Dlaczego w obronę BIG Banku Gdańskiego tak mocno zaangażował się Urząd Prezydenta RP?
Dlaczego w obronę BIG Banku Gdańskiego tak mocno zaangażował się Urząd Prezydenta RP?W Polsce nie działają jeszcze wszystkie prawa wolnego rynku, czego dowodzi silna ingerencja polityków w sprawę BIG Banku Gdańskiego. - To, co jest normalne w rozwiniętej gospodarce kapitalistycznej, w naszym kraju nadal jest traktowane emocjonalnie, a niekiedy wręcz histerycznie - ocenia prof. Witold Orłowski z Niezależnego Ośrodka Badań Ekonomicznych. Czy zatem Deutsche Bank wycofał się z walki o przejęcie BIG Banku Gdańskiego (za co zapłacił utratą prestiżu i stratami finansowymi) właśnie dlatego, że źle ocenił stan wolności ekonomicznej w Polsce? Że nie spodziewał się tak silnego nacisku politycznego ze strony Urzędu Prezydenta RP?
Na początku ubiegłego roku notowane na giełdzie akcje BIG BG kosztowały trzy, cztery złote. Potem zaczęły drożeć. W pewnym momencie, zapewne wskutek działań portugalskiej grupy Eureko, osiągnęły irracjonalny poziom 20 zł, by wkrótce spaść poniżej 10 zł. To nie jedyne straty polskiego banku. Po ujawnieniu przez DB w styczniu tego roku planów wrogiego przejęcia wielu indywidualnych klientów zaczęło wycofywać swoje oszczędności. Zaczęło się to w Poznaniu, potem gorączka likwidowania lokat objęła niemal całą Polskę zachodnią i północną, ze Szczecinem, Wrocławiem, Zieloną Górą i Gorzowem Wielkopolskim. Wkrótce do klientów indywidualnych dołączyły firmy. BIG BG nie ujawnia strat, jakie poniósł w trakcie ponadmiesięcznego zamieszania.
Trudny do oszacowania jest efekt utraty prestiżu Deutsche Bank. Dlaczego Niemcy tak bardzo chcieli przejąć polską instytucję i dlaczego tak łatwo zrezygnowali z tych planów? DB rozpoczął starania o trwałe wejście na polski rynek już kilkanaście miesięcy temu. Mógł to zapewne uczynić tak jak inny wielki bank (również z Niemiec), który nabył udziały mniejszej polskiej instytucji finansowej, a potem pośrednio, po bardzo niskich kosztach, zyskał wpływ na jednego z naszych gigantów. DB wybrał jednak prostą, choć droższą drogę: postanowił kupić akcje naszego banku na rynku kapitałowym. Już na początku 1999 r. podpisał umowę opcyjną o przejęciu od PZU SA 8,5 proc. akcji BIG BG po cenie o dwa złote wyższej od aktualnego kursu rynkowego. BIG w tym okresie zawarł sojusz strategiczny z grupą Eureko na prywatyzację PZU SA. Bardzo cennym kąskiem w kapitale tego banku był 24-procentowy pakiet akcji własnych, nad którym prezes Bogusław Kott chciał utrzymać kontrolę. Inni akcjonariusze, w tym Niemcy, próbowali w maju 1999 r. przeforsować zapis, aby pakiet ten był objęty normalną kontrolą akcjonariuszy. BIG BG dzięki współpracy z Eureko zdołał zablokować te starania. - Dla Deutsche Bank stało się jasne, że BIG robi wszystko, aby nie ulec kontroli kogokolwiek spoza uprzywilejowanych akcjonariuszy - uważa nasz informator. - Deutsche Bank nie spełniał naszych kryteriów - wyjaśnia Wojciech Kaczorowski z BIG BG. Następstwem tego było rozwiązanie przez Deutsche Bank umów opcyjnych z PZU i wycofanie się na kilka miesięcy ze starań o trwałe wejście na polski rynek. Po wakacjach Niemcy jednak znów zmienili zdanie. Zapewne stało się tak po ich rozmowach w NBP, podczas których uzyskali zgodę na udział w prywatyzacji Banku Współpracy Regionalnej. Przy okazji najprawdopodobniej zapewniono ich, że w zamian za uratowanie BWR dostaną zgodę na przejęcie do 25 proc. akcji BIG BG.
