W 80. rocznicę urodzin Jana Pawła II nie zanikły ogromne sprzeczności w ocenie jego osoby i pontyfikatu
Wzbudza ostry sprzeciw i równie gwałtowne uwielbienie. Pontyfikat Jana Pawła II to nieustanne poszukiwanie pokoju, nawet tam, gdzie nie jest on możliwy: między religiami, między systemami politycznymi, a nawet między różnymi gospodarkami. Za najbardziej wymowne oświadczenie uznaje się jego milczenie. Gdy mówi, oczekuje, że będzie wysłuchany. I świat go słucha, choć potem zmierza w swoim kierunku.
Kiedy w 1978 r. konklawe wyniosło na tron Piotrowy niespełna 60-letniego Karola Wojtyłę, opinia publiczna była zaskoczona. Prasa pisała o "polskiej inwazji" na Watykan. Przede wszystkim jednak lęk budziły poglądy papieża, które już wtedy interpretowano na przeciwstawne sposoby. "Papieża obawiali się tzw. konserwatyści katoliccy, przewidując, że jego pontyfikat będzie kontynuacją soboru. Obawiali się go również progresiści, widząc w nim przede wszystkim biskupa z Polski, co oznaczało katolicyzm masowy, brak pogłębienia intelektualnego i przesadny kult maryjny" - napisał Janusz Poniewierski, autor książki "Pontyfikat". "Bali się go także politycy. Skrajna prawica widziała w nim człowieka od przeszło 30 lat żyjącego za żelazną kurtyną i przeżartego ideami sprawiedliwości społecznej, komuniści - antykomunistę, a zachodni politycy zastanawiali się, czy papa Wojtyła nie jest destabilizujący" - zauważał Poniewierski.
Po 22 latach pontyfikatu i w 80. rocznicę urodzin papieża te ogromne sprzeczności pozostały. Zwykł on wprawdzie twierdzić, że "nie jest po to, by zmieniać, lecz by zachować to, co otrzymał", niemniej jednak niemal wszystkie jego działania wywoływały sprzeczne komentarze. Jan Paweł II okazał się bowiem zwolennikiem wolnego rynku, który w zdecydowany sposób domaga się prawa do godziwej zapłaty, urlopu i wolnego czasu, a więc prawa do "pakietu socjalnego". Był i jest apologetą wolności, która - wbrew europejskiej tradycji - nie jest dla niego wartością samą w sobie, ale musi służyć prawdzie i dobru. Był uczestnikiem II soboru watykańskiego dążącym do zachowania jedności Kościoła.
Był także "pogromcą komunizmu", ale takim, który w tym "gromieniu" używał terminologii marksistowskiej.
Bernard Lecomte, francuski publicysta katolicki, uznał papieża za męża stanu, który przekonał świat, że podział Europy jest tymczasowy. To on miał podważyć pewnik, jakim było istnienie Związku Radzieckiego. Sam Jan Paweł II nigdy nie rościł sobie jednak prawa wyłączności do przepowiedzenia tej największej przemiany politycznej XX w., uważając się raczej za rzecznika tych, którzy nie mieli ani możliwości, ani odwagi głoszenia poglądów o nieuchronnym upadku muru berlińskiego. Słowa papieża powodowały erozję systemu. Wynikało to nie tyle z jego autorytetu, ile z bezpośredniości, z jaką traktował komunistycznych dygnitarzy. Dlatego rewolucja dokonała się w sposób bezkrwawy, a sam styl rozwiązywania konfliktów - zawierający apel o to, by nie było "zwycięzców i zwyciężonych" - papież wykorzystał także na Litwie, w Chile czy Czechosłowacji.
