W Polsce ludzie potrafią działać wbrew rozumowi, więc zlepione przez Krzaklewskiego partie gotowe są rozsypać się po to, by na nowo podjąć złudną walkę o indywidualny sukces
1. Bardzo ciekawe wyniki ankiety "Rzeczpospolitej", pierwszej po ogłoszeniu kryzysu rządowego. Mniejszość jest za utrzymaniem status quo, rządu AWS-UW z premierem Jerzym Buzkiem. Większość opowiada się za jakąś zmianą, jedną z tych, które proponuje unia: nowy premier, rząd mniejszościowy bądź najbardziej popularne przedterminowe wybory. Jeśli się wczytać w te wyniki, to jednak w sumie większość (51 proc.) chce też AWS u władzy w jakiejś formie. SLD ma najwięcej głosów, ale jego zwolennicy są w mniejszości. Praktycznie tylko oni chcą wyborów od razu i przejęcia władzy. Nawet jednak wśród wyborców lewicy większość woli jej sojusz na przyszłość - z unią i do unii - niż chłopsko-robotniczy sojusz w przeszłość, to samo z większością głosów na prawicy. Prawie połowa (49 proc.) uważa, że dla Polski najlepsza jest koalicja Unii Wolności. Z kim? Z prawicą albo lewicą. Zabawne, unia jest partią środka, którego prawie nie ma, a dokładniej - liczy paręnaście procent. Tak więc większość chce udziału mniejszościowej partii centrum w rządach polskich. To może dodać głosów unii w prawdziwych wyborach. Cała ta afera ostatecznie wychodzi na korzyść UW. Zdaje sobie z tego sprawę AWS, która widzi, że w prognozach wyborczych spadła blisko pozycji unii, widzi to też SLD, który wolałby mieć do czynienia ze słabszym potencjalnym koalicjantem.
2. Jeśli koalicja ostatecznie upadnie, wina zostanie zrzucona na zużytych w trakcie rządzenia liderów. Tandem Krzaklewski i Buzek wyraźnie nie jest popularny, a w szeregach AWS można znaleźć polityków zdecydowanie bardziej od nich popularnych. Biskup Tadeusz Pieronek widzi jednak winę głębiej, w łonie polskiej prawicy: "Liderzy popełnili błąd. Powinni już na samym początku pożegnać się z ludźmi, którzy byli zarzewiem podziałów. (...) To groźna grupa utopistów, którzy wierzą w jakiś swój nierealny ideał bliski państwa wyznaniowego" ("Gazeta Wyborcza" z 26 maja). Ta grupa stanowi garb prawicy i o nią rozbił się sukces Krzaklewskiego. A on mimo wszystko będzie próbował pozyskać ich głosy w kampanii prezydenckiej. To wszystko musi się źle skończyć.
3. Wydawałoby się na pozór, że SLD stoi przed koniecznością dokonania wyboru. Też ma swój garb. W stronę przeszłości ciągną sentymenty emerytowanego betonu i rozgoryczonych europejską konkurencją chłopów, w drugą - ci, którzy odzyskali się w nowej rzeczywistości i chcą mieć jeszcze lepiej. Partia, teoretycznie pomyślana jako czyściec polskiej demokracji, w którym byli komuniści mają czynnie wyrażać skruchę za grzechy, stała się szybko partią władzy. Nawet jeśli jest w opozycji dziś, to jako władza jutra, a jej liderzy stanowią gabinet cieni. Tyle że pewność tej demokratycznej rotacji SLD zawdzięcza właśnie partii nostalgii, która gotowa jest zawsze na nią oddać głosy. Życiową koniecznością SLD jest więc kluczyć i zapierać się w żywego. Polska Ludowa? Nie mamy się czego wstydzić. Czy wrócić do Polski Ludowej? Broń Boże! Na SLD będzie głosować nostalgiczna mniejszość, która chce powrotu do PRL, ale gdy zapytałem kiedyś w ankiecie samych posłów SLD, czy chcieliby tego, tylko 1 (słownie: jeden) odpowiedział, że gdyby miał wybierać, to wolałby życie w PRL. A przecież nie tylko on jeden był już wtedy w Sejmie. Stąd absurd tych dyskusji prowadzonych przez niezależną inteligencję, czy traktować SLD normalnie. Pewnie, że normalnie. Tyle że to SLD chce być tym, kim jest, niezależnie od tego, co chce "Gazeta Wyborcza" czy "Tygodnik Powszechny". To część ludzi PZPR zadecydowała, że zamiast się przyłączać do tego czy innego obozu postsolidarnościowego, utworzą własną partię - nową partię ludzi dawnej Partii - i ta partia po kolejnych przepoczwarzeniach zaczęła już do siebie przyciągać dawnych ludzi "Solidarności", jak Andrzej Celiński. To nie jest lodówka, nawet jeśli ma niejednego trupa w szafie.
