Czy koalicja AWS-UW ma szansę przetrwać?
Gabinet Jerzego Buzka pobił kilka rekordów. Po pierwsze: ze wszystkich rządów III RP najdłużej utrzymał się przy władzy - ponad dwa i pół roku, choć o jego rekonstrukcji mówiło się niemal od samego początku. Po drugie: wdrożył najwięcej reform systemowych od czasów gabinetu Tadeusza Mazowieckiego. Po trzecie: bolesnym rekordem było także uzyskanie najgorszych wyników w sondażach opinii publicznej. Według badań CBOS z kwietnia tego roku, aż 68 proc. Polaków źle oceniło działalność rządu. Istnienie gabinetu AWS-UW wyznaczyły symboliczne daty - powstał 11 listopada 1997 r., w rocznicę odzyskania niepodległości, a decyzja o wycofaniu z rządu ministrów Unii Wolności zapadła 28 maja, w siódmą rocznicę odwołania gabinetu Hanny Suchockiej. Wówczas to na cztery lata ster władzy przychwyciła lewica do spółki z ludowcami. Czy historia się powtórzy? Istotę obecnego ostrego sporu można zapewne zdefiniować następująco: postrzegana jako wyraźnie prorynkowa UW nie chciała bądź wręcz nie mogła sobie pozwolić na firmowanie polityki gospodarczej rządu Buzka w sytuacji, gdy na skutek nielojalności koalicjanta zaczęła tracić wpływ na jej prowadzenie.
Czy regułą stanie się odwoływanie rządów postsolidarnościowych nie przez opozycję, ale własnymi głosami? Porównanie z upadkiem rządu Hanny Suchockiej nasuwa się samo, choć unici podkreślają, że to zupełnie inna sytuacja. - Nie stawiamy wotum nieufności, tylko wycofujemy z rządu paru ministrów - mówi Janusz Onyszkiewicz, minister obrony narodowej. - Trudno mówić o obozie solidarnościowym dwadzieścia lat po. Teraz partie przestają być zakładnikami własnej przeszłości. Jak w piłce nożnej: jesteś tak dobry jak w ostatnim meczu - podkreśla Andrzej Potocki, rzecznik prasowy Klubu Parlamentarnego Unii Wolności. Z kolei Bronisław Komorowski, poseł AWS, wiceprezes Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego, uważa, że rocznica odwołania rządu Suchockiej powinna być przestrogą przed stawianiem zbyt skrajnych oczekiwań programowych. - Takie myślenie nigdy nie wiedzie do sukcesu. Trzeba się nauczyć zawierać kompromisy - dodaje Komorowski. - Jeśli miałoby się wydarzyć to samo co siedem lat temu, oznaczałoby to, że po siedmiu latach nie tak tłustych znów będziemy mieli siedem chudych - żartuje Ryszard Czarnecki, poseł AWS, polityk Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego. - Nie chcę być jak ten facet na trampolinie, który skacze do basenu, nie wiedząc, czy w środku jest woda - mówi Edward Wende, poseł UW, który nie poparł decyzji unii o wycofaniu jej ministrów z rządu.
- Czujemy się tak jak po zresetowaniu komputera. Teraz czekamy, czy zabieg pomógł, czy maszyna "zaskoczy" - obrazowo przedstawia sytuację Jacek Merkel z Rady Krajowej Unii Wolności. Wielu obserwatorów uważa, że decyzja unii o opuszczeniu rządu to polityczna taktyka, która ma na celu zdyscyplinowanie akcji. Unia żąda bezwzględnego popierania w Sejmie projektów rządowych przez wszystkich posłów AWS, niewnoszenia lub wycofania ustaw "szkodliwych dla finansów państwa" (takich jak powszechne uwłaszczenie), wycofania zarządu komisarycznego ze stolicy. Według posła Pawła Łączkowskiego, lidera Porozumienia Polskich Chrześcijańskich Demokratów, Rada Krajowa AWS zastosowała się do dyktatu unii, zaleciła prowadzenie rozmów, w tym także nieoficjalnych, a przede wszystkim zgodziła się na zmianę premiera. - Kandydat AWS, Bogusław Grabowski, jest wybitnym ekonomistą, jego nominacja nie grozi destabilizacją. Staraliśmy się więc spełnić oczekiwania unii, a spotkaliśmy się z arogancką odpowiedzią - mówi Łączkowski, komentując niedzielną decyzję Rady Krajowej UW. - Problemem nie jest rząd ani personalia, lecz sposób rządzenia - podkreśla poseł Mirosław Czech, sekretarz generalny UW. - Musimy zawiązać koalicję na nowych zasadach - twierdzi Jerzy Osiatyński, poseł UW.
