Czy głowa państwa stoi ponad prawem?
Pierwszy wśród równych (primus inter pares). Takim mianem określano pozycję polskiego króla już w czasach I Rzeczypospolitej. Dzisiaj, gdy prezydent III RP - jak stanowi art. 126 konstytucji - jest jej najwyższym przedstawicielem, ma on pozycję pierwszego obywatela. Nie można tego twierdzenia pogodzić z poglądem, iż "prezydent RP nie może być przesłuchany jako świadek w sprawie cywilnej przed sądem", co stanowczo twierdzi sekretarz stanu pełniący obowiązki szefa Kancelarii Prezydenta RP, minister Ryszard Kalisz. Tymczasem taka właśnie była reakcja na wezwanie przez Sąd Okręgowy w Warszawie prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego w charakterze świadka w procesie, jaki liderzy byłego SdRP wytoczyli tygodnikowi "Wprost" za publikacje dotyczące działań finansowych tej partii. Istotne jest, że sprawa dotyczy okresu, w którym Aleksander Kwaśniewski nie był prezydentem, lecz liderem partii.
Ryszard Kalisz argumentuje: zasada trójpodziału władzy polega na tym, iż żadna z nich nie ma kompetencji władczych w stosunku do innej - chyba że przewiduje to konstytucja albo ustawa. Jego zdaniem, prezydent-świadek, pozostając "w dyspozycji władzy sądu", traci atrybuty swojej szczególnej roli w państwie. Opinia ta rozpoczęła publiczną dyskusję na temat pozycji prezydenta w Polsce i wzajemnych relacji pomiędzy trzema władzami: ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą. Wybitni prawnicy szukają teraz odpowiedzi na pytanie, czy prezydent RP to monarcha absolutny, czy też głowa demokratycznego państwa.
Po ukazaniu się w "Życiu" artykułu "Wakacje z agentem" Aleksander Kwaśniewski zdecydował się na wytoczenie gazecie procesu o ochronę dóbr osobistych. Przed wniesieniem pozwu ówczesny rzecznik prezydenta Antoni Styrczula oświadczył: "Pozew został złożony przez osobę prywatną, Aleksandra Kwaśniewskiego, jedyne, co może sugerować, iż pozew został złożony przez prezydenta, to miejsce zamieszkania: pałac prezydencki". Zresztą wpis sądowy pochodził z "prywatnej kieszeni" Aleksandra Kwaśniewskiego. Jak więc wytłumaczyć pogląd, że prezydent nie może być świadkiem w sprawie przeciwko "Wprost", a jednocześnie występuje jako powód przeciwko "Życiu"? Ryszard Kalisz twierdzi obecnie, że "prezydent jest to jedyny rodzaj władzy, gdzie zlewa się osoba fizyczna, czyli Aleksander Kwaśniewski, z organem władzy, czyli prezydentem". Tym samym argumentuje, że nie może on być świadkiem, bo wtedy podlegałby władzy sądowniczej. Tymczasem prezydent, będąc powodem w sprawie przeciwko "Życiu", również może podlegać władzy sądu. Co prawda nie musi się stawić w celu złożenia zeznań w charakterze strony, ale gdyby pojawił się na sali rozpraw, to mógłby być ukarany za naruszenie powagi sali sądowej grzywną, a nawet aresztem.
