Fałszywe recepty

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozmowa z JANUSZEM STEINHOFFEM, ministrem gospodarki
Krzysztof Gołata: - Ujemny bilans obrotów bieżących przekroczył równowartość 8 proc. PKB. Czy może być jeszcze gorzej?
Janusz Steinhoff: - Mam nadzieję, że gorzej już nie będzie. Tendencje, jakie pojawiły się w ostatnich miesiącach, wskazują, że eksport powinien systematycznie wzrastać. Myślę, że ostatnia konieczna dewaluacja złotego jest wystarczającym bezpiecznikiem chroniącym naszą gospodarkę przed pogłębianiem się deficytu w handlu zagranicznym. Musimy pamiętać, że w ostatnich dniach złoty bardzo stracił na wartości wobec dolara, który - co trzeba podkreślić - umocnił się na wszystkich rynkach. Znacznie mniejszy był spadek wartości złotego wobec niemieckiej marki czy też europejskiej waluty. Jest to o tyle istotne, że większość naszej wymiany handlowej rozliczana jest w markach i euro.
- Prezes NBP oraz wielu ekonomistów przestrzega przed stosowaniem prostej recepty, jaką jest dewaluacja waluty. Rozwiązanie to przynosi pożądane efekty tylko przez kilka miesięcy.
- Dewaluacja stworzy większą motywację do eksportu, który będzie bardziej opłacalny. Jestem przekonany, że za kilka miesięcy odczujemy pozytywne skutki osłabienia złotego.
- Jeżeli dewaluacja waluty jest najlepszym lekarstwem na deficyt, to dlaczego wcześniej nie osłabiono złotego?
- Nie ulega wątpliwości, że polityka kursowa ma wpływ na wyniki handlu zagranicznego, chociaż nie przeceniałbym tego wpływu. Pamiętajmy, że eksporterzy zawsze będą naciskali na obniżenie wartości rodzimej waluty. Opozycja ma inną receptę na ograniczenie deficytu. Jej zdaniem, trzeba zmniejszyć import. Posłowie SLD nie mówią jednak, jak to można robić w warunkach globalizacji i po deklaracji WTO. Czy należy wydać zakaz importu?
W Polsce jest kilka rzeczywistych przyczyn ogromnego deficytu bilansu handlowego i bardzo małej wartości eksportu przypadającej na mieszkańca. Niewiele ponad 700 dolarów na osobę stawia nas na końcu europejskiej kolejki. Dlaczego tak się dzieje? Niewystarczająca jest konkurencyjność polskiej gospodarki i naszych towarów. Dopiero teraz widzimy, jak bardzo polska gospodarka była nie przystosowana do reguł gospodarki światowej, do trwałej obecności na rynkach Europy i świata. Tempo naszych przemian - choć wysokie - jest jeszcze niedostateczne. Na pewno musimy przyspieszyć prywatyzację wszystkich sektorów.
- Nasza prywatyzacja nie ma jednak charakteru proeksportowego. Zmiany własnościowe na przykład w sektorze bankowym nie zwiększają naszego potencjału eksportowego.
- Podzielam tę opinię. Banki, towarzystwa ubezpieczeniowe nie przyczyniają się do zwiększenia eksportu. Chociaż prywatyzacja banków może ułatwić handel, na przykład dzięki lepszym warunkom udzielania kredytów eksportowych przez konkurujące z sobą instytucje finansowe. Polska jest atrakcyjnym rynkiem zbytu, a ponadto jesteśmy postrzegani jako kraj mający dostęp do rynków państw Unii Europejskiej, CEFTA i EFTA oraz tych, z którymi podpisaliśmy umowy o wolnym handlu. Gospodarka polska jest bezpieczna i zbudowana na mocnych fundamentach. Myślę, że to poważny argument przyciągający inwestorów, a tym samym przyszłych eksporterów. W pełni zgadzam się z opinią, że wszelkie projekty proeksportowe realizowane są zbyt powoli.