Kryzys rządowy wybuchł w chwili, kiedy premier stracił zaufanie unitów. Do tej pory w razie niesubordynacji grupy posłów akcji Leszek Balcerowicz mógł mówić: "Oto ci, którzy głosują przeciw własnemu rządowi i premierowi". Niespodziewane dla unitów wprowadzenie zarządu komisarycznego w gminie Centrum oznaczało gwałtowne zawężenie pola manewru unii na forum rządu. Partia stanęła przed wyborem. Mogła się godzić na takie decyzje, ale to oznaczało ryzyko powolnej destrukcji mechanizmów regulujących gospodarkę i groźbę utraty własnego elektoratu. Mogła też - i ten wariant wybrano - szturmem odzyskać silną pozycję w koalicji lub doprowadzić do przyspieszonych wyborów parlamentarnych, w których na tle AWS i SLD prezentowałaby swój program na tyle wyraziście, aby odzyskać poparcie kilkunastu procent "wolnorynkowego" elektoratu.
Dziś brak zaufania do partnera spowodował, że stopniały nadzieje na odnowę koalicji. Poseł Jerzy Wierchowicz, przewodniczący Klubu Parlamentarnego Unii Wolności, nie widzi już dziś żadnych szans. - To jest jak partia szachów. Doświadczeni gracze potrafią przewidzieć kilka ruchów. Wiedzieliśmy, że unia wyjdzie z rządu, ale także wiemy, że tymi samymi drzwiami wróci - uważa natomiast Ryszard Czarnecki. - Unia próbuje rozmawiać z nami jak urząd skarbowy z podatnikiem, który źle wypełnił zeznanie podatkowe. To nie są partnerskie relacje - krytykuje Paweł Łączkowski. - Unia zachowuje się jak stara ciotka, siedzi na kanapie i ma za złe - żartuje Bronisław Komorowski.
Zarazem część posłów akcji nie ukrywa, że chętnie podpisałaby się pod wieloma żądaniami unii, od dawna bowiem widać, że przywódcy AWS nie mają już wpływu na "politycznych warchołów". - Co mamy zrobić, ubrać niesfornych we włosiennice i trzymać na postronkach w przedpokoju? - pyta Łączkowski. Unici podpowiadają: wyrzućcie niezdyscyplinowanych przynajmniej z sejmowych stanowisk. Jerzy Gwiżdż, przewodniczący Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej, Gabriel Janowski, kierujący Komisją Rolnictwa i Rozwoju Wsi, oraz Tomasz Wójcik, szefujący Komisji Skarbu Państwa, Uwłaszczenia i Prywatyzacji, często głosują przeciwko rządowym rozporządzeniom i włos im za to z głowy nie spadł.
