Niezależna młodzież na Białorusi zazdrości nam disco polo, bo jest nasze własne, a u nich wszystko było zawsze sowieckie
Disco polo zdechło. Już od paru lat miało się źle, ale teraz wyciągnęło kopyta jak krowa rażona piorunem i zdechło. Symbolicznym gwoździem do trumny stał się fakt usunięcia sztandarowego programu muzyki discopolowej "Disco Relax" z anteny Polsatu.
Niedobitki tej wielkiej kiedyś armii błąkają się jeszcze między festynem na prowincji a wiejskim weselem, ale ich los - podobnie jak polski wymiar sprawiedliwości - jest już przesądzony. A było tak pięknie i tak cudownie. Miliony sprzedanych płyt, tłumy na koncertach i "Disco Relax" z oglądalnością lepszą niż seriale "Dynastia" i "Klan" razem wzięte. Słyszałem o proboszczach, którzy przesuwali godziny niedzielnych mszy, aby lud mógł sobie obejrzeć "Disco Relax", a w nim najnowsze hity gwiazd gatunku, czyli Shazzy, Boysów czy zespołu Bayer Full.
Disco polo było nie tylko gatunkiem muzycznym, ale także czymś w rodzaju fenomenu narodowego. Zagadkę popularności wykonawców discopolowych analizowali socjolodzy i dziennikarze. Dzięki disco polo Kwaśniewski został prezydentem, a Sławek Świeżyński milionerem. Świeżyński, wokalista grupy Bayer Full, usiłował wykorzystać popularność disco polo i zrobić karierę polityczną. Startował na posła z ramienia PSL. Posłem nie został, ale był jedynym w historii kandydatem na posła, który na samej kampanii wyborczej nie stracił, tylko zarobił. Przedsiębiorczy muzyk sprzedawał bilety na swoje wiece wyborcze, które były koncertami, i na swoje koncerty, które stawały się wiecami. Słono bulić musieli także kumple z PSL za to, że Sławek pojawił się z gitarą na ich imprezach.
W "Gazecie Wyborczej" ukazał się tekst o niezależnej, zbuntowanej młodzieży na Białorusi, która wypowiadała się, że zazdrości nam disco polo, bo to jest nasze własne, polskie, a u nich wszystko - łącznie z muzyką w dyskotekach - było zawsze sowieckie. Jednym słowem disco polo urastało do rangi sztandaru, a bywało, że do rangi czegoś jeszcze więcej. Mnożyły się analizy socjologów i speców od kultury masowej. Pojawiały się prace magisterskie i doktorskie. Sześć lat temu, gdy disco polo było na absolutnym topie, napisałem okrutnie złośliwą piosenkę wykpiwającą gwiazdy gatunku, zatytułowaną "Shazza, moja miłość". Gdy Big Cyc grał ten numer na koncertach, młodzież wyła z zachwytu, bo niechęć do disco polo jednoczyła wszystkich rockowców. W refrenie piosenki pojawiał się zwrot "Shazza, Shazza, Shazza, doprowadzisz mnie do cmentarza". Wkrótce dotarła do mnie wieść, że wokalistka Shazza (z zawodu bufetowa) jest obrażona i gotowa wytoczyć proces o zniesławienie. Byłem zachwycony, bo w Polsce nikt dawno się o piosenkę nie procesował i takie wydarzenie z pewnością podniosłoby nakład płyt Big Cyca. Niestety, do procesu nie doszło, bo inteligentny menedżer wytłumaczył Shazzie, że na tym całym zamieszaniu Big Cyc z pewnością zyska, a ona straci.
Przyznam się, że oglądałem świętej pamięci "Disco Relax" z wielką przyjemnością. Najnowsze teledyski takich wykonawców, jak Kis Stawski, Mona Lisa, Waldemar czy grupa Boys, były tak kiczowate, że aż śmieszne. Ich grafomańskie piosenki były zabawniejsze od dialogów z "Rejsu" czy "Misia". Taka choćby słynna fraza "Bierz, co chcesz, nawet deszcz" czyż nie jest lepsza niż nawet najbardziej oryginalne, "poetyckie" powiedzonka Wałęsy. Niestety, już nie usłyszymy ani "Bara, bara, bara, riki tiki tak, jeśli masz ochotę, daj mi tylko znak" Boysów, ani słynnego "Majteczki w kropeczki" grupy Bayer Full. Paradoksalnie, chłopaki grający wiejskie disco polo byli bardziej wrażliwi i uzdolnieni od twórców modnego dziś techno. Każdy kretyn może być twórcą techno, jeśli tylko ma komputer w domu. Żeby grać disco polo, trzeba było dobrze opanować sztukę grania na klawiszach Casio czy gitarze i śpiewać niczym piękny Cygan przy ognisku, a to jest nieco trudniejsze niż technołupanka na dwa przyciski.
Ech... nie ma co, żal disco polo i tyle. Łza się w oku kręci. Z kogo teraz będziemy się śmiać? Czy nie rozumiecie, że bez was będzie tu smutniej. Chłopaki i dziewczyny, wracajcie! Shazza, przepraszam cię! Ja tylko żartowałem. n
PS. Niech ktoś szybko zadzwoni do Solorza i namówi go na powrót programu "Disco Relax", bo jak Agora kupi Polsat, to tam będzie śpiewał już tylko Czesław Miłosz.
