Czy licytacje on line staną się targowiskami XXI wieku?
Na internetowych aukcjach można kupić lub sprzedać praktycznie wszystko - od gadżetów, bibelotów i książek po nowe samochody i mieszkania. Sieciowym licytacjom daleko do tradycyjnych domów aukcyjnych gromadzących wyłącznie milionerów, ale wiele wskazuje na to, że staną się one targowiskami XXI wieku.
Witrynę eBay, pioniera w tej branży, odwiedza dziennie 1,8 mln osób. Przeglądają one miesięcznie półtora miliarda stron z licytacjami. Jest to więc najczęściej odwiedzana witryna handlowa, wyprzedzająca między innymi słynną księgarnię Amazon.com. "Długo sądziłem, że sprzedaż on line jest trudna, ale gdy w końcu zdecydowałem się wziąć udział w aukcji, okazało się, iż nie wymaga to specjalnej wiedzy. W ciągu trzech miesięcy sprzedałem przedmioty za ponad 75 tys. USD" - takie opinie można przeczytać w nadsyłanych do eBay listach. Podobnego zdania jest większość z dziesięciu milionów zarejestrowanych osób, które dziennie wystawiają na licytację ponad 400 tys. przedmiotów. Licząca obecnie 4,5 mln pozycji lista ofert (z reguły są one zamieszczane przez siedem dni), podzielona na 4,3 tys. kategorii, systematycznie się wydłuża. W marcu firma eBay, koncentrująca się do tej pory na obsłudze indywidualnych klientów, uruchomiła także targowisko dla małych przedsiębiorstw. Prowadzi ponadto pięć regionalnych witryn w Australii, Japonii, Kanadzie, Niemczech i Wielkiej Brytanii. Wartość sprzedanych dzięki jej pośrednictwu przedmiotów tylko w czwartym kwartale ubiegłego roku przekroczyła 900 mln USD. Firma w 1999 r. zarobiła na aukcjach 11 mln USD (przy przychodzie 225 mln USD).
W Polsce pierwszą licytację on line przeprowadziła w 1998 r. Lufthansa.
- Chcieliśmy wypromować w ten sposób sprzedaż biletów lotniczych przez Internet. Zainteresowanie przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Nie mamy jeszcze danych z ostatniej aukcji, która odbyła się w połowie kwietnia, ale w 1999 r. w licytacji udział wzięło prawie 12 tys. osób - dwa razy tyle co za pierwszym razem. Można było kupić 80 podwójnych biletów na 50 różnych tras, w tym na przykład do Pekinu i Buenos Aires. A więc średnio o dwa bilety rywalizowało aż 171 osób - opisuje Joanna Smolarska z Lufthansy. - Aukcje są korzystne dla obu stron: klienci mogą taniej kupić bilety (na przykład dwie osoby poleciały do Kolonii za 250 zł, a do Chicago - za 1840 zł), a dla nas jest to bardzo dobra promocja. Planujemy takie przedsięwzięcia przynajmniej raz w roku.
W grudniu ubiegłego roku firma SurfStopShop (od marca część firmy QXL, zarządzającej największym systemem aukcyjnym w Europie składającym się z dziewięciu licytacji regionalnych) uruchomiła wyspecjalizowany serwis Allegro. - Oglądałem eBay i stwierdziłem, że jest to bardzo ciekawe połączenie biznesu elektronicznego i zabawy, a do tej pory nikt w Polsce nie otworzył takiego serwisu. Oczywiście dostrzegam w tej inicjatywie szansę na osiągnięcie w przyszłości zysków - wraca do pomysłu stworzenia aukcji internetowej Arjan Bakker, prezes QXL Polska. Także pod koniec ubiegłego roku elektroniczne licytacje pojawiły się w portalu Onet. - Na razie jest to zabawa. Zbieramy doświadczenia, które pomogą nam rozwinąć ten serwis - twierdzi Bartłomiej Zarębski z Onetu. Firma przyjęła holenderski model aukcji: co jakiś czas cena produktu jest obniżana; kupuje ten, kto pierwszy uzna, że jest atrakcyjna. - W modelu angielskim emocje uczestniczących w licytacji opadają, gdyż bierze w niej udział coraz mniej osób. W tym wypadku jest odwrotnie. Im dłużej trwa aukcja, tym napięcie jest większe. Internauci przed monitorem zastanawiają się, czy cena jeszcze spadnie. Oczywiście jeśli będą się za długo wahali, ktoś ich wyprzedzi w zakupie produktu - wskazuje zalety wybranego modelu Zarębski. - Aukcja typu holenderskiego odbywa się w konkretnych godzinach, a w Polsce ciągle niewiele osób może korzystać z Internetu o dowolnej porze. Dlatego by umożliwić udział wszystkim zainteresowanym, licytacje w Allegro trwają dwa tygodnie - przedstawia zalety modelu angielskiego Wojciech Wrzaskała z QXL Polska.
