Normalne w innych krajach parlamentarne manewry zamieniają się u nas w krwawe bitwy
Wiele osób narzeka na ciągłe spory prowadzone na forum parlamentu. Ludzi drażni, że Sejm jest niczym współczesna wieża Babel, gdzie partie mówią różnymi językami, bez szansy na porozumienie. Trudno się zgodzić z takim sądem. Jego autorzy nie dostrzegają, że owa różnica zdań stanowi istotę systemu parlamentarnego. Dyktuje on, niczym niewidzialny reżyser, wszystkim uczestnikom życia politycznego z góry określony podział ról. Ugrupowania mające większość tworzą rząd i odpowiadają za całokształt życia państwowego. Mniejszość znajduje się w opozycji i krytykuje program oraz konkretne działania rządzącej większości. Idzie o to, aby odebrać rządowi zaufanie wyborców i w kolejnych wyborach zamienić się z nim rolami.
W krajach o ugruntowanym systemie parlamentarnym spór między rządową większością a opozycyjną mniejszością niczego nie niszczy. Wręcz przeciwnie, dopinguje do pozytywnego działania. Aby jak najbardziej pognębić rząd, opozycja przeciwstawia mu własne rozwiązania i stara się udowodnić, że są one o niebo lepsze niż projekty konkurencji. Owa programowa licytacja jak ognia unika ślepego zacietrzewienia i blokowania mechanizmów państwowych.
Nikt nie chce strzelić sobie samobójczego gola. Każdy bowiem, kto posunąłby się do blokowania mechanizmów państwowych, naraziłby się na niepopularność. W okrzepłych demokracjach państwo jest traktowane przez obywateli jako dobro wspólne i nikt, włącznie z opozycją, nie toleruje sypania piachu w jego tryby.
Łatwo zauważyć, że w polskim systemie parlamentarnym owo tabu funkcjonuje słabo i coraz częściej jest naruszane. Normalne gdzie indziej parlamentarne manewry zamieniają się u nas w krwawe bitwy, pustoszące kolejne połacie życia publicznego. Dobrym przykładem tej złej strategii jest postępowanie opozycji z rządową propozycją ustanowienia winiet, czyli opłat za korzystanie z autostrad i dróg. Rząd zdecydował się na to rozwiązanie w obliczu kompletnego fiaska dotychczasowego systemu budowania dróg. Obszernie swój pomysł uzasadnił i wniósł do Sejmu w postaci projektu ustawy.
Trudno się dziwić, że zgodnie z klasycznymi zasadami parlamentaryzmu opozycja nie pozostawiła na wniosku suchej nitki. Zaskakująca była jednak sekwencja dalszych zdarzeń. Krytyce propozycji rządowej nie towarzyszyło, jak to się rutynowo dzieje gdzie indziej, przedstawienie własnej propozycji przezwyciężenia zapaści transportowej. Nie zakończyło również całej batalii, najbardziej zgodne z parlamentarną logiką, przegłosowanie opozycyjnego wniosku o odrzucenie rządowego projektu ustawy. Przegrawszy to głosowanie, opozycja zgłosiła kolejny wniosek, tym razem o wotum nieufności dla autora projektu budowania dróg Marka Pola.
Jak się łatwo można domyślić, ów sejmowy replay zakończył się podobnie jak pierwsza, właściwa odsłona batalii. Wniosek przepadł. Jego autorom i tego jest mało. Oświadczyli, że rozpoczynają zbieranie podpisów pod wnioskiem o rozpisanie referendum w tej kwestii. Jak wiadomo, referendum musi zarządzić Sejm, który przecież już w dwóch głosowaniach wyraził swoje zdanie w tej materii.
Ów ślepy upór zupełnie nie pasuje do reguł i ducha parlamentaryzmu. W taki sposób walczy się z władzą w systemie autorytarnym, gdzie demokracja nie funkcje, a celem tak zdeterminowanych akcji jest mobilizacja opinii publicznej, niezbędna dla długofalowego niszczenia dyktatury.
