Skoro istnieją polscy haiderowcy - wyznawcy haideryzmu, zwolennicy polskiego Haidera, Jana Haidera - i skoro stanowią oni co najmniej kilkanaście procent obywateli naszego kraju, to Polska na gwałt potrzebuje swojego Haidera. Polska potrzebuje swojego Haidera także dlatego, że Polska potrzebuje poważnej, rzetelnej i rzeczowej debaty o coraz bardziej dotyczących naszego kraju procesach globalizacyjnych, o modernizowaniu Polski oraz o spodziewanym przystąpieniu do Unii Europejskiej. A takiej debaty nie da się prowadzić, gdy nie bardzo wiadomo, z kim można by ją poprowadzić. Gdy nie wiadomo, kto reprezentuje przeciwników procesu globalizacji i dalszego otwierania naszego kraju na świat, gdy nie wiadomo, kto nie chce modernizowania polskiej wsi, polskiego górnictwa i hutnictwa, gdy nie wiadomo, kto nie chce rozbicia polskich monopoli i poddania działających w Polsce przedsiębiorstw międzynarodowej konkurencji. Gdy ciągle nie wiadomo, co polski Haider zamierza zaproponować Polakom w zamian. A nie wiadomo, bo aspirujący do roli polskiego Haidera politycy nie chcą podjąć rękawicy i stanąć do dyskusji, bo cały czas zwodzą i uchylają się (mimo płynących do nich zaproszeń), jak to było na przykład podczas zorganizowanego przez Forum Dialogu pod koniec 1999 r. w Sali Kongresowej prareferendum w sprawie przystąpienia do Unii Europejskiej i poprzedzającej to głosowanie debaty.
Pytania do polskiego Haidera są banalnie proste. Oto kilka z nich. Jeśli nie zmodernizujemy polskiego rolnictwa, kto będzie kupował i do tego jadł drogą, ale za to nie zawsze najlepszej jakości żywność wytwarzaną przez miliony utrudzonych polskich rolników? Jan Haider? Jeśli nie zrestrukturyzujemy polskiego górnictwa, kto będzie kupował drogi polski węgiel masowo wydobywany przez polskich górników i kto zechce płacić za drogą energię wytwarzaną z coraz droższego polskiego węgla? Kto będzie oszczędzał pieniądze w polskich, kulejących, nie wytrzymujących międzynarodowej konkurencji bankach? Kto będzie dopłacał do nierentownych, ale za to czysto polskich linii kolejowych i autobusowych? Kto będzie utrzymywał te zbankrutowane polskie fabryki, które nie potrafią sobie poradzić nawet na polskim rynku? Który z cudzoziemców zechce się dzielić z nami swoją wiedzą i doświadczeniem, pracować z nami w Polsce, jeśli "Polska ma być dla Polaków"? Kto będzie kupować nadwyżkę wytwarzanych w Polsce produktów, których nie uda się nam wyeksportować, jeśli zamkniemy swoje granice dla towarów z importu? Kto będzie jeździł polonezem, orał ursusem, robił zakupy w osiedlowym sklepiku i wyciskał do herbaty sok z polskiej kiszonej kapusty zamiast soku z cytryny? Jan Haider z rodziną?
"Niech na całym świecie wojna, byle polska wieś zaciszna, byle polska wieś spokojna" - na początku tego wieku skonstatował w "Weselu" Dziennikarz. "Nieważne, czy Polska będzie bogata czy biedna, ważne, żeby była katolicka!" - sto lat później kontynuuje ten sam chocholi taniec polityk ZChN Henryk Goryszewski. Obiecując, że można do woli korzystać z owoców globalnej konkurencji (a więc na przykład jeździć dobrymi samochodami i nosić dobre dżinsy), nie uczestnicząc w tejże globalnej konkurencji (a więc nie starając się za wszelką cenę wyprodukować najlepszych na świecie samochodów i dżinsów), polscy Haiderowie swoich potencjalnych wyborców albo bez skrupułów okłamują albo powtarzają im nieprawdę, bo prawdy sami nie są w stanie pojąć.
"Narodowy populizm jest gorączką, którą wywołuje europejska epidemia socjaldemokratyzmu, etatyzmu, przeregulowania gospodarki i strachu przed konkurencją w warunkach ekonomii globalnej. Gorączka ta ogarnia również Polskę" - napisał Bogusław Mazur w okładkowym artykule zatytułowanym "Kto będzie polskim Haiderem?" Kto więc nim zostanie i poprowadzi swój elektorat prosto w przeszłość? Jan Łopuszański? Andrzej Lepper? Tadeusz Wilecki? Polskiego Haidera (ktokolwiek by nim w końcu został), gdy się tylko objawi, wyzywam na pojedynek - zmierzmy się na argumenty, porozmawiajmy, czy Polska powinna podążać na Zachód, czyli w kierunku Unii Europejskiej (bo przecież do amerykańskiej NAFTA nierozsądnie daleko), czy też może raczej w przeciwną stronę - na Wschód? Podyskutujmy publicznie, jaka jest realna alternatywa dla modernizacji naszego kraju: dla modernizacji naszego rolnictwa, hutnictwa, górnictwa i naszej bankowości? Jaka jest realna alternatywa dla otwierania Polski na świat i stawania do globalnego wyścigu, nawet za cenę ogromnego wysiłku i stresu oraz przy założeniu wysokiego ryzyka przegranej?
