Mózgi na emigracji

Mózgi na emigracji

Dodano:   /  Zmieniono: 
W ciągu ostatnich siedmiu lat z Rosji wyjechało niemal piętnaście tysięcy pracowników naukowych


Zostali już tylko szaleńcy i bogacze. Szaleniec to przeważnie emeryt. Bogacze potrafili przeniknąć w świat komercji i poliodnieśli sukces. To znaczy zarobili na dostatnie życie i mogą się zajmować tym, co lubią. Reszta wyjechała. Nie mieli wyboru. Bo to nieprawda, że rosyjska nauka przeżywa głęboki kryzys. - To nie jest kryzys. To katastrofa - opowiada Aleksander Kozienko, członek Akademii Kosmonautyki im. K. Ciołkowskiego i Królewskiego Towarzystwa Astronomicznego w Wielkiej Brytanii, autor opracowania na temat obecnego stanu nauki w Rosji. Jesteśmy w samym sercu Nowej Moskwy. Tutaj czas zatrzymał się kilkanaście lat temu. Kawiarnia zajmuje jedną z sal zabytkowego pałacyku na Preczistience. Lurowatą kawę w obtłuczonych, ciężkich fajansowych filiżankach podają dwie pokaźnych rozmiarów bufetowe. Proponują jeszcze "buterbrody", rosyjski wariant kanapek. Oczywiście bez masła. Nie wszystko musi wyglądać tak, jak się nazywa. Pałacyk należy do Akademii Nauk. Na frontonie tabliczka "Dom Uczonych". Wspomnienie po czasach radzieckiej świetności? - Tylko w pewnym sensie - mówi Kozienko - bo i wtedy nie było tak słodko, jak się wydaje. W tym kraju nauka właściwie nigdy nie zaznała prawdziwego rozkwitu.

