Jeśli prawica nie pozbędzie się raz na zawsze politycznych piromanów, ludzie przestaną w nią inwestować swoje nadzieje
Mam wrażenie, że jedną z ciekawych cech współczesnej polskiej prawicy jest niezwykła umiejętność wysadzania w powietrze swoich własnych rządów. Zawsze znajduje się bowiem grupka ludzi, którzy za pomocą długotrwałej i misternej akcji niszczą to, co mają, i wszystko trzeba zaczynać od nowa. Jeżeli takie zachowania uznać za prawidłowość, należałoby przyjąć, że rządy prawicy w Polsce nigdy nie będą trwały długo, a głosowanie na ugrupowania prawicowe jest inwestycją ryzykowną i mało opłacalną.
Przed laty w sławnym rządzie Jana Olszewskiego rolę szefa grupy minerskiej odegrał bardzo profesjonalnie Antoni Macierewicz. Przez kilka miesięcy w ukryciu żmudnie konstruowano bombę, która miała porazić wrogów, a gdy wybuchła, wszystko poszło nie tak, jak planowali konstruktorzy. Silny podmuch zmiótł rząd wraz z głównym minerem, który do samego końca trwał na posterunku, trzymając się płotu okalającego jego byłe ministerstwo. Nie sądzę, żeby Antoni Macierewicz planował samozagładę ówczesnego rządu. Myślę, że liczył na coś zupełnie innego, co się nie udało. Co więcej, patrząc obiektywnie, nawet nie mogło się udać, a więc popełniony został jakiś gruby błąd. Powiadają, że saper myli się tylko raz, ale nie odnosi się to do polityki. Jeszcze nie przebrzmiały echa eksplozji rządu Olszewskiego, gdy nasi specjaliści od wybuchów znowu wzięli się do roboty. Wąsaty górnik strzałowy Alojzy Pietrzyk wysadził w powietrze rząd Hanny Suchockiej, w którym zasiadali jego koledzy. Najwyraźniej pobierał nauki w ekipie poprzednich dynamitardów, bo przemawiając w Sejmie, cytował Cycerona jak wykształcony i doświadczony adwokat. Skutkiem dobrej roboty Alojzego Pietrzyka były nowe wybory i czteroletnie rządy koalicji SLD-PSL.
Ciekawe, czy ówcześni minerzy tak właśnie planowali skutki swojej akcji? Trudno ich zaiste o to posądzać, a więc znowu popełnili błąd. W wyborach 1997 r. zwyciężyła AWS, wciągając z sobą do Sejmu wszystkich doświadczonych speców od wysadzania własnych rządów. Nie od rzeczy będzie przypomnieć, że imponujący wynik wyborczy AWS był czymś w rodzaju cudu, który spowodował człowiek wcale nie będący w AWS. To przecież ojciec Rydzyk, poważny specjalista w dziedzinie szokujących efektów, przysporzył akcji miliona głosów ludu maryjnego, co przesądziło o znaczącym zwycięstwie nad SLD. Akcja szybko zapomniała, że nie wygrała dzięki własnej sile, i uznała, że jest mocna. Upłynęły spokojne dwa lata - wynik rekordowy w dziejach polskiej prawicy - i w końcu musiało się zacząć.
Grupka trzeciej już generacji dynamitardów, wspierana przez doświadczonych speców z dawnych lat, rozpoczyna koronkową akcję w warszawskim samorządzie. Wszystko zaplanowane w najdrobniejszych szczegółach. Cierpliwość, kamienny spokój, krok po kroku. Najpierw nie wybieramy prezydenta, ten biegnie do przeciwników i zostaje wybrany ich głosami. No to my dajemy mu popalić! Seria finezyjnych zagrań: jeden z naszych na chorobę, a drugi - jak mawia młodzież - w długą i mogą nam naskoczyć. Na koniec planowana i oczekiwana eksplozja: komisarz w gminie Centrum, a gdy minie huk, wreszcie w Warszawie zapanuje porządek.
I znowu ktoś niedokładnie obliczył niszczącą siłę wybuchu. Tym razem podmuch przewrócił premiera, który osobiście miał zaszczyt nacisnąć guzik, i potężnie zachwiał całą koalicją rządzącą. Ciekawe czy grupa minerska cieszy się i po cichu zaciera rączki. Ale walnęło, sami popatrzcie! I znowu nie wiem, czy istotnie celem akcji był rozpad koalicji i nowe wybory. Wybory, w których ojciec Rydzyk nie da już miliona głosów i które mogą się skończyć rozpadem i zagładą AWS. Czyżby znów kolejny monstrualny błąd? Podziwiam talent i odwagę naszych specjalistów od wybuchów i niszczenia. Jeżeli prawica nie pozbędzie się raz na zawsze politycznych piromanów, ludzie przestaną w nią inwestować swoje nadzieje. Okazuje się, że piroman amator nie jest w stanie przewidzieć elementarnych skutków swojej zabawy. Niech więc sobie ćwiczy z dala od polityki, aby nie powodować niepotrzebnych ofiar.
