16 maja tego roku wchodzi we Francji w życie zarządzenie, zgodnie z którym produkty mleczne, mięsne i rybne oferowane na targach na wolnym powietrzu muszą być wyłożone na ladach chłodniczych
Ach, ta Europa! Czegóż ci brukselscy biurokraci nie wymyślą! My tu sobie spokojnie żyjemy, a oni chyba nic tam nie robią oprócz zachodzenia w głowę, jak by nam ten spokój zaburzyć. 16 maja 2000 r. we Francji znowu podniosła się fala protestów przeciw działalności eurokratów, a w prasie pojawiły się liczne i obszerne komentarze przepowiadające rychły wzrost zastępów eurosceptyków, jeżeli unia nie zmieni swojego wrednego charakteru.
16 maja to data ważna. 15 maja jeszcze nic się nie działo, był spokój i sielska cisza, a Francja mogła bez przeszkód kultywować odwieczne tradycje i obyczaje. Aż tu nagle łup!, cup!, gruch!, buch!, barabach! - wszyscy sobie przypomnieli, że to właśnie 16 maja 2000 r. wchodzi w życie zarządzenie, zgodnie z którym produkty mleczne, mięsne i rybne oferowane na targach na wolnym powietrzu muszą być wyłożone na ladach chłodniczych. To przepis wykonawczy do dyrektywy europejskiej w sprawie przestrzegania zasad higieny i ochrony zdrowia konsumentów.
Wprowadzenie tego rozporządzenia w życie spowodowało falę patriotycznych protestów, kładących nacisk na groźbę zniknięcia wielu wiejskich i małomiasteczkowych rynków, bo wymagany sprzęt jest bardzo kosztowny. Tymczasem pełne świeżych produktów, nęcących zapachów i pieszczących oko barw rynki i ryneczki, funkcjonujące często także w dużych miastach, uważane są za jeden z typowych elementów francuskiego pejzażu oraz za miejsce, w którym pielęgnuje się najlepsze tradycje bliskich, serdecznych i pełnych wzajemnego zrozumienia stosunków międzyludzkich. I to miałoby zniknąć?! Niedoczekanie! Pogonimy eurokratów gdzie pieprz rośnie!
Według nowych przepisów, ryby na targach muszą mieć temperaturę 0-2°C, mięsa i sery - maksimum 4°C, a mleko i przetwory mleczne - najwyżej 8°C. Ponadto wszystkie rynki muszą mieć wodę bieżącą, prąd elektryczny i sanitariaty. W razie stwierdzenia uchybień winowajcom grożą grzywny mogące przekroczyć równowartość 6,5 tys. zł. Na ladę chłodniczą trzeba wydać prawie 80 tys. zł, a na wymagane inwestycje - trzy razy tyle. Trudno się dziwić, iż wielu kupców kalkuluje, że może lepiej w razie czego zapłacić grzywnę, zamiast pakować się w takie wydatki. Sprzedawcy, zapytani, co teraz zrobią, najczęściej odpowiadają, że nadal będą trzymać ryby w kruszonym lodzie, a sery na deskach i talerzach. Można się domyślać, że mięso nadal będzie chłodzone strumieniem powietrza pochodzącym od szybkich ruchów skrzydeł oblatujących je muszek.
Trudno się dziwić kalkulacjom straganiarzy, natomiast można się zdumieć, jak długi i twardy potrafią mieć sen. To samo można powiedzieć o śnie władz nadzorujących ich działalność. Bo zarządzenie o ladach chłodniczych i wyposażeniu targów weszło wprawdzie w życie 16 maja 2000 r., ale wydano je w maju 1995 r., pięć lat temu, i od samego początku było wiadomo, że wszyscy mają czas na przygotowanie się do zmian. Co więcej, rząd dał go właśnie po to, by zainteresowani uniknęli kłopotów wynikających z konieczności zlikwidowania z dnia na dzień wszystkich oszczędności, żeby kupić sprzęt chłodniczy. Wszyscy jednak budzą się dopiero teraz.
Kupcy 16 maja od rana darli szaty, że grozi im upadek, a rząd - pięć lat po wydaniu zarządzenia - dopiero tegoż dnia pod wpływem protestów i interwencji przewodniczącej Parlamentu Europejskiego zapowiedział, że przeznaczy około dwudziestu milionów dolarów na pomoc dla instalujących sprzęt chłodniczy. Jednym słowem, przez pięć lat nikt - ani wśród kupców, ani w rządzie - nie zrobił dokładnie niczego, co do niego należało. Co więcej, dopiero teraz wszyscy odkrywają ze zdumieniem, że przepisy europejskie wymagają jedynie zapewnienia właściwej higieny sprzedaży i utrzymania temperatury gwarantującej świeżość produktów i ochronę zdrowia nabywców, natomiast wszystkie szczegółowe pomysły w rodzaju konkretnych progów temperaturowych są dziełem urzędników francuskich. Innymi słowy, zażądano od straganiarzy więcej, niż wymaga prawo europejskie, po czym spokojnie zamknięto szufladki i wszyscy zapadli w zdrowy sen, nie pomyślawszy nawet, żeby w porę im pomóc w zdobyciu środków na realizację przepisów.
