Rosja Putina szuka swego miejsca w polityce światowej
Niemcy są naszym najważniejszym part-nerem. Moje dzieci rozmawiają z sobą po niemiecku, w naszym domu niemiecki jest drugim językiem ojczystym - powiedział prezydent Rosji w wywiadzie dla telewizji ARD/ZDF przed przyjazdem do Berlina. Podczas wizyty nad Szprewą były funkcjonariusz KGB w Dreźnie, dziś szef podupadłego mocarstwa atomowego, zaprezentował miłość do Niemiec od drugiego wejrzenia. Podjęta przez niego próba wyjęcia cegły z euroatlantyckiego mostu nie dała wyraźnych rezultatów. Na tym jednak nie koniec zabiegów Putina o nowych sprzymierzeńców dla jego strategicznych celów.
"Amerykańska inicjatywa jest niczym innym jak propozycją spalenia domu dla usmażenia jajecznicy" - tym porównaniem prezydent Rosji skomentował zamiar budowy przez Amerykanów nowego systemu obrony przeciw-rakietowej NMD. Moskwa kategorycznie sprzeciwia się temu planowi, który "zakłóci dotychczasową równowagę wojskową i nakręci nową spiralę zbrojeń". Putin zagroził zerwaniem wszystkich układów rozbrojeniowych, z układem ABM z 1972 r. włącznie. "Rosja nie dyskutuje o statusie mocarstwa, Rosja nim jest" - przypomniał. Gdy nowy prezydent obejmował urząd, opinia komentatorów była zgodna: Rosja wreszcie będzie miała politykę zagraniczną. Jaką? Tego nikt nie potrafił sprecyzować. Wiadomo było tylko, że "bardziej obliczalną". Już sam fakt ratyfikowania przez Dumę układu rozbrojeniowego Start II odebrano na Zachodzie jako powrót Rosji na arenę międzynarodową w zwartym szyku i pod jedną komendą. Putin podjął ofensywę dyplomatyczną, której cele są coraz wyraźniejsze, ale nie wskazują na rewitalizację współdziałania Rosji z Zachodem. Przeciwnie, nowy prezydent, postawił w swym pokerowym rozdaniu na dwie dwójki: Europa kontra Ameryka i Europa kontra Europa.
Gdy w marcu tego roku premier Wielkiej Brytanii Tony Blair poleciał do Petersburga na spotkanie z Putinem, obie strony chciały wykorzystać tę wizytę do własnych celów. Każdy z polityków myślał o czymś innym: Blair o sytuacji w Czeczenii i na Bałkanach oraz o zwalczaniu przestępczości w Rosji, Putin o pozyskaniu Brytyjczyków przeciw planom zbrojeniowym Waszyngtonu. W efekcie próbę zbliżenia Moskwy i Londynu uznano za nieudaną. Równie "owocna" była moskiewska wizyta przewodniczącego Komisji Europejskiej Romano Prodiego w towarzystwie szefa rządu Portugalii (przewodniczącej UE), Antonio Guterresa i koordynatora unijnej polityki zagranicznej Javiera Solany. Po tym miniszczycie spisano długą listę uwag i oczekiwań. Podobne wnioski można było wysnuć po konferencji prasowej Putina z premierem José Marią Aznarem. Prezydent dowartościował gospodarza stwierdzeniem o "wzroście znaczenia Hiszpanii w polityce światowej", po czym poinformowano o zamiarze przeprowadzania corocznych konsultacji i współdziałania w zwalczaniu przemytu narkotyków. Madryt był trzecią stolicą Europy (po Londynie i Rzymie), którą odwiedził prezydent Rosji. Największe oczekiwania wiązał jednak Putin z Berlinem.
