Jest jedna, choć wielu polityków uważa, że jest ich więcej. Co to jest?
To nie jest pytanie z audiotele, lecz poważny problem, który spędza sen z powiek politykom. Jeśli są stonogi, trzecia płeć, jednoręcy bandyci, dlaczego nie może być czterech alternatyw, które w PRL stworzył reżyser Bareja. Otóż nie może, gdyż alternatywa jest jedna: albo odnowiona koalicja, albo wcześniejsze wybory.
Co prawda można by przemyśleć powtórkę z Blitzkriegu w gminie Warszawa Centrum i powołać zamiast premiera komisarza oraz "zarząd komisaryczny", tylko kto i kogo mianowałby na stanowisko komisarza rządu? Komisarz Herman się nie sprawdził, gdyż zbyt szybko podejmował decyzje i został wyklęty przez NSA. To jakaś ironia losu w kraju, w którym przez kilka tygodni, ba, nawet miesięcy, nie trzeba podejmować decyzji i nikt za to nie karze. Koalicja SLD-PSL przez cztery lata nie podejmowała decyzji i co? I nic. Dzisiaj naród ze wzruszeniem wspomina ich pararządy i tęskni za powrotem w czterdziestu procentach. A 40 proc. w Polsce coś znaczy, zwłaszcza na pusty żołądek. Jednym słowem, wyborcy i sądy kochają polityków, którzy podejmują decyzje miesiącami, natomiast kochają do szaleństwa tych, którzy nie podejmują żadnych decyzji i za nic nie odpowiadają. Tylko politycy leniwi mają szanse odnieść sukces w najbliższych wyborach zarówno prezydenckich, jak i parlamentarnych. Politycy są tacy jak reszta społeczeństwa - ani lepsi, ani gorsi. To, co się dzieje na scenie politycznej, jest dokładnym odbiciem sytuacji społecznej, społecznych rozterek, lęków i niepokojów. Dlatego mamy więcej showmanów, o czym pisał Tomasz Wróblewski w ubiegłotygodniowym felietonie "Na stronie", niż polityków, o mężach stanów już nie wspomnę. Prawdę mówiąc, jest to sytuacja normalna, ba, nawet uzasadniona społecznie po dziesięciu latach trudnych reform. Czy jednak zmęczenie społeczeństwa jest wystarczającym argumentem, by wsiadać do autobusu z napisem "Koniec wyścigu"?
Alternatywa jest jedna, co podkreślają zwłaszcza politycy odpowiedzialni za gospodarkę. "Musimy pamiętać, że jesteśmy biednym i zacofanym krajem, który goni rozwiniętą Europę, dlatego istotna będzie decyzja, czy będziemy bardzo ofensywną gospodarką ze stabilnym systemem finansowym, czy pójdziemy wolniejszym kursem zmniejszającym szanse rozwojowe" - stwierdził Mirosław Sekuła, poseł AWS, przewodniczący sejmowej Komisji Finansów Publicznych ("Wojna światów"). Innymi słowy, mamy pozorny wybór, aktywne życie lub życie w poczekalni. A jak wyglądało życie w poczekalni, wiedzą ci, którzy żyli w PRL. Niestety, część posłów AWS, zwłaszcza radioamatorów jednego radia, wsparta przez redystrybutorów z SLD i PSL próbuje zamienić Polskę w największy i najliczniejszy w Europie dom opieki społecznej. Pensja okrojona przez wysokie podatki przypominałaby w takim domu kieszonkowe na drobne wydatki typu kaszanka delikatesowa, a na święta landryny. Utrzymaniem społeczeństwa zajmowałby się kierownik domu opieki społecznej zwany premierem.
Dzisiaj w kraju, w którym jedyną dobrze zorganizowaną strukturą jest przestępczość zorganizowana z doskonale zorganizowaną młodzieżówką ("Nieletni gangsterzy"), wizja dobrze zorganizowanego, dającego poczucie bezpieczeństwa ogólnonarodowego domu opieki społecznej może być kusząca choćby dla 40 proc. społeczeństwa. Jeśli tak zdecydują wyborcy, czekają nas Alternatywy 4 i wtedy nikt nie będzie narzucał społeczeństwu opinii, że jest tylko jedna alternatywa.