4 listopada 1999 r. Deutsche Bank zaproponował PZU SA powrót do rozmów na temat sprzedaży jego akcji BIG tym razem po 10 zł (na rynku kosztowały 8,5 zł). Z naszych informacji wynika, że prezes Kott, aby zapewnić sobie w przyszłości kontrolę nad bankiem i powstrzymać ekspansję Deutsche Bank, usiłował nakłonić PZU SA do nabycia za 700 mln zł 49 proc. udziałów dwóch mało znanych spółek zależnych BIG-u. Dzięki temu uzyskałyby one prawo głosu na WZA i głosowałyby zgodnie z wolą prezesa.
- Wartość tych udziałów była znacznie przeszacowana - twierdzi nasz informator.
- Zarząd banku stał na stanowisku, aby sprzedać te akcje stałemu inwestorowi strategicznemu. Była to jedynie wstępna propozycja, zaakceptowana przez radę nadzorczą. Cena mogła być negocjowana - wyjaśnia Kaczorowski. PZU SA ostatecznie nie przystał na tę propozycję, co było zapowiedzią konfliktu z BIG.
Ujawnił się on w styczniu 2000 r., kiedy okazało się, że Deutsche Bank wraz z PZU SA dysponuje pakietem akcji dającym mu możliwość zmiany zarządu BIG, a przede wszystkim prezesa Kotta. Przekonaliśmy się jednak, że normalne gdzie indziej procedury ekonomiczne w Polsce są nieskuteczne. Ostatecznie Niemcy wycofali się z walki o BIG BG. Dlaczego tak się stało?
Zaskoczony gwałtowną reakcją polskich środowisk politycznych prezes DB Rolf Breuer natychmiast przyjechał do naszego kraju. Zdaniem jednej z osób towarzyszących Breuerowi, w pałacu prezydenckim przekonywano go, że dla dobra stosunków polsko-niemieckich powinien się wycofać z planów wrogiego przejęcia BIG. Potem skierował się do premiera. Dowiedzieliśmy się, że po dość długim oczekiwaniu na korytarzu przyjął go nie premier, lecz jeden z jego urzędników, który miał mu niewiele do powiedzenia. Do chwili zamknięcia numeru nie uzyskaliśmy komentarza biura prasowego rządu dotyczącego tego zdarzenia. Następnym krokiem Breuera była wizyta w Komisji Papierów Wartościowych i Giełdy, gdzie jeden z przewodniczących miał mu jedynie zaproponować... złożenie wyjaśnień w sprawie nieprawidłowości przejmowania BIG. Po następnej wizycie w Ministerstwie Skarbu Państwa Breuer już nie krył niezadowolenia i rozżalenia. - Odniósł wrażenie, że jest w Polsce persona non grata - mówi jeden z wysokich urzędników bankowych.
Aleksander Kwaśniewski, według naszych informatorów, odbył na ten temat rozmowę telefoniczną z kanclerzem Niemiec Gerhardem Schröderem. Wkrótce Deu-tsche Bank, który miał akurat spore problemy związane z próbą połączenia się z Dresdner Bank, zawiesił starania o BIG BG. Dowiedzieliśmy się, że pozostawiło to w niemieckiej instytucji duży niesmak. W jednej z poufnych informacji znalazły się na przykład sformułowania, że Niemcy są zbulwersowani upolitycznieniem sprawy, która "rozgrywała się w trójkącie koalicja - opozycja - prezydent".
Nie był to koniec zakulisowych starań o przejęcie kontroli nad BIG. Dowiedzieliśmy się, że w marcu portugalskie konsorcjum Banco Comercial Portuques/Eureko skłonne było zbyć swoje akcje w polskim banku na rzecz DB. - Nie było żadnej publicznej informacji na ten temat - stwierdza Kaczorowski. Niemcy deklarowali, że chcą je przejąć i poważnie zaangażować się w rozwój naszego rynku bankowego. Ich zdaniem, takim rozwiązaniem powinien być zainteresowany przede wszystkim nasz kraj, gdyż - jak wynika z jednego z posiadanych przez redakcję dokumentów - "wycofanie się DB będzie potwierdzeniem (bez względu na rzeczywiste powody), że rząd polski jest niechętny inwestycjom niemieckim. Taka opinia będzie bardzo szkodliwa dla Polski".
