Kiedy przed rokiem Timothy Taylor, archeolog z uniwersytetu w Bradford, odnalazł w jaskiniach w Eton i Alveston ślady kanibalizmu, na Wyspach Brytyjskich rozpętała się burza
Mięso białych za bardzo śmierdzi i jest za słone
Część uczonych zakwestionowała wyniki jego badań, a opinia publiczna głośno protestowała. Reakcja była zrozumiała. Ślady ludożerczych praktyk znaleziono na wszystkich kontynentach, ale Brytyjczycy długo byli przekonani, że nie mają z tym nic wspólnego. Nieprawda. Wiele wskazuje na to, że wszyscy pochodzimy od ludożerców.
Żona na obiad
Najpopularniejszym sposobem zdobywania ludzkiego mięsa były polowania, a po nich - wojna. Zjedzenie wroga to ostateczny akt zwycięstwa, dlatego jeńcy wojenni byli w cenie. Azteccy wojownicy sami powstrzymywali się od jedzenia wrogów. Ich mięso darowali krewnym, przyjaciołom i przełożonym, bo zaproszenie na ucztę było przywilejem elit. Nie zawsze jednak od razu podawano główne danie. W plemieniu Tupinambów jeniec żył na "półwolności", poślubiając niekiedy miejscową kobietę. Zjadano go dopiero kilka lat później. Dość powszechnym sposobem zdobycia ludzkiego mięsa była pospolita kradzież. W Australii na przykład, u ludu Naurinyeri, mąż mający tęgą żonę miał poważny kłopot. Musiał jej nieustannie pilnować, by nikt połowicy nie porwał na pieczeń. W Afryce Środkowej jeszcze w pierwszych latach XX wieku często można było - jak pisze w swoich wspomnieniach Jan Czekanowski - spotkać na targach krajowców oferujących na sprzedaż ćwiartkę wędzonego mięsa ludzkiego.
Brzucha i piersi nie tknę!
Generalna zasada określająca spożywanie drugiego człowieka opierała się na podziale dychotomicznym, czyli jadamy wyłącznie obcych (egzokanibalizm) lub tylko członków rodziny (endokanibalizm). W tym drugim wypadku obowiązywały często ścisłe regulacje. Jak twierdzi Luis-Vincent Thomas, "w społeczeństwach patrylinearnych Nowej Gwinei wybór dotyczył tradycyjnie trzech krewnych ze strony ojca, czterech ze strony matki i trzech z potomstwa".
Można było z konsumpcji wyłączyć te części ciała, które szanujemy. Pewien kameruński starzec przyznał, że owszem, zjadł trupa żony, ale zaznaczył - nie tknął brzucha ani piersi, bo te były mu zawsze bliskie. Na początku XX wieku misjonarze w Afryce usłyszeli taką oto tezę: "Zjadanie nieboszczyków jest dowodem szacunku, jakim ich darzymy, bo w ten sposób przejmujemy ich dusze. Tymczasem wy, biali, zakopujecie swoich zmarłych, pozwalając, by zjadało ich robactwo, najplugawsze stworzenie na ziemi".
Mózg, czyli rarytas
Zależnie od epoki i miejsca pewne części ciała były uprzywilejowane. Jak pisze znawczyni tematu Barbara Kopydłowska-Kaczorowska, w Queensland (Australia) najlepsze kąski stanowiły młode kobiety, na Archipelagu Bismarcka - dzieci, na Santa Isabel (Salomony) i Nowej Zelandii - kobiety i dzieci. Na Nowej Brytanii pewien wódz jadał nie narodzone dzieci i w tym celu kazał zabijać ciężarne kobiety. Na Aoba miejscowemu królowi co kilka dni należało podawać piersi młodych kobiet.
Za najważniejszy uważano jednak mózg, o czym świadczą ślady trepanacji na czaszkach. Upatrywano w nim główne źródło siły fizycznej, moralnej i seksualnej. Serce i wątroba miały być "zbiornikami" odwagi i inteligencji.
