Brama azji

Dodano:   /  Zmieniono: 
W połowie kwietnia w drugim co do wielkości kontenerowym porcie świata ustanowiono rekord w szybkości przeładunków. W ciągu godziny rozładowano 236 kontenerów
Statek APL "China", w którego ładowniach znalazło się prawie 1100 kontenerów, stał w porcie niecałe pięć godzin. Ponieważ nowe lotnisko Chek Lap Kok, zlokalizowane na sztucznej wyspie Lantau, jest największym na świecie towarowym portem lotniczym, nazwanie Hongkongu azjatyckim oknem na świat jest w pełni zrozumiałe.
Przezwyciężenie skutków azjatyckiego kryzysu gospodarczego oraz przygotowanie się do przyjęcia Chin do Światowej Organizacji Handlu to dwa najważniejsze zadania stojące przed gospodarką Hongkongu. Przedstawiciele tamtejszych kół gospodarczych twierdzą, że wszystko wskazuje na to, iż najgorszy okres mają już za sobą. Nie ukrywają natomiast swoich obaw związanych z przyjęciem Chin do WTO. System kontyngentów oraz inne bariery (na przykład cła antydumpingowe nałożone na chińskie obuwie, wyroby skórzane czy urządzenia elektroniczne) powodują, że chińskie przedsiębiorstwa (zarówno eksportujące, jak importujące) muszą korzystać z pośrednictwa Hongkongu. Przyjęcie Chin do WTO ograniczy tę konieczność i pozbawi Hongkong znacznych dochodów z handlu. Dzisiaj ponad 85 proc. obrotów handlowych tego terytorium stanowi reeksport oraz reimport towarów (95 proc. do i z Chin).

Koniec krachu
Hongkong, mający najbardziej wolnorynkową gospodarkę świata, ma za sobą najgorszy okres w swojej historii. Kryzys azjatycki spowodował, iż po raz pierwszy odnotowano spadek PKB. W 1998 r. PKB zmalał o ponad 5 proc., a eksport zmniejszył się prawie o 14 mld USD (import - o 24 mld USD). Krach finansowy został spotęgowany niepewnością ekonomicznych konsekwencji przyłączenia Hongkongu do Chin. Wprawdzie w brytyjsko-chińskim traktacie znalazł się zapis, że przez najbliższe 50 lat nie zmieni się status polityczny i gospodarczy przyłączonego terytorium, ale nie do końca było wiadomo, jak władze w Pekinie będą interpretowały hasło: "Jedno państwo - dwa systemy". Ta niepewność odbiła się zwłaszcza na rynku nieruchomości. Część mieszkańców Hongkongu, którzy w obawie przed rządami Pekinu wcześniej wyjechali do Kanady i Australii, wróciła i postanowiła ulokować pieniądze w nieruchomościach. W efekcie ich ceny osiągnęły niewyobrażalnie wysoki poziom. Miesięczny czynsz za niewielkie (jak na europejskie warunki) mieszkanie w dobrym punkcie miasta pozwalał właścicielowi na przeżycie kilku miesięcy w Kanadzie. W tej sytuacji rząd podjął decyzję o zamrożeniu handlu gruntami, którą anulował dopiero w czerwcu 1999 r. Rynek wrócił do normalnego stanu, a w czerwcu ubiegłego roku cena ziemi była o ponad 40 proc. niższa niż w trzecim kwartale 1997 r., bezpośrednio po przyłączeniu Hongkongu do Chin.