Krytyka komunizmu nie oznaczała jednak całkowitej akceptacji kapitalizmu. Choć papież uznaje wolny rynek i własność prywatną, potępia traktowanie człowieka wyłącznie jako homo oeconomicus, sprzeciwia się zarówno władzy państwa, jak i władzy pieniądza. "Encyklika 'Centesimus annus' stanowi wyzwanie dla katolickiej lewicy. To zdecydowana i poparta konkretami akceptacja gospodarki wolnorynkowej" - stwierdził Peter L. Berger, dyrektor Instytutu Kultury Ekonomicznej w Bostonie. Milton Friedman podkreślał jednak jej wieloznaczność, a zdecydowani krytycy uznali rozumowanie papieża za "konwencjonalne, niekiedy kompromitujące" i nie przystające do ducha nowoczesnego kapitalizmu. "Papież wychowywał się w kraju marksistowskim i niezbyt dobrze rozumiał kapitalizm. Swoje wyobrażenia zaczerpnął z 'Kapitału' Marksa" - stwierdził James P. Lucier, katolicki senator z USA. Być może dlatego tak wielkie problemy nastręcza nazwanie papieża liberałem, opowiada się on bowiem przeciwko liberalizmowi jako "atmosferze, którą oddycha Europa".
W historii Kościoła zapisze się nie tylko encyklika "Centesimus annus", ale i "Nostra aetate", otwierająca drogę ku pojednaniu z Żydami. Już przed 15 laty, gdy Jan Paweł II odwiedził rzymską synagogę i nazwał Żydów "starszymi braćmi chrześcijan", wywołał konsternację wśród wielu ważnych przedstawicieli kurii. Niektórzy ultrażarliwi katolicy za herezję uznają także wzmianki na temat tradycji religijnych "narodu przymierza" czy coraz częstsze w papieskich wystąpieniach odniesienia do Starego Testamentu.
W ten sposób papież osłabia znaczenie soboru nicejskie-go, podczas którego dokonano arbitralnego oddzielenia chrześcijaństwa od judaizmu. Niektórzy przedstawiciele Kościoła byli przekonani, że był to akt pychy żądnego władzy kleru i sprzeniewierzenie się woli boskiej. Za wcześnie wpisywać papieża w poczet wyznawców takiego poglądu, ale bez wątpienia, odwiedzając Hechal Szlomo w Jerozolimie i wkładając kwitles w szczelinę Ściany Płaczu, Jan Paweł II zaczął przecierać drogę ku pojednaniu.
Wyłomem w monolitycznym do niedawna wizerunku papieża była także encyklika "Fides et ratio" ("Wiara i rozum"), której główną zaletą jest to, że w ogóle powstała. Po raz pierwszy bowiem Kościół postawił problem naukowej akceptacji istnienia Boga. Tym samym złagodzono antagonizm między religią a nauką. Nauka nie odrzuca już Boga, lecz go szuka i coraz częściej znajduje ślady Jego działań. Badacz nie może zignorować "ciągu do Boga", wpisanego w DNA każdej istoty ludzkiej. Uważane za wytwór fantazji epizody ze Starego i Nowego Testamentu - choćby potop - znajdują naukowe potwierdzenia. Zgodność dzisiejszych wydań Biblii z wersjami spisywanymi 200 lat przed Chrystusem potwierdzają zwoje z Kumran, a zgodność ewangelii z oryginałami - znaleziska z Kairu czy Damaszku. Być może więc naukowcy stwierdzą wkrótce, że zdanie "Ojcze nasz, któryś jest w niebie" oznacza właśnie, iż Bóg znajduje się w kosmosie.
Co jest największą zasługą papieża? Z pewnością zachowanie jedności Kościoła. W wyniku postanowień soboru watykańskiego II Kościół przestawał być monarchią, władza z kurii rzymskiej przeszła do diecezji, najważniejsi stawali się świeccy wierni, a kapłani zostali sprowadzeni do roli ich przewodników i powierników. Ekumenizm miał zacierać różnice między wyznaniami, a zwłaszcza między katolikami a protestantami. Ten "demokratyczny" scenariusz prowadził jednak do zaniku Kościoła jako scentralizowanej organizacji przemawiającej jednym głosem. Podróżując (okrążył 20 razy kulę ziemską), Jan Paweł II dał wszystkim katolikom poczucie tożsamości i przynależności, wyrobił w nich przekonanie, że Watykan jest również ich stolicą, a nie ekskluzywnym klubem dla sytych katolików z zachodniej Europy.
