Dokumenty Służby Bezpieczeństwa nie mogą być chronione pieczęciami tajemnicy. W przeciwnym razie naród będzie tracił pamięć
Pisałem wielokrotnie - i na tych stronach - o tym, jak powinna wyglądać lustracja. Powinna ona obejmować trzy poziomy: decydentów politycznych, aparatu bezpieczeństwa i - jako ostatni - agenturę. Tylko taki sposób jest sprawiedliwy, inny zaś karze jedynie ślepy miecz, rękę nim władającą pozostawia bez kary. Dlatego takie ważne było powołanie Instytutu Pamięci Narodowej, co jest największym bodaj blamażem AWS. Brak głowy tego instytutu pozostawia wszystkie zbrodnie przeciw narodowi polskiemu bezkarne. Mamy do czynienia z niewydolnością organów dochodzenia sprawiedliwości. Jedenaście lat po odzyskaniu niepodległości nie potrafimy ukarać zbrodni poprzedniego systemu. Rzecznik interesu publicznego i aparat lustracyjny przedkładają często interes partyjny nad publiczny. Sprawy się wloką lub są rozpatrywane w sposób niewłaściwy. Dlatego postanowiłem skierować do trzech niezależnych mediów następujący list:
Byłem w posiadaniu dokumentów dowodzących fałszowania przez Służbę Bezpieczeństwa akt, aby wskazywały na mnie jako agenta. Nie ujawniałem ich z rozmysłem, by nie zaszkodzić procesowi lustracyjnemu. Jeżeli fałszowano w moim wypadku, każdy mógł powiedzieć, że i w jego też. Mój wypadek był jednak wyjątkowy, jak twierdzi jeden z ministrów - jedyny. Zdecydowałem się więc wziąć na siebie odium podejrzeń o współpracę, aby uratować ideę lustracji. Kiedy jednak obserwuję, jak fatalnie przebiega proces lustracyjny, zaczynam mieć wątpliwości, czy było warto.
Do prokuratury w Gdańsku (nie z mojej inicjatywy) wpłynęło doniesienie o przestępstwie polegającym na podstępnym tworzeniu fałszywych dowodów. Prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania. Napisałem w tej sprawie do Prokurator Generalnej Pani Minister Sprawiedliwości. Nie dostałem żadnej odpowiedzi. Ponieważ trzecia władza nie spełnia swoich obowiązków, zwracam się więc do czwartej.
Z poczuciem ulgi, ale i z rozczarowaniem przedstawiam Państwu załączone dokumenty.
Do listu dołączyłem następujące dokumenty: akta sprawy operacyjnego rozpracowania kryptonim Bolek (dotyczy Wałęsy) oraz zawiadomienie o przestępstwie dotyczące fałszowania moich akt. Akta operacyjnego rozpracowania zdecydowałem się ujawnić, mimo że oznaczone były gryfem: "TAJNE - spec. znacz.". To jeszcze jeden argument na rzecz uruchomienia Instytutu Pamięci Narodowej. Dokumenty bezpieki nie mogą być chronione pieczęciami tajemnicy, a są chronione nawet te z lat czterdziestych. Muszą być dostępne dla naukowców i prawników. W przeciwnym razie nasz naród będzie tracił pamięć. Został także przeprowadzony wywiad z Adamem Żaczkiem (oficerem Służby Bezpieczeństwa, który zajmował się się sprawą mego rozpracowania operacyjnego). Stawiano mu tak zwane pytania o rozstrzygnięcie, na które można odpowiadać tylko "tak" lub "nie". Pozwolę sobie przytoczyć fragment tego wywiadu: Pytanie: Lech Wałęsa ujawnił ostatnio dokumenty, na których jest między innymi pana podpis. Czy to pana podpis? Odpowiedź: Tak. P: Czy to pan przygotowywał analizę operacyjnego rozpracowania kryptonim Bolek? O: Tak. (...) P: Czy to wszystkie dokumenty zgromadzone do tego czasu, które jego dotyczyły? O: Tak. P: Czy - pańskim zdaniem - w tamtym czasie Lech Wałęsa był współpracownikiem SB? O: Nie.