Deutsche Bank oczekiwał - co potwierdza jeden z dokumentów - że 3 marca odbędzie się telefoniczna rozmowa premiera Buzka z prezesem Breuerem, po której mógłby nastąpić zwrot w biegu wydarzeń. Breuer liczył na szybkie spotkania (w poniedziałek 6 marca) z premierem i ministrem skarbu, podczas których można by rozwiązać niezręczną dla obu stron sytuację. W trakcie ewentualnych rozmów Niemcy mieliby m.in. zaproponować odkupienie akcji BIG BG należących do PZU i BCP. Deklarowali ponadto, że Portugalczycy mogliby dalej pozostać akcjonariuszem BIG, a obie firmy kooperowałyby przy rozwoju banku detalicznego Millennium. Z naszych informacji wynika, że strona polska nie ustosunkowała się do tych propozycji.
Ostatecznie doszło do innego rozwiązania. Deutsche Bank postanowił sprzedać swoje akcje BIG grupie BCP, która stanie się rzeczywistym właścicielem polskiego banku. - Gdyby nie zamieszanie polityczne wokół całej sprawy, można by to uznać za normalne zjawisko ekonomiczne - ocenia Krzysztof Dzierżawski z Centrum im. A. Smitha.
Czy rzeczywiście? - BIG BG jest zbyt mały, aby zawirowania wokół jego prywatyzacji mogły źle wpłynąć na polską gospodarkę. Może to jednak pogorszyć nasz wizerunek w świecie - ocenia prof. Stanisław Gomułka, doradca ministra finansów. - Mam nadzieję, że niemiecki gigant finansowy nie wycofa się z operacji w naszym kraju. Mogłoby to zniechęcić do nas innych inwestorów zagranicznych - uważa były premier Jan Krzysztof Bielecki.
- Obawiam się, że sprawa BIG może utwierdzić obcy kapitał w przekonaniu, iż polscy politycy nadal chętnie mieszają się do ekonomii oraz że naszą gospodarką rządzą irracjonalne reguły, że nie wyzbyliśmy się jeszcze fobii i uprzedzeń - mówi prof. Orłowski. Kilka pytań pozostaje bez odpowiedzi, na przykład dlaczego w sprawę BIG BG zaangażował się Urząd Prezydenta RP oraz dlaczego instytucja finansowa z Portugalii uzyskała tak duże wsparcie i wyjątkową przychylność, także przy prywatyzacji PZU?
Na początku ubiegłego roku notowane na giełdzie akcje BIG BG kosztowały trzy, cztery złote. Potem zaczęły drożeć. W pewnym momencie, zapewne wskutek działań portugalskiej grupy Eureko, osiągnęły irracjonalny poziom 20 zł, by wkrótce spaść poniżej 10 zł. To nie jedyne straty polskiego banku. Po ujawnieniu przez DB w styczniu tego roku planów wrogiego przejęcia wielu indywidualnych klientów zaczęło wycofywać swoje oszczędności. Zaczęło się to w Poznaniu, potem gorączka likwidowania lokat objęła niemal całą Polskę zachodnią i północną, ze Szczecinem, Wrocławiem, Zieloną Górą i Gorzowem Wielkopolskim. Wkrótce do klientów indywidualnych dołączyły firmy. BIG BG nie ujawnia strat, jakie poniósł w trakcie ponadmiesięcznego zamieszania.