Drugim wielkim osiągnięciem polskiego papieża było nadanie Watykanowi globalnego wymiaru politycznego, po raz pierwszy od 130 lat, czyli od czasu, gdy rola państwa kościelnego zdecydowanie się zmniejszyła. Nie sprzeniewierzając się misji duszpaster-skiej, Stolica Apostolska stała się powszechnie szanowanym, pełnoprawnym członkiem wspólnoty międzynarodowej. Watykan jest cenionym i poszukiwanym rozjemcą i to zarówno w sporze argentyńsko-chilijskim, jak i w sprawie małoletniego uchodźcy kubańskiego, Eliana Gonzaleza. Z opinią Watykanu liczą się dyktatorzy (na przykład Fidel Castro), a inni opierają na nim sporą część swoich aspiracji narodowych (na przykład Jasir Arafat i Palestyńczycy).
"Papież należy do tych przywódców, którzy mają poczucie wewnętrznej kontroli nad zdarzeniami. Osoby takie sądzą, że ich racjonalne i moralne czyny mogą wpływać na dobro jednostki i rozwój kultury" - stwierdził kiedyś prof. Józef Kozielecki, psycholog. Kardynał Stefan Wyszyński nazywał Karola Wojtyłę "mocnym góralem", opisując go jako człowieka, któremu obce są ludzkie słabości - obniżony nastrój, melancholia czy megalomania. Ma za to wiele autoironii i zdolność przebaczania innym. W świetle nauk papieskich każda sprawa ma wymiar moralny, nawet decyzja o tym, gdzie należy zainwestować pieniądze. Tym bardziej dotyczy to takich aspektów codzienności, jak rodzina, rola kobiety czy ochrona życia poczętego. Ortodoksyjne podejście papieża do tych kwestii wynika być może z przekonania, że katolicyzm nie może być tylko jedną z wielu ofert duchowego rozwoju. Problem polega na tym, że choć Jan Paweł II jest "człowiekiem jednej sprawy", dziś prawdopodobnie dostrzega rozdźwięk między transcendentalną misją Kościoła a społeczeństwem zafascynowanym czystym materializmem. "Papież tysiąclecia" i "papież przełomu" sam doświadczył zmiany. Gniew z powodu fałszywego kierunku, w którym zmierza ludzkość, ustąpił u niego miejsca pewnej rezygnacji, niewierze w zdolność przemiany natury ludzkiej. Czy owa łagodna rezygnacja będzie też charakteryzowała katolicyzm w nadchodzącym stuleciu?
Kiedy w 1978 r. konklawe wyniosło na tron Piotrowy niespełna 60-letniego Karola Wojtyłę, opinia publiczna była zaskoczona. Prasa pisała o "polskiej inwazji" na Watykan. Przede wszystkim jednak lęk budziły poglądy papieża, które już wtedy interpretowano na przeciwstawne sposoby. "Papieża obawiali się tzw. konserwatyści katoliccy, przewidując, że jego pontyfikat będzie kontynuacją soboru. Obawiali się go również progresiści, widząc w nim przede wszystkim biskupa z Polski, co oznaczało katolicyzm masowy, brak pogłębienia intelektualnego i przesadny kult maryjny" - napisał Janusz Poniewierski, autor książki "Pontyfikat". "Bali się go także politycy. Skrajna prawica widziała w nim człowieka od przeszło 30 lat żyjącego za żelazną kurtyną i przeżartego ideami sprawiedliwości społecznej, komuniści - antykomunistę, a zachodni politycy zastanawiali się, czy papa Wojtyła nie jest destabilizujący" - zauważał Poniewierski.
Po 22 latach pontyfikatu i w 80. rocznicę urodzin papieża te ogromne sprzeczności pozostały. Zwykł on wprawdzie twierdzić, że "nie jest po to, by zmieniać, lecz by zachować to, co otrzymał", niemniej jednak niemal wszystkie jego działania wywoływały sprzeczne komentarze. Jan Paweł II okazał się bowiem zwolennikiem wolnego rynku, który w zdecydowany sposób domaga się prawa do godziwej zapłaty, urlopu i wolnego czasu, a więc prawa do "pakietu socjalnego". Był i jest apologetą wolności, która - wbrew europejskiej tradycji - nie jest dla niego wartością samą w sobie, ale musi służyć prawdzie i dobru. Był uczestnikiem II soboru watykańskiego dążącym do zachowania jedności Kościoła.
