Czy ty masz pojęcie, jak i kiedy powstała margaryna?
Drogi Bobku!
Właśnie wyczytałem, że było to we Francji w roku 1869, kiedy Napoleon III obiecał wysoką nagrodę za "tanie masło dla armii, floty i biedaków". Niejaki Hyppolite Mege-Mouries w odpowiedzi na apel cesarza sporządził tłustą masę z mielonych krowich wymion, mleka i łoju wołowego. I takie były początki "masła roślinnego". Z czasem łój wymieniono na olej, a wymiona zastąpiono tranem.
Nie mam nic przeciwko tranowi. W dzieciństwie nikt mnie nim nie męczył i pijałem go tylko w gościnie u rówieśników nieszczęśników. Na oczach regularnie torturowanego wielorybim tłuszczem kolegi (albo koleżanki) i - co gorsza - w obecności jego matki sadystki ja, podły zdrajca, łykałem gęsty, mdły płyn i oblizywałem się z uśmiechem. Margaryny jednak nie znoszę. Popatrz - każdy tłuszcz spożywczy ma jakąś swoją kulinarną zaletę, tylko nie ona. Chyba żeby na serio brać kwestię cholesterolu, ale na szczęście obaj wypijamy dość alkoholu, by nas to mogło dotyczyć. Ja wiem, że jest tańsza niż masło, ale już wolałbym jeść suchy chleb niż posmarowany czymś takim.
Margarynę chwali powieściopisarka Joanna Chmielewska, która w swojej książce kucharskiej oprócz innych herezji głosi, że w margarynie najlepiej smażą się frytki. Chwali ją także siostra Anastazja Pustelnik ze Zgromadzenia Córek Bożej Miłości, autorka książki z przepisami na 103 ciasta, prawie wszystkie z margaryną, jak nie samo ciasto, to krem. O Boże!
Twój Bikont Tłusty, Ale Maślany
Postscriptum. Znasz ten dialog zasłyszany na Dworcu Wileńskim w Warszawie?
- Panie kolejarzu, ten pociąg to na Tłuszcz?
- Nie, na parę!
Piotrze!
DotknąłeŚ struny czuŁej a brzmiącej wyłącznie molowo i złowieszczo. Cenię wolność wyboru, więc jeśli ktoś chce, niech smaruje sobie pieczywo mazią o konsystencji towotu, przyklejającą się do zębów, psującą swym technicznym smakiem każdą masę, każde mięso, każdy kawałek chleba. Ja tego dotykać nie zamierzam, ale głośno protestuję, gdy do podobnych aktów barbarzyństwa jestem zmuszany. A zdarza się w niektórych hotelach, że podają do śniadania wyłącznie margarynę. Ileż kopii musiałem skruszyć, by zabrano mi sprzed oczu to paskudztwo. Gdy proszę w Warsie o bułkę z żółtym serem (a ponad to zamówienie staram się w PKP nie wychodzić), wyraźnie zaznaczam, że ma być z masłem. Kilka razy nie powiedziałem nic i dostałem z tym czymś, co podobno najlepiej smakuje na działkach. Swoją drogą trzeba wziąć niezłą działkę, by wymyślić podobną niedorzeczność.
Mleczarnie też wpadły na chytry pomysł i robią tzw. miksełka, czyli mieszanki masła z margaryną. Niech robią, ich sprawa, lecz nadają im formę masłopodobnej kostki i trzeba się bardzo uważnie wczytać w treść etykiety, by wykryć produkt masłopodobny. Wiele razy łapałem w pośpiechu za masło, a w domu okazywało się, że mam coś, czego nigdy nie kupiłbym z własnej, nieprzymuszonej woli. I jeszcze niektóre z tych maślanych bękartów nazywane są równie bezczelnie, co eufemistycznie masełkami, by dodatkowo zmylić przeciwnika. Zmysłów powonienia i smaku oszukać się jednak nie da. I dlatego też obaj wiemy, mój przyjacielu, że tak jak Polska od Bałtyku odepchnąć się nie da, tak my jeść margaryn nie będziemy. Tak nam dopomóż Lukullus i Gargantua! Howgh!
Twój bojowo nastawiony RM
Więcej możesz przeczytać w 34/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.