Prawdę ustali sąd. Na razie jednak lwowska prasa i większość mieszkańców miasta są przekonane, że popularny kompozytor Igor Biłozir został zamordowany tylko dlatego, że śpiewał ukraińskie piosenki
W Dzień Zwycięstwa zupełnie przypadkowo w Carskim Kafe znalazły się dwa towarzystwa: Biłozir ze znajomymi i dwudziestokilkuletni ludzie z "dobrych" lwowskich domów. Pierwsi, świętując urodziny przyjaciela, śpiewali ukraińskie piosenki, drudzy pragnęli słuchać rosyjskiego popu, a dokładniej - popularnych piosenek o przemocy. Najpierw była pyskówka, potem przepychanki i szturchańce, ale po chwili wszystko wróciło do normy. Na pozór.
Idącego do domu Biłozira i jego znajomego dziennikarza napadło dwóch uczestników kawiarnianej sprzeczki. Kompozytora zbili do nieprzytomności, w wyniku czego zmarł; dziennikarzowi udało się przeżyć. To on po odzyskaniu przytomności wskazał sprawców. Milicja ponad tydzień ociągała się z ich aresztowaniem, gdyż jeden okazał się oficerem kontrwywiadu ukraińskiej armii i synem zastępcy komendanta milicji we Lwowie, drugi zaś - biznesmenem.
Motywy pobicia czy nawet sprzeczki mogły być inne, ale opinia publiczna zwraca uwagę na język jako źródło
tragicznie zakończonego sporu. Taką wersję przekazali prasie świadkowie - podejrzani nie wypowiadali się, podobnie jak prowadzący śledztwo. Narodowo-Sojalistyczna Partia Ukrainy, której kandydat wystartował we Lwowie w wyborach uzupełniających do Rady Najwyższej, stanęła w obronie ukraińskiego języka i Ukraińców przed rosyjskimi szowinistami. Przypadkowe zabójstwo doskonale wpisuje się - a ściślej rzecz ujmując, jest wpisywane - w scenariusz etnicznych konfliktów. Tak jest i tym razem we Lwowie.
Konflikt między Ukraińcami i Rosjanami rozgrywa się na kilku płaszczyznach. Ostatnio najważniejszy stał się język. Diaspora rosyjska dąży do tego, by rosyjski stał się drugim, po ukraińskim, językiem urzędowym państwa. Władze, wychodząc z założenia, że bez własnej mowy państwo traci prestiż, wspierają jego rozwój nawet metodami administracyjnymi. Często słychać opinię, że ukraiński był przez lata, a nawet wieki tępiony i trzeba mu ułatwić konkurowanie z rosyjskim, bo sam sobie nie da rady. Dla nacjonalistów uznanie rosyjskiego za drugi język brzmi jak herezja. Publicznie dyskutowane są takie projekty, jak cofanie koncesji stacjom nadającym ponad 50 proc. muzyki rosyjskiej, przegląd repertuaru teatrów i wycofywanie "nadmiaru" sztuk wystawianych po rosyjsku, zmniejszenie podatków dla wydawców książek w języku ukraińskim. Takie propozycje, i to wychodzące od rządu, w pierwszej kolejności znajdują oddźwięk w ugrupowaniach skrajnych i zamiast dyskursu wywołują awantury.
Putina i Kuczmę w Sewastopolu, gdzie rosyjska diaspora jest najsilniejsza, witały ostatnio hasła: "Putin! Nie zapominaj, że Krym należy do Rosji", "Putin! Jesteś naszym prezydentem" (w ukraińskim mieście wypisywano je oczywiście po rosyjsku). We Lwowie często pojawiają się napisy na murach: "Ruscy do domu", a po pogrzebie Biłozira z ulicznych straganów zniknęły rosyjskie książki i gazety, bo sprzedawcy boją się napaści nacjonalistycznych bojówek.
Język rosyjski jest związany w zbiorowej pamięci Ukraińców z imperium carskim i sowieckim, kojarzy się z krzywdą. Podobnie jak w Polsce po 1989 r., pojawiają się żądania ograniczenia nauczania go w szkołach podstawowych i średnich. O współczesności nie decyduje jednak tylko znajomość historii. Prezydent Kuczma nauczył się języka ukraińskiego jeszcze podczas swojej pierwszej kadencji. W prezydenckiej akademii kształcącej kadry młodego państwa urzędnicy mają dodatkowe lekcje języka ojczystego oraz zajęcia z pisania dokumentów i podań po ukraińsku. Podobnie szkoleni są milicjanci. Jeszcze do niedawna komunistyczni deputowani ostentacyjnie mówili z parlamentarnej trybuny po rosyjsku. Teraz nawet oni przechodzą na ukraiński.