Był także "pogromcą komunizmu", ale takim, który w tym "gromieniu" używał terminologii marksistowskiej.
Bernard Lecomte, francuski publicysta katolicki, uznał papieża za męża stanu, który przekonał świat, że podział Europy jest tymczasowy. To on miał podważyć pewnik, jakim było istnienie Związku Radzieckiego. Sam Jan Paweł II nigdy nie rościł sobie jednak prawa wyłączności do przepowiedzenia tej największej przemiany politycznej XX w., uważając się raczej za rzecznika tych, którzy nie mieli ani możliwości, ani odwagi głoszenia poglądów o nieuchronnym upadku muru berlińskiego. Słowa papieża powodowały erozję systemu. Wynikało to nie tyle z jego autorytetu, ile z bezpośredniości, z jaką traktował komunistycznych dygnitarzy. Dlatego rewolucja dokonała się w sposób bezkrwawy, a sam styl rozwiązywania konfliktów - zawierający apel o to, by nie było "zwycięzców i zwyciężonych" - papież wykorzystał także na Litwie, w Chile czy Czechosłowacji.
Krytyka komunizmu nie oznaczała jednak całkowitej akceptacji kapitalizmu. Choć papież uznaje wolny rynek i własność prywatną, potępia traktowanie człowieka wyłącznie jako homo oeconomicus, sprzeciwia się zarówno władzy państwa, jak i władzy pieniądza. "Encyklika 'Centesimus annus' stanowi wyzwanie dla katolickiej lewicy. To zdecydowana i poparta konkretami akceptacja gospodarki wolnorynkowej" - stwierdził Peter L. Berger, dyrektor Instytutu Kultury Ekonomicznej w Bostonie. Milton Friedman podkreślał jednak jej wieloznaczność, a zdecydowani krytycy uznali rozumowanie papieża za "konwencjonalne, niekiedy kompromitujące" i nie przystające do ducha nowoczesnego kapitalizmu. "Papież wychowywał się w kraju marksistowskim i niezbyt dobrze rozumiał kapitalizm. Swoje wyobrażenia zaczerpnął z 'Kapitału' Marksa" - stwierdził James P. Lucier, katolicki senator z USA. Być może dlatego tak wielkie problemy nastręcza nazwanie papieża liberałem, opowiada się on bowiem przeciwko liberalizmowi jako "atmosferze, którą oddycha Europa".
W historii Kościoła zapisze się nie tylko encyklika "Centesimus annus", ale i "Nostra aetate", otwierająca drogę ku pojednaniu z Żydami. Już przed 15 laty, gdy Jan Paweł II odwiedził rzymską synagogę i nazwał Żydów "starszymi braćmi chrześcijan", wywołał konsternację wśród wielu ważnych przedstawicieli kurii. Niektórzy ultrażarliwi katolicy za herezję uznają także wzmianki na temat tradycji religijnych "narodu przymierza" czy coraz częstsze w papieskich wystąpieniach odniesienia do Starego Testamentu.
W ten sposób papież osłabia znaczenie soboru nicejskie-go, podczas którego dokonano arbitralnego oddzielenia chrześcijaństwa od judaizmu. Niektórzy przedstawiciele Kościoła byli przekonani, że był to akt pychy żądnego władzy kleru i sprzeniewierzenie się woli boskiej. Za wcześnie wpisywać papieża w poczet wyznawców takiego poglądu, ale bez wątpienia, odwiedzając Hechal Szlomo w Jerozolimie i wkładając kwitles w szczelinę Ściany Płaczu, Jan Paweł II zaczął przecierać drogę ku pojednaniu.
