Inwazja raka

Dodano:   /  Zmieniono: 
W ciągu dziesięciu lat na nowotwór zachoruje 1 100 000 Polaków
 

Co roku o 2 proc. więcej Polaków umiera z powodu nowotworów złośliwych. Gdybyśmy nawet teraz zaczęli realizować najlepszy program walki z plagą raka, to jego znaczące efekty odczujemy za siedem-dziesięć lat. Niestety, na nic takiego się nie zanosi. - Politycy, którzy nie myślą w kategoriach ekonomicznych i długofalowych, skazują na śmierć tysiące ludzi - powiedział prof. Cezary Szczylik z Centralnego Szpitala Klinicznego WAM w Warszawie podczas międzynarodowego kongresu "Nowotwory wyzwaniem XXI wieku", który odbył się w Poznaniu.
W większości cywilizowanych krajów świata 70 proc. nowotworów wykrywa się w pierwszym i drugim stadium rozwoju choroby, a w Polsce - w trzecim i czwartym stadium. Nic więc dziwnego, że prawie trzy czwarte spośród 110 tys. Polaków zapadających rocznie na raka nie ma już szansy na wyleczenie. Rak stał się w naszym kraju za-bójcą nr 1 kobiet i nr 2 mężczyzn (częstszą przyczyną ich śmierci są choroby krążenia). Rzecz jasna, zachorowania na nowotwory są problemem ogólnoświatowym. Według WHO, przez najbliższych 20 lat na raka co roku będzie zapadać 20 mln ludzi. Statystyki alarmują, że co czwarta osoba na świecie zachoruje na jakąś postać nowotworu w ciągu swojego życia. W Polsce sytuacja może być jeszcze gorsza. Dlaczego? Przyczyn jest bez liku: od wciąż złego stanu środowiska naturalnego, przez powszechny nałóg palenia, po fatalne gospodarowanie pieniędzmi i brak wyobraźni decydentów.

Rak nie wyrok
Tymczasem w niektórych krajach udało się zahamować przyrost zachorowań, a w pewnych wypadkach znacząco zmniejszyć ich liczbę. Jak podało pismo "Lancet", w ciągu ostatnich dwudziestu lat dzięki programom profilaktycznym prowadzonym w Wielkiej Brytanii i USA liczba zgonów na raka piersi zmniejszyła się tam o 18-22 proc. Rolę badań profilaktycznych podkreślał też podczas poznańskiego kongresu dr Frank Govern z Narodowego Instytutu Raka. W Stanach Zjednoczonych od 1996 r. liczba zgonów na nowotwory płuc i jelita grubego zmniejszyła się o 2,6 proc. Postęp osiągnięto dzięki zmianie zachowań społecznych, przede wszystkim modzie na niepalenie tytoniu, profilaktyce oraz doskonaleniu metod leczenia. W wielu społeczeństwach wykrycie nowotworu nie jest - jak u nas - prawie równoznaczne z wyrokiem. Nawet późne zdiagnozowanie raka nie zamyka szans na skuteczne leczenie i długie życie. Pomagają w tym coraz lepsze leki.
Na majowym kongresie onkologicznym w Nowym Orleanie głośno było o nowym leku C225, opracowanym w jednej z amerykańskich firm biotechnologicznych. U trzydziestoletniej Shannon Kellum, cierpiącej na raka jelita grubego, po roku od jego usunięcia pojawił się przerzut do wątroby. Zaatakował trzy czwarte miąższu wątroby. Pacjentce stosującej konwencjonalną chemioterapię podawano jednocześnie C225. Po czterech miesiącach guz zmniejszył się o 80 proc. Opracowanie lekarstwa było możliwe dzięki najnowszym odkryciom biologii molekularnej. C225 blokuje dostęp naskórkowego czynnika wzrostu EGF do jego receptora znajdującego się na powierzchni komórek nowotworowych. Dopiero dalsze badania wykażą, czy lek ten jest skuteczny także i u innych chorych. Wiadomo jednak, że będzie drogi i na poddanie się kuracji będą sobie mogli pozwolić tylko nieliczni. Podobnie jest z wieloma innymi skutecznymi lekami. - Jeśli zastosuje się jeden z nowo wprowadzonych na rynek środków na raka piersi, to koszt leczenia pacjentki będzie sięgał 160 tys. zł. Leczenie nowotworów staje się coraz droższe i tak naprawdę tylko wprowadzenie u nas prywatnych ubezpieczeń zdrowotnych może zapewnić na nie środki - twierdzi prof. Szczylik.
Dofinansowania, rozbudowy i doposażenia wymagają niemal wszystkie polskie ośrodki lecznictwa onkologicznego. Dlatego między innymi wiele nowotworów, które są skutecznie leczone w Europie Zachodniej, dla naszych pacjentów niemal oznacza śmierć. Kolarz zawodowy Lance Armstrong w 1996 r. zachorował na raka jądra. Gdy rozpoznano u niego nowotwór, miał już przerzuty do płuc i mózgu. Po usunięciu przerzutów do mózgu został poddany intensywnemu leczeniu, które okazało się bardzo skuteczne. Po trzech latach wystartował w trwającym 21 dni wyścigu Tour de France i wygrał go, choć przed chorobą udało mu się zająć w tym wyścigu jedynie 36. miejsce. Czy lecząc się w Polsce, miałby na to szansę?

