Laureatów Oscarów poznamy dopiero 23 marca przyszłego roku, ale amerykańscy krytycy mają już swojego faworyta - "Road to Perdition" ("Droga do zatracenia") Sama Mendesa.
"Droga do zatracenia" Sama Mendesa może zdobyć nawet osiem Oscarów
Już w czasie pierwszego, premierowego weekendu w Stanach Zjednoczonych "Droga do zatracenia" pokonała przebojowe sequele - "Facetów w czerni" i "Stuarta malutkiego". Podbój Europy film Mendesa rozpocznie od festiwalu w Wenecji (29 sierpnia), na który został zgłoszony do głównego konkursu o Złote Lwy. Polska premiera jest planowana na 4 października.
Droga do piekła
Sam Mendes, reżyser "American Beauty", nakręcił film porównywany z "Ojcem chrzestnym" Francisa Forda Coppoli i "Chłopcami z ferajny" Martina Scorsese, czyli największymi osiągnięciami gatunku. Akcja rozgrywa się w czasach Wielkiego Kryzysu w Chicago, zaś głównym bohaterem jest zawodowy zabójca pracujący dla irlandzkiego gangu. Co prawda członkowie Amerykańskiej Akademii Filmowej nie przepadają za kryminałami, ale w przeddzień triumfu "Bez przebaczenia" to samo mówiło się o westernach, a nim na ekrany trafiło "Milczenie owiec" - o dreszczowcach.
"Road to Perdition", zanim stała się filmem, była powieścią rysunkową w odcinkach. Na scenariusz przerobił ją David Self (autor między innymi politycznego dreszczowca "13 dni", horroru "Nawiedzony", nowej wersji "Tożsamości Bournea"). Perdition to nazwa miasta, do którego zdążają bohaterowie, ale też eufemistyczne określenie piekła.
Mendes jak Midas
Sam Mendes, 37-letni Brytyjczyk, ma dar króla Midasa - wszystko, czego się dotknie, zamienia w złoto. Jest absolwentem Cambridge, gwiazdą słynnego Royal Shakespeare Company, wyspecjalizował się w odświeżaniu klasyki - od Czechowa po Tennessee Williamsa. Kiedy zdobył niemal wszystkie możliwe nagrody teatralne, zrealizował musical - najpierw w Londynie, a potem w Nowym Jorku wystawił "Kabaret". Odniósł tak wielki sukces, że Steven Spielberg zaproponował mu wyreżyserowanie "American Beauty". Filmowy debiut Mendesa akademia nagrodziła pięcioma Oscarami, w tym w najbardziej prestiżowych kategoriach: najlepszy film, najlepsza reżyseria. Ten kameralny komediodramat, zrealizowany za śmieszną (jak na Hollywood) sumę 15 milionów dolarów, tylko w Ameryce zarobił ponad 130 mln dolarów. Wśród splendorów, które spłynęły na reżysera, był także Order Imperium Brytyjskiego otrzymany z rąk Elżbiety II. Po tak oszałamiającym debiucie Mendes mógł przebierać w filmowych propozycjach, ale nie porzucił sceny. W jego spektaklach grają największe gwiazdy - w "Blue Room" obsadził na przykład Nicole Kidman.
Łowca Oscarów
Największą gwiazdą gangsterskiej story Mendesa jest Tom Hanks. Rekomendacja Spielberga wystarczyła, by dwukrotny zdobywa Oscara zgodził się zagrać w filmie, zanim przeczytał scenariusz. Droga Hanksa na hollywoodzki olimp nie była usłana różami, jak w wypadku Mendesa. Zanim został aktorem, chciał być prezenterem radiowym. W tym celu nauczył się mówić z szybkością karabinu maszynowego. Na sukces czekał długo. Był inspicjentem, dekoratorem i cieślą teatralnym. Potem zarabiał na życie, grając w telewizyjnych serialach komediowych. W jednym z nich występował przebrany za kobietę. Kinowy debiut Hanksa w niskobudżetowym dreszczowcu "He Knows Youre Alone" z 1980 r., przeszedł bez echa. Gaża 24-letniego aktora wynosiła wówczas osiemset dolarów. Dziś Hanks za pojawienie się przed kamerą dostaje 25 milionów dolarów.
