Miłosierdzie ekonomiczne potrzebuje normalnej, twardej gospodarki rynkowej
Miłosierdzie to z pewnością cecha szczególnie potrzebna ludziom współczesności. Nie wolno być nieczułym na cudze nieszczęście, na nędzę. Zdolność do miłosierdzia jest postulatem ponadustrojowym. Błędne byłoby twierdzenie, że można zbudować ustrój idealny, społeczeństwo, w którym miłosierdzie jako odruch indywidualny byłoby zbędne.
Oczywistość tych ogólnych stwierdzeń zderza się jednak z realiami, a także z wątpliwymi wykładniami, interpretacjami i postulatami polityków i teoretyków w kwestiach materialnych aspektów miłosierdzia. Spotykamy się przecież na co dzień z nieuzasadnionymi, bzdurnymi twierdzeniami o szczególnej winie kapitalizmu i gospodarki rynkowej za dzisiejsze przejawy ubóstwa i nędzy, choć to właśnie ta gospodarka zapewniła, przynajmniej do tej pory, największe postępy w zwalczaniu plag, które dawniej uważano po prostu za dopust boży. Wystarczy spojrzeć na stagnację demograficzną w średniowieczu i porównać to z tempem wzrostu liczby ludności w czasach tego wrednego kapitalizmu. Klęska komunistycznych alternatyw ustrojowych, wypróbowanych w Korei Północnej, Angoli, Etiopii, Mozambiku itd. - jest również dostatecznie wymowna.
Marksiści i antyglobaliści różnej maści przemilczają oczywiście rujnującą rolę różnych postkolonialnych - a w istocie feudalnych - kacyków, jak Bokassa, Kim Ir Sen, Amin czy Mengistu. Mało tego, pozwalają sobie na wytykanie wybitnym znawcom problematyki przezwyciężania progu ubóstwa rzekomego "eurocentryzmu" i "idealizmu" jako nie przystających do realiów krajów ubogich. Jedyna ich propozycja to zmiana podziału wytworzonego produktu tak, by wytwarzający go bogaci przekazywali go biednym, którzy go nie wytwarzają. Oczywiście bez pytania o sposób zużycia tych darów. Problematyka ta bywa, niestety, błędnie interpretowana także przez wybitne autorytety społeczne. Błąd polega zwykle na niedostrzeganiu zasadniczej różnicy między moralnym nakazem walki z nędzą a demagogicznym, szkodliwym postulatem zwalczania nierówności materialnej, nierówności dochodów i majątku. Smutkiem napawa fakt, jak wielu ludzi nie rozumie, że właśnie nierówność materialna, możność osiągnięcia indywidualnego sukcesu ekonomicznego jest głównym warunkiem postępu. Tylko pod warunkiem osiągnięcia nadwyżki można przecież nieść pomoc potrzebującym. Przy okazji warto pamiętać, że nie kontrolowana darmowość pomocy sprzyja nieproduktywności, prowadzi do marnotrawstwa.
Z natury swej lewacki ruch antyglobalistyczny w ogóle nie rozumie sensu, potrzeby indywidualnego sukcesu ekonomicznego, konieczności osiągania nadwyżki efektu nad nakładem, zysku. W komunizmie można było jedynie zostać zwycięzcą konkursu pianistycznego lub laureatem Nagrody Leninowskiej. Osiągnięcie przez państwowy zakład zysku większego niż dozwolone 5--10 proc. było bardzo podejrzane. Wobec tego zgodnie z socjalistyczną logiką podwyższano koszty, co obniżało zysk, ale owocowało premiowanym wzrostem pseudowartości produkcji. Można też podziwiać, jak wiele osób pretendujących do tzw. elity intelektualnej nie rozumie lub nie przyjmuje do wiadomości, że to właśnie rozwój gospodarki rynkowej i pieniężnej zlikwidował średniowieczną lichwę. Zapomina się, że to właśnie w czasach św. Tomasza z Akwinu i Innocentego III oprocentowanie pożyczek przekraczało często 500 proc. (pięćset procent!), że w praktyce kredytu nie można było spłacić bez utraty części majątku. Podobnie zapomina się, że to właśnie Mikołaj Kopernik piętnował monetarne machinacje feudałów wynikające z niedorozwoju gospodarki rynkowej.
Miłosierdzie ekonomiczne potrzebuje więc normalnej, twardej gospodarki rynkowej, jest uwarunkowane prawem do indywidualnego sukcesu ekonomicznego, choćby po to, by było z czego zwalczać prawdziwą nędzę, a ponadto oszczędzać i inwestować. Nie będzie miłosierdzia ekonomicznego tam, gdzie przedsiębiorców programowo stawia się na cenzurowanym
i potępia za pogoń za zyskiem.