W ubiegłym tygodniu na tych łamach cytowana była wypowiedź Gromosława Czempińskiego, że w latach 80. fałszowano dokumenty na mój temat. Kto? Jak? Dlaczego? - te pytania pozostają bez odpowiedzi. Myślałem i miałem nadzieję, że dziennikarze podążą wskazanymi przeze mnie tropami. Rozpocząć by to mogło ogólną dyskusję o lustracji i dekomunizacji. Czwarta władza o tyle tylko sprawuje władzę, o ile patrzy na ręce tej pierwszej, drugiej i trzeciej. Wydaje się jednak, że czwarta władza jest zanadto upartyjniona. Jednym patrzy na ręce uważnie, na innych przymyka oko. W jednym oku dostrzega okruszek, w innym nie zauważy belki. Kontrola wybiórcza i sterowana przestaje być kontrolą, staje się jednym z narzędzi politycznej walki i traci swą wiarygodność. Media pozbawione wiarygodności przestają być czwartą władzą.
Byłem w posiadaniu dokumentów dowodzących fałszowania przez Służbę Bezpieczeństwa akt, aby wskazywały na mnie jako agenta. Nie ujawniałem ich z rozmysłem, by nie zaszkodzić procesowi lustracyjnemu. Jeżeli fałszowano w moim wypadku, każdy mógł powiedzieć, że i w jego też. Mój wypadek był jednak wyjątkowy, jak twierdzi jeden z ministrów - jedyny. Zdecydowałem się więc wziąć na siebie odium podejrzeń o współpracę, aby uratować ideę lustracji. Kiedy jednak obserwuję, jak fatalnie przebiega proces lustracyjny, zaczynam mieć wątpliwości, czy było warto.
Do prokuratury w Gdańsku (nie z mojej inicjatywy) wpłynęło doniesienie o przestępstwie polegającym na podstępnym tworzeniu fałszywych dowodów. Prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania. Napisałem w tej sprawie do Prokurator Generalnej Pani Minister Sprawiedliwości. Nie dostałem żadnej odpowiedzi. Ponieważ trzecia władza nie spełnia swoich obowiązków, zwracam się więc do czwartej.
Z poczuciem ulgi, ale i z rozczarowaniem przedstawiam Państwu załączone dokumenty.
Do listu dołączyłem następujące dokumenty: akta sprawy operacyjnego rozpracowania kryptonim Bolek (dotyczy Wałęsy) oraz zawiadomienie o przestępstwie dotyczące fałszowania moich akt. Akta operacyjnego rozpracowania zdecydowałem się ujawnić, mimo że oznaczone były gryfem: "TAJNE - spec. znacz.". To jeszcze jeden argument na rzecz uruchomienia Instytutu Pamięci Narodowej. Dokumenty bezpieki nie mogą być chronione pieczęciami tajemnicy, a są chronione nawet te z lat czterdziestych. Muszą być dostępne dla naukowców i prawników. W przeciwnym razie nasz naród będzie tracił pamięć. Został także przeprowadzony wywiad z Adamem Żaczkiem (oficerem Służby Bezpieczeństwa, który zajmował się się sprawą mego rozpracowania operacyjnego). Stawiano mu tak zwane pytania o rozstrzygnięcie, na które można odpowiadać tylko "tak" lub "nie". Pozwolę sobie przytoczyć fragment tego wywiadu: Pytanie: Lech Wałęsa ujawnił ostatnio dokumenty, na których jest między innymi pana podpis. Czy to pana podpis? Odpowiedź: Tak. P: Czy to pan przygotowywał analizę operacyjnego rozpracowania kryptonim Bolek? O: Tak. (...) P: Czy to wszystkie dokumenty zgromadzone do tego czasu, które jego dotyczyły? O: Tak. P: Czy - pańskim zdaniem - w tamtym czasie Lech Wałęsa był współpracownikiem SB? O: Nie.
W ubiegłym tygodniu na tych łamach cytowana była wypowiedź Gromosława Czempińskiego, że w latach 80. fałszowano dokumenty na mój temat. Kto? Jak? Dlaczego? - te pytania pozostają bez odpowiedzi. Myślałem i miałem nadzieję, że dziennikarze podążą wskazanymi przeze mnie tropami. Rozpocząć by to mogło ogólną dyskusję o lustracji i dekomunizacji. Czwarta władza o tyle tylko sprawuje władzę, o ile patrzy na ręce tej pierwszej, drugiej i trzeciej. Wydaje się jednak, że czwarta władza jest zanadto upartyjniona. Jednym patrzy na ręce uważnie, na innych przymyka oko. W jednym oku dostrzega okruszek, w innym nie zauważy belki. Kontrola wybiórcza i sterowana przestaje być kontrolą, staje się jednym z narzędzi politycznej walki i traci swą wiarygodność. Media pozbawione wiarygodności przestają być czwartą władzą.
Więcej możesz przeczytać w 19/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.