Przed laty w sławnym rządzie Jana Olszewskiego rolę szefa grupy minerskiej odegrał bardzo profesjonalnie Antoni Macierewicz. Przez kilka miesięcy w ukryciu żmudnie konstruowano bombę, która miała porazić wrogów, a gdy wybuchła, wszystko poszło nie tak, jak planowali konstruktorzy. Silny podmuch zmiótł rząd wraz z głównym minerem, który do samego końca trwał na posterunku, trzymając się płotu okalającego jego byłe ministerstwo. Nie sądzę, żeby Antoni Macierewicz planował samozagładę ówczesnego rządu. Myślę, że liczył na coś zupełnie innego, co się nie udało. Co więcej, patrząc obiektywnie, nawet nie mogło się udać, a więc popełniony został jakiś gruby błąd. Powiadają, że saper myli się tylko raz, ale nie odnosi się to do polityki. Jeszcze nie przebrzmiały echa eksplozji rządu Olszewskiego, gdy nasi specjaliści od wybuchów znowu wzięli się do roboty. Wąsaty górnik strzałowy Alojzy Pietrzyk wysadził w powietrze rząd Hanny Suchockiej, w którym zasiadali jego koledzy. Najwyraźniej pobierał nauki w ekipie poprzednich dynamitardów, bo przemawiając w Sejmie, cytował Cycerona jak wykształcony i doświadczony adwokat. Skutkiem dobrej roboty Alojzego Pietrzyka były nowe wybory i czteroletnie rządy koalicji SLD-PSL.
Ciekawe, czy ówcześni minerzy tak właśnie planowali skutki swojej akcji? Trudno ich zaiste o to posądzać, a więc znowu popełnili błąd. W wyborach 1997 r. zwyciężyła AWS, wciągając z sobą do Sejmu wszystkich doświadczonych speców od wysadzania własnych rządów. Nie od rzeczy będzie przypomnieć, że imponujący wynik wyborczy AWS był czymś w rodzaju cudu, który spowodował człowiek wcale nie będący w AWS. To przecież ojciec Rydzyk, poważny specjalista w dziedzinie szokujących efektów, przysporzył akcji miliona głosów ludu maryjnego, co przesądziło o znaczącym zwycięstwie nad SLD. Akcja szybko zapomniała, że nie wygrała dzięki własnej sile, i uznała, że jest mocna. Upłynęły spokojne dwa lata - wynik rekordowy w dziejach polskiej prawicy - i w końcu musiało się zacząć.
Grupka trzeciej już generacji dynamitardów, wspierana przez doświadczonych speców z dawnych lat, rozpoczyna koronkową akcję w warszawskim samorządzie. Wszystko zaplanowane w najdrobniejszych szczegółach. Cierpliwość, kamienny spokój, krok po kroku. Najpierw nie wybieramy prezydenta, ten biegnie do przeciwników i zostaje wybrany ich głosami. No to my dajemy mu popalić! Seria finezyjnych zagrań: jeden z naszych na chorobę, a drugi - jak mawia młodzież - w długą i mogą nam naskoczyć. Na koniec planowana i oczekiwana eksplozja: komisarz w gminie Centrum, a gdy minie huk, wreszcie w Warszawie zapanuje porządek.
I znowu ktoś niedokładnie obliczył niszczącą siłę wybuchu. Tym razem podmuch przewrócił premiera, który osobiście miał zaszczyt nacisnąć guzik, i potężnie zachwiał całą koalicją rządzącą. Ciekawe czy grupa minerska cieszy się i po cichu zaciera rączki. Ale walnęło, sami popatrzcie! I znowu nie wiem, czy istotnie celem akcji był rozpad koalicji i nowe wybory. Wybory, w których ojciec Rydzyk nie da już miliona głosów i które mogą się skończyć rozpadem i zagładą AWS. Czyżby znów kolejny monstrualny błąd? Podziwiam talent i odwagę naszych specjalistów od wybuchów i niszczenia. Jeżeli prawica nie pozbędzie się raz na zawsze politycznych piromanów, ludzie przestaną w nią inwestować swoje nadzieje. Okazuje się, że piroman amator nie jest w stanie przewidzieć elementarnych skutków swojej zabawy. Niech więc sobie ćwiczy z dala od polityki, aby nie powodować niepotrzebnych ofiar.
Więcej możesz przeczytać w 24/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.