Oczywistość tych ogólnych stwierdzeń zderza się jednak z realiami, a także z wątpliwymi wykładniami, interpretacjami i postulatami polityków i teoretyków w kwestiach materialnych aspektów miłosierdzia. Spotykamy się przecież na co dzień z nieuzasadnionymi, bzdurnymi twierdzeniami o szczególnej winie kapitalizmu i gospodarki rynkowej za dzisiejsze przejawy ubóstwa i nędzy, choć to właśnie ta gospodarka zapewniła, przynajmniej do tej pory, największe postępy w zwalczaniu plag, które dawniej uważano po prostu za dopust boży. Wystarczy spojrzeć na stagnację demograficzną w średniowieczu i porównać to z tempem wzrostu liczby ludności w czasach tego wrednego kapitalizmu. Klęska komunistycznych alternatyw ustrojowych, wypróbowanych w Korei Północnej, Angoli, Etiopii, Mozambiku itd. - jest również dostatecznie wymowna.
Marksiści i antyglobaliści różnej maści przemilczają oczywiście rujnującą rolę różnych postkolonialnych - a w istocie feudalnych - kacyków, jak Bokassa, Kim Ir Sen, Amin czy Mengistu. Mało tego, pozwalają sobie na wytykanie wybitnym znawcom problematyki przezwyciężania progu ubóstwa rzekomego "eurocentryzmu" i "idealizmu" jako nie przystających do realiów krajów ubogich. Jedyna ich propozycja to zmiana podziału wytworzonego produktu tak, by wytwarzający go bogaci przekazywali go biednym, którzy go nie wytwarzają. Oczywiście bez pytania o sposób zużycia tych darów. Problematyka ta bywa, niestety, błędnie interpretowana także przez wybitne autorytety społeczne. Błąd polega zwykle na niedostrzeganiu zasadniczej różnicy między moralnym nakazem walki z nędzą a demagogicznym, szkodliwym postulatem zwalczania nierówności materialnej, nierówności dochodów i majątku. Smutkiem napawa fakt, jak wielu ludzi nie rozumie, że właśnie nierówność materialna, możność osiągnięcia indywidualnego sukcesu ekonomicznego jest głównym warunkiem postępu. Tylko pod warunkiem osiągnięcia nadwyżki można przecież nieść pomoc potrzebującym. Przy okazji warto pamiętać, że nie kontrolowana darmowość pomocy sprzyja nieproduktywności, prowadzi do marnotrawstwa.
Z natury swej lewacki ruch antyglobalistyczny w ogóle nie rozumie sensu, potrzeby indywidualnego sukcesu ekonomicznego, konieczności osiągania nadwyżki efektu nad nakładem, zysku. W komunizmie można było jedynie zostać zwycięzcą konkursu pianistycznego lub laureatem Nagrody Leninowskiej. Osiągnięcie przez państwowy zakład zysku większego niż dozwolone 5--10 proc. było bardzo podejrzane. Wobec tego zgodnie z socjalistyczną logiką podwyższano koszty, co obniżało zysk, ale owocowało premiowanym wzrostem pseudowartości produkcji. Można też podziwiać, jak wiele osób pretendujących do tzw. elity intelektualnej nie rozumie lub nie przyjmuje do wiadomości, że to właśnie rozwój gospodarki rynkowej i pieniężnej zlikwidował średniowieczną lichwę. Zapomina się, że to właśnie w czasach św. Tomasza z Akwinu i Innocentego III oprocentowanie pożyczek przekraczało często 500 proc. (pięćset procent!), że w praktyce kredytu nie można było spłacić bez utraty części majątku. Podobnie zapomina się, że to właśnie Mikołaj Kopernik piętnował monetarne machinacje feudałów wynikające z niedorozwoju gospodarki rynkowej.
Miłosierdzie ekonomiczne potrzebuje więc normalnej, twardej gospodarki rynkowej, jest uwarunkowane prawem do indywidualnego sukcesu ekonomicznego, choćby po to, by było z czego zwalczać prawdziwą nędzę, a ponadto oszczędzać i inwestować. Nie będzie miłosierdzia ekonomicznego tam, gdzie przedsiębiorców programowo stawia się na cenzurowanym
i potępia za pogoń za zyskiem.
Więcej możesz przeczytać w 37/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.