Urzędnicy mówią po ukraińsku, natomiast ludzie kultury i nauki przeważnie posługują się rosyjskim. Główne ukraińskie gazety ukazują się po rosyjsku lub z ukraińską wersją, natomiast w telewizji nadal częściej słychać rosyjski. Dlatego też traktowanie języka jako wyróżnika wspólnoty narodowej można uznać w gruncie rzeczy za nieporozumienie. "Nietrudno być ukraińskim patriotą mówiącym po rosyjsku" - usłyszałem kiedyś we Lwowie od młodego nacjonalisty z UNA-UNSO. Ale dla biurokratów i ekstremistów nie ma to znaczenia. Dla nich każdy powód do kolejnej awantury jest dobry.
Idącego do domu Biłozira i jego znajomego dziennikarza napadło dwóch uczestników kawiarnianej sprzeczki. Kompozytora zbili do nieprzytomności, w wyniku czego zmarł; dziennikarzowi udało się przeżyć. To on po odzyskaniu przytomności wskazał sprawców. Milicja ponad tydzień ociągała się z ich aresztowaniem, gdyż jeden okazał się oficerem kontrwywiadu ukraińskiej armii i synem zastępcy komendanta milicji we Lwowie, drugi zaś - biznesmenem.
Motywy pobicia czy nawet sprzeczki mogły być inne, ale opinia publiczna zwraca uwagę na język jako źródło
tragicznie zakończonego sporu. Taką wersję przekazali prasie świadkowie - podejrzani nie wypowiadali się, podobnie jak prowadzący śledztwo. Narodowo-Sojalistyczna Partia Ukrainy, której kandydat wystartował we Lwowie w wyborach uzupełniających do Rady Najwyższej, stanęła w obronie ukraińskiego języka i Ukraińców przed rosyjskimi szowinistami. Przypadkowe zabójstwo doskonale wpisuje się - a ściślej rzecz ujmując, jest wpisywane - w scenariusz etnicznych konfliktów. Tak jest i tym razem we Lwowie.
Konflikt między Ukraińcami i Rosjanami rozgrywa się na kilku płaszczyznach. Ostatnio najważniejszy stał się język. Diaspora rosyjska dąży do tego, by rosyjski stał się drugim, po ukraińskim, językiem urzędowym państwa. Władze, wychodząc z założenia, że bez własnej mowy państwo traci prestiż, wspierają jego rozwój nawet metodami administracyjnymi. Często słychać opinię, że ukraiński był przez lata, a nawet wieki tępiony i trzeba mu ułatwić konkurowanie z rosyjskim, bo sam sobie nie da rady. Dla nacjonalistów uznanie rosyjskiego za drugi język brzmi jak herezja. Publicznie dyskutowane są takie projekty, jak cofanie koncesji stacjom nadającym ponad 50 proc. muzyki rosyjskiej, przegląd repertuaru teatrów i wycofywanie "nadmiaru" sztuk wystawianych po rosyjsku, zmniejszenie podatków dla wydawców książek w języku ukraińskim. Takie propozycje, i to wychodzące od rządu, w pierwszej kolejności znajdują oddźwięk w ugrupowaniach skrajnych i zamiast dyskursu wywołują awantury.
Putina i Kuczmę w Sewastopolu, gdzie rosyjska diaspora jest najsilniejsza, witały ostatnio hasła: "Putin! Nie zapominaj, że Krym należy do Rosji", "Putin! Jesteś naszym prezydentem" (w ukraińskim mieście wypisywano je oczywiście po rosyjsku). We Lwowie często pojawiają się napisy na murach: "Ruscy do domu", a po pogrzebie Biłozira z ulicznych straganów zniknęły rosyjskie książki i gazety, bo sprzedawcy boją się napaści nacjonalistycznych bojówek.
Język rosyjski jest związany w zbiorowej pamięci Ukraińców z imperium carskim i sowieckim, kojarzy się z krzywdą. Podobnie jak w Polsce po 1989 r., pojawiają się żądania ograniczenia nauczania go w szkołach podstawowych i średnich. O współczesności nie decyduje jednak tylko znajomość historii. Prezydent Kuczma nauczył się języka ukraińskiego jeszcze podczas swojej pierwszej kadencji. W prezydenckiej akademii kształcącej kadry młodego państwa urzędnicy mają dodatkowe lekcje języka ojczystego oraz zajęcia z pisania dokumentów i podań po ukraińsku. Podobnie szkoleni są milicjanci. Jeszcze do niedawna komunistyczni deputowani ostentacyjnie mówili z parlamentarnej trybuny po rosyjsku. Teraz nawet oni przechodzą na ukraiński.
Urzędnicy mówią po ukraińsku, natomiast ludzie kultury i nauki przeważnie posługują się rosyjskim. Główne ukraińskie gazety ukazują się po rosyjsku lub z ukraińską wersją, natomiast w telewizji nadal częściej słychać rosyjski. Dlatego też traktowanie języka jako wyróżnika wspólnoty narodowej można uznać w gruncie rzeczy za nieporozumienie. "Nietrudno być ukraińskim patriotą mówiącym po rosyjsku" - usłyszałem kiedyś we Lwowie od młodego nacjonalisty z UNA-UNSO. Ale dla biurokratów i ekstremistów nie ma to znaczenia. Dla nich każdy powód do kolejnej awantury jest dobry.
Więcej możesz przeczytać w 24/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.