W celach leczniczych szamani zalecali spożywanie tłuszczu okołonerkowego. Odmładzać miały potrawy z dzieci. Wedle azteckich wierzeń, nie wszystkie części ciała zawierały tę samą ilość energii. Aztekowie dzielili ludzkie ciało wedle swojej hierarchii. Krew była pokarmem wyłącznie boskim. Władca spożywał pieczone serce najmężniejszego jeńca. Kapłani mieli prawo do pozostałych serc i głów. Resztę dzielono nawet na sześć części, w zależności od tego, ilu mężczyzn schwytało jeńca. Najznakomitszemu wojownikowi przysługiwał tułów i prawe udo (Montezuma, ostatni władca Azteków, witając Hiszpanów, przesłał im w darze ludzkie serca i uda). Tupinambowie rezerwowali fallusa dla kobiet, mózg i język dla dzieci, palce, tłuszcz i wątrobę dla gości.
Żywcem nad ogniem
Wierzono, że ofiara staje się jadalna dopiero po solidnych torturach. Obijano więc kijem całe ciało, miażdżono stawy i kończyny. Jeńcy pojmani przez wyspiarzy z Oceanii służyli na przykład jako rolki do wodowania nowych łodzi. Ofiary przypiekano żywcem nad ogniem. Jedną z wymyślniejszych form przygotowania towaru było zmuszanie człowieka do połknięcia małego rozgrzanego do białości kamienia. Śmierć w straszliwych męczarniach miała podnieść smak potrawy.
Krzysztof Arciszewski (1592-1656), wybitny Polak w służbie holenderskiej, zostawił opis brazylijskich Indian - jak pisał - Tapujów z prowincji Pernambuco. "Zdarzyło się, że umarł któryś z Tapujów (...). Krewni jego umyli trupa, wydobyli wnętrzności i oczyścili je z rozkładających się pokarmów, inne części ciała nieczyste też starannie obmyli, włosy i paznokcie poobcinali, a obcięte starannie zebrali. Następnie posiekali ciało na drobne części, nie brzydząc się żadnej, nawet genitaliów. Wszystko to bowiem usmażyli na ogniu, ze szczególną starannością zbierając do naczyń tłuszcz i sos ściekający kroplami przy pieczeniu (...). Czego zjeść nie mogli, jak włosy, paznokcie, zęby czy kości, to spopielili, a szczyptę tego popiołu po wrzuceniu do kubków spożyli w płynie i nie wstali wcześniej, dopóki całość nie została zjedzona".
Szczątki ludzkiego ciała, posokę, kostny proszek, często włączano do posiłku, mieszano z ryżem, prosem, bananami, orzechem kokosowym lub rozpuszczano w rozmaitych napojach. Aztekowie pokrojone kawałki mięsa ludzkiego gotowali z kukurydzą, solili, a w czasie świąt dodawali kwiaty dyni.
Jeść w tańcu
Na Nowej Irlandii bon ton zabraniał jadać ludzkie mięso na siedząco. Trzeba było jeść je w powolnym tańcu, bardzo uważając, by nic nie ugrzęzło w zębach, gdyż zdarzenie takie stanowiło zły omen dla konsumenta. Wedle arbitrów elegancji z plemienia Fakaleku na Madagaskarze, "nie powinno się wymiotować szczątkami krewnego". Jeśli ktoś się dopuścił takiego nietaktu, zobowiązany był zjeść ponownie wszystko, co zwrócił.
W czasie uczt roznoszono przekąski, czyli małe kawałki mięsa wycięte z twarzy, ud i innych części ciała. Podawano sałatki z oczu i jąder, plastry ze skóry, pito krew i spermę.
Wodzowie z Fidżi prowadzili rejestr skonsumowanych osobników, odkładając na pamiątkę każdej uczty kamień przed chatą. U jednego powstał kopczyk z 872 kamieni. Obżartucha spotkała zasłużona kara - został zjedzony przez wodza, który przed chatą uskładał tylko 400 kamieni.
Łykowaci Hiszpanie
Luke E. Demaitre, amerykański historyk, pisze: "Jedni zapewniali mnie na przykład, iż mięso ludzkie przypomina mięso kangura. Inni, że kai-kai człowieka, to to samo, co kai-kai świni". Wszyscy ludożercy, których poznał Demaitre, zgadzali się, że potrawy z ludzi są lekko słodkawe. Krajowcy z Nowej Gwinei twierdzili zaś, że mięso białych "za bardzo śmierdzi (głównie tytoniem) i jest za słone".