Trudny do oszacowania jest efekt utraty prestiżu Deutsche Bank. Dlaczego Niemcy tak bardzo chcieli przejąć polską instytucję i dlaczego tak łatwo zrezygnowali z tych planów? DB rozpoczął starania o trwałe wejście na polski rynek już kilkanaście miesięcy temu. Mógł to zapewne uczynić tak jak inny wielki bank (również z Niemiec), który nabył udziały mniejszej polskiej instytucji finansowej, a potem pośrednio, po bardzo niskich kosztach, zyskał wpływ na jednego z naszych gigantów. DB wybrał jednak prostą, choć droższą drogę: postanowił kupić akcje naszego banku na rynku kapitałowym. Już na początku 1999 r. podpisał umowę opcyjną o przejęciu od PZU SA 8,5 proc. akcji BIG BG po cenie o dwa złote wyższej od aktualnego kursu rynkowego. BIG w tym okresie zawarł sojusz strategiczny z grupą Eureko na prywatyzację PZU SA. Bardzo cennym kąskiem w kapitale tego banku był 24-procentowy pakiet akcji własnych, nad którym prezes Bogusław Kott chciał utrzymać kontrolę. Inni akcjonariusze, w tym Niemcy, próbowali w maju 1999 r. przeforsować zapis, aby pakiet ten był objęty normalną kontrolą akcjonariuszy. BIG BG dzięki współpracy z Eureko zdołał zablokować te starania. - Dla Deutsche Bank stało się jasne, że BIG robi wszystko, aby nie ulec kontroli kogokolwiek spoza uprzywilejowanych akcjonariuszy - uważa nasz informator. - Deutsche Bank nie spełniał naszych kryteriów - wyjaśnia Wojciech Kaczorowski z BIG BG. Następstwem tego było rozwiązanie przez Deutsche Bank umów opcyjnych z PZU i wycofanie się na kilka miesięcy ze starań o trwałe wejście na polski rynek. Po wakacjach Niemcy jednak znów zmienili zdanie. Zapewne stało się tak po ich rozmowach w NBP, podczas których uzyskali zgodę na udział w prywatyzacji Banku Współpracy Regionalnej. Przy okazji najprawdopodobniej zapewniono ich, że w zamian za uratowanie BWR dostaną zgodę na przejęcie do 25 proc. akcji BIG BG.
4 listopada 1999 r. Deutsche Bank zaproponował PZU SA powrót do rozmów na temat sprzedaży jego akcji BIG tym razem po 10 zł (na rynku kosztowały 8,5 zł). Z naszych informacji wynika, że prezes Kott, aby zapewnić sobie w przyszłości kontrolę nad bankiem i powstrzymać ekspansję Deutsche Bank, usiłował nakłonić PZU SA do nabycia za 700 mln zł 49 proc. udziałów dwóch mało znanych spółek zależnych BIG-u. Dzięki temu uzyskałyby one prawo głosu na WZA i głosowałyby zgodnie z wolą prezesa.
- Wartość tych udziałów była znacznie przeszacowana - twierdzi nasz informator.
- Zarząd banku stał na stanowisku, aby sprzedać te akcje stałemu inwestorowi strategicznemu. Była to jedynie wstępna propozycja, zaakceptowana przez radę nadzorczą. Cena mogła być negocjowana - wyjaśnia Kaczorowski. PZU SA ostatecznie nie przystał na tę propozycję, co było zapowiedzią konfliktu z BIG.
Ujawnił się on w styczniu 2000 r., kiedy okazało się, że Deutsche Bank wraz z PZU SA dysponuje pakietem akcji dającym mu możliwość zmiany zarządu BIG, a przede wszystkim prezesa Kotta. Przekonaliśmy się jednak, że normalne gdzie indziej procedury ekonomiczne w Polsce są nieskuteczne. Ostatecznie Niemcy wycofali się z walki o BIG BG. Dlaczego tak się stało?
Zaskoczony gwałtowną reakcją polskich środowisk politycznych prezes DB Rolf Breuer natychmiast przyjechał do naszego kraju. Zdaniem jednej z osób towarzyszących Breuerowi, w pałacu prezydenckim przekonywano go, że dla dobra stosunków polsko-niemieckich powinien się wycofać z planów wrogiego przejęcia BIG. Potem skierował się do premiera. Dowiedzieliśmy się, że po dość długim oczekiwaniu na korytarzu przyjął go nie premier, lecz jeden z jego urzędników, który miał mu niewiele do powiedzenia. Do chwili zamknięcia numeru nie uzyskaliśmy komentarza biura prasowego rządu dotyczącego tego zdarzenia. Następnym krokiem Breuera była wizyta w Komisji Papierów Wartościowych i Giełdy, gdzie jeden z przewodniczących miał mu jedynie zaproponować... złożenie wyjaśnień w sprawie nieprawidłowości przejmowania BIG. Po następnej wizycie w Ministerstwie Skarbu Państwa Breuer już nie krył niezadowolenia i rozżalenia. - Odniósł wrażenie, że jest w Polsce persona non grata - mówi jeden z wysokich urzędników bankowych.