Jedno państwo - dwa systemy
Gospodarcza współpraca w ramach "jednego państwa i dwóch systemów" nie ma - jakby się pozornie wydawało - jednostronnego charakteru. Chiny są drugim (po Wielkiej Brytanii) inwestorem zagranicznym w Hongkongu. Według oficjalnych statystyk, działa tam 1800 firm pochodzących z ChRL. Ich łączny kapitał szacuje się na 185 mln USD. Akcje kilkudziesięciu z nich notowane są na tutejszej giełdzie papierów wartościowych, drugim pod względem obrotów parkiecie w Azji. Bank of China wraz z jedenastoma siostrzanymi bankami tworzy drugą co do wielkości grupę finansową w Hongkongu. Jest też emitentem miejscowej waluty - dolarów hongkońskich. Oprócz tego 18 spośród ponad 130 banków mających tu swoje siedziby pochodzi z Chin.
W najbliższych latach głównym źródłem rozwoju Hongkongu będzie tania chińska siła robocza. Już dzisiaj ponad 80 proc. firm posiada swoje fabryki w Chinach, a przede wszystkim w znajdującej się w pobliżu granicy z Hongkongiem specjalnej strefie ekonomicznej Shen Zhen. - Produkcja ucieka z Hongkongu - twierdzi Billy Wong, ekonomista z Hong Kong Trade Development Council. - Pozostają tylko zarządy, działy marketingu i badań strategicznych, centra obsługi finansowej. Reszta wędruje na kontynent.
Poprawa sytuacji ekonomicznej nastąpiła w trzecim kwartale ubiegłego roku, kiedy produkt krajowy brutto wzrósł o 4,7 proc. Hongkong jest kolejnym dowodem na to, że państwo posiadające mały rynek wewnętrzny i nie mające żadnych surowców osiąga najlepsze wyniki w handlu zagranicznym. Import i eksport są podstawą funkcjonowania takich krajów. Dlatego pod względem konkurencyjności gospodarki są one najlepsze na świecie. Liczący niespełna 7 mln mieszkańców Hongkong wyeksportował w ubiegłym roku towary o wartości ponad 200 mld USD (łącznie z eksportem usług), a jego udział w światowym eksporcie wyniósł 3,5 proc. Wartość eksportu per capita przekracza więc 29 tys. USD. Jeśli potraktować łącznie wszystkie państwa Unii Europejskiej, Hongkong jest piątym eksporterem świata.

Centrum handlu
- Nie potrafimy wykorzystać szansy zaistnienia w tym regionie - przekonuje Agnieszka Łobacz, konsul generalny RP w Hongkongu. - Oczywiście, potrzebne są pieniądze na promocję Polski, a przede wszystkim naszych produktów. Nie chodzi jednak tylko o pieniądze, ale także o rozsądne ich wydawanie.
Czy Polska może skorzystać na przykład z doświadczeń Hong Kong Trade Development Council? Jest to częściowo państwowa agencja zajmująca się promocją kraju i jego produktów na całym świecie. 30 proc. jej wydatków finansuje budżet państwa, reszta pochodzi z własnej działalności, polegającej przede wszystkim na organizowaniu targów i wystaw oraz wydawaniu najróżniejszych publikacji, katalogów i folderów.
Wszyscy wielcy tego świata są obecni w tym mieście lub jego okolicach. Jeden z nich - Heineken - wydał gigantyczne sumy na przekonanie Chińczyków, że jego piwo jest najlepsze, a potem wybudował wielki browar. Światowe giganty nie sprzedają na tym rynku tylko wyrobów przywiezionych z Europy czy też USA. Większość z nich wybudowała tutaj swoje fabryki - oczywiście, z myślą o chińskim rynku. Często na terytorium Chin dochodzi do połączenia europejskiej technologii i pieniędzy z Hongkongu. - Dlaczego w Polsce nie ma takiego sposobu myślenia? - pyta pani konsul. Czy ktoś zastanowił się nad możliwością wybudowania tu polskiego browaru, fabryki słodyczy (uwielbianych przez Chińczyków) czy też fabryki mebli?
Dlaczego tak niewielkie są nasze wzajemne obroty handlowe? Roman Morawski, konsul ds. ekonomicznych, wymienia kilka przyczyn. Po pierwsze, dopiero na początku lat 90. Anglicy wyrazili zgodę na otwarcie polskiego konsulatu w Hongkongu. Przed rokiem 1990 z paszportem z nadrukiem "PRL" nie można było praktycznie przekroczyć granicy (dzisiaj należymy do grupy ponad 170 państw świata, których obywatele mogą wjeżdżać do Hongkongu bez wizy). Po drugie, nie ma żadnej dwustronnej izby gospodarczej. Po trzecie, żadna polska firma nie jest notowana na miejscowej giełdzie. Po czwarte, nie ma połączeń lotniczych między Warszawą a Hongkongiem. Wreszcie po piąte, nasza wiedza na temat gospodarki Hongkongu jest znikoma.
Wysokie ceny biletów lotniczych i nie mniejsze koszty pobytu w znacznej mierze tłumaczą naszą nieobecność w Hongkongu. Mimo to w ubiegłym roku prawie 5 tys. Polaków przekroczyło jego granicę. Ponad pięćset osób uczestniczyło w wielu miejscowych targach, lecz tylko kilka z nich zaprezentowało swoją ofertę handlową. Pozostali przyjechali w celu zawarcia transakcji importowych. Podobnie zresztą było w trakcie kwietniowych, największych w Azji Targów Upominków i Artykułów Gospodarstwa Domowego. Nie było żadnego wystawcy z Polski ani innego kraju środkowo-wschodniej Europy. Wprawdzie o gustach nie należy dyskutować, ale można było odnieść wrażenie, że nasze krasnale i inne gipsowe figurki sprzedawane w marketach pod chmurką wzdłuż drogi A-2 też znalazłyby tu nabywców. Oczywiście, wszystko jest kwestią ceny.
Jedynymi targami, w trakcie których polscy producenci chcą sprzedawać swoje produkty, są targi bursztynu i srebra. Jednak i tutaj konkurencja jest bardzo duża, gdyż wytwórcy z Tajwanu ponoć do perfekcji opanowali sztukę łączenia rosyjskiego bursztynu z polskimi wzorami.