W konsekwencji gabinet Jerzego Buzka od kilku miesięcy działał jak rząd mniejszościowy. UW dłużej takiej taktyki nie chciała tolerować. Jednak jej obecność w rządzie hamowała apetyty populistów na skonstruowanie "budżetu wyborczego", czyli powszechnego rozdawnictwa z pustej kasy. W razie opuszczenia rządowych gabinetów przez polityków UW, bariera osłabnie. Co więcej, szanse funkcjonowania rządu mniejszościowego ocenia się zaledwie na kilka tygodni lub najwyżej miesięcy. - Będziemy kroić rządowe ustawy jak salami, niech się nie spodziewają naszego poparcia - zapowiada jeden z posłów Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Rząd mniejszościowy w sprawach istotnych mógłby być tylko administratorem. Czas, który powinien być wykorzystany na negocjacje z Unią Europejską, zostanie zmarnowany. Dla unitów też może to być trudne, bo nie wiadomo, czy w takiej sytuacji propaństwowy elektorat UW zrozumie decyzję swojej partii. Za to w AWS nie wszyscy obawiają się przyspieszonych wyborów. Niektórzy liczą na szybką, choć może i krótkotrwałą karierę w rządzie. - Akcja cieszy się z miliona nowych miejsc pracy - ironizuje Władysław Frasyniuk, poseł UW. Radość jest przedwczesna, bowiem na razie z trzystu najwyższych stanowisk zajmowanych przez unitów UW postanowiła wycofać pięciu ministrów i czterech sekretarzy stanu, którzy są jednocześnie posłami. Premier Buzek - jak sam tłumaczył - w imię odpowiedzialności za państwo nie chciał przyjąć ich dymisji. - Rząd mniejszościowy jest najgorszym wyjściem dla Polski - ocenia Maciej Płażyński, marszałek Sejmu. - Rozważaliśmy różne warianty, ale lepsze jest wyjście z rządu niż trwanie w patologicznym układzie. Nie interesuje nas urzędowanie dla urzędowania - tłumaczy Leszek Balcerowicz. Jeżeli nie sztuka dla sztuki, to albo sztuka rządzenia, albo sztuka wygrywania wyborów.
- Przyspieszenie wyborów, które mogłyby się odbyć jesienią, byłoby dla nas korzystne - przyznaje Andrzej Urbańczyk, poseł SLD. Nic w tym dziwnego, wówczas bowiem lokomotywą wyborczą sojuszu stałby się prezydent Aleksander Kwaśniewski. Niektórzy politycy AWS uważają, że termin jesienny odpowiadałby także Marianowi Krzaklewskiemu, przewodniczącemu AWS. Podwójne wybory zmobilizowałyby i zdyscyplinowały prawicę. - Teraz wszyscy przyglądają się zmaganiom Krzaklewskiego, ale włączyć się do jego kampanii nikt nie ma ochoty - ujawnia jeden z posłów akcji. Gdyby jednak miało dojść do skrócenia kadencji, to najbardziej prawdopodobne wydają się wybory wiosną przyszłego roku. Powód? Mniejszościowy rząd raczej nie zdołałby zyskać poparcia dla projektu budżetu państwa. SLD jeszcze przed kryzysem w koalicji przygotowywał się do tego terminu. - Kampania prezydencka na pewno doprowadziłaby do destrukcji w AWS - tłumaczy Zbigniew Siemiątkowski, poseł sojuszu.
Sprzeczne kalkulacje, sprzeczne wypowiedzi, sprzeczne interesy - w istocie żaden wariant rozwoju sytuacji nie jest przesądzony. "Jeżeli te rezygnacje zostaną przyjęte, oznaczać to będzie de facto decyzję AWS o utworzeniu innego rodzaju rządu mniejszościowego. Jeżeli premier wstrzyma się z przyjęciem owych rezygnacji, wtedy powstanie możliwość sprawdzenia, czy możliwe jest naprawienie koalicji" - stwierdził w poniedziałkowych "Sygnałach dnia" Leszek Balcerowicz. "Powiedział to skrótem, niefortunnie" - wyjaśnił dla PAP Andrzej Potocki. Jeżeli niefortunne skróty zdarzają się nawet Leszkowi Balcerowiczowi, znaczy to, że emocje mogą brać górę nad chłodnymi kalkulacjami.