Carska Rosja, XVII wiek. Piotr I zakłada Akademię Nauk - pierwszą w tym kraju tego typu instytucję. Zaprasza znane umysły z całej Europy, bo w rosyjskim imperium nauki i uczonych do tej pory nie było. Prawdziwe "oświecenie" następuje na przełomie XIX i XX w. Pojawiają się nazwiska światowej klasy - fizjolog Pawłow, chemik Mendelejew, geofizyk Golicyn, Łomonosow, Ciołkowski i wielu innych. Eksplozję nauki przyniosły jednak dopiero rewolucje 1917 r. Właśnie eksplozję, bo świetność była równie owocna i imponująca, co krótkotrwała. Zadekretowana przez bolszewików forsowna industrializacja wymagała przeprowadzenia badań naukowych bardziej zróżnicowanych i na większą skalę niż w czasach przedrewolucyjnych. W Moskwie i Petersburgu powstają więc nowe wielkie instytuty naukowe.
W 1913 r. w carskiej Rosji doliczono się zaledwie 10 tys. pracowników naukowych. W bolszewickim Związku Radzieckim było ich już prawie sto tysięcy. W latach dwudziestych i na początku trzydziestych, a więc w czasach NEP, najbardziej utalentowaną młodzież posyłano za granicę. Przyszli laureaci Nagrody Nobla - Kapica i Landau - uczyli się w najsłynniejszych ośrodkach (pierwszy w Cambridge, a drugi u Bohra). Ale w historii radzieckiej nauki to były czasy wyjątkowe. Lata trzydzieste przyniosły już postępującą izolację i ideologicznie uwarunkowaną tendencję do zaniżania poziomu kultury i wykształcenia.
"Bez nauki demokracja nie ma przyszłości" - pisał Gorki. W sowieckiej Rosji nie było demokracji. Pojęcie przyszłości definiowano za pomocą filozofii, czyli stalinowskiej wersji marksizmu-leninizmu. W latach czterdziestych partyjni filozofowie podjęli próbę obalenia teorii względności. W redakcji "Prawdy" leżał wielki esej druzgocący Einsteina i jego myśl jako "teorię burżuazyjną i antyludową". Katastrofie zapobiegł Kurczatow. "Jeśli artykuł zostanie opublikowany, prace nad bombą atomową trzeba będzie przerwać, bo teoria Einsteina jest jedną z koncepcji leżących u podstaw całego projektu" - tłumaczył i tym żelaznym argumentem przekonał Stalina. W czasach Chruszczowa i Breżniewa za wzór do naśladowania uznano "prostego inżyniera". Prestiż nauki słabł. Trwająca od lat izolacja doprowadziła do faktycznej marginalizacji radzieckiej nauki. Kierownicze stanowiska w instytutach naukowych zajmowali członkowie partyjnej nomenklatury. To oni decydowali, kto i co będzie publikował i jakie przeprowadzi eksperymenty. W Związku Radzieckim skonstruowano bombę atomową, zbudowano elektrownie jądrowe i posyłano w kosmos rakiety. Ale do największych osiągnięć dochodzili wybitni uczeni zamknięci w tzw. szaraszkach (zamkniętych miasteczkach laboratoriach). Do wyboru mieli sukces albo śmierć. Tamże dzieło swego życia stworzyli między innymi twórca rosyjskiej kosmonautyki Koroliow i konstruktor samolotów Tupolew. Praca była dla nich wyłącznym celem i jedyną szansą. Odebrano im wolność, ale dysponowali w zasadzie dowolnymi pieniędzmi na swoje badania. Kozienko mówi, że sukcesy radzieckiej nauki od lat 40. do 70. zawdzięczano jeszcze fundamentowi zbudowanemu w czasach NEP. Ale w dobrym stanie przetrwały tylko niektóre dziedziny. Inne, na przykład genetykę, cybernetykę czy relatywistyczną kosmologię, uznano za antynaukę i zakazano zajmowania się nimi.
Dwie tendencje zdeterminowały rozwój i upadek radzieckiej nauki. Z jednej strony traktowano ją jako siłę napędową postępu państwa pochłoniętego szaleńczą ideą globalnej dominacji, z drugiej - totalitaryzm skuwał swobodę myśli i rodził patologiczne procesy w naukowym środowisku. Radziecką naukę, wciąż jeszcze silną, trudno było określać inaczej niż "prowincjonalna". Aż wreszcie przyszła pierestrojka... - Gdy otwarto granice, wszyscy wyjechali - Kozienko zna dokładne liczby, bo jest współautorem dużego opracowania ilustrującego obecny stan nauki rosyjskiej. - Wszyscy uczeni o znanych nazwiskach i z dorobkiem na światowym poziomie znaleźli się w zagranicznych ośrodkach. Ja nie przesadzam. No, są jeszcze takie tuzy, jak fizyk Witalij Ginuzburg. Ale on ma 85 lat. W wielu amerykańskich ośrodkach, zwłaszcza matematycznych i fizycznych, językiem roboczym jest rosyjski lub chiński. Zaskakujące? Ale prawie 40 proc. pracujących w Ameryce matematyków i fizyków to nasi, Rosjanie.
