Film: "Asterix & Obelix: Misja Kleopatra" prezentuje abstrakcyjne. europejskie poczucie humory.
Tomasz Raczek: Panie Zygmuncie, czy wie pan, że największym przebojem filmowym tego lata okazała się wcale nie jedna z produkcji hollywoodzkich, lecz francuska - "Asterix & Obelix. Misja Kleopatra"?
Zygmunt Kałużyński: Możliwe, że jest to sukces komedii filmowej, ale ja - jako miłośnik komiksu - znalazłem się w sytuacji niepewnej. Tak się składa, że nasza publiczność poznaje wielkie komiksy dopiero za pośrednictwem filmów - "Batman", "Spider-Man", teraz "Asterix".
TR: Przecież to nie jest pierwszy sfilmowany "Asterix", panie Zygmuncie.
ZK: Tak, to już czwarty, bo pierwszy nakręcono w latach 60., a na dodatek były jeszcze krótkie filmy animowane. Jeśli jednak idzie o ekranizacje amerykańskich komiksów, to nie są one tak zubażające, bo tamte komiksy są znacznie prostsze, skierowane do szerokiej publiczności. "Asterix" to natomiast zupełnie wyjątkowa sprawa - komiks europejski, który zyskał rozgłos światowy. Dlatego film, jakikolwiek by był…
TR: Jak to "jakikolwiek by był"? Jak krytyk filmowy może powiedzieć coś takiego?! Przecież tak wiele zależy od tego, czy film jest dobry, czy zły, a ten, panie Zygmuncie, należy do udanych. Tym bardziej że dzięki angielskiemu poczuciu humoru reżysera, skądinąd Francuza Alaina Chabata, "Misja Kleopatra" zbliżyła się w nastroju do znanych filmów spod znaku Monthy Pythona. Mamy tu więc silnie zaznaczone abstrakcyjne, europejskie poczucie humoru, wzbogacone twórczym i udanym tłumaczeniem polskiej listy dialogowej.
ZK: Niemniej jednak jest to wciąż tylko udana farsa filmowa i nie zmienia to mego żalu, bo komiksowi stała się krzywda. "Asterix" to absolutny wyjątek w kulturze popularnej, u nas zupełnie nie znany z powodu braku kultury komiksowej. Dowiadujemy się o nim z filmu, a więc w sposób zdeformowany.
TR: Nie tak całkiem nie znany, panie Zygmuncie, bo pamiętam choćby z własnej młodości, że zbieraliśmy komiksy opowiadające o przygodach Asteriksa, wymienialiśmy się nimi. Były, co prawda, trudno dostępne, ale stanowiły jednak część kultury młodzieżowej. Może nie żadnej subkultury, ale kultury na pewno. Daję głowę, że wśród polskich widzów tego filmu jest wielu takich, którzy spotkali się wcześniej z komiksowym Asteriksem.
ZK: Niemniej jest to margines. A teraz odczytam panu dane z międzynarodowego słownika komiksu: do roku 1993 sprzedano na świecie 250 milionów komiksów o przygodach Asteriksa, z tego 91 milionów po francusku, 79 milionów w Niemczech i Austrii. "Asterix" jest wydawany prawie w trzydziestu państwach. Do tej pory wydano 22 albumy. Są one odbierane w sposób emocjonalny, bowiem w komiksie w każdej chwili można wrócić do początku, zatrzymać się przy obrazie. Przy tym ten obraz zrobiony jest przez twórczego grafika! Asterix i Obelix są traktowani w sposób karykaturalny. Z chwilą gdy jednego i drugiego wykonują - nawet w bardzo dobrej komedii - aktorzy, to jest to w stosunku do przeżycia, jakie przynosił komiks, deformacja i zubożenie.
TR: Czyli uważa pan, że komiksów w ogóle nie należy filmować?
ZK: Filmuje się komiksy dla tych, którzy znają oryginały i film jest dla nich uzupełnieniem. W Polsce natomiast zapoznajemy się z "Asteriksem" wyłącznie w formie komedyjki filmowej.
TR: Ale wielu widzom pozwala to odkryć nowe dla nich i bardzo świeże poczucie humoru, a także poczucie pewności siebie Europejczyka, postawionego w sytuacji totalnego zamieszania, jeśli idzie o hierarchię ważności i definicję kultur we współczesnym świecie, szczególnie w konfrontacji z ekspansją kultury amerykańskiej. Postacie zwycięskich Galów, podtrzymujących dumę Francuzów kilkadziesiąt lat temu, teraz pracują na dobre samopoczucie wszystkich Europejczyków.
ZK: Tak, tylko że ten komiks składa się z przedziwnych paradoksów. Jego dwaj autorzy nie są Francuzami.
TR: Goscinny i Uderzo.
