O miłości można marzyć,miłosierdzie można tylko czynić
Moje rozważania pod tatrzańskim kamieniem na krakowskich Błoniach, przez które jeszcze raz przewalił się wa-lec historycznych wydarzeń, się przedłużają. Nie mogę na to nic poradzić. Zbyt długo brałem udział w tej polskiej i nie tylko polskiej zawierusze, by się nagle położyć pod drzewem i spokojnie zasnąć. Zmuszony do wycofania się na tyły, ku kresowi, a nie początkowi żywota, jednak te początki wspominam. Oto dwa tygodnie temu, gdy moi koledzy z Watykańskiego Biura Prasy przechodzili kontrolę na lotnisku Fiumicino, wspomniałem i własne tego rodzaju przygody. Miałem tylko długopis i torbę. Obwąchał mnie antynarkotykowy pies i po wszystkim. Ekipy telewizyjne z olbrzymim sprzętem dopiero miały kontrolę!
Chociaż i ja miałem przeprawę z psem. Lecąc przed laty z Krakowa do Rzymu, zabrałem na prośbę żony Jerzego Turowicza około stu paczek extra mocnych. Jerzy palił non stop, a papierosy we Włoszech były bardzo drogie. Zwłaszcza gouloise-bleu, których smak przypominał Jerzemu te nieosiągalne przy naszych zasobach pieniężnych paryskie gouloise. W dodatku wszyscy intelektualiści na świecie - nie wyłączając intelektualistów katolickich - palili wtedy albo faje, albo gouloise (wpływ Sartra?).
Pies na lotnisku Fiumicino (cave canem!, czyli: strzeż się psa!) szarpał z wściekłością moją torbę, a żandarm sięgał już po pistolet, gdy torba pękła i wyleciało z niej pęto świeżej wiejskiej kiełbasy przywiezionej przez śp. księdza Józefa Tischnera z Tatr.
Dzisiaj może nie pora na takie krotochwile, ale mnie jest naprawdę pogodnie na duszy. Tłumaczę się nieco przed Czytelnikami, że kontynuuję tematykę, która już zapewne wyczerpała i mass media, i odbiorcę. Bo wszyscy wciąż pytali, jaką niespodziankę szykuje nam papież albo co nam nowego powie o miłosierdziu.
Pytania nie były mądre, bo papież nie jest Świętym Mikołajem. Wielką niespodzianką był on sam, ponieważ zdecydował się przy swoim stanie zdrowia przylecieć do Polski. Tylko nam się wydawało, że było to łatwe i na stałe rozpogodzi niebo nad światem.
A przecież wokół nas wciąż wybucha jakiś horror. Katastrofalne powodzie, katastrofalne mordy i rzezie plemienne, Saddam Husajn być może skrywający pocisk atomowy w cygarze, tonąca w głodzie Korea Północna, dziura po wieżach nowojorskich ziejąca pośrodku Manhattanu - to wszystko trwa nadal, było obecne i w jego myślach, gdy leciał do Łagiewnik.
A co z tego wyniknie, dziennikarz nic widzieć nie może. (Chyba że Adam Szostkiewicz, bo on o Kościele wie wszystko).
Poza tym myślę teraz, że o miłosierdziu o wiele trudniej jest medytować niż o miłości. Dlaczego? Bo o miłości można marzyć. Miłosierdzie można tylko czynić.
Chociaż i ja miałem przeprawę z psem. Lecąc przed laty z Krakowa do Rzymu, zabrałem na prośbę żony Jerzego Turowicza około stu paczek extra mocnych. Jerzy palił non stop, a papierosy we Włoszech były bardzo drogie. Zwłaszcza gouloise-bleu, których smak przypominał Jerzemu te nieosiągalne przy naszych zasobach pieniężnych paryskie gouloise. W dodatku wszyscy intelektualiści na świecie - nie wyłączając intelektualistów katolickich - palili wtedy albo faje, albo gouloise (wpływ Sartra?).
Pies na lotnisku Fiumicino (cave canem!, czyli: strzeż się psa!) szarpał z wściekłością moją torbę, a żandarm sięgał już po pistolet, gdy torba pękła i wyleciało z niej pęto świeżej wiejskiej kiełbasy przywiezionej przez śp. księdza Józefa Tischnera z Tatr.
Dzisiaj może nie pora na takie krotochwile, ale mnie jest naprawdę pogodnie na duszy. Tłumaczę się nieco przed Czytelnikami, że kontynuuję tematykę, która już zapewne wyczerpała i mass media, i odbiorcę. Bo wszyscy wciąż pytali, jaką niespodziankę szykuje nam papież albo co nam nowego powie o miłosierdziu.
Pytania nie były mądre, bo papież nie jest Świętym Mikołajem. Wielką niespodzianką był on sam, ponieważ zdecydował się przy swoim stanie zdrowia przylecieć do Polski. Tylko nam się wydawało, że było to łatwe i na stałe rozpogodzi niebo nad światem.
A przecież wokół nas wciąż wybucha jakiś horror. Katastrofalne powodzie, katastrofalne mordy i rzezie plemienne, Saddam Husajn być może skrywający pocisk atomowy w cygarze, tonąca w głodzie Korea Północna, dziura po wieżach nowojorskich ziejąca pośrodku Manhattanu - to wszystko trwa nadal, było obecne i w jego myślach, gdy leciał do Łagiewnik.
A co z tego wyniknie, dziennikarz nic widzieć nie może. (Chyba że Adam Szostkiewicz, bo on o Kościele wie wszystko).
Poza tym myślę teraz, że o miłosierdziu o wiele trudniej jest medytować niż o miłości. Dlaczego? Bo o miłości można marzyć. Miłosierdzie można tylko czynić.
Więcej możesz przeczytać w 35/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.