Chiba

Dodano:   /  Zmieniono: 
Każdy, kto pisze do gazet, zna złośliwą działalność chochlika drukarskiego
 Mimo że zamieszczam swój felieton na łamach "Wprost" od niedawna, już dwukrotnie odczułem jego obecność. Raz w zdaniu: "Realny socjalizm to zabite na głucho w sierpniu drzwi, których nie da się domknąć w grudniu" pominięto słowa "w grudniu", przez co formułka straciła swój przewrotny sens.
Innym razem, pisząc o występie Davida Copperfielda (posługiwałem się różnymi tytułami utworów Dickensa) i chcąc zrobić aluzję do otyłości pewnego urzędnika, wspomniałem, że reprezentował on Klub PIKNICKA (przez "N"). Mimo że na marginesie zaznaczyłem, iż chodzi o kalambur, oczytany widocznie zecer umieścił prawidłowy tytuł - "Klub Pickwicka". I dobrze zrobił. Antoni Słonimski opisuje, jak raz, nie chcąc, aby zepsuto mu w felietonie dowcip polegający na przekręceniu nazwiska (chodziło bodajże o ministra Dubanowicza), zamieścił w tekście notkę: "Uwaga! Żart, kalambur!". Kiedy nazajutrz wziął do ręki gazetę, stwierdził, że redakcja zamieściła cały tekst, łącznie z owym "Uwaga! Kalambur!". Pan Antoni po namyśle stwierdził, że żart stał się przez to o wiele bardziej dowcipny.
Czasem pomyłki w druku pozostają nie zauważone. Pamiętam telewizyjny spektakl poezji Różewicza, gdzie maszynistka zmieniła w egzemplarzu niezrozumiałe dla siebie słowo KYBELE... i na antenę poszło: "Brzuch, nogi, piersi KOBYLE!". Niektóre pomyłki są z radością akceptowane przez autorów. W programie "Gallux Show" chochlik zmienił słowo "chyba" na "chiba". Natychmiast to podchwyciłem i od tej pory mój konferansjer we fraku i sandałach mówił: "Kedy byłem w Pariżu - to było chiba w kwetniu..." Po jakimś czasie ktoś przykleił mi kartkę do drzwi mieszkania: "Panie Andrzeju, mówi się "chyba", a nie "chiba". Wykorzystałem to w następnym "Galluksie". Potraktowałem kartkę jako list od telewidza: "Panie Andrzeju, mówi się 'chiba', a nie 'chiba'" - przeczytałem, po czym wzruszyłem ramionami i dodałem: "To chiba jakieś nieporozumienie".
Dzisiaj możemy się śmiać z efektów działalności chochlika, ale w czasach PRL zdjęto naczelnego redaktora, gdy w jego piśmie ukazał się artykuł Gomułki zatytułowany "Polska gospodraka rolna". Inny naczelny budził się podobno z krzykiem w środku nocy, bo śniło mu się, że na pierwszej stronie jego gazety pod portretem generalissimusa pojawił się podpis: Józef Sralin.
Dziś takie pomyłki powodują już na szczęście tylko wzruszenie ramion: "To chiba jakieś nieporozumienie".
Więcej możesz przeczytać w 22/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.