Zanim jednak wezwanie trafiło na biurko prezydenta, sąd zaproponował, by głowa państwa wybrała dogodne dla siebie czas i miejsce na złożenie zeznań. Ten wyraźny ukłon wobec pierwszego obywatela został zignorowany. Tymczasem, gdyby prezydent wyraził zgodę na takie rozwiązanie, sąd nie mógłby go ukarać za niestawienie się na rozprawie. Kwestia pogodzenia zajęć głowy państwa z jego powinnością obywatelską, jaką jest występowanie w charakterze świadka, spowodowała, iż poseł Zbigniew Wawak (AWS-ZChN) przygotował projekty zmian w polskich kodeksach postępowania cywilnego i karnego, które - jak to określił - "ułatwiłyby prezydentowi zeznawanie w charakterze świadka przed sądem". Inicjatywa poselska zmierza do tego, by pojawił się taki oto zapis: "W wypadku, gdy świadkiem ma być prezydent RP, sąd zwraca się do niego o wyznaczenie miejsca i czasu przesłuchania". To rozwiązanie nawiązuje do art. 100 przedwojennego kpk, który nakazywał sądowi, aby "w razie potrzeby przesłuchania prezydenta Rzeczypospolitej zwracał się do niego pisemnie o wyznaczenie miejsca i czasu przesłuchania". Podobna regulacja obowiązuje w Niemczech. Nie ma przeszkód, żeby prezydent lub kanclerz Niemiec zeznawali przed sądem. Ze względu na szczególną pozycję w państwie mogą oni jednak określić dogodne dla siebie warunki składania zeznań. W polskim prawie nie ma żadnego przepisu regulującego tę kwestię. Istotne jest jednak, iż nasze ustawodawstwo zakazuje przesłuchiwania niektórych osób - np. duchownego na okoliczność faktów, o których dowiedział się podczas spowiedzi - lecz nie wymienia wśród nich prezydenta.
Znanym prawnikiem zgadzającym się z argumentami ministra Kalisza jest adwokat prezydenta Wałęsy, prof. Lech Falandysz. Wyraził on także pogląd, iż gdyby Aleksander Kwaśniewski został aresztowany przez sąd, nie mógłby ogłosić na przykład mobilizacji. Tymczasem, zgodnie z art. 131 ustawy zasadniczej, jeśli prezydent czasowo nie może sprawować swojego urzędu, jego obowiązki przejmuje marszałek Sejmu. Gdyby więc Aleksander Kwaśniewski trafił do aresztu na mocy decyzji sądu, nie byłoby problemu - Polska nie pogrążyłaby się w bezkrólewiu. Mobilizację ogłosiłby przecież marszałek Maciej Płażyński.
Dyskusja o wzajemnych relacjach pomiędzy władzą wykonawczą a sądowniczą w Stanach Zjednoczonych osiągnęła apogeum po ujawnieniu Watergate. Kiedy siedmiu urzędników z kancelarii prezydenta Richarda Nixona stanęło przed Sądem Okręgowym Dystryktu Kolumbia, zwrócił się on do głowy państwa o udostępnienie dokumentów i taśm z nagraniami, które odbywały się w Białym Domu. Prezydent odmówił, twierdząc, że na podstawie art. 2 amerykańskiej konstytucji władze w państwie są od siebie oddzielone, a w związku z tym sprawowana przez niego władza wykonawcza nie może być sądownie ograniczona. Sprawa trafiła do Sądu Najwyższego, który orzekł, iż "prezydent nie może odmówić dostarczenia dokumentów, jeśli zażąda ich sąd karny".
Sąd Najwyższy USA wielokrotnie zajmował się także zakresem immunitetu amerykańskiej głowy państwa. W 1867 r. w sprawie Missisipi kontra Johnson uznał, iż podczas pełnienia obowiązków głowę państwa chroni immunitet sądowy. Stanowisko to zostało potwierdzone w 1982 r. Przełom nastąpił dopiero w związku z pozwaniem prezydenta Clintona przez Paulę Jones, która jako rekompensatę za molestowanie seksualne zażądała 700 tys. USD. Zeznając w tej sprawie pod przysięgą, Bill Clinton oświadczył również, iż nie utrzymywał stosunków seksualnych ze stażystką Monicą Lewinsky. Wkrótce niezależny prokurator Kenneth Starr zarzucił prezydentowi, iż skłamał, zeznając pod przysięgą, co stanowiło podstawę do wszczęcia procedury impeachmentu.