Znawcy chwalą natomiast smak mięsa z rasy żółtej. W końcu XIX wieku u wybrzeży wyspy Rossel rozbił się statek "Saint Paul" z 326 Chińczykami na pokładzie. Kiedy cztery miesiące po katastrofie do wyspy przybił francuski statek, marynarze zastali jednego nie zjedzonego przez tubylców Chińczyka. Francuzi, którzy w sprawach kuchni uważają się za wyrocznię, z pewną dumą przywołują relację de Rocheforta, że ludożercy szczególnie gustowali właśnie we Francuzach. Anglików uważali za niezłych, Holendrów za pozbawionych smaków, a Hiszpanie mieli być, ich zdaniem, tak łykowaci, że w praktyce byli niejadalni.
Dziś uważa się, że we współczesnym świecie kanibalizm może się przydarzyć w jakimś zapomnianym dzikim plemieniu na Borneo czy w amazońskiej dżungli. W cywilizowanym świecie jedynie wyjątkowo, podczas katastrof czy klęsk żywiołowych. Dlatego wielkim szokiem było przed siedmiu laty odkrycie kanibalizmu w szpitalach w Chinach kontynentalnych. Dr Zou Qin z Shenzen powiedziała reporterowi "Eastern Express", że zjadła już ponad sto płodów pochodzących z aborcji. "Z każdym kęsem ubywało mi lat" - wyznała. Coś w tym jest?
Część uczonych zakwestionowała wyniki jego badań, a opinia publiczna głośno protestowała. Reakcja była zrozumiała. Ślady ludożerczych praktyk znaleziono na wszystkich kontynentach, ale Brytyjczycy długo byli przekonani, że nie mają z tym nic wspólnego. Nieprawda. Wiele wskazuje na to, że wszyscy pochodzimy od ludożerców.
Żona na obiad
Najpopularniejszym sposobem zdobywania ludzkiego mięsa były polowania, a po nich - wojna. Zjedzenie wroga to ostateczny akt zwycięstwa, dlatego jeńcy wojenni byli w cenie. Azteccy wojownicy sami powstrzymywali się od jedzenia wrogów. Ich mięso darowali krewnym, przyjaciołom i przełożonym, bo zaproszenie na ucztę było przywilejem elit. Nie zawsze jednak od razu podawano główne danie. W plemieniu Tupinambów jeniec żył na "półwolności", poślubiając niekiedy miejscową kobietę. Zjadano go dopiero kilka lat później. Dość powszechnym sposobem zdobycia ludzkiego mięsa była pospolita kradzież. W Australii na przykład, u ludu Naurinyeri, mąż mający tęgą żonę miał poważny kłopot. Musiał jej nieustannie pilnować, by nikt połowicy nie porwał na pieczeń. W Afryce Środkowej jeszcze w pierwszych latach XX wieku często można było - jak pisze w swoich wspomnieniach Jan Czekanowski - spotkać na targach krajowców oferujących na sprzedaż ćwiartkę wędzonego mięsa ludzkiego.
Brzucha i piersi nie tknę!
Generalna zasada określająca spożywanie drugiego człowieka opierała się na podziale dychotomicznym, czyli jadamy wyłącznie obcych (egzokanibalizm) lub tylko członków rodziny (endokanibalizm). W tym drugim wypadku obowiązywały często ścisłe regulacje. Jak twierdzi Luis-Vincent Thomas, "w społeczeństwach patrylinearnych Nowej Gwinei wybór dotyczył tradycyjnie trzech krewnych ze strony ojca, czterech ze strony matki i trzech z potomstwa".
Można było z konsumpcji wyłączyć te części ciała, które szanujemy. Pewien kameruński starzec przyznał, że owszem, zjadł trupa żony, ale zaznaczył - nie tknął brzucha ani piersi, bo te były mu zawsze bliskie. Na początku XX wieku misjonarze w Afryce usłyszeli taką oto tezę: "Zjadanie nieboszczyków jest dowodem szacunku, jakim ich darzymy, bo w ten sposób przejmujemy ich dusze. Tymczasem wy, biali, zakopujecie swoich zmarłych, pozwalając, by zjadało ich robactwo, najplugawsze stworzenie na ziemi".