Tylko w ciągu ostatnich siedmiu lat z Rosji wyjechało niemal 15 tys. pracowników naukowych. Decydują się na to - rzecz jasna - najlepsi. I najbardziej utalentowani spośród młodych badaczy. W większości rosyjskich instytutów i uniwersytetów średnia wieku kadry naukowej przekracza 50 lat. Oczywiście kształcą się w nich młodzi aspiranci, ale oni bronią prac tylko po to, by móc wyjechać. Zostają najsłabsi. Poziom wielu prowincjonalnych uczelni nie jest wyższy niż poziom stołecznych liceów i techników. Kozienko dzieli rosyjskich uczonych na tych, którzy są uznani, i tych, co sami uznają siebie za uczonych. Ci drudzy często zajmują kluczowe stanowiska w naukowej hierarchii i nie dają się rozwijać rozwój innych. - Astrofizyk Igor Nowikow u nas nie był nawet członkiem korespondentem Akademii Nauk. A królowa Beatrix dała mu w Kopenhadze cały instytut. Nowikow zabrał z Rosji swoich najzdolniejszych współpracowników. No i mamy teraz słynny rosyjski ośrodek astrofizyczny w stolicy Danii - mówi.
Pracownicy naukowi w Rosji opłacani są według osiemnastostopniowej skali taryfowej. Na szesnastym poziomie (docent doktor habilitowany) pensja wynosi 737 rubli, do tego dochodzi dodatek za stopnie naukowe - 400 rubli. Razem nie uzbiera się nawet 50 USD. To w wymiarze indywidualnym. Na potrzeby całej nauki w Rosji przeznacza się niecałe 0,5 proc. PKB. A jeszcze w 1991 r. - 4 proc., trochę więcej niż obecnie w Stanach Zjednoczonych (3,2-3,6 proc.). I to jest właśnie wymiar katastrofy.
W Rosji nie zamyka się masowo naukowych instytutów. Tyle że nic się w nich nie dzieje, nie ma pieniędzy na przeprowadzanie badań i doświadczeń, brakuje ich nawet na naukową literaturę i czasopisma. Jedyny sens istnienia większości z nich polega na dążeniu do zachowania za wszelką cenę potencjału. Bo przynajmniej teoretycy mogą jeszcze jakoś pracować. - Trzeba szybko podejmować działania zaradcze, bo za pięć-dziesięć lat ten świat opuszczą pracujący jeszcze wybitni profesorowie emeryci i rozpoczną się procesy nieodwracalne. Rosyjska nauka umrze razem z nimi. Nadal są także wojskowe instytuty. Na temat tego, co tam się dzieje, niewiele jednak wiadomo. A naukowe kadry w nich pozostają, bo ludzie nie mają wyboru. Nawet jeśli stamtąd odejdą, to i tak przez piętnaście lat nie będą mogli wyjechać z Rosji.
Jak twierdzą tutejsi naukowcy, rosyjską naukę można jeszcze uratować. W tym celu należałoby przeprowadzić atestację uczonych, pozbyć się istniejących patologii i płacić badaczom co najmniej równowartość 1000 USD miesięcznie. W Rosji wciąż pozostaje kilka ośrodków naukowych i uniwersyteckich na światowym poziomie, między innymi Moskiewski Instytut Fizyki, Moskiewski FizykoTechniczny Uniwersytet, Moskiewski Uniwersytet Państwowy im. Łomonosowa. Ale są to wyjątki, nie zaś reguła.
Odrodzenie i rozwój nauki w Rosji to nie tylko kwestia pieniędzy. Na tej ziemi przed nauką zawsze więcej było przeszkód niż sprzyjających jej uwarunkowań. "Rosyjska historia uplotła dla naszego narodu gęstą sieć takich warunków, które od dawna wpajały i wpajają do dzisiaj masom podejrzliwy, a nawet wrogi stosunek do twórczej siły rozumu i wielkich zdobyczy nauki. Idee zachodnioeuropejskiej kultury wniosła do Rosji arystokracja, a dla większości narodu arystokrata to obszarnik, co dobrego można od niego oczekiwać? W pojęciu prostego chłopa uczony to pan, nie zaś twórca uwalniający ducha z okowów ciemności. Dodajcie do tego jeszcze wychowanie cerkiewne, organicznie odrzucające piękno i siłę wolnej myśli". Maksym Gorki napisał te słowa w roku 1917 i miały się one odnosić do czasów przedrewolucyjnych. Jednak i dziś nie tracą aktualności - to raczej zgodna opinia rosyjskich intelektualistów. Nauka i wykształcenie w tym kraju zależeć będą od miejsca Rosji w procesie globalizacji. Ale też będą to miejsce w znacznym stopniu wyznaczać.


Więcej możesz przeczytać w 22/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.