Reporterzy "Wprost" i Polsatu zdemaskowali jedną z największych pedofilskich siatek w Europie. Lektura okładkowego tekstu tego numeru jest zaiste wstrząsająca. Hańba! Hańba nie tylko dla doskonale zorganizowanej grupy najpodlejszego autoramentu zboczeńców, ale i dla wielu setek niemych świadków tego procederu, dla rodziców sprzedających "lolitki". Z tym przerażającym, zabijającym dzieciństwo i trwale okaleczającym psychicznie setki tysięcy kilkulatków zjawiskiem można na szczęście próbować skutecznie walczyć - piętnować i eliminować ze społeczeństwa ludzi chorych, krzywdzących tych, którzy nie potrafią się obronić. Niestety, nie da się już przy użyciu policji, prokuratorów, sędziów i mediów choćby ograniczyć plagi o znacznie większym zasięgu, która pustoszy umysły milionów dorosłych mieszkańców Starego Kontynentu, również w jakimś sensie trwale ich psychicznie degenerując. Bo oto widmo krąży po Europie. Widmo deutsche Wirtschaft.
"Ogół negatywnych cech dotyczących gospodarowania (...) chaos, lekkomyślność, brak higieny, zacofanie, ignorancja" - tak, z lubością przez wieki odmieniane przez naszych zachodnich sąsiadów, pojęcie polnische Wirtschaft zdefiniował politolog Franciszek Ryszka. Transformacja ustrojowa z początku minionej dekady zapoczątkowała zmiany w rozumieniu polnische Wirtschaft, a ostatecznie rozprawił się z tym negatywnym stereotypem Leszek Balcerowicz. We "Frankfurter Allgemeine Zeitung" prof. Arnulf Baring z Freie Universität Berlin napisał niedawno, że "apatyczni Niemcy ze wschodnich landów mogą się wiele nauczyć od zaradnych, pracowitych Polaków".
O ile polnische Wirtschaft była chorobą przewlekłą o dość niemiłych dla pacjenta objawach i raczej ograniczoną w przestrzeni, o tyle deutsche Wirtschaft jest bardzo agresywnym, ekspansywnym i groźnym wirusem. Groźnym, bo wywołuje u chorego uczucia całkiem sympatyczne: błogostan, beztroska, święty spokój. "Koniec pozorów dobrobytu, konieczna dieta. Socjalna gospodarka rynkowa zbankrutuje prędzej czy później, a Niemcy, a wraz z nimi spora liczba państw europejskich, gorzko kiedyś zapłaczą" - prognozuje "The Economist". Istotą deutsche Wirtschaft jest uzależnienie obywateli od tzw. opiekuńczego państwa. Opiekuńcze państwo ma wypłacać wysokie pensje, zasiłki, dotacje, subwencje i nieustannie reanimować upadające firmy (vide: "Wybór stagnacji"). Niestety, niezwykle zaraźliwy wirus deutsche Wirtschaft toczy również III RP. Państwo ma podnosić pensje oraz kupować, kupować i jeszcze raz kupować - od tych, którzy z kretesem przegrywają na rynku: od producentów zboża, węgla, po wytwarzających buble tfu(!)rców kultury (w kontekście postaw tych ostatnich polecam niezwykle interesujący materiał Jana K. Bieleckiego "Filar niewiedzy").
Nie wierzę, że Grzegorz Kołodko, dzieląc efektownie, przy błyskach fleszy, ogromny bochen, potrafi go rozmnożyć. Uwierzę, gdy na moich oczach przejdzie po toni jeziora Genezaret. Co nam w tej sytuacji pozostaje? Robić swoje, nie oglądając się na państwo i polityków, próbujących kupić sobie za nasze pieniądze popularność. W tekście "Choroba z głowy" piszemy: "Wiara w siebie najlepszym lekiem XXI wieku". Również lekiem na deutsche Wirtschaft.
"Ogół negatywnych cech dotyczących gospodarowania (...) chaos, lekkomyślność, brak higieny, zacofanie, ignorancja" - tak, z lubością przez wieki odmieniane przez naszych zachodnich sąsiadów, pojęcie polnische Wirtschaft zdefiniował politolog Franciszek Ryszka. Transformacja ustrojowa z początku minionej dekady zapoczątkowała zmiany w rozumieniu polnische Wirtschaft, a ostatecznie rozprawił się z tym negatywnym stereotypem Leszek Balcerowicz. We "Frankfurter Allgemeine Zeitung" prof. Arnulf Baring z Freie Universität Berlin napisał niedawno, że "apatyczni Niemcy ze wschodnich landów mogą się wiele nauczyć od zaradnych, pracowitych Polaków".
O ile polnische Wirtschaft była chorobą przewlekłą o dość niemiłych dla pacjenta objawach i raczej ograniczoną w przestrzeni, o tyle deutsche Wirtschaft jest bardzo agresywnym, ekspansywnym i groźnym wirusem. Groźnym, bo wywołuje u chorego uczucia całkiem sympatyczne: błogostan, beztroska, święty spokój. "Koniec pozorów dobrobytu, konieczna dieta. Socjalna gospodarka rynkowa zbankrutuje prędzej czy później, a Niemcy, a wraz z nimi spora liczba państw europejskich, gorzko kiedyś zapłaczą" - prognozuje "The Economist". Istotą deutsche Wirtschaft jest uzależnienie obywateli od tzw. opiekuńczego państwa. Opiekuńcze państwo ma wypłacać wysokie pensje, zasiłki, dotacje, subwencje i nieustannie reanimować upadające firmy (vide: "Wybór stagnacji"). Niestety, niezwykle zaraźliwy wirus deutsche Wirtschaft toczy również III RP. Państwo ma podnosić pensje oraz kupować, kupować i jeszcze raz kupować - od tych, którzy z kretesem przegrywają na rynku: od producentów zboża, węgla, po wytwarzających buble tfu(!)rców kultury (w kontekście postaw tych ostatnich polecam niezwykle interesujący materiał Jana K. Bieleckiego "Filar niewiedzy").
Nie wierzę, że Grzegorz Kołodko, dzieląc efektownie, przy błyskach fleszy, ogromny bochen, potrafi go rozmnożyć. Uwierzę, gdy na moich oczach przejdzie po toni jeziora Genezaret. Co nam w tej sytuacji pozostaje? Robić swoje, nie oglądając się na państwo i polityków, próbujących kupić sobie za nasze pieniądze popularność. W tekście "Choroba z głowy" piszemy: "Wiara w siebie najlepszym lekiem XXI wieku". Również lekiem na deutsche Wirtschaft.
Więcej możesz przeczytać w 40/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.