4. A co z AWS? Przetrwa, nie przetrwa? W Polsce ludzie potrafią działać wbrew rozumowi, więc zlepione przez Krzaklewskiego partie gotowe są rozsypać się po to, by na nowo podjąć złudną walkę o indywidualny sukces. Utraciły wiarę w "Solidarność", bo i "Solidarność" po dziesięciu latach transformacji utraciła swą siłę, pośrednicząc między zagrożonym utratą pracy ludem a sprawowanymi w imię dalekosiężnych interesów tego ludu rządami. Zbliża się dwudziesta rocznica Sierpnia 1980 r., którą z pewnością hucznie będzie obchodzić dzisiejsza oligarchia związkowa. Dwadzieścia lat temu wielu z nas pracowało za darmo dla związku. Dla mnie był to zresztą pierwszy związek zawodowy w życiu. Ostatnio dostałem prośbę od macierzystej organizacji o zrzutkę na sztandar związkowy. Nie dam ani grosza, ale jak zobaczę ten sztandar, to poproszę o rekompensatę za pracę społeczną sprzed lat dwudziestu.
- Sztandar wyprowadzić!
5. Politykę polską po dziesięciu latach przekształceń własnościowych i innych trzeba zacząć na nowo. Jednym z elementów powinna być zmiana konstytucji. Obecna, mimo że tak się nią chlubi prezydent Kwaśniewski i Unia Wolności, okazuje się do niczego właśnie w tej części, w której wydawała się realnym osiągnięciem, a mianowicie w maszynerii politycznej. Rządy polskie będą słabe, dopóty jednocześnie premier będzie niezależny od prezydenta, a prezydent niezależny od parlamentu. Najbardziej stanowczy premier może stracić nerwy, gdy do jego decyzji wtrąca się prezydent i publicznie mu przygaduje. Politycy manewrują ordynacją wyborczą, jakby tam było rozwiązanie problemów. Podnoszą progi i dają poprawki tak, że partia mniejszości, jaką jest SLD, będzie dominować w parlamencie i rządzić. Walczą z koalicjami, a przecież gdyby AWS była formalnie jedną partią, to i tak byłaby wewnętrznie podzielona jak dzisiaj. Problemy z rządem koalicyjnym wynikają z tego, że same partie są personalnymi i grupowymi koalicjami do pokonywania formalnych barier stwarzanych przez ordynację. Natury nie da się oszukać, a jaka jest natura polskiej klasy politycznej, każdy widzi.
2. Jeśli koalicja ostatecznie upadnie, wina zostanie zrzucona na zużytych w trakcie rządzenia liderów. Tandem Krzaklewski i Buzek wyraźnie nie jest popularny, a w szeregach AWS można znaleźć polityków zdecydowanie bardziej od nich popularnych. Biskup Tadeusz Pieronek widzi jednak winę głębiej, w łonie polskiej prawicy: "Liderzy popełnili błąd. Powinni już na samym początku pożegnać się z ludźmi, którzy byli zarzewiem podziałów. (...) To groźna grupa utopistów, którzy wierzą w jakiś swój nierealny ideał bliski państwa wyznaniowego" ("Gazeta Wyborcza" z 26 maja). Ta grupa stanowi garb prawicy i o nią rozbił się sukces Krzaklewskiego. A on mimo wszystko będzie próbował pozyskać ich głosy w kampanii prezydenckiej. To wszystko musi się źle skończyć.