Brakuje leków
To właściwie pytanie retoryczne. Brakuje leków i sprzętu medycznego. Tylko w Paryżu jest więcej aparatów do tzw. teleradioterapii niż w całej Polsce. Dziś jedynie 60 proc. potrzebujących może korzystać z tej formy leczenia. - Dysponujemy w kraju 50 urządzeniami do teleradioterapii, a powinno ich być przynajmniej 150. Pacjent czeka w długiej kolejce na napromienienie, a każdy dzień zwłoki przybliża go do grobu - alarmuje prof. Jacek Maciejewski z oddziału Centrum Onkologii w Gliwicach.
- W Ministerstwie Zdrowia mówi się dziś o potrzebie wprowadzenia profilaktycznego programu i przeznacza się na niego 18 mln zł. Tymczasem trzy lata temu resort przekazał 100 mln zł na refundację geriavitu, preparatu multiwitaminowego - mówi prof. Szczylik. - Nikt nie wie, według jakich zasad dzielone są pieniądze na diagnostykę i leczenie nowotworów. Dlaczego na jedne programy przeznacza się mało, a na inne - nieproporcjonalnie dużo pieniędzy. W sytuacji, gdy budżet jest niejawny, bardzo łatwo ukryć niegospodarność - twierdzi prof. Andrzej Mackiewicz z Wielkopolskiego Centrum Onkologii. - Wszystkie wydatki powinny być poprzedzone odpowiednimi badaniami symulacyjnymi uwzględniającymi takie czynniki, jak liczba zachorowań czy skala zagrożenia. Przy braku wyraźnych zasad w rozdzielaniu dotacji można przypuszczać, że rolę odgrywają tu układy koleżeńskie, a nie racjonalna polityka zdrowotna - dodaje prof. Szczylik.
Niezwykle znamienne są perypetie zespołu kierowanego przez prof. Jana Lubińskiego z Pomorskiej Akademii Medycznej. W tamtejszym laboratorium opracowano test, który wykrywa specyficzne dla polskiej populacji mutacje w genie BRCA1 (patrz "Wprost" nr 45/1999). W praktyce pozwala on na uratowanie od śmierci z powodu raka jelita grubego, piersi czy jajnika 2-3 tys. młodych ludzi rocznie. Test pozwala na przykład wykryć predyspozycje do nowotworu jajnika, co kosztuje podatnika 2 tys. zł. Trzeba do tego dodać kolejne 2 tys. zł na profilaktyczne usunięcie jajników. Jeśli zaś kobieta zachoruje, jej leczenie kosztuje 25 tys. zł, a często bywa nieskuteczne. Wydawałoby się więc, że sprawa jest oczywista. Przedstawiony w ministerstwie Program Opieki nad Rodzinami z Genetyczną Predyspozycją do Nowotworów został w grudniu ubiegłego roku zaaprobowany. W maju natomiast prof. Lubiński dowiedział się o jego wstrzymaniu. Nikt w ministerstwie nie chce dać szansy autorom projektu na przedstawienie argumentacji. - Nie mam z kim rozmawiać, czuję się jak w świecie Franza Kafki. Ta sytuacja kosztuje jednak wiele osób życie, a podatników - pieniądze - mówi prof. Lubiński. Warto przy okazji dodać, że w styczniu 2000 r. prof. Lubiński został koordynatorem unijnego programu Rozwój Europejskiej Sieci Rejestrów Nowotworów Dziedzicznych, w którym bierze udział trzynaście zespołów z jedenastu krajów.