Nic dziwnego. Z okresu gorącej przyjaźni między Rosją i Niemcami, zapoczątkowanej "dyplomacją sweterkową" przez Michaiła Gorbaczowa i Helmuta Kohla, zostało niewiele. Gerhard Schröder nie miał ochoty wchodzić z Jelcynem do bani. Uznał, że przyjaźń dwóch krajów nie może się opierać na przyjaźni dwóch mężczyzn. Gdy po raz pierwszy przybył do Moskwy jako szef rządu, od razu wyjaśnił, że nie wziął książeczki czekowej. Dzięki tej postawie szybko zdobył u Rosjan przydomek "Herr Niet". Co prawda później, wykorzystując prezydencję w unii, Niemcy zorganizowali aż dwa szczyty, Niemcy-Rosja i UE-Rosja, lecz jedyne wrażenie, jakie po nich pozostało, to niezadowolenie. Szczyt moskiewski był trzecim z kolei - po spotkaniach w Birmingham i w Wiedniu, które sprowadzały się głównie do podtrzymania dialogu i rosyjskiego kursu odnowy. Ostatnia inscenizacja ocieplenia stosunków z Moskwą odbyła się na ubiegłorocznym szczycie siedmiu potęg gospodarczych świata i Rosji w Kolonii, gdy Rosjan po raz pierwszy oficjalnie uznano za pełnoprawnych członków G-8. Dostawienie krzesła przy stole sytych dla biednego i potrzebującego partnera poprzedziła przepychanka w stolicy Finlandii, gdzie dyskutowano o roli Rosji w Kosowie. Przyjęte w Helsinkach warunki kompromisu (włączenie 3600 rosyjskich żołnierzy do kontyngentu KFOR) były omawiane przez telefon z rosyjską delegacją w Kolonii. Po napinaniu mięśni i po "kozackiej szarży" na lotnisko w PrisŠtinie Moskwa poszła na ustępstwa, które utorowały drogę do pokonania kosowskiego kryzysu.
Sandy Berger, doradca prezydenta USA do spraw bezpieczeństwa, określił kolońskie rozmowy Billa Clintona i Borysa Jelcyna jako "spotkanie odnowy", a tymczasem w Moskwie dziennik "Siewodnia" skomentował, że wspólny plan uzdrowienia sytuacji w Kosowie był "porażką wobec zachodniej polityki kija i marchewki". Późniejszy atak Rosji na Czeczenię i ciągła niedyspozycja głowy państwa praktycznie zamroziły jej stosunki z Zachodem. Dopiero objęcie funkcji prezydenta przez Putina rozbudziło nadzieje na ponowne nawiązanie dialogu; już po ratyfikacji układu Start II przez Dumę prezydent Bill Clinton dopisał Moskwę do programu swej europejskiej podróży. Jego wizyty w Berlinie i stolicy Rosji nie należały jednak do dyplomatycznych fajerwerków. Niemcy utrzymali kurs na politykę niezależną od Waszyngtonu i - podobnie jak Rosjanie - nie poparli budowy systemu antyrakietowego NMD. Bill Clinton dziwi się, że Berlin i Moskwa nie pojmują istoty tego przedsięwzięcia; NMD nie ma charakteru agresywnego, ma być zabezpieczeniem przed atakiem "nieobliczalnych" państw, które nie poddają się kontroli zbrojeń. Rosjanie zarzucili natomiast Amerykanom, że prowadzą autorytarną politykę, forsują zbrojenia i rozszerzenie NATO, a poza tym nie rozumieją przyczyn interwencji zbrojnej w Czeczenii, gdzie przeciwnikiem Moskwy jest "terrorystyczna międzynarodówka o podłożu religijnym". W odpowiedzi Waszyngton wyraził niezadowolenie z przeszło stu milionów dolarów pożyczki udzielonej przez Rosjan Jugosławii, choć Moskwa sama jest biorcą zapomóg, wypomniał jej też eksport broni i technologii wojskowej do Chin, Iranu i innych krajów o "niepewnej polityce zagranicznej".
W tej sytuacji Władimir Putin postawił na Berlin w nadziei, że z jego pomocą osłabi polityczne znaczenie USA. "Teraz Zachód ma dwie twarze - amerykańską i europejską. (...) Dla Rosji Niemcy są interesującym partnerem, a USA atomowym konkurentem" - skomentował spotkanie Putina ze Schröderem rosyjski dziennik "Wremia MN".
Putin przybył do Berlina po dziesięciu latach. Poprzednio był tu w roli szpiega KGB i obrońcy komunizmu. W ubiegłym tygodniu zachęcał niemieckich przemysłowców do prowadzenia interesów w Rosji. Działa tam już 1800 przedstawicielstw firm z RFN, które zaciskając zęby, brną przez korupcję, łapownictwo i zmieniające się przepisy w nadziei na lepsze jutro. W Berlinie podpisano też nowe kontrakty handlowe o wartości 3,5 mld DM. Drażliwą kwestię 60 mld DM długu Moskwy wobec Niemiec pominięto.