- Trzeba kontynuować koalicję posierpniową. To nasz święty obowiązek wobec Polski i wobec tego obozu - apeluje tymczasem Marian Krzaklewski, który dość długo zdawał się bagatelizować groźbę rozpadu koalicji. - Polska racja stanu wymaga, aby być odpowiedzialnym za przyszłość Polski, za rozwój sytuacji politycznej, a to związane jest z działalnością koalicji rządzącej AWS-UW - przekonuje Jerzy Buzek. Z pomocą koa-licji przyszło siedemnaście wybitnych osobistości, w tym polscy nobliści: Czesław Miłosz i Wisława Szymborska. "Egoizmu partyjnego ani bezradności nie wybaczą wam wyborcy ani historia" - napisali w liście otwartym do posłów koalicji, a prymas Józef Glemp modlił się "o światło rozumu dla polityków".
Czy regułą stanie się odwoływanie rządów postsolidarnościowych nie przez opozycję, ale własnymi głosami? Porównanie z upadkiem rządu Hanny Suchockiej nasuwa się samo, choć unici podkreślają, że to zupełnie inna sytuacja. - Nie stawiamy wotum nieufności, tylko wycofujemy z rządu paru ministrów - mówi Janusz Onyszkiewicz, minister obrony narodowej. - Trudno mówić o obozie solidarnościowym dwadzieścia lat po. Teraz partie przestają być zakładnikami własnej przeszłości. Jak w piłce nożnej: jesteś tak dobry jak w ostatnim meczu - podkreśla Andrzej Potocki, rzecznik prasowy Klubu Parlamentarnego Unii Wolności. Z kolei Bronisław Komorowski, poseł AWS, wiceprezes Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego, uważa, że rocznica odwołania rządu Suchockiej powinna być przestrogą przed stawianiem zbyt skrajnych oczekiwań programowych. - Takie myślenie nigdy nie wiedzie do sukcesu. Trzeba się nauczyć zawierać kompromisy - dodaje Komorowski. - Jeśli miałoby się wydarzyć to samo co siedem lat temu, oznaczałoby to, że po siedmiu latach nie tak tłustych znów będziemy mieli siedem chudych - żartuje Ryszard Czarnecki, poseł AWS, polityk Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego. - Nie chcę być jak ten facet na trampolinie, który skacze do basenu, nie wiedząc, czy w środku jest woda - mówi Edward Wende, poseł UW, który nie poparł decyzji unii o wycofaniu jej ministrów z rządu.
- Czujemy się tak jak po zresetowaniu komputera. Teraz czekamy, czy zabieg pomógł, czy maszyna "zaskoczy" - obrazowo przedstawia sytuację Jacek Merkel z Rady Krajowej Unii Wolności. Wielu obserwatorów uważa, że decyzja unii o opuszczeniu rządu to polityczna taktyka, która ma na celu zdyscyplinowanie akcji. Unia żąda bezwzględnego popierania w Sejmie projektów rządowych przez wszystkich posłów AWS, niewnoszenia lub wycofania ustaw "szkodliwych dla finansów państwa" (takich jak powszechne uwłaszczenie), wycofania zarządu komisarycznego ze stolicy. Według posła Pawła Łączkowskiego, lidera Porozumienia Polskich Chrześcijańskich Demokratów, Rada Krajowa AWS zastosowała się do dyktatu unii, zaleciła prowadzenie rozmów, w tym także nieoficjalnych, a przede wszystkim zgodziła się na zmianę premiera. - Kandydat AWS, Bogusław Grabowski, jest wybitnym ekonomistą, jego nominacja nie grozi destabilizacją. Staraliśmy się więc spełnić oczekiwania unii, a spotkaliśmy się z arogancką odpowiedzią - mówi Łączkowski, komentując niedzielną decyzję Rady Krajowej UW. - Problemem nie jest rząd ani personalia, lecz sposób rządzenia - podkreśla poseł Mirosław Czech, sekretarz generalny UW. - Musimy zawiązać koalicję na nowych zasadach - twierdzi Jerzy Osiatyński, poseł UW.