Wyłomem w monolitycznym do niedawna wizerunku papieża była także encyklika "Fides et ratio" ("Wiara i rozum"), której główną zaletą jest to, że w ogóle powstała. Po raz pierwszy bowiem Kościół postawił problem naukowej akceptacji istnienia Boga. Tym samym złagodzono antagonizm między religią a nauką. Nauka nie odrzuca już Boga, lecz go szuka i coraz częściej znajduje ślady Jego działań. Badacz nie może zignorować "ciągu do Boga", wpisanego w DNA każdej istoty ludzkiej. Uważane za wytwór fantazji epizody ze Starego i Nowego Testamentu - choćby potop - znajdują naukowe potwierdzenia. Zgodność dzisiejszych wydań Biblii z wersjami spisywanymi 200 lat przed Chrystusem potwierdzają zwoje z Kumran, a zgodność ewangelii z oryginałami - znaleziska z Kairu czy Damaszku. Być może więc naukowcy stwierdzą wkrótce, że zdanie "Ojcze nasz, któryś jest w niebie" oznacza właśnie, iż Bóg znajduje się w kosmosie.
Co jest największą zasługą papieża? Z pewnością zachowanie jedności Kościoła. W wyniku postanowień soboru watykańskiego II Kościół przestawał być monarchią, władza z kurii rzymskiej przeszła do diecezji, najważniejsi stawali się świeccy wierni, a kapłani zostali sprowadzeni do roli ich przewodników i powierników. Ekumenizm miał zacierać różnice między wyznaniami, a zwłaszcza między katolikami a protestantami. Ten "demokratyczny" scenariusz prowadził jednak do zaniku Kościoła jako scentralizowanej organizacji przemawiającej jednym głosem. Podróżując (okrążył 20 razy kulę ziemską), Jan Paweł II dał wszystkim katolikom poczucie tożsamości i przynależności, wyrobił w nich przekonanie, że Watykan jest również ich stolicą, a nie ekskluzywnym klubem dla sytych katolików z zachodniej Europy.
Drugim wielkim osiągnięciem polskiego papieża było nadanie Watykanowi globalnego wymiaru politycznego, po raz pierwszy od 130 lat, czyli od czasu, gdy rola państwa kościelnego zdecydowanie się zmniejszyła. Nie sprzeniewierzając się misji duszpaster-skiej, Stolica Apostolska stała się powszechnie szanowanym, pełnoprawnym członkiem wspólnoty międzynarodowej. Watykan jest cenionym i poszukiwanym rozjemcą i to zarówno w sporze argentyńsko-chilijskim, jak i w sprawie małoletniego uchodźcy kubańskiego, Eliana Gonzaleza. Z opinią Watykanu liczą się dyktatorzy (na przykład Fidel Castro), a inni opierają na nim sporą część swoich aspiracji narodowych (na przykład Jasir Arafat i Palestyńczycy).
"Papież należy do tych przywódców, którzy mają poczucie wewnętrznej kontroli nad zdarzeniami. Osoby takie sądzą, że ich racjonalne i moralne czyny mogą wpływać na dobro jednostki i rozwój kultury" - stwierdził kiedyś prof. Józef Kozielecki, psycholog. Kardynał Stefan Wyszyński nazywał Karola Wojtyłę "mocnym góralem", opisując go jako człowieka, któremu obce są ludzkie słabości - obniżony nastrój, melancholia czy megalomania. Ma za to wiele autoironii i zdolność przebaczania innym. W świetle nauk papieskich każda sprawa ma wymiar moralny, nawet decyzja o tym, gdzie należy zainwestować pieniądze. Tym bardziej dotyczy to takich aspektów codzienności, jak rodzina, rola kobiety czy ochrona życia poczętego. Ortodoksyjne podejście papieża do tych kwestii wynika być może z przekonania, że katolicyzm nie może być tylko jedną z wielu ofert duchowego rozwoju. Problem polega na tym, że choć Jan Paweł II jest "człowiekiem jednej sprawy", dziś prawdopodobnie dostrzega rozdźwięk między transcendentalną misją Kościoła a społeczeństwem zafascynowanym czystym materializmem. "Papież tysiąclecia" i "papież przełomu" sam doświadczył zmiany. Gniew z powodu fałszywego kierunku, w którym zmierza ludzkość, ustąpił u niego miejsca pewnej rezygnacji, niewierze w zdolność przemiany natury ludzkiej. Czy owa łagodna rezygnacja będzie też charakteryzowała katolicyzm w nadchodzącym stuleciu?
Więcej możesz przeczytać w 21/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.