- Jakie są inne przyczyny deficytu handlowego?
- Nasz rynek jest całkowicie "otwarty" na wszystkie towary importowane z Unii Europejskiej. W wyniku liberalizacji handlu polski rynek praktycznie nie jest chroniony barierami celnymi. Pamiętajmy, że jeszcze tylko przez rok będą obowiązywały cła na paliwa płynne i przez dwa lata cła na samochody. Nie ulega wątpliwości, że w tej sferze nie jesteśmy beneficjentami układu stowarzyszeniowego z UE. W strukturze polskich obrotów handlowych z zagranicą ponad 70 proc. eksportu i 65 proc. importu przypada na rynki unijne (na Niemcy - 36 proc. i 25 proc.). Mówię o tym, by uzmysłowić fakt, że każde wahnięcie koniunktury na rynkach europejskich w sposób istotny odbija się na polskim handlu.
- Dość powszechna jest opinia, że inwestujący w Polsce kapitał zagraniczny generuje poważną część deficytu handlowego.
- Tak było jeszcze do niedawna. Dzisiaj pojawiają się pierwsze symptomy odwracania się negatywnych tendencji, a właściwie pierwsze efekty zagranicznych inwestycji. Najbardziej cieszy mnie rozwój branży motoryzacyjnej. Jeszcze niedawno deficyt w tej gałęzi przemysłu wynosił 2,5 mld dolarów. W ubiegłym roku udało się go zredukować do 2 mld dolarów, a w tym roku o miliard dolarów zwiększymy eksport samochodów i części motoryzacyjnych. Wiem, że kolejny światowy koncern zamierza uruchomić w Polsce fabrykę pracującą na potrzeby przemysłu motoryzacyjnego. Powstaną nowe miejsca pracy, a budżet zostanie zasilony wpływami z podatków. W przyszłości natomiast odnotujemy oczywiste wpływy z eksportu. Wydaje mi się, że jest to najlepszy argument w dyskusji z przeciwnikami zachodniego kapitału w polskiej gospodarce. Uważam, że czas tworzenia deficytu przez motoryzację nie został stracony. Dzisiaj zaczynamy zbierać owoce importu inwestycyjnego i zaopatrzeniowego.
- Czy to jedyny przykład zahamowania negatywnych tendencji w handlu zagranicznym?
- Można podać jeszcze inne przykłady - przemysł meblarski czy też produkcja sprzętu gospodarstwa domowego. Ale pamiętajmy, że wyniki w handlu zagranicznym nie zależą tylko od naszych działań. Znamienna jest zdecydowana poprawa koniunktury w przemyśle stalowym oraz stoczniowym. O ponad 40 proc. wzrósł w pierwszym kwartale tego roku eksport polskiej stali. Nasze stocznie mają coraz więcej zamówień.
- Nadal jednak bardzo niekorzystna jest struktura polskiego handlu zagranicznego, będąca odbiciem struktury polskiej gospodarki. Nadal sprzedajemy surowce i towary o niskim stopniu przetworzenia. Dodatkowo sytuację pogarsza koniunktura na światowych rynkach. Ceny dwóch surowców, które importujemy - gazu ziemnego i ropy naftowej - nieustannie rosną, a ceny tych, które możemy eksportować, na przykład węgla, spadają.
- Oczywiście, sprzedajemy to, co możemy wyprodukować, i tego nie można zmienić w krótkim czasie. Natomiast muszę się zdecydowanie przeciwstawić pojawiającym się opiniom, że nasz import ma przede wszystkim charakter konsumpcyjny. Uważam, że jego struktura jest bardzo korzystna z punktu widzenia przyszłości polskiej gospodarki. W ponad 80 proc. jest to import zaopatrzeniowy i inwestycyjny.
- Skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle?