Kryzys rządowy wybuchł w chwili, kiedy premier stracił zaufanie unitów. Do tej pory w razie niesubordynacji grupy posłów akcji Leszek Balcerowicz mógł mówić: "Oto ci, którzy głosują przeciw własnemu rządowi i premierowi". Niespodziewane dla unitów wprowadzenie zarządu komisarycznego w gminie Centrum oznaczało gwałtowne zawężenie pola manewru unii na forum rządu. Partia stanęła przed wyborem. Mogła się godzić na takie decyzje, ale to oznaczało ryzyko powolnej destrukcji mechanizmów regulujących gospodarkę i groźbę utraty własnego elektoratu. Mogła też - i ten wariant wybrano - szturmem odzyskać silną pozycję w koalicji lub doprowadzić do przyspieszonych wyborów parlamentarnych, w których na tle AWS i SLD prezentowałaby swój program na tyle wyraziście, aby odzyskać poparcie kilkunastu procent "wolnorynkowego" elektoratu.
Dziś brak zaufania do partnera spowodował, że stopniały nadzieje na odnowę koalicji. Poseł Jerzy Wierchowicz, przewodniczący Klubu Parlamentarnego Unii Wolności, nie widzi już dziś żadnych szans. - To jest jak partia szachów. Doświadczeni gracze potrafią przewidzieć kilka ruchów. Wiedzieliśmy, że unia wyjdzie z rządu, ale także wiemy, że tymi samymi drzwiami wróci - uważa natomiast Ryszard Czarnecki. - Unia próbuje rozmawiać z nami jak urząd skarbowy z podatnikiem, który źle wypełnił zeznanie podatkowe. To nie są partnerskie relacje - krytykuje Paweł Łączkowski. - Unia zachowuje się jak stara ciotka, siedzi na kanapie i ma za złe - żartuje Bronisław Komorowski.
Zarazem część posłów akcji nie ukrywa, że chętnie podpisałaby się pod wieloma żądaniami unii, od dawna bowiem widać, że przywódcy AWS nie mają już wpływu na "politycznych warchołów". - Co mamy zrobić, ubrać niesfornych we włosiennice i trzymać na postronkach w przedpokoju? - pyta Łączkowski. Unici podpowiadają: wyrzućcie niezdyscyplinowanych przynajmniej z sejmowych stanowisk. Jerzy Gwiżdż, przewodniczący Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej, Gabriel Janowski, kierujący Komisją Rolnictwa i Rozwoju Wsi, oraz Tomasz Wójcik, szefujący Komisji Skarbu Państwa, Uwłaszczenia i Prywatyzacji, często głosują przeciwko rządowym rozporządzeniom i włos im za to z głowy nie spadł.
W konsekwencji gabinet Jerzego Buzka od kilku miesięcy działał jak rząd mniejszościowy. UW dłużej takiej taktyki nie chciała tolerować. Jednak jej obecność w rządzie hamowała apetyty populistów na skonstruowanie "budżetu wyborczego", czyli powszechnego rozdawnictwa z pustej kasy. W razie opuszczenia rządowych gabinetów przez polityków UW, bariera osłabnie. Co więcej, szanse funkcjonowania rządu mniejszościowego ocenia się zaledwie na kilka tygodni lub najwyżej miesięcy. - Będziemy kroić rządowe ustawy jak salami, niech się nie spodziewają naszego poparcia - zapowiada jeden z posłów Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Rząd mniejszościowy w sprawach istotnych mógłby być tylko administratorem. Czas, który powinien być wykorzystany na negocjacje z Unią Europejską, zostanie zmarnowany. Dla unitów też może to być trudne, bo nie wiadomo, czy w takiej sytuacji propaństwowy elektorat UW zrozumie decyzję swojej partii. Za to w AWS nie wszyscy obawiają się przyspieszonych wyborów. Niektórzy liczą na szybką, choć może i krótkotrwałą karierę w rządzie. - Akcja cieszy się z miliona nowych miejsc pracy - ironizuje Władysław Frasyniuk, poseł UW. Radość jest przedwczesna, bowiem na razie z trzystu najwyższych stanowisk zajmowanych przez unitów UW postanowiła wycofać pięciu ministrów i czterech sekretarzy stanu, którzy są jednocześnie posłami. Premier Buzek - jak sam tłumaczył - w imię odpowiedzialności za państwo nie chciał przyjąć ich dymisji. - Rząd mniejszościowy jest najgorszym wyjściem dla Polski - ocenia Maciej Płażyński, marszałek Sejmu. - Rozważaliśmy różne warianty, ale lepsze jest wyjście z rządu niż trwanie w patologicznym układzie. Nie interesuje nas urzędowanie dla urzędowania - tłumaczy Leszek Balcerowicz. Jeżeli nie sztuka dla sztuki, to albo sztuka rządzenia, albo sztuka wygrywania wyborów.