3. Wydawałoby się na pozór, że SLD stoi przed koniecznością dokonania wyboru. Też ma swój garb. W stronę przeszłości ciągną sentymenty emerytowanego betonu i rozgoryczonych europejską konkurencją chłopów, w drugą - ci, którzy odzyskali się w nowej rzeczywistości i chcą mieć jeszcze lepiej. Partia, teoretycznie pomyślana jako czyściec polskiej demokracji, w którym byli komuniści mają czynnie wyrażać skruchę za grzechy, stała się szybko partią władzy. Nawet jeśli jest w opozycji dziś, to jako władza jutra, a jej liderzy stanowią gabinet cieni. Tyle że pewność tej demokratycznej rotacji SLD zawdzięcza właśnie partii nostalgii, która gotowa jest zawsze na nią oddać głosy. Życiową koniecznością SLD jest więc kluczyć i zapierać się w żywego. Polska Ludowa? Nie mamy się czego wstydzić. Czy wrócić do Polski Ludowej? Broń Boże! Na SLD będzie głosować nostalgiczna mniejszość, która chce powrotu do PRL, ale gdy zapytałem kiedyś w ankiecie samych posłów SLD, czy chcieliby tego, tylko 1 (słownie: jeden) odpowiedział, że gdyby miał wybierać, to wolałby życie w PRL. A przecież nie tylko on jeden był już wtedy w Sejmie. Stąd absurd tych dyskusji prowadzonych przez niezależną inteligencję, czy traktować SLD normalnie. Pewnie, że normalnie. Tyle że to SLD chce być tym, kim jest, niezależnie od tego, co chce "Gazeta Wyborcza" czy "Tygodnik Powszechny". To część ludzi PZPR zadecydowała, że zamiast się przyłączać do tego czy innego obozu postsolidarnościowego, utworzą własną partię - nową partię ludzi dawnej Partii - i ta partia po kolejnych przepoczwarzeniach zaczęła już do siebie przyciągać dawnych ludzi "Solidarności", jak Andrzej Celiński. To nie jest lodówka, nawet jeśli ma niejednego trupa w szafie.
4. A co z AWS? Przetrwa, nie przetrwa? W Polsce ludzie potrafią działać wbrew rozumowi, więc zlepione przez Krzaklewskiego partie gotowe są rozsypać się po to, by na nowo podjąć złudną walkę o indywidualny sukces. Utraciły wiarę w "Solidarność", bo i "Solidarność" po dziesięciu latach transformacji utraciła swą siłę, pośrednicząc między zagrożonym utratą pracy ludem a sprawowanymi w imię dalekosiężnych interesów tego ludu rządami. Zbliża się dwudziesta rocznica Sierpnia 1980 r., którą z pewnością hucznie będzie obchodzić dzisiejsza oligarchia związkowa. Dwadzieścia lat temu wielu z nas pracowało za darmo dla związku. Dla mnie był to zresztą pierwszy związek zawodowy w życiu. Ostatnio dostałem prośbę od macierzystej organizacji o zrzutkę na sztandar związkowy. Nie dam ani grosza, ale jak zobaczę ten sztandar, to poproszę o rekompensatę za pracę społeczną sprzed lat dwudziestu.
- Sztandar wyprowadzić!
5. Politykę polską po dziesięciu latach przekształceń własnościowych i innych trzeba zacząć na nowo. Jednym z elementów powinna być zmiana konstytucji. Obecna, mimo że tak się nią chlubi prezydent Kwaśniewski i Unia Wolności, okazuje się do niczego właśnie w tej części, w której wydawała się realnym osiągnięciem, a mianowicie w maszynerii politycznej. Rządy polskie będą słabe, dopóty jednocześnie premier będzie niezależny od prezydenta, a prezydent niezależny od parlamentu. Najbardziej stanowczy premier może stracić nerwy, gdy do jego decyzji wtrąca się prezydent i publicznie mu przygaduje. Politycy manewrują ordynacją wyborczą, jakby tam było rozwiązanie problemów. Podnoszą progi i dają poprawki tak, że partia mniejszości, jaką jest SLD, będzie dominować w parlamencie i rządzić. Walczą z koalicjami, a przecież gdyby AWS była formalnie jedną partią, to i tak byłaby wewnętrznie podzielona jak dzisiaj. Problemy z rządem koalicyjnym wynikają z tego, że same partie są personalnymi i grupowymi koalicjami do pokonywania formalnych barier stwarzanych przez ordynację. Natury nie da się oszukać, a jaka jest natura polskiej klasy politycznej, każdy widzi.
Więcej możesz przeczytać w 24/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.