Najpierw musiał jednak przekonać producentów i reżyserów, że ze swoją dziecięcą aparycją może być wiarygodny w rolach innych niż komediowe. Przełomem była "Filadelfia" Jonathana Demmea, choć wpływowe gejowskie lobby długo nie mogło się pogodzić z faktem, że bohatera umierającego na AIDS zagrał aktor heteroseksualny. Następne filmy potwierdziły wszechstronność Hanksa: był równie przekonujący jako filozofujący poczciwiec ("Forrest Gump"), dzielny kosmonauta ("Apollo 13"), żołnierz II wojny światowej ("Szeregowiec Ryan"), strażnik więzienny ("Zielona mila") czy współczesny Robinson Crusoe ("Cast Away - poza światem"). Z Meg Ryan stworzył idealny duet romantyczno-komediowy ("Bezsenność w Seattle", "Masz wiadomość", "Joe kontra wulkan").
Z perspektywy lat widać jednak, że filmy, które dla Ryan okazały się szczytowym punktem kariery, dla niego były jedynie przystankiem. W 1996 r. zadebiutował jako reżyser komedią muzyczną "Szaleństwa młodości", do której napisał kilka piosenek. Ostatnio para się również produkcją filmową i pisaniem scenariuszy. Występ u Mendesa świadczy, że aktor wciąż szuka nowych wyzwań. Jeśli "Droga do zatracenia" zarobi w Ameryce ponad sto milionów dolarów, Hanks dołączy do Harrisona Forda i Toma Cruisea, którym ta sztuka udała się już dziesięć razy.
Na razie idący od sukcesu do sukcesu aktor powrócił pod skrzydła Spielberga. W filmie "Catch Me If You Can" (amerykańska premiera 25 grudnia) wcielił się w agenta FBI ścigającego nastolatka fałszującego czeki (w tej roli Leonardo DiCaprio).
W imię ojca
Postać Michaela Sullivana w "Drodze do zatracenia" mocno odbiega od aktorskiego emploi Hanksa. Gra gangstera, wykonawcę mafijnych wyroków, "w branży" jest nazywany Aniołem Śmierci. Jak przystało na anioła, jest wzorowym mężem i ojcem. Boss (w tej roli Paul Newman) ma do niego wyraźną słabość, widzi w nim wręcz swego następcę. Kłopoty zaczynają się z chwilą, gdy starszy syn odkryje prawdę o profesji Sullivana. Zgodnie z mafijnymi zasadami powinien zostać zlikwidowany. Ofiarami morderców stają się jednak żona i młodszy syn bohatera. Sullivan chce się zemścić. Z czasem zdaje sobie sprawę, że niczego w ten sposób nie osiągnie. Zaczyna rozumieć, że choć on sam jest już potępiony, może jeszcze uratować duszę syna.
Hanksowi i Newmanowi partnerują Jennifer Jason Leigh ("Urodzeni mordercy", "Plac Waszyngtona"), Daniel Craig ("Elizabeth", "Tomb Raider") i Jude Law ("Utalentowany pan Ripley", "A.I."). Najciekawszą rolę ma ten ostatni: gra fotoreportera specjalizującego się w zdjęciach nieboszczyków do policyjnych kartotek. Tyle że niektórych z nich sam zabił na zlecenie mafii.
Wszystkie postacie są fikcyjne - z jednym wyjątkiem. Na ekranie pojawia się słynny Frank Nitti - prawa ręka Ala Capone, którego gra Stanley Tucci ("Ulubieńcy Ameryki", "Sen nocy letniej").