Nie tylko jednak sprawy gospodarcze, lecz przede wszystkim polityczne stanowiły temat rozmów w Berlinie. Prezydent Rosji powtarzał przy każdej okazji: "Rozszerzenie NATO na Wschód było kardynalnym błędem". Dowodem ma być "obudzona agresywność niektórych nowicjuszy NATO w stosunku do Rosji". Ewentualne przystąpienie Litwy, Łotwy i Estonii do paktu "będzie miało bardzo poważne konsekwencje w skali kontynentalnej". Putin oczekuje wsparcia Niemiec także przeciw realizacji NMD, oferując w zamian parasol obronny Rosji nad Europą i włączenie unii do programu budowy amerykańsko-rosyjskiego centrum kontroli startu rakiet. Ponadto politycy uzgodnili, że będą utrzymywać bezpośredni kontakt telefoniczny i ustalili termin następnego szczytu rządowego w Petersburgu. Ma się on odbyć w kwietniu 2001 r.
Prezydent Putin powiedział dziennikarzom, że serdeczność, z jaką przyjęto go w Berlinie, "przeszła jego oczekiwania". Kanclerz Schröder określił odkurzoną przyjaźń niemiecko-rosyjską jako "strategiczne partnerstwo". Dotychczas określenie to zarezerwowane było wyłącznie dla USA. W stosunkach Rosji "strategicznych partnerstw" jest więcej. Wcześniej w Moskwie nazwano tak nawiązanie dialogu z Chinami. Wizytę w Pekinie wciśnięto w terminarzu Putina jeszcze przed lipcowym szczytem G-8 na Okinawie. Prezydent odwiedzi też Koreę Północną, notabene prowadzącą próby z balistycznymi rakietami, których części spadają w okolicach Władywostoku. Dr Rafael Bierman, politolog z Centrum Badań Integracji Europejskiej w Bonn, przypomina, że "sukces wyborczy Putina opiera się na pobiciu Czeczenii i wzmocnieniu w Rosji przekonania o jej znaczeniu i sile". W odniesieniu do przyszłości tego kraju widzi "więcej znaków zapytania niż odpowiedzi". Wolfgang Leonhard, ceniony w RFN sowietolog i znawca problematyki rosyjskiej, formułuje swe obawy bardziej bezpośrednio: ograniczanie roli parlamentu, regionalnej samorządności i wolności prasy - te działania nowego prezydenta raczej nie świadczą o umacnianiu demokracji... Dziennik "Die Welt" na marginesie wizyty Putina w Berlinie skonstatował: "Stare rosyjskie porzekadło mówi: 'byłych szpiegów nie ma'".
"Amerykańska inicjatywa jest niczym innym jak propozycją spalenia domu dla usmażenia jajecznicy" - tym porównaniem prezydent Rosji skomentował zamiar budowy przez Amerykanów nowego systemu obrony przeciw-rakietowej NMD. Moskwa kategorycznie sprzeciwia się temu planowi, który "zakłóci dotychczasową równowagę wojskową i nakręci nową spiralę zbrojeń". Putin zagroził zerwaniem wszystkich układów rozbrojeniowych, z układem ABM z 1972 r. włącznie. "Rosja nie dyskutuje o statusie mocarstwa, Rosja nim jest" - przypomniał. Gdy nowy prezydent obejmował urząd, opinia komentatorów była zgodna: Rosja wreszcie będzie miała politykę zagraniczną. Jaką? Tego nikt nie potrafił sprecyzować. Wiadomo było tylko, że "bardziej obliczalną". Już sam fakt ratyfikowania przez Dumę układu rozbrojeniowego Start II odebrano na Zachodzie jako powrót Rosji na arenę międzynarodową w zwartym szyku i pod jedną komendą. Putin podjął ofensywę dyplomatyczną, której cele są coraz wyraźniejsze, ale nie wskazują na rewitalizację współdziałania Rosji z Zachodem. Przeciwnie, nowy prezydent, postawił w swym pokerowym rozdaniu na dwie dwójki: Europa kontra Ameryka i Europa kontra Europa.
