Wrogowie Ameryki są słabsi od niej przede wszystkim dlatego, że bronią złej sprawy
Ataki terrorystyczne z 11 września ubiegłego roku były wypowiedzeniem wojny wartościom demokratycznym oraz narodowi, który jest w tej szczęśliwej sytuacji, że ma odpowiednie możliwości oraz dość odwagi i wiary, by bronić tych wartości na całym świecie.
Przeciw żądzy przemocy
Nasi wrogowie walczą o to, by powiększać imperium polityczno-religijne, którego ideologiczną podstawą jest kłamliwa interpretacja islamu, zastępująca umiłowanie pokoju żądzą przemocy. Wolność i sprawiedliwość budzą ich nienawiść. Wybierając na obiekty ataku budynki cywilne i rządowe, dowiedli, że rozumieją, co w Ameryce jest najważniejsze - rządzą w niej obywatele, a nie mułłowie, królowie, generałowie lub megalomański syn pustynnego królestwa obfitującego w ropę. Zdaniem tych fanatyków, prawo jednostek do poszukiwania osobistego szczęścia osłabia społeczeństwa, a jedynym owocem wolności jest materializm. Wielce się mylą, czego dowodzi to, że wypędzono ich z Afganistanu,
a wielu ich wojowników zabito lub uwięziono.
Ideologia terroryzmu może przetrwać tylko tam, gdzie ludzie nie zaznali dobroczynnych skutków demokracji. Decydując się walczyć z fanatykami, nie możemy się jednak ograniczyć do występowania w imieniu wolności tylko tam, gdzie nie godzi to w nasze powiązania gospodarcze i militarne. Do czasu aż wszystkie istniejące jeszcze na świecie despotyczne reżimy zastąpią rządy opowiadające się po stronie demokracji, zawsze znajdą się zwolennicy terroryzmu, a bezpieczeństwo i ideały Ameryki będą zagrożone. Wprowadzono zmiany w Afganistanie. Nie można dopuścić do tego, by cokolwiek mogło im zagrozić. Przemiany są jednak konieczne również w Arabii Saudyjskiej, Egipcie, Pakistanie, Iranie, Autonomii Palestyńskiej i wszędzie tam, gdzie kosztem większości przyznaje się przywileje nielicznym.
Wolność, czyli interes strategiczny
Opinię Amerykanów, reprezentowanych przez nasz rząd, trzeba przedstawić bardzo wyraźnie - Stany Zjednoczone opowiadają się za wprowadzeniem rządów demokratycznych we wszystkich państwach. Zwycięstwo wolności na świecie jest najpoważniejszym strategicznym interesem Stanów Zjednoczonych. Im więcej państw wprowadzi rządy sprawujące władzę za przyzwoleniem rządzonych, tym mniej będzie takich, w których skorumpowani przywódcy będą mogli podsycać urazy, aby tendencyjnie je wykorzystać przeciw nam.
Musi się również szybko zmienić sytuacja w Iraku. Podzielam przekonanie prezydenta Busha, że jak najprędzej należy obalić rządy zachowującego się często irracjonalnie agresora, ludobójcy, który wykorzystuje broń chemiczną we własnym kraju, notorycznie łamie warunki zawieszenia broni kończącego wojnę w Zatoce Perskiej i dokłada wszelkich starań, by zdobyć broń nuklearną. Jeżeli wejdzie w jej posiadanie, o wiele trudniej będzie go poskromić. Uzna wówczas, że współpraca z terrorystami będzie mniejszym zagrożeniem dla niego samego, a groźba obalenia jego rządów może być dla tego watażki odpowiednią okazją, by zhańbić się po raz ostatni.
Nie jestem wprawdzie jeszcze przekonany, czy kampania z użyciem olbrzymich sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych jest najlepszym lub jedynym rozwiązaniem problemu, ale z pewnością prezydent Bush, wykazując determinację i zdecydowanie, postępuje słusznie. Uważam jednak, że powinien on zacząć zabiegać o poparcie Kongresu USA dla akcji militarnej. Można wprawdzie dyskutować, czy jest to konieczne z prawnego punktu widzenia, ale z politycznego - z pewnością jest niezbędne. Publiczne poparcie, którego najlepszą miarą jest aprobata, z jaką spotyka się polityka prezydenta w Kongresie, jest równie ważne jak wielkość naszych sił zbrojnych, ich umiejętności i uzbrojenie. Bush powinien przedstawić w Kongresie bezsporne argumenty za kampanią w Iraku, powinien z nimi również zapoznać obywateli, aby lepiej rozumieli powody, jakimi się kieruje. Musi także przygotować Amerykanów na możliwe konsekwencje działań - śmierć wielu żołnierzy
i olbrzymie wydatki.
Taniec na grobie tyrana
Bliskowschodni sojusznicy Stanów Zjednoczonych, przeciwstawiający się użyciu siły przeciw Saddamowi Husajnowi, ostrzegają, że amerykańska inwazja wywoła wielką wrogość do Ameryki, której być może nie uda się opanować. Można jednak zapytać, jak w istocie zareagują Arabowie na wyzwolenie swoich pobratymców. Nie należy się też spodziewać, że ciemiężeni Irakijczycy będą walczyli do ostatniego żołnierza, raczej
z radością zatańczą na grobie tyrana. Źle się jednak stało, że administracja Busha i jego poprzednika nie udzieliła większego wsparcia opozycji irackiej, działającej zarówno w kraju, jak i poza jego granicami. W każdym razie, nie ma wątpliwości, że Irakijczycy będą wdzięczni każdemu, kto zagwarantuje im wolność.
Gwarancją zwycięstwa w długiej wojnie z terroryzmem jest to, że potężniejsza od naszych sił zbrojnych jest siła naszych ideałów. Nasi wrogowie są słabsi od nas nie tylko dlatego, że mają mniej żołnierzy i gorsze uzbrojenie, ale przede wszystkim z tego powodu, że bronią złej sprawy. Walcząc, próbują wyrazić irracjonalną nienawiść do wszystkiego, co wartościowe w ludzkości.
Przeciw żądzy przemocy
Nasi wrogowie walczą o to, by powiększać imperium polityczno-religijne, którego ideologiczną podstawą jest kłamliwa interpretacja islamu, zastępująca umiłowanie pokoju żądzą przemocy. Wolność i sprawiedliwość budzą ich nienawiść. Wybierając na obiekty ataku budynki cywilne i rządowe, dowiedli, że rozumieją, co w Ameryce jest najważniejsze - rządzą w niej obywatele, a nie mułłowie, królowie, generałowie lub megalomański syn pustynnego królestwa obfitującego w ropę. Zdaniem tych fanatyków, prawo jednostek do poszukiwania osobistego szczęścia osłabia społeczeństwa, a jedynym owocem wolności jest materializm. Wielce się mylą, czego dowodzi to, że wypędzono ich z Afganistanu,
a wielu ich wojowników zabito lub uwięziono.
Ideologia terroryzmu może przetrwać tylko tam, gdzie ludzie nie zaznali dobroczynnych skutków demokracji. Decydując się walczyć z fanatykami, nie możemy się jednak ograniczyć do występowania w imieniu wolności tylko tam, gdzie nie godzi to w nasze powiązania gospodarcze i militarne. Do czasu aż wszystkie istniejące jeszcze na świecie despotyczne reżimy zastąpią rządy opowiadające się po stronie demokracji, zawsze znajdą się zwolennicy terroryzmu, a bezpieczeństwo i ideały Ameryki będą zagrożone. Wprowadzono zmiany w Afganistanie. Nie można dopuścić do tego, by cokolwiek mogło im zagrozić. Przemiany są jednak konieczne również w Arabii Saudyjskiej, Egipcie, Pakistanie, Iranie, Autonomii Palestyńskiej i wszędzie tam, gdzie kosztem większości przyznaje się przywileje nielicznym.