Mózg, czyli rarytas
Zależnie od epoki i miejsca pewne części ciała były uprzywilejowane. Jak pisze znawczyni tematu Barbara Kopydłowska-Kaczorowska, w Queensland (Australia) najlepsze kąski stanowiły młode kobiety, na Archipelagu Bismarcka - dzieci, na Santa Isabel (Salomony) i Nowej Zelandii - kobiety i dzieci. Na Nowej Brytanii pewien wódz jadał nie narodzone dzieci i w tym celu kazał zabijać ciężarne kobiety. Na Aoba miejscowemu królowi co kilka dni należało podawać piersi młodych kobiet.
Za najważniejszy uważano jednak mózg, o czym świadczą ślady trepanacji na czaszkach. Upatrywano w nim główne źródło siły fizycznej, moralnej i seksualnej. Serce i wątroba miały być "zbiornikami" odwagi i inteligencji.
W celach leczniczych szamani zalecali spożywanie tłuszczu okołonerkowego. Odmładzać miały potrawy z dzieci. Wedle azteckich wierzeń, nie wszystkie części ciała zawierały tę samą ilość energii. Aztekowie dzielili ludzkie ciało wedle swojej hierarchii. Krew była pokarmem wyłącznie boskim. Władca spożywał pieczone serce najmężniejszego jeńca. Kapłani mieli prawo do pozostałych serc i głów. Resztę dzielono nawet na sześć części, w zależności od tego, ilu mężczyzn schwytało jeńca. Najznakomitszemu wojownikowi przysługiwał tułów i prawe udo (Montezuma, ostatni władca Azteków, witając Hiszpanów, przesłał im w darze ludzkie serca i uda). Tupinambowie rezerwowali fallusa dla kobiet, mózg i język dla dzieci, palce, tłuszcz i wątrobę dla gości.
Żywcem nad ogniem
Wierzono, że ofiara staje się jadalna dopiero po solidnych torturach. Obijano więc kijem całe ciało, miażdżono stawy i kończyny. Jeńcy pojmani przez wyspiarzy z Oceanii służyli na przykład jako rolki do wodowania nowych łodzi. Ofiary przypiekano żywcem nad ogniem. Jedną z wymyślniejszych form przygotowania towaru było zmuszanie człowieka do połknięcia małego rozgrzanego do białości kamienia. Śmierć w straszliwych męczarniach miała podnieść smak potrawy.
Krzysztof Arciszewski (1592-1656), wybitny Polak w służbie holenderskiej, zostawił opis brazylijskich Indian - jak pisał - Tapujów z prowincji Pernambuco. "Zdarzyło się, że umarł któryś z Tapujów (...). Krewni jego umyli trupa, wydobyli wnętrzności i oczyścili je z rozkładających się pokarmów, inne części ciała nieczyste też starannie obmyli, włosy i paznokcie poobcinali, a obcięte starannie zebrali. Następnie posiekali ciało na drobne części, nie brzydząc się żadnej, nawet genitaliów. Wszystko to bowiem usmażyli na ogniu, ze szczególną starannością zbierając do naczyń tłuszcz i sos ściekający kroplami przy pieczeniu (...). Czego zjeść nie mogli, jak włosy, paznokcie, zęby czy kości, to spopielili, a szczyptę tego popiołu po wrzuceniu do kubków spożyli w płynie i nie wstali wcześniej, dopóki całość nie została zjedzona".
Szczątki ludzkiego ciała, posokę, kostny proszek, często włączano do posiłku, mieszano z ryżem, prosem, bananami, orzechem kokosowym lub rozpuszczano w rozmaitych napojach. Aztekowie pokrojone kawałki mięsa ludzkiego gotowali z kukurydzą, solili, a w czasie świąt dodawali kwiaty dyni.
Jeść w tańcu
Na Nowej Irlandii bon ton zabraniał jadać ludzkie mięso na siedząco. Trzeba było jeść je w powolnym tańcu, bardzo uważając, by nic nie ugrzęzło w zębach, gdyż zdarzenie takie stanowiło zły omen dla konsumenta. Wedle arbitrów elegancji z plemienia Fakaleku na Madagaskarze, "nie powinno się wymiotować szczątkami krewnego". Jeśli ktoś się dopuścił takiego nietaktu, zobowiązany był zjeść ponownie wszystko, co zwrócił.
W czasie uczt roznoszono przekąski, czyli małe kawałki mięsa wycięte z twarzy, ud i innych części ciała. Podawano sałatki z oczu i jąder, plastry ze skóry, pito krew i spermę.