- Przyspieszenie wyborów, które mogłyby się odbyć jesienią, byłoby dla nas korzystne - przyznaje Andrzej Urbańczyk, poseł SLD. Nic w tym dziwnego, wówczas bowiem lokomotywą wyborczą sojuszu stałby się prezydent Aleksander Kwaśniewski. Niektórzy politycy AWS uważają, że termin jesienny odpowiadałby także Marianowi Krzaklewskiemu, przewodniczącemu AWS. Podwójne wybory zmobilizowałyby i zdyscyplinowały prawicę. - Teraz wszyscy przyglądają się zmaganiom Krzaklewskiego, ale włączyć się do jego kampanii nikt nie ma ochoty - ujawnia jeden z posłów akcji. Gdyby jednak miało dojść do skrócenia kadencji, to najbardziej prawdopodobne wydają się wybory wiosną przyszłego roku. Powód? Mniejszościowy rząd raczej nie zdołałby zyskać poparcia dla projektu budżetu państwa. SLD jeszcze przed kryzysem w koalicji przygotowywał się do tego terminu. - Kampania prezydencka na pewno doprowadziłaby do destrukcji w AWS - tłumaczy Zbigniew Siemiątkowski, poseł sojuszu.
Sprzeczne kalkulacje, sprzeczne wypowiedzi, sprzeczne interesy - w istocie żaden wariant rozwoju sytuacji nie jest przesądzony. "Jeżeli te rezygnacje zostaną przyjęte, oznaczać to będzie de facto decyzję AWS o utworzeniu innego rodzaju rządu mniejszościowego. Jeżeli premier wstrzyma się z przyjęciem owych rezygnacji, wtedy powstanie możliwość sprawdzenia, czy możliwe jest naprawienie koalicji" - stwierdził w poniedziałkowych "Sygnałach dnia" Leszek Balcerowicz. "Powiedział to skrótem, niefortunnie" - wyjaśnił dla PAP Andrzej Potocki. Jeżeli niefortunne skróty zdarzają się nawet Leszkowi Balcerowiczowi, znaczy to, że emocje mogą brać górę nad chłodnymi kalkulacjami.
- Trzeba kontynuować koalicję posierpniową. To nasz święty obowiązek wobec Polski i wobec tego obozu - apeluje tymczasem Marian Krzaklewski, który dość długo zdawał się bagatelizować groźbę rozpadu koalicji. - Polska racja stanu wymaga, aby być odpowiedzialnym za przyszłość Polski, za rozwój sytuacji politycznej, a to związane jest z działalnością koalicji rządzącej AWS-UW - przekonuje Jerzy Buzek. Z pomocą koa-licji przyszło siedemnaście wybitnych osobistości, w tym polscy nobliści: Czesław Miłosz i Wisława Szymborska. "Egoizmu partyjnego ani bezradności nie wybaczą wam wyborcy ani historia" - napisali w liście otwartym do posłów koalicji, a prymas Józef Glemp modlił się "o światło rozumu dla polityków".
Więcej możesz przeczytać w 23/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.