Zdjęcia do filmu wykonał Conrad L. Hall, hollywoodzki weteran. 76-letni operator (autor między innymi zdjęć do takich filmów, jak "Butch Cassidy i Sundance Kid" "Maratończyk" "American Beauty") ma na koncie dwa Oscary i dziewięć nominacji. Jest wielce prawdopodobne, że "Droga do zatracenia" powiększy tę kolekcję.
Droga do Oscarów
"To nie jest klasyczny film gangsterski, lecz historia rodzinna" - zapewnia Sam Mendes. To samo dałoby się powiedzieć o "Ojcu chrzestnym" czy "Rodzinie Soprano". Wybór między lojalnością a osobistym szczęściem był też osią dramaturgiczną "Dawno temu w Ameryce". Nawet jeśli "Droga do zatracenia" nie odkrywa Ameryki, są to całkiem niezłe konotacje. Zanim jednak film spodobał się krytykom i publiczności, jego twórcy przeżywali huśtawkę nastrojów. Przekroczono budżet, który ostatecznie urósł do 80 milionów dolarów. Szefowie DreamWorks musieli odsprzedać połowę udziałów Twentieth Century Fox. Premierę przesunięto o kilka miesięcy, bo producenci nie byli zachwyceni i żądali od Mendesa przeróbek. Podobne przygody były udziałem nowego filmu Martina Scorsese, "Gangs Of New York", opowiadającego o narodzinach zorganizowanej przestępczości w Ameryce w połowie XIX wieku. Obie produkcje miały wejść na ekrany tego samego dnia, ale szefowie Miramaxu zdecydowali, że film Scorsese będzie można zobaczyć w amerykańskich kinach dopiero na gwiazdkę. W Hollywood pojawiły się spekulacje, że skoro film Mendesa skierowano do kin, a dzieło Scorsese do poczekalni, oznacza to, że Brytyjczyk pobił już mistrza - przynajmniej w rachubach producentów. Oscarowe szanse "Drogi do zatracenia" szacuje się na pięć do ośmiu statuetek.
Już w czasie pierwszego, premierowego weekendu w Stanach Zjednoczonych "Droga do zatracenia" pokonała przebojowe sequele - "Facetów w czerni" i "Stuarta malutkiego". Podbój Europy film Mendesa rozpocznie od festiwalu w Wenecji (29 sierpnia), na który został zgłoszony do głównego konkursu o Złote Lwy. Polska premiera jest planowana na 4 października.
Droga do piekła
Sam Mendes, reżyser "American Beauty", nakręcił film porównywany z "Ojcem chrzestnym" Francisa Forda Coppoli i "Chłopcami z ferajny" Martina Scorsese, czyli największymi osiągnięciami gatunku. Akcja rozgrywa się w czasach Wielkiego Kryzysu w Chicago, zaś głównym bohaterem jest zawodowy zabójca pracujący dla irlandzkiego gangu. Co prawda członkowie Amerykańskiej Akademii Filmowej nie przepadają za kryminałami, ale w przeddzień triumfu "Bez przebaczenia" to samo mówiło się o westernach, a nim na ekrany trafiło "Milczenie owiec" - o dreszczowcach.
"Road to Perdition", zanim stała się filmem, była powieścią rysunkową w odcinkach. Na scenariusz przerobił ją David Self (autor między innymi politycznego dreszczowca "13 dni", horroru "Nawiedzony", nowej wersji "Tożsamości Bournea"). Perdition to nazwa miasta, do którego zdążają bohaterowie, ale też eufemistyczne określenie piekła.