Wodzowie z Fidżi prowadzili rejestr skonsumowanych osobników, odkładając na pamiątkę każdej uczty kamień przed chatą. U jednego powstał kopczyk z 872 kamieni. Obżartucha spotkała zasłużona kara - został zjedzony przez wodza, który przed chatą uskładał tylko 400 kamieni.
Łykowaci Hiszpanie
Luke E. Demaitre, amerykański historyk, pisze: "Jedni zapewniali mnie na przykład, iż mięso ludzkie przypomina mięso kangura. Inni, że kai-kai człowieka, to to samo, co kai-kai świni". Wszyscy ludożercy, których poznał Demaitre, zgadzali się, że potrawy z ludzi są lekko słodkawe. Krajowcy z Nowej Gwinei twierdzili zaś, że mięso białych "za bardzo śmierdzi (głównie tytoniem) i jest za słone".
Znawcy chwalą natomiast smak mięsa z rasy żółtej. W końcu XIX wieku u wybrzeży wyspy Rossel rozbił się statek "Saint Paul" z 326 Chińczykami na pokładzie. Kiedy cztery miesiące po katastrofie do wyspy przybił francuski statek, marynarze zastali jednego nie zjedzonego przez tubylców Chińczyka. Francuzi, którzy w sprawach kuchni uważają się za wyrocznię, z pewną dumą przywołują relację de Rocheforta, że ludożercy szczególnie gustowali właśnie we Francuzach. Anglików uważali za niezłych, Holendrów za pozbawionych smaków, a Hiszpanie mieli być, ich zdaniem, tak łykowaci, że w praktyce byli niejadalni.
Dziś uważa się, że we współczesnym świecie kanibalizm może się przydarzyć w jakimś zapomnianym dzikim plemieniu na Borneo czy w amazońskiej dżungli. W cywilizowanym świecie jedynie wyjątkowo, podczas katastrof czy klęsk żywiołowych. Dlatego wielkim szokiem było przed siedmiu laty odkrycie kanibalizmu w szpitalach w Chinach kontynentalnych. Dr Zou Qin z Shenzen powiedziała reporterowi "Eastern Express", że zjadła już ponad sto płodów pochodzących z aborcji. "Z każdym kęsem ubywało mi lat" - wyznała. Coś w tym jest?
Tragedia w Andach 13 października 1972 r. w Andach rozbił się samolot, którym podróżowała drużyna rugby z Urugwaju. Większość pasażerów przeżyła. Gdy dotarła do nich radiowa wiadomość, że zaprzestano poszukiwań, trzej z nich wyruszyli po pomoc. Nadeszła po 10 tygodniach. Rozbitkowie przeżyli, żywiąc się zwłokami współpasażerów. Przyjęli zasady, których starali się trzymać, ratując w ten sposób w swym mniemaniu resztki człowieczeństwa. Uzgodnili, że nie będą zjadać krewnych i kobiet. Głód na Ukrainie Do aktów kanibalizmu dochodziło na Ukrainie w 1933 r. podczas sztucznie wywołanej przez komunistów klęski głodu. W obawie przed ludojadami matki ostrzegały dzieci, by nie oddalały się od domu. Jak podaje ukraiński historyk Iwan Drejew, w jego wsi "było niemało wypadków ludożerstwa. Jedli swoich, którzy pomarli, jedli tych, których odwożono na cmentarz, bo ich prawie nie zakopywali w ziemi". Do podobnych zdarzeń dochodziło w mao-istowskich Chinach w czasach "wielkiego skoku". Niektóre rodziny wymieniały się dziećmi, ponieważ ludzie nie chcieli zjadać własnych. Sprawa Dahmera Amerykanin Albert Fish, nazywany "wilkołakiem z Wisterii", w latach 20. dokonał 15 morderstw. Jego ofiarami były przeważnie dzieci. Fish ćwiartował je i zjadał. Jego rekord pobił w latach 80. niejaki Jeffrey Dahmer, który grasował w Milwaukee. Jego ofiarami byli mężczyźni, najmłodszy miał 14 lat, a najstarszy 34 lata. Zamordował i zjadł 34 osoby. Za dokonane przestępstwa Dahmer został skazany na 957 lat więzienia. |
Więcej możesz przeczytać w 33/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.