ZK: Grafik Uderzo to Włoch, a Goscinny pochodził z Warszawy. Jego matka przyjechała z getta z Ukrainy. Dwóch cudzoziemców zrobiło narodowy komiks francuski, po czym został on uznany za najbardziej sensacyjny komiks minionego stulecia.
TR: Tę prawidłowość zachowano w filmie. Aktorka, która nieoczekiwanie stała się jego gwiazdą, to Włoszka Monica Bellucci odtwarzająca rolę Kleopatry. Od wielu lat, od czasów Sophii Loren i Giny Lollobrigidy, Włosi nie mieli aktorki, która tak bardzo nadawałaby się na emanującą seksapilem gwiazdę filmową.
ZK: Tylko że jest to, panie Tomaszu, następne fałszerstwo w stosunku do serii. Tam nie występują kobiety!
TR: Jak to?! Przecież "Misja Kleopatra" to ekranizacja istniejącego zeszytu!
ZK: Tak, ale tylko jednego. Autorzy filmu umyślnie wybrali jedyny album, gdzie występuje kobieta, żeby ją wprowadzić na ekran. Tymczasem dla "Asteriksa" charakterystyczne jest właśnie to, że nie występują w nim kobiety.
TR: Ale ten album istniał, a zekranizowano go między innymi dlatego, że był jednym z tych, które odniosły największy sukces.
ZK: Nieprawda, wcale nie ten album odniósł największy sukces. Sukces "Asteriksa" opierał się na dwóch osobach: Asteriksie i Obeliksie, którzy są wielkim osiągnięciem graficznym Uderzo.
TR: Na ekranie wyglądają podobnie.
ZK: Nie, proszę pana, zupełnie inaczej. Sława "Asteriksa" wzięła się stąd, że opowiada on o czasach starożytności, gdy Cezar podbił już całą Galię. Została jednak wioska, której Rzymianie nie zdołali podbić, w której mieszkają właśnie Asterix i Obelix. W gruncie rzeczy jest to treść polityczna, bo ta para ośmiesza Rzymian. Francuska gazeta "France-soir" przeprowadziła w swoim czasie ankietę, pytając czytelników, jaka postać najlepiej oddaje cechy prezydenta Valeryego Giscarda dEstaing. Jego zwolennicy uważali, że prezydent najbliższy jest Asteriksowi, a jego przeciwnicy, że przypomina Myszkę Mickey. Widzi pan więc, komiks pod względem zawartości, przeżyć odbiorcy, treści artystycznej jest zupełnie czym innym niż film, który jest tylko aluzją do niego. Udaną komedią, ale dla kogoś takiego jak ja, kto kocha "Asteriksa" i ma wszystkie albumy tego cyklu, rażącą deformacją.
Zygmunt Kałużyński: Możliwe, że jest to sukces komedii filmowej, ale ja - jako miłośnik komiksu - znalazłem się w sytuacji niepewnej. Tak się składa, że nasza publiczność poznaje wielkie komiksy dopiero za pośrednictwem filmów - "Batman", "Spider-Man", teraz "Asterix".
TR: Przecież to nie jest pierwszy sfilmowany "Asterix", panie Zygmuncie.
ZK: Tak, to już czwarty, bo pierwszy nakręcono w latach 60., a na dodatek były jeszcze krótkie filmy animowane. Jeśli jednak idzie o ekranizacje amerykańskich komiksów, to nie są one tak zubażające, bo tamte komiksy są znacznie prostsze, skierowane do szerokiej publiczności. "Asterix" to natomiast zupełnie wyjątkowa sprawa - komiks europejski, który zyskał rozgłos światowy. Dlatego film, jakikolwiek by był…
TR: Jak to "jakikolwiek by był"? Jak krytyk filmowy może powiedzieć coś takiego?! Przecież tak wiele zależy od tego, czy film jest dobry, czy zły, a ten, panie Zygmuncie, należy do udanych. Tym bardziej że dzięki angielskiemu poczuciu humoru reżysera, skądinąd Francuza Alaina Chabata, "Misja Kleopatra" zbliżyła się w nastroju do znanych filmów spod znaku Monthy Pythona. Mamy tu więc silnie zaznaczone abstrakcyjne, europejskie poczucie humoru, wzbogacone twórczym i udanym tłumaczeniem polskiej listy dialogowej.
ZK: Niemniej jednak jest to wciąż tylko udana farsa filmowa i nie zmienia to mego żalu, bo komiksowi stała się krzywda. "Asterix" to absolutny wyjątek w kulturze popularnej, u nas zupełnie nie znany z powodu braku kultury komiksowej. Dowiadujemy się o nim z filmu, a więc w sposób zdeformowany.
TR: Nie tak całkiem nie znany, panie Zygmuncie, bo pamiętam choćby z własnej młodości, że zbieraliśmy komiksy opowiadające o przygodach Asteriksa, wymienialiśmy się nimi. Były, co prawda, trudno dostępne, ale stanowiły jednak część kultury młodzieżowej. Może nie żadnej subkultury, ale kultury na pewno. Daję głowę, że wśród polskich widzów tego filmu jest wielu takich, którzy spotkali się wcześniej z komiksowym Asteriksem.