Kosy chorych
Podobne problemy jak z ministerstwem polska onkologia ma z kasami chorych. Nie wiadomo, na co przeznaczają środki i jakimi kryteriami się przy tym kierują. - Bzdurą jest wyznaczanie limitów przyjęć pacjentów onkologicznych. W ubiegłym roku ogłosiłem publicznie, że obiecane środki starczą na leczenie 15 tys. pacjentów i wyczerpano je już w lipcu. Czy mieliśmy potem odsyłać ciężko chorych ludzi na nowotwory, aby poczekali z leczeniem, aż otrzymamy pieniądze na rok następny? Oczywiście, leczyliśmy dalej, zwiększając jednak zadłużenie szpitala - mówi prof. Marek Nowacki, dyrektor Centrum Onkologii w Warszawie.
Najszybciej wymierne efekty można by osiągnąć, przeprowadzając tzw. badania skryningowe, pozwalające na wczesne wykrycie raka szyjki macicy. Co roku odnotowuje się u nas ok. 4 tys. nowych zachorowań, większość w bardzo późnym stadium, dlatego prawie 2 tys. chorych umiera. - Kobiety nie powinny umierać z powodu tej choroby; jest ona łatwa do wykrycia podczas prostego badania ginekologicznego, a wczesna diagnoza gwarantuje całkowite wyleczenie - twierdzi prof. Jan Zieliński z Kliniki Nowotworów Kobiecych Narządów Płciowych Centrum Onkologii w Warszawie, prezes Polskiego Towarzystwa Ginekologii Onkologicznej.
W Europie najmniej zachorowań na raka szyjki macicy odnotowuje się między innymi w Finlandii. Jest to właśnie wynik prowadzonych w tym kraju od 1963 r. badań skryningowych. Dzięki nim udało się zmniejszyć liczbę zachorowań na te nowotwory z 15 na 100 tys. kobiet w latach 60. do 2,9 na 100 tys. obecnie. Finkom w wieku 30-60 lat co pięć lat wysyłane są zaproszenia na bezpłatne badania cytologiczne. Zgłasza się ok. 70 proc. kobiet w wieku ok. 30 lat. Wśród czterdziestolatek i starszych odsetek ten wynosi 95-99 proc. W tym roku także u nas rozpoczną się badania skryningowe nowotworów szyjki macicy i jelita grubego. - Na ich przeprowadzenie Ministerstwo Zdrowia przeznaczyło po 4,5 mln zł. W 1999 r., po dziewięciu latach trwania badań skryningowych na warszawskim Ursynowie, u żadnej mieszkanki tej dzielnicy nie stwierdzono już nowotworu tego narządu. Będziemy się starać, by takie badania objęły cały kraj i trwały wiele lat. Potrzeba na to jednak jeszcze znacznie większych środków - twierdzi prof. Marek Nowacki.

Biznesplan życia
- Onkolodzy powinni, wzorem amerykańskim, stworzyć biznesplan programu zahamowania wzrostu liczby zachorowań na nowotwory - przyznaje Maria Spasowska-Grochulska, prezydent Narodowej Koalicji Walki z Rakiem. Jego podstawą winno być jasne wyliczenie; jeżeli Sejm uchwali Narodowy Program Zwalczania Raka, na który trzeba przeznaczyć ok. 800 mln zł, to w ciągu siedmiu-dziesięciu lat znacząco zmniejszy się liczba zachorowań czy zgonów z tego powodu. I tym sposobem oszczędzimy ogromne pieniądze. Wiadomo bowiem, że leczenie nowotworu w zaawansowanym stadium - jak to zwykle dzieje się u nas - wymaga niezwykle kosztownych leków, chemioterapii czy też radioterapii. Gdyby udało się specjalistom przeprowadzić rzetelną i wiarygodną symulację, prawdopodobnie okazałoby się, że wdrożenie Narodowego Programu Zwalczania Raka, którego projekt od dawna leży w Sejmie, po prostu się opłaci. Oczywiście, pod warunkiem powołania specjalnego biura w randze agendy rządowej, sprawującego ścisłą kontrolę nad wydawanymi pieniędzmi. By osiągnąć między innymi ten cel, środowisko powołało podczas poznańskiego kongresu Polską Unię Onkologiczną. Przystąpili do niej również politycy i biznesmeni. Ma to być działająca ponad podziałami politycznymi silna organizacja lobbystyczna. Czas pokaże, na ile ten lobbing, od którego zależy życie setek tysięcy Polaków, okaże się skuteczny.

Więcej możesz przeczytać w 25/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.