W demokratycznej Polsce mechanizmy zmierzające do blokowania systemu władzy nie są ani potrzebne, ani wskazane. Zaszkodzą przecież nie tylko rządowej większości, ale i całemu ładowi konstytucyjnemu. Nigdy nie wiadomo, kiedy raz zepsuty mechanizm ponownie się zatnie i kto na tym ucierpi. Po co kopać doły, z których samemu trudno będzie się wygrzebać.
W krajach o ugruntowanym systemie parlamentarnym spór między rządową większością a opozycyjną mniejszością niczego nie niszczy. Wręcz przeciwnie, dopinguje do pozytywnego działania. Aby jak najbardziej pognębić rząd, opozycja przeciwstawia mu własne rozwiązania i stara się udowodnić, że są one o niebo lepsze niż projekty konkurencji. Owa programowa licytacja jak ognia unika ślepego zacietrzewienia i blokowania mechanizmów państwowych.
Nikt nie chce strzelić sobie samobójczego gola. Każdy bowiem, kto posunąłby się do blokowania mechanizmów państwowych, naraziłby się na niepopularność. W okrzepłych demokracjach państwo jest traktowane przez obywateli jako dobro wspólne i nikt, włącznie z opozycją, nie toleruje sypania piachu w jego tryby.
Łatwo zauważyć, że w polskim systemie parlamentarnym owo tabu funkcjonuje słabo i coraz częściej jest naruszane. Normalne gdzie indziej parlamentarne manewry zamieniają się u nas w krwawe bitwy, pustoszące kolejne połacie życia publicznego. Dobrym przykładem tej złej strategii jest postępowanie opozycji z rządową propozycją ustanowienia winiet, czyli opłat za korzystanie z autostrad i dróg. Rząd zdecydował się na to rozwiązanie w obliczu kompletnego fiaska dotychczasowego systemu budowania dróg. Obszernie swój pomysł uzasadnił i wniósł do Sejmu w postaci projektu ustawy.
Trudno się dziwić, że zgodnie z klasycznymi zasadami parlamentaryzmu opozycja nie pozostawiła na wniosku suchej nitki. Zaskakująca była jednak sekwencja dalszych zdarzeń. Krytyce propozycji rządowej nie towarzyszyło, jak to się rutynowo dzieje gdzie indziej, przedstawienie własnej propozycji przezwyciężenia zapaści transportowej. Nie zakończyło również całej batalii, najbardziej zgodne z parlamentarną logiką, przegłosowanie opozycyjnego wniosku o odrzucenie rządowego projektu ustawy. Przegrawszy to głosowanie, opozycja zgłosiła kolejny wniosek, tym razem o wotum nieufności dla autora projektu budowania dróg Marka Pola.
Jak się łatwo można domyślić, ów sejmowy replay zakończył się podobnie jak pierwsza, właściwa odsłona batalii. Wniosek przepadł. Jego autorom i tego jest mało. Oświadczyli, że rozpoczynają zbieranie podpisów pod wnioskiem o rozpisanie referendum w tej kwestii. Jak wiadomo, referendum musi zarządzić Sejm, który przecież już w dwóch głosowaniach wyraził swoje zdanie w tej materii.
Ów ślepy upór zupełnie nie pasuje do reguł i ducha parlamentaryzmu. W taki sposób walczy się z władzą w systemie autorytarnym, gdzie demokracja nie funkcje, a celem tak zdeterminowanych akcji jest mobilizacja opinii publicznej, niezbędna dla długofalowego niszczenia dyktatury.
W demokratycznej Polsce mechanizmy zmierzające do blokowania systemu władzy nie są ani potrzebne, ani wskazane. Zaszkodzą przecież nie tylko rządowej większości, ale i całemu ładowi konstytucyjnemu. Nigdy nie wiadomo, kiedy raz zepsuty mechanizm ponownie się zatnie i kto na tym ucierpi. Po co kopać doły, z których samemu trudno będzie się wygrzebać.
Więcej możesz przeczytać w 41/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.