Jak sieć barów kawowych Starbucks oplotła świat
Na pomysł uruchomienia nowoczesnej sieci barów kawowych Howard Schultz wpadł piętnaście lat temu, siedząc w kawiarni w Mediolanie. Od razu wziął się do roboty. Kupił firmę swoich szefów - Starbucks i ruszył na podbój amerykańskiego rynku. Dziś jego majątek szacowany jest na 700 mln USD.
Kiedy Schultz zaczynał w 1987 r., sieć Starbucks liczyła siedemnaście lokali w Seattle. Obecnie jest ich 5689 w 28 krajach. Od momentu wejścia na giełdę (dziesięć lat temu) wartość sprzedaży zwiększała się o 20 proc. rocznie, osiągając w 2001 r. 2,6 mld USD. Zysk rósł jeszcze szybciej - ponad 30 proc. rocznie.
W ubiegłym roku wyniósł 181,2 mln USD. Nic dziwnego, że w ostatniej dekadzie cena akcji Starbucks wzrosła o ponad 2200 proc.! Dobra passa trwa nadal. Po trzech kwartałach sprzedaż i zysk wzrosły o jedną czwartą w porównaniu z ubiegłym rokiem. Stało się jasne, że dla tego najbardziej dynamicznie rozwijającego się koncernu Ameryka robi się za ciasna. Rozumieją to dobrze szefowie firmy. W 1999 r. Starbucks Corporation miał 281 kawiarni poza granicami USA. Obecnie ich liczba wzrosła do 1200, a w ciągu trzech lat ma ich być 10 tysięcy!
"Nowy Starbucks zostanie otworzony w toaletach obecnego" - takim nagłówkiem ironicznie skomentował otaczającą rzeczywistość amerykański magazyn satyryczny "The Onion". Trudno nie przyznać mu racji. Sieć obejmuje w USA i Kanadzie już 4247 kafejek. W wielkich miastach, na zamożnych przedmieściach i w centrach handlowych lokale Starbucks są położone jeden przy drugim. W Seattle na jedną kawiarnię Starbucks przypada 9400 osób, a to już granica opłacalności. Z kolei na Manhattanie Starbucks ma aż 124 punkty. W tym roku powstaną tam kolejne cztery. Przedstawiciele koncernu przyznają, że duża liczba sklepów na małym obszarze pozwala utrzymać dominującą pozycję na rynku, ale prowadzi do mniejszej sprzedaży w już działających punktach. "Starbucks osiągnął moment, w którym dalsza ekspansja na rynku amerykańskim jest bardzo trudna. Jeżeli chce zwiększać zyski, musi po prostu podbić inne kraje" - twierdzi Mitchell Speiser, analityk Lehman Brothers Inc.
Za granicą Starbucks ma 1200 lokali, od Pekinu po Bristol. Potencjał jest więc ogromny, a plany szefów spółki ambitne. W ciągu trzech lat Starbucks chce mieć za granicą aż 10 tys. kafejek. Tylko w ciągu ostatniego roku koncern otworzył kawiarnie w Wiedniu, Zurychu, Madrycie, Berlinie i Dżakarcie. Następne w kolejce są Ateny. W 2003 r. Starbucks wejdzie do Meksyku i Puerto Rico. Firma ma wszystkie atuty pozwalające zdobyć światowe rynki. Przede wszystkim nie jest zadłużona, a ekspansję finansuje z własnych pieniędzy. Nic więc dziwnego, że cena akcji Starbucks na Wall Street systematycznie zwyżkuje. "To dopiero początek. Najlepsze dopiero przed nami" - przekonuje Jerome A. Castellini, prezes CastleArk Management z Chicago, firmy mającej 300 tys. akcji Starbucks. Trudno się z nim nie zgodzić.
Siła Starbucks to świetnie zgrany zarząd. 49-letni Howard Schultz ustąpił ze stanowiska dyrektora zarządzającego w 2000 r. i objął funkcję prezesa i głównego stratega. 60-letni Orin Smith został dyrektorem zarządzającym i odpowiada za codzienne operacje spółki. Szefem na Amerykę Północną jest 57-letni Howard Behar. Na swoje stanowisko powrócił we wrześniu 2001 r., chociaż dwa lata wcześniej zdecydował się przejść na emeryturę. Trójka menedżerów nazywana jest H2O, od skrótu powstałego z ich imion: Howard, Howard i Orin. |
Pełny tekst o sukcesie sieci Starbucks w październikowym numerze polskiej edycji tygodnika "Business Week" |
Więcej możesz przeczytać w 41/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.