Polskie konie
Czy polskie produkty mogą zaistnieć na tutejszym rynku? Zdaniem przedstawicieli polskiego konsulatu, zdecydowanie tak. Szkło z Krosna (sprzedawane w sieci luksusowych sklepów Lane Cranford), słodycze, mrożony drób (za kontener mrożonych kurzych łbów i łapek - miejscowy przysmak - importer płaci 50 tys. USD), farmaceutyki, odżywki zbożowe, soki owocowe czy drewno są najbardziej poszukiwanymi towarami. - Wielką karierę mogą zrobić polskie konie - przekonuje Dennis Yau, zastępca dyrektora Hong Kong Trade Development Council. - Myślę, że Polska powinna wykorzystać popularność, jaką cieszą się w Hongkongu wyścigi konne, oraz fakt, że macie bardzo dobrych hodowców koni.
O tym, że polskie produkty są poszukiwane na tutejszym rynku, przekonał się importer naszej wódki. Ponoć nie było większych problemów ze sprzedażą wódki Królewskiej za 480 miejscowych dolarów, czyli ok. 60 USD. Cena może szokować, ale należy pamiętać, że Hongkong jest jednym z najdroższych miejsc świata, a zarazem największym importerem francuskich koniaków.
Są jednak dwie zasadnicze przeszkody uniemożliwiające nam trwałą obecność na miejscowym rynku. Po pierwsze, producenci naszych artykułów spożywczych nie mogą zagwarantować dziewięciomiesięcznego okresu gwarancji (jest on wymagany dla towarów dostarczanych statkami). Po drugie, chcą szybko sprzedać i szybko otrzymać pieniądze za dostarczony towar, to zaś kłóci się z mentalnością miejscowych kupców, oczekujących na przykład odroczonych terminów płatności.
Przedstawiciele polskiej placówki konsularnej twierdzą, że każdego dnia mają dwa, trzy zapytania o możliwość importu z Polski. Ich zdaniem, najlepszym dowodem zainteresowania naszym krajem było ubiegłoroczne seminarium poświęcone współpracy handlowej między Polską a Hongkongiem. Uczestniczyli w nim przedstawiciele 130 firm (zbliżający się tajfun zmniejszył liczbę uczestników). W podobnym seminarium zorganizowanym przez przedstawicielstwa dyplomatyczne Austrii i Rosji wzięło udział odpowiednio 35 i 45 firm.


Więcej możesz przeczytać w 19/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.