Co prawda można by przemyśleć powtórkę z Blitzkriegu w gminie Warszawa Centrum i powołać zamiast premiera komisarza oraz "zarząd komisaryczny", tylko kto i kogo mianowałby na stanowisko komisarza rządu? Komisarz Herman się nie sprawdził, gdyż zbyt szybko podejmował decyzje i został wyklęty przez NSA. To jakaś ironia losu w kraju, w którym przez kilka tygodni, ba, nawet miesięcy, nie trzeba podejmować decyzji i nikt za to nie karze. Koalicja SLD-PSL przez cztery lata nie podejmowała decyzji i co? I nic. Dzisiaj naród ze wzruszeniem wspomina ich pararządy i tęskni za powrotem w czterdziestu procentach. A 40 proc. w Polsce coś znaczy, zwłaszcza na pusty żołądek. Jednym słowem, wyborcy i sądy kochają polityków, którzy podejmują decyzje miesiącami, natomiast kochają do szaleństwa tych, którzy nie podejmują żadnych decyzji i za nic nie odpowiadają. Tylko politycy leniwi mają szanse odnieść sukces w najbliższych wyborach zarówno prezydenckich, jak i parlamentarnych. Politycy są tacy jak reszta społeczeństwa - ani lepsi, ani gorsi. To, co się dzieje na scenie politycznej, jest dokładnym odbiciem sytuacji społecznej, społecznych rozterek, lęków i niepokojów. Dlatego mamy więcej showmanów, o czym pisał Tomasz Wróblewski w ubiegłotygodniowym felietonie "Na stronie", niż polityków, o mężach stanów już nie wspomnę. Prawdę mówiąc, jest to sytuacja normalna, ba, nawet uzasadniona społecznie po dziesięciu latach trudnych reform. Czy jednak zmęczenie społeczeństwa jest wystarczającym argumentem, by wsiadać do autobusu z napisem "Koniec wyścigu"?
Alternatywa jest jedna, co podkreślają zwłaszcza politycy odpowiedzialni za gospodarkę. "Musimy pamiętać, że jesteśmy biednym i zacofanym krajem, który goni rozwiniętą Europę, dlatego istotna będzie decyzja, czy będziemy bardzo ofensywną gospodarką ze stabilnym systemem finansowym, czy pójdziemy wolniejszym kursem zmniejszającym szanse rozwojowe" - stwierdził Mirosław Sekuła, poseł AWS, przewodniczący sejmowej Komisji Finansów Publicznych ("Wojna światów"). Innymi słowy, mamy pozorny wybór, aktywne życie lub życie w poczekalni. A jak wyglądało życie w poczekalni, wiedzą ci, którzy żyli w PRL. Niestety, część posłów AWS, zwłaszcza radioamatorów jednego radia, wsparta przez redystrybutorów z SLD i PSL próbuje zamienić Polskę w największy i najliczniejszy w Europie dom opieki społecznej. Pensja okrojona przez wysokie podatki przypominałaby w takim domu kieszonkowe na drobne wydatki typu kaszanka delikatesowa, a na święta landryny. Utrzymaniem społeczeństwa zajmowałby się kierownik domu opieki społecznej zwany premierem.
Dzisiaj w kraju, w którym jedyną dobrze zorganizowaną strukturą jest przestępczość zorganizowana z doskonale zorganizowaną młodzieżówką ("Nieletni gangsterzy"), wizja dobrze zorganizowanego, dającego poczucie bezpieczeństwa ogólnonarodowego domu opieki społecznej może być kusząca choćby dla 40 proc. społeczeństwa. Jeśli tak zdecydują wyborcy, czekają nas Alternatywy 4 i wtedy nikt nie będzie narzucał społeczeństwu opinii, że jest tylko jedna alternatywa.
Więcej możesz przeczytać w 24/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.