Gdy w marcu tego roku premier Wielkiej Brytanii Tony Blair poleciał do Petersburga na spotkanie z Putinem, obie strony chciały wykorzystać tę wizytę do własnych celów. Każdy z polityków myślał o czymś innym: Blair o sytuacji w Czeczenii i na Bałkanach oraz o zwalczaniu przestępczości w Rosji, Putin o pozyskaniu Brytyjczyków przeciw planom zbrojeniowym Waszyngtonu. W efekcie próbę zbliżenia Moskwy i Londynu uznano za nieudaną. Równie "owocna" była moskiewska wizyta przewodniczącego Komisji Europejskiej Romano Prodiego w towarzystwie szefa rządu Portugalii (przewodniczącej UE), Antonio Guterresa i koordynatora unijnej polityki zagranicznej Javiera Solany. Po tym miniszczycie spisano długą listę uwag i oczekiwań. Podobne wnioski można było wysnuć po konferencji prasowej Putina z premierem José Marią Aznarem. Prezydent dowartościował gospodarza stwierdzeniem o "wzroście znaczenia Hiszpanii w polityce światowej", po czym poinformowano o zamiarze przeprowadzania corocznych konsultacji i współdziałania w zwalczaniu przemytu narkotyków. Madryt był trzecią stolicą Europy (po Londynie i Rzymie), którą odwiedził prezydent Rosji. Największe oczekiwania wiązał jednak Putin z Berlinem.
Nic dziwnego. Z okresu gorącej przyjaźni między Rosją i Niemcami, zapoczątkowanej "dyplomacją sweterkową" przez Michaiła Gorbaczowa i Helmuta Kohla, zostało niewiele. Gerhard Schröder nie miał ochoty wchodzić z Jelcynem do bani. Uznał, że przyjaźń dwóch krajów nie może się opierać na przyjaźni dwóch mężczyzn. Gdy po raz pierwszy przybył do Moskwy jako szef rządu, od razu wyjaśnił, że nie wziął książeczki czekowej. Dzięki tej postawie szybko zdobył u Rosjan przydomek "Herr Niet". Co prawda później, wykorzystując prezydencję w unii, Niemcy zorganizowali aż dwa szczyty, Niemcy-Rosja i UE-Rosja, lecz jedyne wrażenie, jakie po nich pozostało, to niezadowolenie. Szczyt moskiewski był trzecim z kolei - po spotkaniach w Birmingham i w Wiedniu, które sprowadzały się głównie do podtrzymania dialogu i rosyjskiego kursu odnowy. Ostatnia inscenizacja ocieplenia stosunków z Moskwą odbyła się na ubiegłorocznym szczycie siedmiu potęg gospodarczych świata i Rosji w Kolonii, gdy Rosjan po raz pierwszy oficjalnie uznano za pełnoprawnych członków G-8. Dostawienie krzesła przy stole sytych dla biednego i potrzebującego partnera poprzedziła przepychanka w stolicy Finlandii, gdzie dyskutowano o roli Rosji w Kosowie. Przyjęte w Helsinkach warunki kompromisu (włączenie 3600 rosyjskich żołnierzy do kontyngentu KFOR) były omawiane przez telefon z rosyjską delegacją w Kolonii. Po napinaniu mięśni i po "kozackiej szarży" na lotnisko w PrisŠtinie Moskwa poszła na ustępstwa, które utorowały drogę do pokonania kosowskiego kryzysu.
Sandy Berger, doradca prezydenta USA do spraw bezpieczeństwa, określił kolońskie rozmowy Billa Clintona i Borysa Jelcyna jako "spotkanie odnowy", a tymczasem w Moskwie dziennik "Siewodnia" skomentował, że wspólny plan uzdrowienia sytuacji w Kosowie był "porażką wobec zachodniej polityki kija i marchewki". Późniejszy atak Rosji na Czeczenię i ciągła niedyspozycja głowy państwa praktycznie zamroziły jej stosunki z Zachodem. Dopiero objęcie funkcji prezydenta przez Putina rozbudziło nadzieje na ponowne nawiązanie dialogu; już po ratyfikacji układu Start II przez Dumę prezydent Bill Clinton dopisał Moskwę do programu swej europejskiej podróży. Jego wizyty w Berlinie i stolicy Rosji nie należały jednak do dyplomatycznych fajerwerków. Niemcy utrzymali kurs na politykę niezależną od Waszyngtonu i - podobnie jak Rosjanie - nie poparli budowy systemu antyrakietowego NMD. Bill Clinton dziwi się, że Berlin i Moskwa nie pojmują istoty tego przedsięwzięcia; NMD nie ma charakteru agresywnego, ma być zabezpieczeniem przed atakiem "nieobliczalnych" państw, które nie poddają się kontroli zbrojeń. Rosjanie zarzucili natomiast Amerykanom, że prowadzą autorytarną politykę, forsują zbrojenia i rozszerzenie NATO, a poza tym nie rozumieją przyczyn interwencji zbrojnej w Czeczenii, gdzie przeciwnikiem Moskwy jest "terrorystyczna międzynarodówka o podłożu religijnym". W odpowiedzi Waszyngton wyraził niezadowolenie z przeszło stu milionów dolarów pożyczki udzielonej przez Rosjan Jugosławii, choć Moskwa sama jest biorcą zapomóg, wypomniał jej też eksport broni i technologii wojskowej do Chin, Iranu i innych krajów o "niepewnej polityce zagranicznej".