A teraz oczywiście wszystkiemu jest winna Unia Europejska, bo wiadomo, że niezależnie od okoliczności wszystko psują brukselscy technokraci. Unia staje się z wolna dziewczynką do bicia, której nikt się nie przygląda, tylko od razu tłucze. A przecież jak każda dziewczyna i ona potrafi być piękna.
16 maja to data ważna. 15 maja jeszcze nic się nie działo, był spokój i sielska cisza, a Francja mogła bez przeszkód kultywować odwieczne tradycje i obyczaje. Aż tu nagle łup!, cup!, gruch!, buch!, barabach! - wszyscy sobie przypomnieli, że to właśnie 16 maja 2000 r. wchodzi w życie zarządzenie, zgodnie z którym produkty mleczne, mięsne i rybne oferowane na targach na wolnym powietrzu muszą być wyłożone na ladach chłodniczych. To przepis wykonawczy do dyrektywy europejskiej w sprawie przestrzegania zasad higieny i ochrony zdrowia konsumentów.
Wprowadzenie tego rozporządzenia w życie spowodowało falę patriotycznych protestów, kładących nacisk na groźbę zniknięcia wielu wiejskich i małomiasteczkowych rynków, bo wymagany sprzęt jest bardzo kosztowny. Tymczasem pełne świeżych produktów, nęcących zapachów i pieszczących oko barw rynki i ryneczki, funkcjonujące często także w dużych miastach, uważane są za jeden z typowych elementów francuskiego pejzażu oraz za miejsce, w którym pielęgnuje się najlepsze tradycje bliskich, serdecznych i pełnych wzajemnego zrozumienia stosunków międzyludzkich. I to miałoby zniknąć?! Niedoczekanie! Pogonimy eurokratów gdzie pieprz rośnie!
Według nowych przepisów, ryby na targach muszą mieć temperaturę 0-2°C, mięsa i sery - maksimum 4°C, a mleko i przetwory mleczne - najwyżej 8°C. Ponadto wszystkie rynki muszą mieć wodę bieżącą, prąd elektryczny i sanitariaty. W razie stwierdzenia uchybień winowajcom grożą grzywny mogące przekroczyć równowartość 6,5 tys. zł. Na ladę chłodniczą trzeba wydać prawie 80 tys. zł, a na wymagane inwestycje - trzy razy tyle. Trudno się dziwić, iż wielu kupców kalkuluje, że może lepiej w razie czego zapłacić grzywnę, zamiast pakować się w takie wydatki. Sprzedawcy, zapytani, co teraz zrobią, najczęściej odpowiadają, że nadal będą trzymać ryby w kruszonym lodzie, a sery na deskach i talerzach. Można się domyślać, że mięso nadal będzie chłodzone strumieniem powietrza pochodzącym od szybkich ruchów skrzydeł oblatujących je muszek.
Trudno się dziwić kalkulacjom straganiarzy, natomiast można się zdumieć, jak długi i twardy potrafią mieć sen. To samo można powiedzieć o śnie władz nadzorujących ich działalność. Bo zarządzenie o ladach chłodniczych i wyposażeniu targów weszło wprawdzie w życie 16 maja 2000 r., ale wydano je w maju 1995 r., pięć lat temu, i od samego początku było wiadomo, że wszyscy mają czas na przygotowanie się do zmian. Co więcej, rząd dał go właśnie po to, by zainteresowani uniknęli kłopotów wynikających z konieczności zlikwidowania z dnia na dzień wszystkich oszczędności, żeby kupić sprzęt chłodniczy. Wszyscy jednak budzą się dopiero teraz.
Kupcy 16 maja od rana darli szaty, że grozi im upadek, a rząd - pięć lat po wydaniu zarządzenia - dopiero tegoż dnia pod wpływem protestów i interwencji przewodniczącej Parlamentu Europejskiego zapowiedział, że przeznaczy około dwudziestu milionów dolarów na pomoc dla instalujących sprzęt chłodniczy. Jednym słowem, przez pięć lat nikt - ani wśród kupców, ani w rządzie - nie zrobił dokładnie niczego, co do niego należało. Co więcej, dopiero teraz wszyscy odkrywają ze zdumieniem, że przepisy europejskie wymagają jedynie zapewnienia właściwej higieny sprzedaży i utrzymania temperatury gwarantującej świeżość produktów i ochronę zdrowia nabywców, natomiast wszystkie szczegółowe pomysły w rodzaju konkretnych progów temperaturowych są dziełem urzędników francuskich. Innymi słowy, zażądano od straganiarzy więcej, niż wymaga prawo europejskie, po czym spokojnie zamknięto szufladki i wszyscy zapadli w zdrowy sen, nie pomyślawszy nawet, żeby w porę im pomóc w zdobyciu środków na realizację przepisów.
A teraz oczywiście wszystkiemu jest winna Unia Europejska, bo wiadomo, że niezależnie od okoliczności wszystko psują brukselscy technokraci. Unia staje się z wolna dziewczynką do bicia, której nikt się nie przygląda, tylko od razu tłucze. A przecież jak każda dziewczyna i ona potrafi być piękna.
Więcej możesz przeczytać w 22/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.