Z kolei we Francji głowa państwa może być postawiona przed sądem wyłącznie za zdradę stanu. Inne sprawy o mniejszym ciężarze gatunkowym są rozpatrywane po upływie kadencji prezydenckiej. Na Jacques'a Chiraca czekają więc dwie sprawy sądowe - karna i cywilna. Obie są związane z zarzutami popełnienia nadużyć w urzędzie zajmującym się przydziałami mieszkań kwaterunkowych oraz przydzielaniem fikcyjnych etatów w merostwie Paryża dla działaczy partii Chiraca. Powód takiej zasady jest czysto utylitarny - prezydent nie powinien poświęcać czasu na bronienie się przed sądem powszechnym, lecz zajmować sprawami państwa. Jako świadek stanął natomiast przed sądem włoski prezydent Francesco Cossiga, zeznając w sprawie przeciw członkom tajnej organizacji Gladio.
Obywatel Aleksander Kwaśniewski nie pojawił się na rozprawie 27 kwietnia 2000 r. Do sądu trafiło jednak pismo, że właśnie w tym dniu prezydent Kwaśniewski udaje się na Węgry na spotkanie szefów państw Grupy Wyszehradzkiej. To oświadczenie - mimo wcześniejszego stanowiska Ryszarda Kalisza - zostało potraktowane jako usprawiedliwienie nieobecności. Sąd uznał bowiem, że prezydent jest w tej sprawie świadkiem - dał zresztą temu wyraz już wcześniej, dopuszczając dowód z przesłuchania Aleksandra Kwaśniewskiego. Niewykluczone jednak, że kwestia ta trafi na wokandę Sądu Najwyższego, a nie - jak publicznie sugerował Ryszard Kalisz - będzie przedmiotem rozpoznania Trybunału Konstytucyjnego.
To, czego nie da się wyinterpretować z przepisów prawa, może być regulowane obyczajem politycznym. W 1997 r. prezydent Aleksander Kwaśniewski wypowiedział się o nowej konstytucji: "Najbardziej paskudna sytuacja, w jakiej może się znaleźć człowiek, który sprawuje wysokie urzędy, to zamazane granice odpowiedzialności. Bo to prowadzi albo do konfliktów między różnymi strukturami władzy, albo do niepodejmowania przez nikogo odpowiedzialności". Antoni Słonimski miał jednak receptę na to, jak należy postępować w takich "paskudnych sytuacjach". Oto ona: "Gdy nie wiesz, jak się zachować, zachowuj się porządnie".
Ryszard Kalisz argumentuje: zasada trójpodziału władzy polega na tym, iż żadna z nich nie ma kompetencji władczych w stosunku do innej - chyba że przewiduje to konstytucja albo ustawa. Jego zdaniem, prezydent-świadek, pozostając "w dyspozycji władzy sądu", traci atrybuty swojej szczególnej roli w państwie. Opinia ta rozpoczęła publiczną dyskusję na temat pozycji prezydenta w Polsce i wzajemnych relacji pomiędzy trzema władzami: ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą. Wybitni prawnicy szukają teraz odpowiedzi na pytanie, czy prezydent RP to monarcha absolutny, czy też głowa demokratycznego państwa.
