WSK PZL Mielec, Nisku czy też cieszyńskiej Celmie, z wielkim wysiłkiem realizującej trudny proces sanacji. Nie udało się natomiast tam, gdzie barierą okazała się postawa związków zawodowych, które za wszelką cenę chciały utrzymać bankrutującą firmę w nie naruszonym stanie, nie zwracając uwagli na to, że niemożliwe jest utrzymanie przedsiębiorstwa, w którym koszty działalności są większe niż przychody. |
Więcej możesz przeczytać w 33/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.