- Nie mówię, że jest już dobrze, ale pojawiają się symptomy poprawy sytuacji. Wiele rzeczy musimy jeszcze zmienić. Na przykład narzędzia wspierania eksportu są nieadekwatne do naszych potrzeb. W ubiegłym roku w Ministerstwie Gospodarki opracowano program wspierania eksportu, który zakłada m.in. zwiększenie skuteczności funkcjonowania korporacji ubezpieczania kredytów eksportowych oraz rozszerzenie ubezpieczeń kredytów gwarantowanych przez skarb państwa. Zamierzamy jak najszybciej doprowadzić do uchwalenia ustawy o preferencyjnych kredytach eksportowych oprocentowanych według stałej stopy. Doprowadzimy do nowelizacji ustawy o dopłatach do oprocentowania niektórych kredytów bankowych. Ustawowo złagodzimy zasady obowiązujące przy ustalaniu poręczeń kredytów eksportowych. Projekt nowelizacji odpowiedniej ustawy jest już w Sejmie. W ten sposób usuniemy jedną z ważniejszych barier, które osłabiają aktywność eksportową naszych przedsiębiorstw. Chcemy się również koncentrować na wybranych rynkach, na których możemy w miarę szybko zwiększyć eksport. Myślę przede wszystkim o państwach byłego Związku Radzieckiego. Pozytywnym zjawiskiem jest zwiększenie o ponad 20 proc. naszego eksportu do Rosji w pierwszym kwartale tego roku. Na przełomie maja i czerwca chcemy zorganizować w Moskwie dużą promocyjną wystawę polskich firm, laureatów konkursu "Teraz Polska". Myślę, że mamy coraz więcej firm i coraz więcej produktów, które mogą konkurować na światowych rynkach.
- Mam poważne obawy, czy świat już wie, że Polska ma produkt, który niedługo podbije wiele rynków. Nawet gdybyśmy mieli taki towar, to nie jestem pewien, czy potrafilibyśmy go sprzedać.
- W jednym pytaniu zawiera się kilka problemów. Oczywiście, nadal nie mamy produktu, który na rynkach światowych jednoznacznie kojarzyłby się z naszym krajem. Dlatego też musimy walczyć o wszystkie rynki, także tzw. niszowe. Na pewno zbyt mało pieniędzy mamy na promocję naszych towarów...
- Kiedy szefowie polskich firm i politycy zrozumieją, że wydatki na promocję to nie koszty, które trzeba redukować, lecz inwestycje, które trzeba zwiększać?
- Muszę powiedzieć, że świadomość tego faktu jest coraz większa zarówno wśród polityków, jak i szefów firm. Wszystkie kraje, nawet te mające najbardziej liberalną gospodarkę, wspierają eksport i chronią własne rynki. O programie wspierania eksportu wspomniałem już w kilku słowach. Dodam jeszcze, że potrzebna jest koncentracja działań i środków administracji państwowej, a także samorządowej na rzecz wspierania i promocji eksportu. Moim zdaniem, powinniśmy jak najszybciej pójść drogą takich państw, jak Izrael, Irlandia, Chile, które stworzyły kompetentne i wyspecjalizowane instytucje zajmujące się problemami eksportu. Musimy znacznie bardziej konsekwentnie prowadzić badania rynkowe, szkolenia, wspierać udział firm polskich - szczególnie małych i średnich - w targach i wystawach.
Bez silnego wsparcia polskiego eksportu nie mamy co liczyć na poprawę sytuacji w handlu zagranicznym i na trwały, dynamiczny rozwój polskiej gospodarki. Fundusze, jakie możemy przeznaczyć na promocję eksportu, są jednak o połowę mniejsze niż w 1994 r. Tymczasem każda złotówka wydana na promocję zwiększa eksport o 6 zł. Nie mówiąc już o tym, że wspieranie i rozwój eksportu jest najskuteczniejszym i najtańszym instrumentem walki z bezrobociem.

Więcej możesz przeczytać w 21/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Rozmawiał: