PSL dzieli się tylko wtedy, kiedy nie ma się czym dzielić
Róbcie to, co Olek Bentkowski. Co nasze, macie mocno trzymać w garści i nie przejmować się tym, co o nas gadają - krzyczał zirytowany działacz PSL podczas konwencji wyborczej PSL w warszawskim Ośrodku Sportu i Rekreacji, a przytakiwał mu Jarosław Kalinowski, prezes Polskiego Stronnictwa Ludowego i wicepremier. Przytakiwali także najwięksi rywale Kalinowskiego w partii - Zdzisław Podkański, Bogdan Pęk, Waldemar Pawlak i Janusz Dobrosz. - PSL dzieli się tylko wtedy, kiedy nie ma się czym dzielić. Poza tym PSL-owcy są zawsze jednomyślni. W myśl zasady: wszystko, co nasze, sobie zatrzymamy - ironizuje jeden z posłów Platformy Obywatelskiej.
Wieś budżetowa
Gdy na jaw wyszła sprawa dopuszczenia na polski rynek węgierskiego zboża i mięsa, ludowcy natychmiast zademonstrowali wzorową jednomyślność. - Jarek, jeśli pozwolisz, żeby Piechota robił z ciebie balona, to nie chcemy cię znać - krzyczeli działacze PSL podczas konwencji. A Jarosław Kalinowski obiecał, że nie pozwoli. Wewnątrzpartyjne podziały przestały się liczyć, bo zagrożone zostały interesy PSL, czyli monopol na decydowanie o polskiej wsi. Dzięki temu monopolowi PSL decyduje o podziale ponad 20 mld zł rocznie z budżetu państwa i około 5 mld zł poprzez rządowe agencje. Działacze PSL mocno pracowali na to, by polska wieś stała się sektorem budżetowym. I to im się udało: wieś czerpie obecnie z budżetu dwa razy więcej, niż do niego wnosi. W dodatku rolnicy nie płacą podatku od dochodów osobistych i z własnej kieszeni opłacają zaledwie 6 proc. składki ubezpieczeniowej.
PSL - partia od dziesięcioleci pasożytująca na państwie - szybko się zorientowało, że integracja Polski z unią nie oznacza katastrofy. Przeciwnie! Na brukselskiej kasie można tak samo pasożytować, jak na polskim budżecie. Trzeba tylko opanować instytucje, przez które przechodzą unijne pieniądze. Po tym, co od kilku tygodni dzieje się w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, widać, że PSL świetnie sobie radzi z nowym wyzwaniem. Dzielenie unijnych pieniędzy to przecież tysiące stanowisk dla działaczy i zlecenia dla dziesiątek zaprzyjaźnionych z nimi spółek.
PSL, czyli chłopski spryt
- Dopóki Jarek trzyma rękę na unijnej kasie, dopóty nikt mu w partii nie zagrozi. Jego polisą bezpieczeństwa są zajmowane przez naszych ludzi stanowiska. Gdyby nagle ich liczba zaczęła maleć, dni Jarka byłyby policzone - mówił w kuluarach jeden z polityków PSL. Ludowcy kalkulują: wybory samorządowe są ważne, ale PSL liczy się z porażką. Natomiast nie może sobie pozwolić na nieobsadzenie stanowisk gwarantujących im koalicyjne parytety. Ponadto wybory zmieniają składy parlamentu i samorządów, ale z dużym opóźnieniem zmieniają obsadę stanowisk w agencjach. Obsadzone obecnie stanowiska gwarantują ludowcom wpływy nawet wtedy, gdy przegrają wybory parlamentarne.
Próby montowania opozycji przez Zdzisława Podkańskiego czy Bogdana Pęka i ich pohukiwania przeciwko Brukseli są tylko zasłoną dymną, skoro Kalinowski i Bruksela zapewniają im nowe żerowiska. Prezes PSL kalkuluje po chłopsku: im głośniej niektórzy działacze stronnictwa będą krzyczeć przeciw unii, tym więcej pola ustąpi im SLD, by nie zadrażniać stosunków z Brukselą w ostatniej fazie negocjacji. Kalinowskiego było stać na podróż do Brukseli i wygłaszanie oświadczeń (w kwestii obrotu ziemią), które wstrzymały negocjacje. On nic na tym nie stracił, a Leszek Miller znalazł się pod ostrzałem mocno poirytowanych Prodiego i Verheugena.
PSL, czyli Posady Swoim Ludziom
Tylko z przedakcesyjnego funduszu SAPARD Polska ma otrzymać 516 mln euro. Toteż Aleksander Bentkowski, prezes Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, która zajmuje się rozdziałem unijnych pieniędzy, planuje utworzenie 315 biur, w których zatrudnienie znajdzie około 5 tys. urzędników. "Obsługa SAPARD mogłaby być zorganizowana mniej biurokratycznie" - sugerował Franz Fischler, unijny komisarz ds. rolnictwa. Fischler pokazał pewną naiwność, bo w PSL od dawna obowiązuje zasada "maksymalizacji stanowisk". W jednym z regionalnych oddziałów ARiMR wicedyrektorem ds. SAPARD został historyk Krzysztof Podkański, syn posła PSL Zdzisława Podkańskiego. Natomiast w podkarpackim oddziale agencji pracuje Ewa Bentkowska, pierwsza żona brata prezesa Aleksandra Bentkowskiego. - Nominujemy naszych ludzi, bo to są świetni fachowcy - mówi bez żenady Janusz Wojciechowski, wicemarszałek Sejmu z PSL, którego brat został szefem oddziału ARiMR.
Kontrola PSL nad unijnymi funduszami rolnymi gwarantuje jedno: polska wieś szybko się nie zmodernizuje, bo to się partii Kalinowskiego po prostu nie opłaca.
Jednym z najnowszych pomysłów ludowców jest projekt ustawy o obrocie ziemią. Jego wprowadzenie w życie oznaczałoby, że Polska cofnęłaby się do czasów gospodarki folwarczno-pańszczyźnianej. Żeby sprzedać własną ziemię, jej właściciel musiałby przejść biurokratyczną mitręgę i uzyskać pozwolenie urzędnika (zapewne pochodzącego z nominacji PSL). Ograniczenia w obrocie ziemią doprowadziłyby do spadku jej cen, czyli dalszego zubożenia rolników. Czego wówczas potrzebowaliby rolnicy? Potrzebowaliby pieniędzy z Brukseli, których rozdziałem zajmowaliby się najlepsi fachowcy, czyli działacze PSL.
PSL, czyli najlepsi uczniowie eurobiurokracji
Ludowców trzeba za jedno pochwalić: wyciągając ręce po miliardy euro, udowadniają, że są partią najlepiej przygotowaną do przyjęcia zwyczajów panujących w przesocjalizowanej unii. Działacze PSL stali się zwolennikami integracji z UE, gdy tylko zdali sobie sprawę, jak blisko im do świetnie prosperujących eurobiurokratów. W Brukseli otwiera właśnie swoje biuro przedstawicielstwo Krajowego Związku Kółek i Organizacji Rolniczych. Będzie to faktycznie przedstawicielstwo PSL, gdyż związkiem kieruje Władysław Serafin, były poseł PSL, a obecnie członek sztabu wyborczego tej partii. Wydawanie na utrzymanie biura 15 tys. zł miesięcznie opłaci się stokrotnie, gdyż dzięki temu ludowcy zyskają stały kontakt z lobby unijnych rolników - stowarzyszeniem Copa-Cogeca, znanym m.in. z paraliżowania Brukseli potężnymi manifestacjami poparcia dla dotacji w rolnictwie.
Irytacja, jaką w PSL wywołały ustalenia wiceministra gospodarki w sprawie wymiany z Węgrami, pokazuje, że partia ta śmiertelnie się obawia normalności, czyli otwartego rynku. Bo w czym wówczas PSL-owscy fachowcy będą pośredniczyć? Co będą znaczyć dla swoich wyborców, jeśli zniesione będą cła i limity, dzięki którym rolnicy mogą na przykład produkować drogie i byle jakie zboże? Teraz ludowi działacze chcą, by Bruksela pozwoliła im za unijne pieniądze robić to samo, co robili przez lata - zamienić mieszkańców wsi w stypendystów innych podatników.
Drodzy rolnicy |
Więcej możesz przeczytać w 39/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.