W tej sytuacji Władimir Putin postawił na Berlin w nadziei, że z jego pomocą osłabi polityczne znaczenie USA. "Teraz Zachód ma dwie twarze - amerykańską i europejską. (...) Dla Rosji Niemcy są interesującym partnerem, a USA atomowym konkurentem" - skomentował spotkanie Putina ze Schröderem rosyjski dziennik "Wremia MN".
Putin przybył do Berlina po dziesięciu latach. Poprzednio był tu w roli szpiega KGB i obrońcy komunizmu. W ubiegłym tygodniu zachęcał niemieckich przemysłowców do prowadzenia interesów w Rosji. Działa tam już 1800 przedstawicielstw firm z RFN, które zaciskając zęby, brną przez korupcję, łapownictwo i zmieniające się przepisy w nadziei na lepsze jutro. W Berlinie podpisano też nowe kontrakty handlowe o wartości 3,5 mld DM. Drażliwą kwestię 60 mld DM długu Moskwy wobec Niemiec pominięto.
Nie tylko jednak sprawy gospodarcze, lecz przede wszystkim polityczne stanowiły temat rozmów w Berlinie. Prezydent Rosji powtarzał przy każdej okazji: "Rozszerzenie NATO na Wschód było kardynalnym błędem". Dowodem ma być "obudzona agresywność niektórych nowicjuszy NATO w stosunku do Rosji". Ewentualne przystąpienie Litwy, Łotwy i Estonii do paktu "będzie miało bardzo poważne konsekwencje w skali kontynentalnej". Putin oczekuje wsparcia Niemiec także przeciw realizacji NMD, oferując w zamian parasol obronny Rosji nad Europą i włączenie unii do programu budowy amerykańsko-rosyjskiego centrum kontroli startu rakiet. Ponadto politycy uzgodnili, że będą utrzymywać bezpośredni kontakt telefoniczny i ustalili termin następnego szczytu rządowego w Petersburgu. Ma się on odbyć w kwietniu 2001 r.
Prezydent Putin powiedział dziennikarzom, że serdeczność, z jaką przyjęto go w Berlinie, "przeszła jego oczekiwania". Kanclerz Schröder określił odkurzoną przyjaźń niemiecko-rosyjską jako "strategiczne partnerstwo". Dotychczas określenie to zarezerwowane było wyłącznie dla USA. W stosunkach Rosji "strategicznych partnerstw" jest więcej. Wcześniej w Moskwie nazwano tak nawiązanie dialogu z Chinami. Wizytę w Pekinie wciśnięto w terminarzu Putina jeszcze przed lipcowym szczytem G-8 na Okinawie. Prezydent odwiedzi też Koreę Północną, notabene prowadzącą próby z balistycznymi rakietami, których części spadają w okolicach Władywostoku. Dr Rafael Bierman, politolog z Centrum Badań Integracji Europejskiej w Bonn, przypomina, że "sukces wyborczy Putina opiera się na pobiciu Czeczenii i wzmocnieniu w Rosji przekonania o jej znaczeniu i sile". W odniesieniu do przyszłości tego kraju widzi "więcej znaków zapytania niż odpowiedzi". Wolfgang Leonhard, ceniony w RFN sowietolog i znawca problematyki rosyjskiej, formułuje swe obawy bardziej bezpośrednio: ograniczanie roli parlamentu, regionalnej samorządności i wolności prasy - te działania nowego prezydenta raczej nie świadczą o umacnianiu demokracji... Dziennik "Die Welt" na marginesie wizyty Putina w Berlinie skonstatował: "Stare rosyjskie porzekadło mówi: 'byłych szpiegów nie ma'".
Więcej możesz przeczytać w 26/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.