Merde d'artiste
Pewien inteligentny licealista stwierdził, że "akademizm umarł z powodu lenistwa". Śmiem twierdzić, że współczesną sztukę, która nosi znamiona zmodyfikowanego akademizmu, czeka ten sam los. Mimo hałaśliwego powiewania mocno już zwiotczałą flagą awangardy, od pomysłowych artystów wieje nudą i nawet ekstremalne działania nie są w stanie nikogo zadziwić ani tym bardziej wzruszyć. Brak u nas jakiejkolwiek rzetelnej krytyki czy analiz. Na początku lat 90. prof. Jerzy Madeyski, krakowski historyk sztuki, powiedział, że "dzisiejsi krytycy boją się pisać krytycznie o sztuce współczesnej". Moim zdaniem, krytyków z prawdziwego zdarzenia w ogóle nie ma. Bodaj ostatnim był u nas Witkacy.
Dziś w świecie sztuki nie ma ścierających się kierunków, nie ma polemik. Panuje dyktat jednego szerokiego prądu, ogólna martwota i samozadowolenie wyniesionych na piedestał artystów oraz ich apologetów. Dominujący prąd wyniósł na powierzchnię twórców o nikłym ciężarze gatunkowym, ale ci w obecnym kupieckim świecie czują się jak ryby w wodzie. Można sprzedać wszystko. Pewien zachodni artysta sprzedał szacownemu muzeum swoje zapuszkowane odchody, dzieło pod nazwą "Merde d'artiste". Tak więc ludziom sterującym rynkiem sztuki wystarczy pozór.
O artystach wyniesionych kiedyś przez falę akademizmu rzadko się dziś słyszy i nawet nie wszyscy historycy sztuki wiedzą, kto to był na przykład Bouguerau. Do artysty tego we Francji ustawiała się kolejka bogaczy, książąt, a nawet królów. Za swoje obrazy uzyskiwał on niebotyczne ceny (200 tys. ówczesnych franków), podczas gdy Renoir byłby szczęśliwy, gdyby wtedy mógł sprzedać swój obraz za 30 franków. Dotykamy tu kwestii doli sztuki oryginalnej, ponadczasowej w okresie panowania prądu, który dyktuje wszystkim artystom, co i jak mają tworzyć. Biada odszczepieńcom.
Obecny dyktat panującego prądu jest tak silny, że nawet głowy państw honorują i nagradzają sztukę ekstrawagancką, wielce udziwnioną i urągającą poczuciu dobrego smaku. Jadąc przez Europę, nierzadko widzi się koszmarną twórczość wielu artystycznych miernot, które unoszą się na powierzchni panującego prądu. "Z prądem płyną śmieci" - wyznał kiedyś Zbigniew Herbert. Pablo Picasso, ojciec sztuki nowoczesnej, w grobie się przewraca.
Kto dziś oficjalnie zaatakuje stojące na piedestale sławy? Byłaby to niezła ich nobilitacja.
MARIAN ADAMCZYK
Warszawa
Pewien inteligentny licealista stwierdził, że "akademizm umarł z powodu lenistwa". Śmiem twierdzić, że współczesną sztukę, która nosi znamiona zmodyfikowanego akademizmu, czeka ten sam los. Mimo hałaśliwego powiewania mocno już zwiotczałą flagą awangardy, od pomysłowych artystów wieje nudą i nawet ekstremalne działania nie są w stanie nikogo zadziwić ani tym bardziej wzruszyć. Brak u nas jakiejkolwiek rzetelnej krytyki czy analiz. Na początku lat 90. prof. Jerzy Madeyski, krakowski historyk sztuki, powiedział, że "dzisiejsi krytycy boją się pisać krytycznie o sztuce współczesnej". Moim zdaniem, krytyków z prawdziwego zdarzenia w ogóle nie ma. Bodaj ostatnim był u nas Witkacy.
Dziś w świecie sztuki nie ma ścierających się kierunków, nie ma polemik. Panuje dyktat jednego szerokiego prądu, ogólna martwota i samozadowolenie wyniesionych na piedestał artystów oraz ich apologetów. Dominujący prąd wyniósł na powierzchnię twórców o nikłym ciężarze gatunkowym, ale ci w obecnym kupieckim świecie czują się jak ryby w wodzie. Można sprzedać wszystko. Pewien zachodni artysta sprzedał szacownemu muzeum swoje zapuszkowane odchody, dzieło pod nazwą "Merde d'artiste". Tak więc ludziom sterującym rynkiem sztuki wystarczy pozór.
O artystach wyniesionych kiedyś przez falę akademizmu rzadko się dziś słyszy i nawet nie wszyscy historycy sztuki wiedzą, kto to był na przykład Bouguerau. Do artysty tego we Francji ustawiała się kolejka bogaczy, książąt, a nawet królów. Za swoje obrazy uzyskiwał on niebotyczne ceny (200 tys. ówczesnych franków), podczas gdy Renoir byłby szczęśliwy, gdyby wtedy mógł sprzedać swój obraz za 30 franków. Dotykamy tu kwestii doli sztuki oryginalnej, ponadczasowej w okresie panowania prądu, który dyktuje wszystkim artystom, co i jak mają tworzyć. Biada odszczepieńcom.
Obecny dyktat panującego prądu jest tak silny, że nawet głowy państw honorują i nagradzają sztukę ekstrawagancką, wielce udziwnioną i urągającą poczuciu dobrego smaku. Jadąc przez Europę, nierzadko widzi się koszmarną twórczość wielu artystycznych miernot, które unoszą się na powierzchni panującego prądu. "Z prądem płyną śmieci" - wyznał kiedyś Zbigniew Herbert. Pablo Picasso, ojciec sztuki nowoczesnej, w grobie się przewraca.
Kto dziś oficjalnie zaatakuje stojące na piedestale sławy? Byłaby to niezła ich nobilitacja.
MARIAN ADAMCZYK
Warszawa
Więcej możesz przeczytać w 19/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.