Niedobitki tej wielkiej kiedyś armii błąkają się jeszcze między festynem na prowincji a wiejskim weselem, ale ich los - podobnie jak polski wymiar sprawiedliwości - jest już przesądzony. A było tak pięknie i tak cudownie. Miliony sprzedanych płyt, tłumy na koncertach i "Disco Relax" z oglądalnością lepszą niż seriale "Dynastia" i "Klan" razem wzięte. Słyszałem o proboszczach, którzy przesuwali godziny niedzielnych mszy, aby lud mógł sobie obejrzeć "Disco Relax", a w nim najnowsze hity gwiazd gatunku, czyli Shazzy, Boysów czy zespołu Bayer Full.
Disco polo było nie tylko gatunkiem muzycznym, ale także czymś w rodzaju fenomenu narodowego. Zagadkę popularności wykonawców discopolowych analizowali socjolodzy i dziennikarze. Dzięki disco polo Kwaśniewski został prezydentem, a Sławek Świeżyński milionerem. Świeżyński, wokalista grupy Bayer Full, usiłował wykorzystać popularność disco polo i zrobić karierę polityczną. Startował na posła z ramienia PSL. Posłem nie został, ale był jedynym w historii kandydatem na posła, który na samej kampanii wyborczej nie stracił, tylko zarobił. Przedsiębiorczy muzyk sprzedawał bilety na swoje wiece wyborcze, które były koncertami, i na swoje koncerty, które stawały się wiecami. Słono bulić musieli także kumple z PSL za to, że Sławek pojawił się z gitarą na ich imprezach.
W "Gazecie Wyborczej" ukazał się tekst o niezależnej, zbuntowanej młodzieży na Białorusi, która wypowiadała się, że zazdrości nam disco polo, bo to jest nasze własne, polskie, a u nich wszystko - łącznie z muzyką w dyskotekach - było zawsze sowieckie. Jednym słowem disco polo urastało do rangi sztandaru, a bywało, że do rangi czegoś jeszcze więcej. Mnożyły się analizy socjologów i speców od kultury masowej. Pojawiały się prace magisterskie i doktorskie. Sześć lat temu, gdy disco polo było na absolutnym topie, napisałem okrutnie złośliwą piosenkę wykpiwającą gwiazdy gatunku, zatytułowaną "Shazza, moja miłość". Gdy Big Cyc grał ten numer na koncertach, młodzież wyła z zachwytu, bo niechęć do disco polo jednoczyła wszystkich rockowców. W refrenie piosenki pojawiał się zwrot "Shazza, Shazza, Shazza, doprowadzisz mnie do cmentarza". Wkrótce dotarła do mnie wieść, że wokalistka Shazza (z zawodu bufetowa) jest obrażona i gotowa wytoczyć proces o zniesławienie. Byłem zachwycony, bo w Polsce nikt dawno się o piosenkę nie procesował i takie wydarzenie z pewnością podniosłoby nakład płyt Big Cyca. Niestety, do procesu nie doszło, bo inteligentny menedżer wytłumaczył Shazzie, że na tym całym zamieszaniu Big Cyc z pewnością zyska, a ona straci.
Przyznam się, że oglądałem świętej pamięci "Disco Relax" z wielką przyjemnością. Najnowsze teledyski takich wykonawców, jak Kis Stawski, Mona Lisa, Waldemar czy grupa Boys, były tak kiczowate, że aż śmieszne. Ich grafomańskie piosenki były zabawniejsze od dialogów z "Rejsu" czy "Misia". Taka choćby słynna fraza "Bierz, co chcesz, nawet deszcz" czyż nie jest lepsza niż nawet najbardziej oryginalne, "poetyckie" powiedzonka Wałęsy. Niestety, już nie usłyszymy ani "Bara, bara, bara, riki tiki tak, jeśli masz ochotę, daj mi tylko znak" Boysów, ani słynnego "Majteczki w kropeczki" grupy Bayer Full. Paradoksalnie, chłopaki grający wiejskie disco polo byli bardziej wrażliwi i uzdolnieni od twórców modnego dziś techno. Każdy kretyn może być twórcą techno, jeśli tylko ma komputer w domu. Żeby grać disco polo, trzeba było dobrze opanować sztukę grania na klawiszach Casio czy gitarze i śpiewać niczym piękny Cygan przy ognisku, a to jest nieco trudniejsze niż technołupanka na dwa przyciski.
Ech... nie ma co, żal disco polo i tyle. Łza się w oku kręci. Z kogo teraz będziemy się śmiać? Czy nie rozumiecie, że bez was będzie tu smutniej. Chłopaki i dziewczyny, wracajcie! Shazza, przepraszam cię! Ja tylko żartowałem. n
PS. Niech ktoś szybko zadzwoni do Solorza i namówi go na powrót programu "Disco Relax", bo jak Agora kupi Polsat, to tam będzie śpiewał już tylko Czesław Miłosz.
Więcej możesz przeczytać w 37/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.