Wskazanie miejsca pojedynku i wybranie rodzaju medium pozostawiam polskiemu Haiderowi, a uzgodnienie wszystkich koniecznych szczegółów - naszym sekundantom.
Pytania do polskiego Haidera są banalnie proste. Oto kilka z nich. Jeśli nie zmodernizujemy polskiego rolnictwa, kto będzie kupował i do tego jadł drogą, ale za to nie zawsze najlepszej jakości żywność wytwarzaną przez miliony utrudzonych polskich rolników? Jan Haider? Jeśli nie zrestrukturyzujemy polskiego górnictwa, kto będzie kupował drogi polski węgiel masowo wydobywany przez polskich górników i kto zechce płacić za drogą energię wytwarzaną z coraz droższego polskiego węgla? Kto będzie oszczędzał pieniądze w polskich, kulejących, nie wytrzymujących międzynarodowej konkurencji bankach? Kto będzie dopłacał do nierentownych, ale za to czysto polskich linii kolejowych i autobusowych? Kto będzie utrzymywał te zbankrutowane polskie fabryki, które nie potrafią sobie poradzić nawet na polskim rynku? Który z cudzoziemców zechce się dzielić z nami swoją wiedzą i doświadczeniem, pracować z nami w Polsce, jeśli "Polska ma być dla Polaków"? Kto będzie kupować nadwyżkę wytwarzanych w Polsce produktów, których nie uda się nam wyeksportować, jeśli zamkniemy swoje granice dla towarów z importu? Kto będzie jeździł polonezem, orał ursusem, robił zakupy w osiedlowym sklepiku i wyciskał do herbaty sok z polskiej kiszonej kapusty zamiast soku z cytryny? Jan Haider z rodziną?
"Niech na całym świecie wojna, byle polska wieś zaciszna, byle polska wieś spokojna" - na początku tego wieku skonstatował w "Weselu" Dziennikarz. "Nieważne, czy Polska będzie bogata czy biedna, ważne, żeby była katolicka!" - sto lat później kontynuuje ten sam chocholi taniec polityk ZChN Henryk Goryszewski. Obiecując, że można do woli korzystać z owoców globalnej konkurencji (a więc na przykład jeździć dobrymi samochodami i nosić dobre dżinsy), nie uczestnicząc w tejże globalnej konkurencji (a więc nie starając się za wszelką cenę wyprodukować najlepszych na świecie samochodów i dżinsów), polscy Haiderowie swoich potencjalnych wyborców albo bez skrupułów okłamują albo powtarzają im nieprawdę, bo prawdy sami nie są w stanie pojąć.
"Narodowy populizm jest gorączką, którą wywołuje europejska epidemia socjaldemokratyzmu, etatyzmu, przeregulowania gospodarki i strachu przed konkurencją w warunkach ekonomii globalnej. Gorączka ta ogarnia również Polskę" - napisał Bogusław Mazur w okładkowym artykule zatytułowanym "Kto będzie polskim Haiderem?" Kto więc nim zostanie i poprowadzi swój elektorat prosto w przeszłość? Jan Łopuszański? Andrzej Lepper? Tadeusz Wilecki? Polskiego Haidera (ktokolwiek by nim w końcu został), gdy się tylko objawi, wyzywam na pojedynek - zmierzmy się na argumenty, porozmawiajmy, czy Polska powinna podążać na Zachód, czyli w kierunku Unii Europejskiej (bo przecież do amerykańskiej NAFTA nierozsądnie daleko), czy też może raczej w przeciwną stronę - na Wschód? Podyskutujmy publicznie, jaka jest realna alternatywa dla modernizacji naszego kraju: dla modernizacji naszego rolnictwa, hutnictwa, górnictwa i naszej bankowości? Jaka jest realna alternatywa dla otwierania Polski na świat i stawania do globalnego wyścigu, nawet za cenę ogromnego wysiłku i stresu oraz przy założeniu wysokiego ryzyka przegranej?
Wskazanie miejsca pojedynku i wybranie rodzaju medium pozostawiam polskiemu Haiderowi, a uzgodnienie wszystkich koniecznych szczegółów - naszym sekundantom.
Więcej możesz przeczytać w 18/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.