Po ukazaniu się w "Życiu" artykułu "Wakacje z agentem" Aleksander Kwaśniewski zdecydował się na wytoczenie gazecie procesu o ochronę dóbr osobistych. Przed wniesieniem pozwu ówczesny rzecznik prezydenta Antoni Styrczula oświadczył: "Pozew został złożony przez osobę prywatną, Aleksandra Kwaśniewskiego, jedyne, co może sugerować, iż pozew został złożony przez prezydenta, to miejsce zamieszkania: pałac prezydencki". Zresztą wpis sądowy pochodził z "prywatnej kieszeni" Aleksandra Kwaśniewskiego. Jak więc wytłumaczyć pogląd, że prezydent nie może być świadkiem w sprawie przeciwko "Wprost", a jednocześnie występuje jako powód przeciwko "Życiu"? Ryszard Kalisz twierdzi obecnie, że "prezydent jest to jedyny rodzaj władzy, gdzie zlewa się osoba fizyczna, czyli Aleksander Kwaśniewski, z organem władzy, czyli prezydentem". Tym samym argumentuje, że nie może on być świadkiem, bo wtedy podlegałby władzy sądowniczej. Tymczasem prezydent, będąc powodem w sprawie przeciwko "Życiu", również może podlegać władzy sądu. Co prawda nie musi się stawić w celu złożenia zeznań w charakterze strony, ale gdyby pojawił się na sali rozpraw, to mógłby być ukarany za naruszenie powagi sali sądowej grzywną, a nawet aresztem.
Zanim jednak wezwanie trafiło na biurko prezydenta, sąd zaproponował, by głowa państwa wybrała dogodne dla siebie czas i miejsce na złożenie zeznań. Ten wyraźny ukłon wobec pierwszego obywatela został zignorowany. Tymczasem, gdyby prezydent wyraził zgodę na takie rozwiązanie, sąd nie mógłby go ukarać za niestawienie się na rozprawie. Kwestia pogodzenia zajęć głowy państwa z jego powinnością obywatelską, jaką jest występowanie w charakterze świadka, spowodowała, iż poseł Zbigniew Wawak (AWS-ZChN) przygotował projekty zmian w polskich kodeksach postępowania cywilnego i karnego, które - jak to określił - "ułatwiłyby prezydentowi zeznawanie w charakterze świadka przed sądem". Inicjatywa poselska zmierza do tego, by pojawił się taki oto zapis: "W wypadku, gdy świadkiem ma być prezydent RP, sąd zwraca się do niego o wyznaczenie miejsca i czasu przesłuchania". To rozwiązanie nawiązuje do art. 100 przedwojennego kpk, który nakazywał sądowi, aby "w razie potrzeby przesłuchania prezydenta Rzeczypospolitej zwracał się do niego pisemnie o wyznaczenie miejsca i czasu przesłuchania". Podobna regulacja obowiązuje w Niemczech. Nie ma przeszkód, żeby prezydent lub kanclerz Niemiec zeznawali przed sądem. Ze względu na szczególną pozycję w państwie mogą oni jednak określić dogodne dla siebie warunki składania zeznań. W polskim prawie nie ma żadnego przepisu regulującego tę kwestię. Istotne jest jednak, iż nasze ustawodawstwo zakazuje przesłuchiwania niektórych osób - np. duchownego na okoliczność faktów, o których dowiedział się podczas spowiedzi - lecz nie wymienia wśród nich prezydenta.
Znanym prawnikiem zgadzającym się z argumentami ministra Kalisza jest adwokat prezydenta Wałęsy, prof. Lech Falandysz. Wyraził on także pogląd, iż gdyby Aleksander Kwaśniewski został aresztowany przez sąd, nie mógłby ogłosić na przykład mobilizacji. Tymczasem, zgodnie z art. 131 ustawy zasadniczej, jeśli prezydent czasowo nie może sprawować swojego urzędu, jego obowiązki przejmuje marszałek Sejmu. Gdyby więc Aleksander Kwaśniewski trafił do aresztu na mocy decyzji sądu, nie byłoby problemu - Polska nie pogrążyłaby się w bezkrólewiu. Mobilizację ogłosiłby przecież marszałek Maciej Płażyński.
