Jest lepiej, a nawet gorzej –można by powiedzieć językiem Lecha Wałęsy o III RP w 20-lecie jej istnienia. To lepiej każdy widzi. To gorzej łatwiej zauważyć, porównując obecną Polskę do międzywojennej.
I nie chodzi o to, czy Donald Tusk jest jako premier lepszy od Władysława Grabskiego, Kazimierza Bartla czy Janusza Jędrzejewicza. Podobnie jak nie jest rozstrzygające, czy Bronisław Komorowski jest gorszym marszałkiem Sejmu od Macieja Rataja albo Ignacego Daszyńskiego. Albo czy Radosław Sikorski dorównuje Józefowi Beckowi. Problem polega raczej na tym, czego dla Polski chcą politycy obecnie działający, a czego chcieli politycy II RP. Najkrócej – ta różnica polega na tym, że tamci chcieli Polski wielkiej (w wielu wymiarach), a obecni tylko bezpiecznej. Bezpieczeństwo (także to socjalne) jest ważne, ale skupienie się na nim sprawia, że horyzonty polityków rzadko przekraczają zwykłe administrowanie. A gdzie tu miejsce na oszałamiające wizje, na wielkie idee i heroiczne czyny?
Społeczeństwa i państwa popadają w stagnację, a w końcu zaczynają przeżywać regres, gdy ich liderzy nie mają żadnych wzniosłych idei i planów wielkich czynów. Wiedzieli to liderzy II RP, forsując takiewielkie projekty jak Centralny Okręg Przemysłowy, Gdynia, Powszechna Wystawa Krajowa czy polski przemysł lotniczy. Ówczesne elity miały wielkie marzenia i nawet jeśli nie wszystkie udawało się realizować, wywoływały społeczny entuzjazm. Elity dzisiejsze marzeń nie mają, a jeśli już je mają, to o świętym spokoju, względnym dobrobycie i przyjemnym ciepełku. Mają raczej kompleks szklanego sufitu, czyli poprzestają na sprawach małych, praktycznych i dość konformistycznych.
Na niekorzyść polityków międzywojnia nie działa to, że ich Polska przegrała we wrześniu 1939 r. W ówczesnej rzeczywistości przegrałaby każda Polska. Skądinąd precyzyjnie przewidział to choćby Ignacy Matuszewski, minister skarbu, dyplomata, szef wywiadu. Przypominam Matuszewskiego, bo on świetnie pokazuje, jakiego formatu politycy działali w II RP, i to wcale nie na pierwszej linii. Konia z rzędem temu, kto pokaże dziś polityka z rządowego zaplecza, który dorastałby Matuszewskiemu do pięt. A takich Matuszewskich były setki.
Gdy porównujemy II i III RP najbardziej dojmujący regres widać w nauce czy szerzej w świecie idei. W międzywojennej Europie były dwa wybijające się ośrodki myśli i idei: koło wiedeńskie i tzw. szkoła lwowsko-warszawska. Oba te kręgi po 1939 r. dały początek bardzo wpływowym szkołom w Stanach Zjednoczonych i na całym świecie. Gdzież nam dzisiaj do sławy przedwojennych polskich logików w rodzaju Twardowskiego, Leśniewskiego, Łukasiewicza, Tarskiego, Ajdukiewicza czy Mostowskiego. A jeszcze byli wybitni matematycy w rodzaju Banacha, Borsuka, Kaczmarza, Kuratowskiego, Mazura, Orlicza, Sierpińskiego, Steinhausa czy Ulama.
Polska dzisiejsza jest zbyt przyziemna, zbyt bojaźliwa, niedostatecznie zuchwała i intelektualnie za płaska. Warto to zmienić. Dlatego warto powtórzyć to, co Amerykanom powiedział Barack Obama: „Yes, we can" – możemy to zrobić.
Społeczeństwa i państwa popadają w stagnację, a w końcu zaczynają przeżywać regres, gdy ich liderzy nie mają żadnych wzniosłych idei i planów wielkich czynów. Wiedzieli to liderzy II RP, forsując takiewielkie projekty jak Centralny Okręg Przemysłowy, Gdynia, Powszechna Wystawa Krajowa czy polski przemysł lotniczy. Ówczesne elity miały wielkie marzenia i nawet jeśli nie wszystkie udawało się realizować, wywoływały społeczny entuzjazm. Elity dzisiejsze marzeń nie mają, a jeśli już je mają, to o świętym spokoju, względnym dobrobycie i przyjemnym ciepełku. Mają raczej kompleks szklanego sufitu, czyli poprzestają na sprawach małych, praktycznych i dość konformistycznych.
Na niekorzyść polityków międzywojnia nie działa to, że ich Polska przegrała we wrześniu 1939 r. W ówczesnej rzeczywistości przegrałaby każda Polska. Skądinąd precyzyjnie przewidział to choćby Ignacy Matuszewski, minister skarbu, dyplomata, szef wywiadu. Przypominam Matuszewskiego, bo on świetnie pokazuje, jakiego formatu politycy działali w II RP, i to wcale nie na pierwszej linii. Konia z rzędem temu, kto pokaże dziś polityka z rządowego zaplecza, który dorastałby Matuszewskiemu do pięt. A takich Matuszewskich były setki.
Gdy porównujemy II i III RP najbardziej dojmujący regres widać w nauce czy szerzej w świecie idei. W międzywojennej Europie były dwa wybijające się ośrodki myśli i idei: koło wiedeńskie i tzw. szkoła lwowsko-warszawska. Oba te kręgi po 1939 r. dały początek bardzo wpływowym szkołom w Stanach Zjednoczonych i na całym świecie. Gdzież nam dzisiaj do sławy przedwojennych polskich logików w rodzaju Twardowskiego, Leśniewskiego, Łukasiewicza, Tarskiego, Ajdukiewicza czy Mostowskiego. A jeszcze byli wybitni matematycy w rodzaju Banacha, Borsuka, Kaczmarza, Kuratowskiego, Mazura, Orlicza, Sierpińskiego, Steinhausa czy Ulama.
Polska dzisiejsza jest zbyt przyziemna, zbyt bojaźliwa, niedostatecznie zuchwała i intelektualnie za płaska. Warto to zmienić. Dlatego warto powtórzyć to, co Amerykanom powiedział Barack Obama: „Yes, we can" – możemy to zrobić.
Więcej możesz przeczytać w 23/2009 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.