ZK: Niemniej jest to margines. A teraz odczytam panu dane z międzynarodowego słownika komiksu: do roku 1993 sprzedano na świecie 250 milionów komiksów o przygodach Asteriksa, z tego 91 milionów po francusku, 79 milionów w Niemczech i Austrii. "Asterix" jest wydawany prawie w trzydziestu państwach. Do tej pory wydano 22 albumy. Są one odbierane w sposób emocjonalny, bowiem w komiksie w każdej chwili można wrócić do początku, zatrzymać się przy obrazie. Przy tym ten obraz zrobiony jest przez twórczego grafika! Asterix i Obelix są traktowani w sposób karykaturalny. Z chwilą gdy jednego i drugiego wykonują - nawet w bardzo dobrej komedii - aktorzy, to jest to w stosunku do przeżycia, jakie przynosił komiks, deformacja i zubożenie.
TR: Czyli uważa pan, że komiksów w ogóle nie należy filmować?
ZK: Filmuje się komiksy dla tych, którzy znają oryginały i film jest dla nich uzupełnieniem. W Polsce natomiast zapoznajemy się z "Asteriksem" wyłącznie w formie komedyjki filmowej.
TR: Ale wielu widzom pozwala to odkryć nowe dla nich i bardzo świeże poczucie humoru, a także poczucie pewności siebie Europejczyka, postawionego w sytuacji totalnego zamieszania, jeśli idzie o hierarchię ważności i definicję kultur we współczesnym świecie, szczególnie w konfrontacji z ekspansją kultury amerykańskiej. Postacie zwycięskich Galów, podtrzymujących dumę Francuzów kilkadziesiąt lat temu, teraz pracują na dobre samopoczucie wszystkich Europejczyków.
ZK: Tak, tylko że ten komiks składa się z przedziwnych paradoksów. Jego dwaj autorzy nie są Francuzami.
TR: Goscinny i Uderzo.
ZK: Grafik Uderzo to Włoch, a Goscinny pochodził z Warszawy. Jego matka przyjechała z getta z Ukrainy. Dwóch cudzoziemców zrobiło narodowy komiks francuski, po czym został on uznany za najbardziej sensacyjny komiks minionego stulecia.
TR: Tę prawidłowość zachowano w filmie. Aktorka, która nieoczekiwanie stała się jego gwiazdą, to Włoszka Monica Bellucci odtwarzająca rolę Kleopatry. Od wielu lat, od czasów Sophii Loren i Giny Lollobrigidy, Włosi nie mieli aktorki, która tak bardzo nadawałaby się na emanującą seksapilem gwiazdę filmową.
ZK: Tylko że jest to, panie Tomaszu, następne fałszerstwo w stosunku do serii. Tam nie występują kobiety!
TR: Jak to?! Przecież "Misja Kleopatra" to ekranizacja istniejącego zeszytu!
ZK: Tak, ale tylko jednego. Autorzy filmu umyślnie wybrali jedyny album, gdzie występuje kobieta, żeby ją wprowadzić na ekran. Tymczasem dla "Asteriksa" charakterystyczne jest właśnie to, że nie występują w nim kobiety.
TR: Ale ten album istniał, a zekranizowano go między innymi dlatego, że był jednym z tych, które odniosły największy sukces.
ZK: Nieprawda, wcale nie ten album odniósł największy sukces. Sukces "Asteriksa" opierał się na dwóch osobach: Asteriksie i Obeliksie, którzy są wielkim osiągnięciem graficznym Uderzo.
TR: Na ekranie wyglądają podobnie.
ZK: Nie, proszę pana, zupełnie inaczej. Sława "Asteriksa" wzięła się stąd, że opowiada on o czasach starożytności, gdy Cezar podbił już całą Galię. Została jednak wioska, której Rzymianie nie zdołali podbić, w której mieszkają właśnie Asterix i Obelix. W gruncie rzeczy jest to treść polityczna, bo ta para ośmiesza Rzymian. Francuska gazeta "France-soir" przeprowadziła w swoim czasie ankietę, pytając czytelników, jaka postać najlepiej oddaje cechy prezydenta Valeryego Giscarda dEstaing. Jego zwolennicy uważali, że prezydent najbliższy jest Asteriksowi, a jego przeciwnicy, że przypomina Myszkę Mickey. Widzi pan więc, komiks pod względem zawartości, przeżyć odbiorcy, treści artystycznej jest zupełnie czym innym niż film, który jest tylko aluzją do niego. Udaną komedią, ale dla kogoś takiego jak ja, kto kocha "Asteriksa" i ma wszystkie albumy tego cyklu, rażącą deformacją.
Więcej możesz przeczytać w 33/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.