Mendes jak Midas
Sam Mendes, 37-letni Brytyjczyk, ma dar króla Midasa - wszystko, czego się dotknie, zamienia w złoto. Jest absolwentem Cambridge, gwiazdą słynnego Royal Shakespeare Company, wyspecjalizował się w odświeżaniu klasyki - od Czechowa po Tennessee Williamsa. Kiedy zdobył niemal wszystkie możliwe nagrody teatralne, zrealizował musical - najpierw w Londynie, a potem w Nowym Jorku wystawił "Kabaret". Odniósł tak wielki sukces, że Steven Spielberg zaproponował mu wyreżyserowanie "American Beauty". Filmowy debiut Mendesa akademia nagrodziła pięcioma Oscarami, w tym w najbardziej prestiżowych kategoriach: najlepszy film, najlepsza reżyseria. Ten kameralny komediodramat, zrealizowany za śmieszną (jak na Hollywood) sumę 15 milionów dolarów, tylko w Ameryce zarobił ponad 130 mln dolarów. Wśród splendorów, które spłynęły na reżysera, był także Order Imperium Brytyjskiego otrzymany z rąk Elżbiety II. Po tak oszałamiającym debiucie Mendes mógł przebierać w filmowych propozycjach, ale nie porzucił sceny. W jego spektaklach grają największe gwiazdy - w "Blue Room" obsadził na przykład Nicole Kidman.
Łowca Oscarów
Największą gwiazdą gangsterskiej story Mendesa jest Tom Hanks. Rekomendacja Spielberga wystarczyła, by dwukrotny zdobywa Oscara zgodził się zagrać w filmie, zanim przeczytał scenariusz. Droga Hanksa na hollywoodzki olimp nie była usłana różami, jak w wypadku Mendesa. Zanim został aktorem, chciał być prezenterem radiowym. W tym celu nauczył się mówić z szybkością karabinu maszynowego. Na sukces czekał długo. Był inspicjentem, dekoratorem i cieślą teatralnym. Potem zarabiał na życie, grając w telewizyjnych serialach komediowych. W jednym z nich występował przebrany za kobietę. Kinowy debiut Hanksa w niskobudżetowym dreszczowcu "He Knows Youre Alone" z 1980 r., przeszedł bez echa. Gaża 24-letniego aktora wynosiła wówczas osiemset dolarów. Dziś Hanks za pojawienie się przed kamerą dostaje 25 milionów dolarów.
Najpierw musiał jednak przekonać producentów i reżyserów, że ze swoją dziecięcą aparycją może być wiarygodny w rolach innych niż komediowe. Przełomem była "Filadelfia" Jonathana Demmea, choć wpływowe gejowskie lobby długo nie mogło się pogodzić z faktem, że bohatera umierającego na AIDS zagrał aktor heteroseksualny. Następne filmy potwierdziły wszechstronność Hanksa: był równie przekonujący jako filozofujący poczciwiec ("Forrest Gump"), dzielny kosmonauta ("Apollo 13"), żołnierz II wojny światowej ("Szeregowiec Ryan"), strażnik więzienny ("Zielona mila") czy współczesny Robinson Crusoe ("Cast Away - poza światem"). Z Meg Ryan stworzył idealny duet romantyczno-komediowy ("Bezsenność w Seattle", "Masz wiadomość", "Joe kontra wulkan").
Z perspektywy lat widać jednak, że filmy, które dla Ryan okazały się szczytowym punktem kariery, dla niego były jedynie przystankiem. W 1996 r. zadebiutował jako reżyser komedią muzyczną "Szaleństwa młodości", do której napisał kilka piosenek. Ostatnio para się również produkcją filmową i pisaniem scenariuszy. Występ u Mendesa świadczy, że aktor wciąż szuka nowych wyzwań. Jeśli "Droga do zatracenia" zarobi w Ameryce ponad sto milionów dolarów, Hanks dołączy do Harrisona Forda i Toma Cruisea, którym ta sztuka udała się już dziesięć razy.
Na razie idący od sukcesu do sukcesu aktor powrócił pod skrzydła Spielberga. W filmie "Catch Me If You Can" (amerykańska premiera 25 grudnia) wcielił się w agenta FBI ścigającego nastolatka fałszującego czeki (w tej roli Leonardo DiCaprio).