Wolność, czyli interes strategiczny
Opinię Amerykanów, reprezentowanych przez nasz rząd, trzeba przedstawić bardzo wyraźnie - Stany Zjednoczone opowiadają się za wprowadzeniem rządów demokratycznych we wszystkich państwach. Zwycięstwo wolności na świecie jest najpoważniejszym strategicznym interesem Stanów Zjednoczonych. Im więcej państw wprowadzi rządy sprawujące władzę za przyzwoleniem rządzonych, tym mniej będzie takich, w których skorumpowani przywódcy będą mogli podsycać urazy, aby tendencyjnie je wykorzystać przeciw nam.
Musi się również szybko zmienić sytuacja w Iraku. Podzielam przekonanie prezydenta Busha, że jak najprędzej należy obalić rządy zachowującego się często irracjonalnie agresora, ludobójcy, który wykorzystuje broń chemiczną we własnym kraju, notorycznie łamie warunki zawieszenia broni kończącego wojnę w Zatoce Perskiej i dokłada wszelkich starań, by zdobyć broń nuklearną. Jeżeli wejdzie w jej posiadanie, o wiele trudniej będzie go poskromić. Uzna wówczas, że współpraca z terrorystami będzie mniejszym zagrożeniem dla niego samego, a groźba obalenia jego rządów może być dla tego watażki odpowiednią okazją, by zhańbić się po raz ostatni.
Nie jestem wprawdzie jeszcze przekonany, czy kampania z użyciem olbrzymich sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych jest najlepszym lub jedynym rozwiązaniem problemu, ale z pewnością prezydent Bush, wykazując determinację i zdecydowanie, postępuje słusznie. Uważam jednak, że powinien on zacząć zabiegać o poparcie Kongresu USA dla akcji militarnej. Można wprawdzie dyskutować, czy jest to konieczne z prawnego punktu widzenia, ale z politycznego - z pewnością jest niezbędne. Publiczne poparcie, którego najlepszą miarą jest aprobata, z jaką spotyka się polityka prezydenta w Kongresie, jest równie ważne jak wielkość naszych sił zbrojnych, ich umiejętności i uzbrojenie. Bush powinien przedstawić w Kongresie bezsporne argumenty za kampanią w Iraku, powinien z nimi również zapoznać obywateli, aby lepiej rozumieli powody, jakimi się kieruje. Musi także przygotować Amerykanów na możliwe konsekwencje działań - śmierć wielu żołnierzy
i olbrzymie wydatki.
Taniec na grobie tyrana
Bliskowschodni sojusznicy Stanów Zjednoczonych, przeciwstawiający się użyciu siły przeciw Saddamowi Husajnowi, ostrzegają, że amerykańska inwazja wywoła wielką wrogość do Ameryki, której być może nie uda się opanować. Można jednak zapytać, jak w istocie zareagują Arabowie na wyzwolenie swoich pobratymców. Nie należy się też spodziewać, że ciemiężeni Irakijczycy będą walczyli do ostatniego żołnierza, raczej
z radością zatańczą na grobie tyrana. Źle się jednak stało, że administracja Busha i jego poprzednika nie udzieliła większego wsparcia opozycji irackiej, działającej zarówno w kraju, jak i poza jego granicami. W każdym razie, nie ma wątpliwości, że Irakijczycy będą wdzięczni każdemu, kto zagwarantuje im wolność.
Gwarancją zwycięstwa w długiej wojnie z terroryzmem jest to, że potężniejsza od naszych sił zbrojnych jest siła naszych ideałów. Nasi wrogowie są słabsi od nas nie tylko dlatego, że mają mniej żołnierzy i gorsze uzbrojenie, ale przede wszystkim z tego powodu, że bronią złej sprawy. Walcząc, próbują wyrazić irracjonalną nienawiść do wszystkiego, co wartościowe w ludzkości.
Więcej możesz przeczytać w 37/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.