Dyskusja o wzajemnych relacjach pomiędzy władzą wykonawczą a sądowniczą w Stanach Zjednoczonych osiągnęła apogeum po ujawnieniu Watergate. Kiedy siedmiu urzędników z kancelarii prezydenta Richarda Nixona stanęło przed Sądem Okręgowym Dystryktu Kolumbia, zwrócił się on do głowy państwa o udostępnienie dokumentów i taśm z nagraniami, które odbywały się w Białym Domu. Prezydent odmówił, twierdząc, że na podstawie art. 2 amerykańskiej konstytucji władze w państwie są od siebie oddzielone, a w związku z tym sprawowana przez niego władza wykonawcza nie może być sądownie ograniczona. Sprawa trafiła do Sądu Najwyższego, który orzekł, iż "prezydent nie może odmówić dostarczenia dokumentów, jeśli zażąda ich sąd karny".
Sąd Najwyższy USA wielokrotnie zajmował się także zakresem immunitetu amerykańskiej głowy państwa. W 1867 r. w sprawie Missisipi kontra Johnson uznał, iż podczas pełnienia obowiązków głowę państwa chroni immunitet sądowy. Stanowisko to zostało potwierdzone w 1982 r. Przełom nastąpił dopiero w związku z pozwaniem prezydenta Clintona przez Paulę Jones, która jako rekompensatę za molestowanie seksualne zażądała 700 tys. USD. Zeznając w tej sprawie pod przysięgą, Bill Clinton oświadczył również, iż nie utrzymywał stosunków seksualnych ze stażystką Monicą Lewinsky. Wkrótce niezależny prokurator Kenneth Starr zarzucił prezydentowi, iż skłamał, zeznając pod przysięgą, co stanowiło podstawę do wszczęcia procedury impeachmentu.
Z kolei we Francji głowa państwa może być postawiona przed sądem wyłącznie za zdradę stanu. Inne sprawy o mniejszym ciężarze gatunkowym są rozpatrywane po upływie kadencji prezydenckiej. Na Jacques'a Chiraca czekają więc dwie sprawy sądowe - karna i cywilna. Obie są związane z zarzutami popełnienia nadużyć w urzędzie zajmującym się przydziałami mieszkań kwaterunkowych oraz przydzielaniem fikcyjnych etatów w merostwie Paryża dla działaczy partii Chiraca. Powód takiej zasady jest czysto utylitarny - prezydent nie powinien poświęcać czasu na bronienie się przed sądem powszechnym, lecz zajmować sprawami państwa. Jako świadek stanął natomiast przed sądem włoski prezydent Francesco Cossiga, zeznając w sprawie przeciw członkom tajnej organizacji Gladio.
Obywatel Aleksander Kwaśniewski nie pojawił się na rozprawie 27 kwietnia 2000 r. Do sądu trafiło jednak pismo, że właśnie w tym dniu prezydent Kwaśniewski udaje się na Węgry na spotkanie szefów państw Grupy Wyszehradzkiej. To oświadczenie - mimo wcześniejszego stanowiska Ryszarda Kalisza - zostało potraktowane jako usprawiedliwienie nieobecności. Sąd uznał bowiem, że prezydent jest w tej sprawie świadkiem - dał zresztą temu wyraz już wcześniej, dopuszczając dowód z przesłuchania Aleksandra Kwaśniewskiego. Niewykluczone jednak, że kwestia ta trafi na wokandę Sądu Najwyższego, a nie - jak publicznie sugerował Ryszard Kalisz - będzie przedmiotem rozpoznania Trybunału Konstytucyjnego.
To, czego nie da się wyinterpretować z przepisów prawa, może być regulowane obyczajem politycznym. W 1997 r. prezydent Aleksander Kwaśniewski wypowiedział się o nowej konstytucji: "Najbardziej paskudna sytuacja, w jakiej może się znaleźć człowiek, który sprawuje wysokie urzędy, to zamazane granice odpowiedzialności. Bo to prowadzi albo do konfliktów między różnymi strukturami władzy, albo do niepodejmowania przez nikogo odpowiedzialności". Antoni Słonimski miał jednak receptę na to, jak należy postępować w takich "paskudnych sytuacjach". Oto ona: "Gdy nie wiesz, jak się zachować, zachowuj się porządnie".
Więcej możesz przeczytać w 20/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.