W imię ojca
Postać Michaela Sullivana w "Drodze do zatracenia" mocno odbiega od aktorskiego emploi Hanksa. Gra gangstera, wykonawcę mafijnych wyroków, "w branży" jest nazywany Aniołem Śmierci. Jak przystało na anioła, jest wzorowym mężem i ojcem. Boss (w tej roli Paul Newman) ma do niego wyraźną słabość, widzi w nim wręcz swego następcę. Kłopoty zaczynają się z chwilą, gdy starszy syn odkryje prawdę o profesji Sullivana. Zgodnie z mafijnymi zasadami powinien zostać zlikwidowany. Ofiarami morderców stają się jednak żona i młodszy syn bohatera. Sullivan chce się zemścić. Z czasem zdaje sobie sprawę, że niczego w ten sposób nie osiągnie. Zaczyna rozumieć, że choć on sam jest już potępiony, może jeszcze uratować duszę syna.
Hanksowi i Newmanowi partnerują Jennifer Jason Leigh ("Urodzeni mordercy", "Plac Waszyngtona"), Daniel Craig ("Elizabeth", "Tomb Raider") i Jude Law ("Utalentowany pan Ripley", "A.I."). Najciekawszą rolę ma ten ostatni: gra fotoreportera specjalizującego się w zdjęciach nieboszczyków do policyjnych kartotek. Tyle że niektórych z nich sam zabił na zlecenie mafii.
Wszystkie postacie są fikcyjne - z jednym wyjątkiem. Na ekranie pojawia się słynny Frank Nitti - prawa ręka Ala Capone, którego gra Stanley Tucci ("Ulubieńcy Ameryki", "Sen nocy letniej").
Zdjęcia do filmu wykonał Conrad L. Hall, hollywoodzki weteran. 76-letni operator (autor między innymi zdjęć do takich filmów, jak "Butch Cassidy i Sundance Kid" "Maratończyk" "American Beauty") ma na koncie dwa Oscary i dziewięć nominacji. Jest wielce prawdopodobne, że "Droga do zatracenia" powiększy tę kolekcję.
Droga do Oscarów
"To nie jest klasyczny film gangsterski, lecz historia rodzinna" - zapewnia Sam Mendes. To samo dałoby się powiedzieć o "Ojcu chrzestnym" czy "Rodzinie Soprano". Wybór między lojalnością a osobistym szczęściem był też osią dramaturgiczną "Dawno temu w Ameryce". Nawet jeśli "Droga do zatracenia" nie odkrywa Ameryki, są to całkiem niezłe konotacje. Zanim jednak film spodobał się krytykom i publiczności, jego twórcy przeżywali huśtawkę nastrojów. Przekroczono budżet, który ostatecznie urósł do 80 milionów dolarów. Szefowie DreamWorks musieli odsprzedać połowę udziałów Twentieth Century Fox. Premierę przesunięto o kilka miesięcy, bo producenci nie byli zachwyceni i żądali od Mendesa przeróbek. Podobne przygody były udziałem nowego filmu Martina Scorsese, "Gangs Of New York", opowiadającego o narodzinach zorganizowanej przestępczości w Ameryce w połowie XIX wieku. Obie produkcje miały wejść na ekrany tego samego dnia, ale szefowie Miramaxu zdecydowali, że film Scorsese będzie można zobaczyć w amerykańskich kinach dopiero na gwiazdkę. W Hollywood pojawiły się spekulacje, że skoro film Mendesa skierowano do kin, a dzieło Scorsese do poczekalni, oznacza to, że Brytyjczyk pobił już mistrza - przynajmniej w rachubach producentów. Oscarowe szanse "Drogi do zatracenia" szacuje się na pięć do ośmiu statuetek.
Więcej możesz przeczytać w 33/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.