Aukcje sieciowe można podzielić ze względu na oferenta na dwa rodzaje. - Towary mogą być wystawiane przez firmy (producentów, dystrybutorów) lub osoby prywatne. W pierwszym wypadku oferowane są nowe produkty, zwykle za jedną dziesiątą ceny. Nabywca dostaje rachunek i gwarancję oraz ma pewność, że towar jest dobrej jakości. Łatwiej więc jest mu podjąć decyzję o uczestniczeniu w aukcji. Większość nowych rzeczy sprzedawana jest po cenach wyższych niż hurtowe, choć niższych niż w sklepie. Zyskują zatem na tym obie strony - twierdzi Wrzaskała. - Część firm uczestnictwo w takich przedsięwzięciach traktuje jak kampanię promocyjną, inne próbują na tym zarabiać - dodaje Zarębski. Na razie Onet ogranicza się właśnie do tego typu aukcji. Można było już na nich kupić wycieczki, komputery i drukarki. W Allegro dominują oferty składane przez osoby prywatne.
Wśród sprzedawanych w Allegro rzeczy była na przykład stara warszawa i srebrna moneta z 1627 r. - Ludzie wystawiają zabawki, z których wyrosły ich dzieci, czy unikatowe dzieła sztuki. Do tej pory najwyższą cenę uzyskał apartament w Hiszpanii - 200 tys. zł - podaje Wrzaskała. W Polsce działają także aukcje branżowe. Na przykład w serwisie E-aukcja.pl wystawiany jest nowy sprzęt komputerowy i oprogramowanie, a w Domena.pl - adresy internetowe i serwisy sieciowe. Cena wywoławcza adresu www.mezczyzna.pl to 60 tys. zł, a www.fajnie.com - 70 tys. zł. By zostać właścicielem witryny idealnej dla kandydata na prezydenta (www.prezydent.org) w ostatnim dniu licytacji trzeba było przebić 85 tys. zł.
Przed przystąpieniem do aukcji należy się zarejestrować. Otrzymamy wówczas identyfikator i hasło, którymi będziemy się posługiwać podczas kupowania lub sprzedawania. Zanim wystawimy towar, musimy go opisać (ewentualnie załączyć zdjęcie), podać cenę wywoławczą, wybrać rodzaj płatności (przed czy po otrzymaniu towaru, przelewem na konto czy gotówką) oraz zdecydować, kto pokryje koszty transportu. - Udział w licytacji sieciowej nikomu nie powinien sprawić kłopotu. Ludziom tego typu przedsięwzięcia kojarzą się jednak z tradycyjnymi domami aukcyjnymi i milionerami w garniturach, co ich odstrasza. Zastanawialiśmy się nawet, czy nie używać nazwy "elektroniczny bazar" - przyznaje Wojciech Wrzaskała. - Mimo to zainteresowanie przedsięwzięciem wzrasta. W tej chwili licytowanych jest już u nas równocześnie przeszło 1500 produktów. Ruch na aukcji zależy od atrakcyjności oferty. Średnio jedna na dwadzieścia jest rzeczywiście bardzo ciekawa - podaje Wrzaskała. - Z reguły w naszych przedsięwzięciach uczestniczy ok. 40 osób. Rekord to ponad 300 licytujących - mówi Bartłomiej Zarębski z Onetu.
Zawsze istnieje jednak ryzyko, że jedna ze stron nie dotrzyma warunków transakcji, dlatego serwisy wprowadzają systemy oceny uczestników. Na przykład w Allegro można przyznawać sprzedającym punkty dodatnie lub ujemne w zależności od tego, jak wywiązali się ze swoich obowiązków. Zarówno kupujący, jak i sprzedający uczestniczą w Polsce w aukcjach bezpłatnie (eBay pobiera prowizję od uzyskanej kwoty).
- Licytacja to najbardziej internetowy sposób kupowania i sprzedawania - twierdzi Zarębski. Organizatorzy polskich aukcji nie wykluczają, że w przyszłości mogą one zastąpić nawet sklepy sieciowe, gdyż zapewniają znacznie większe możliwości interakcji. Łączą także zakupy z rozrywką. Według firmy analitycznej Jupiter Communications, w tym roku obroty na aukcjach internetowych będą stanowiły 6,6 proc. całej wymiany handlowej on line. Za dwa lata ma to być już 7,8 proc.
Przedsięwzięcia te stwarzają każdemu internaucie szansę partycypowania w globalnej wymianie towarowej. Powstają jednak pytania o granice tej wolnej wymiany. Na przykład firma eBay w ubiegłym roku po burzliwej publicznej dyskusji w Stanach Zjednoczonych zdecydowała się wprowadzić prohibicję na alkohol, papierosy i broń.
Więcej możesz przeczytać w 19/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.