Aleksander Kwaśniewski, według naszych informatorów, odbył na ten temat rozmowę telefoniczną z kanclerzem Niemiec Gerhardem Schröderem. Wkrótce Deu-tsche Bank, który miał akurat spore problemy związane z próbą połączenia się z Dresdner Bank, zawiesił starania o BIG BG. Dowiedzieliśmy się, że pozostawiło to w niemieckiej instytucji duży niesmak. W jednej z poufnych informacji znalazły się na przykład sformułowania, że Niemcy są zbulwersowani upolitycznieniem sprawy, która "rozgrywała się w trójkącie koalicja - opozycja - prezydent".
Nie był to koniec zakulisowych starań o przejęcie kontroli nad BIG. Dowiedzieliśmy się, że w marcu portugalskie konsorcjum Banco Comercial Portuques/Eureko skłonne było zbyć swoje akcje w polskim banku na rzecz DB. - Nie było żadnej publicznej informacji na ten temat - stwierdza Kaczorowski. Niemcy deklarowali, że chcą je przejąć i poważnie zaangażować się w rozwój naszego rynku bankowego. Ich zdaniem, takim rozwiązaniem powinien być zainteresowany przede wszystkim nasz kraj, gdyż - jak wynika z jednego z posiadanych przez redakcję dokumentów - "wycofanie się DB będzie potwierdzeniem (bez względu na rzeczywiste powody), że rząd polski jest niechętny inwestycjom niemieckim. Taka opinia będzie bardzo szkodliwa dla Polski".
Deutsche Bank oczekiwał - co potwierdza jeden z dokumentów - że 3 marca odbędzie się telefoniczna rozmowa premiera Buzka z prezesem Breuerem, po której mógłby nastąpić zwrot w biegu wydarzeń. Breuer liczył na szybkie spotkania (w poniedziałek 6 marca) z premierem i ministrem skarbu, podczas których można by rozwiązać niezręczną dla obu stron sytuację. W trakcie ewentualnych rozmów Niemcy mieliby m.in. zaproponować odkupienie akcji BIG BG należących do PZU i BCP. Deklarowali ponadto, że Portugalczycy mogliby dalej pozostać akcjonariuszem BIG, a obie firmy kooperowałyby przy rozwoju banku detalicznego Millennium. Z naszych informacji wynika, że strona polska nie ustosunkowała się do tych propozycji.
Ostatecznie doszło do innego rozwiązania. Deutsche Bank postanowił sprzedać swoje akcje BIG grupie BCP, która stanie się rzeczywistym właścicielem polskiego banku. - Gdyby nie zamieszanie polityczne wokół całej sprawy, można by to uznać za normalne zjawisko ekonomiczne - ocenia Krzysztof Dzierżawski z Centrum im. A. Smitha.
Czy rzeczywiście? - BIG BG jest zbyt mały, aby zawirowania wokół jego prywatyzacji mogły źle wpłynąć na polską gospodarkę. Może to jednak pogorszyć nasz wizerunek w świecie - ocenia prof. Stanisław Gomułka, doradca ministra finansów. - Mam nadzieję, że niemiecki gigant finansowy nie wycofa się z operacji w naszym kraju. Mogłoby to zniechęcić do nas innych inwestorów zagranicznych - uważa były premier Jan Krzysztof Bielecki.
- Obawiam się, że sprawa BIG może utwierdzić obcy kapitał w przekonaniu, iż polscy politycy nadal chętnie mieszają się do ekonomii oraz że naszą gospodarką rządzą irracjonalne reguły, że nie wyzbyliśmy się jeszcze fobii i uprzedzeń - mówi prof. Orłowski. Kilka pytań pozostaje bez odpowiedzi, na przykład dlaczego w sprawę BIG BG zaangażował się Urząd Prezydenta RP oraz dlaczego instytucja finansowa z Portugalii uzyskała tak duże wsparcie i wyjątkową przychylność, także przy prywatyzacji PZU?
Więcej możesz przeczytać w 24/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.