Europejski futbol rozwija się w takim tempie, że ofiarami wyścigu padają sami piłkarze. Na międzynarodowych turniejach rozgrywanych jest coraz więcej meczów, niemal co roku rozrasta się Liga Mistrzów przynosząca europejskiej federacji największe dochody
Zawodnicy walczą w lidze, o puchary kraju, ligi, UEFA. Mimo wysiłków specjalistów organizmy najsłynniejszych graczy nie wytrzymują obciążeń. Zinedine Zidane z drużyny mistrzów świata musiał się poddać operacji usunięcia fragmentu zdruzgotanej kości. Na Euro 2000 w Belgii i Holandii z powodu kontuzji nie mógł zagrać najdroższy piłkarz świata, Christian Vieri, którego Inter kupił za 50 mln USD. Badania wykonane na zgrupowaniu kadry wykazały, że ścięgno piłkarza ucierpiało kilkakrotnie. W domu został też Luis Enrique z Barcelony, kontuzjowany w meczu z Porto. Wyniszczające tempo piłkarskich rozgrywek sprawia, że na turniejach wysokiej rangi często brakuje wielu gwiazd.
Trwa ostra rywalizacja o zawodników i to nie tylko między menedżerami klubów. Przez cały sezon selekcjonerzy drużyn narodowych z niepokojem patrzą na występy swoich wybrańców w lidze, a szefowie zespołów klubowych żądają od narodowych federacji odszkodowań w razie kontuzji piłkarza podczas zgrupowania kadry. Zawodnicy Manchesteru United kręcili nosem, gdy jesienią musieli jechać do Japonii na mecz z Palmeiras o Puchar Interkontynentalny (walka o tytuł najlepszego klubu świata). Obawiano się nie tyle ostrej gry rywali, ile zmęczenia angielskiego zespołu. Trzy dni po zakończeniu meczu w Tokio drużyna musiała rozegrać ligowe spotkanie z Evertonem, a cztery dni później czekał ją trudny pojedynek w Lidze Mistrzów z Valencią.
Futboliści są jak maszyny. Przynoszą dochody, więc zasługują na drogi serwis. Tylko jak dbać o gwiazdy, skoro produkcja idzie pełną parą, a części zamiennych nie ma? Skoro zawodnicy mają osiągać sukcesy w atletycznej i ostrej grze, a jednocześnie nie stracić zdrowia i możliwości zarabiania milionów, muszą o nich dbać sztaby lekarzy, psychologowie, specjaliści od wspomagania, chirurdzy, kardiolodzy, a nawet brokerzy ubezpieczeniowi, gotowi wystawić polisę na życie, na wypadek kontuzji lub utraty możliwości wykonywania zawodu.
Futbol, który na całym świecie uprawia ponad 200 mln osób, nie jest bezpiecznym sportem. Jeden z raportów FIFA dowodzi, że zarówno amatorzy, jak i zawodowcy średnio raz w roku doznają kontuzji wykluczającej ich z gry na kilka dni lub tygodni. Co czwarty piłkarz ma kłopoty z kolanem, co piąty narzeka na ból mięśni, co trzeci uważa, że jest przetrenowany, a aż 64 proc. badanych sportowców po każdym meczu doznaje uszczerbku na zdrowiu. Ten sam raport odpowiada po części na pytanie o przyczyny tego stanu. Połowa ankietowanych wykonuje niebezpieczne wślizgi, nie widzi nic złego w nieustępliwej taktyce faul za faul, zdecydowana większość deklaruje gotowość złamania przepisów, jeśli okaże się to konieczne w celu utrzymania lub poprawienia wyniku. Obliczono, że wyleczenie jednej kontuzji kosztuje średnio 2 tys. franków szwajcarskich (brano tu pod uwagę drobne urazy oraz skomplikowane operacje, których podejmują się specjaliści z najsłynniejszych klinik).
Piłkarze nie wytrzymują tempa rozgrywek, jakie na federacjach i klubach wymuszają sponsorzy i telewizja. Brazylijczyk Ronaldo, jeden z najsłynniejszych i najdroższych futbolistów, od lat występujący w europejskich klubach, podczas finałów mistrzostw świata odczuwał ból kolana, ale grał. Tuż przed meczem finałowym miał problemy z sercem i zasłabł, ale na boisko wyszedł. Po dwóch miesiącach lekarze stwierdzili zapalenie więzadeł w kolanach, po kolejnych dwóch piłkarz doznał groźnej kontuzji podczas meczu z AC Milan. W listopadzie ubiegłego roku, po kolejnym zerwaniu więzadeł w prawym kolanie, operowany był w paryskiej klinice Pitie Salpetiere. Kibice zobaczyli go w kwietniu, ale tylko przez sześć minut. Padł na ziemię przez nikogo nie atakowany. Zawodnikiem ponownie zaopiekował się prof. Gerard Saillant, ale nikt nie wie, czy jeden z najlepszych piłkarzy ostatnich lat wróci na boisko.
Narodowe federacje i kluby, obawiając się utraty drogich pracowników, ubezpieczają ich na wypadek groźnych kontuzji. Do niedawna za kłopoty zdrowotne reprezentanta Niemiec, których następstwem mogło być trwałe kalectwo, właściciel piłkarza otrzymywał odszkodowanie 600 tys. DM. Śmierć zawodnika wyceniona została na 1,5 mln DM. Jeśli piłkarz doznał kontuzji podczas meczu reprezentacji, jego klub za każde spotkanie, w którym sportowiec nie mógł wystąpić, inkasował 15 tys. DM. Przed mistrzostwami Europy w Belgii i Holandii Niemiecki Związek Piłki Nożnej, naciskany przez menedżerów z Bundesligi, którzy nie chcieli dłużej utrzymywać gwiazd niezdolnych do pracy, zdecydował się na wykupienie nowych ubezpieczeń. Okazało się, że zdrowie każdego gracza warte jest 4 mln DM, a całej drużyny wraz z ławką rezerwowych - 88 mln DM.
Niemieccy menedżerowie klubowi postanowili walczyć o swoje już cztery lata temu, kiedy ich reprezentacja zdobywała mistrzostwo Europy w Anglii. Sukces cieszył, ale wielu piłkarzy nie było zdolnych do dalszej gry. Steffen Freund, zawodnik Borussi Dortmund, zerwał więzadła krzyżowe i nie mógł wejść na boisko przez pół roku. Jego klub stracił więc zawodnika i pieniądze (wypłacał rekonwalescentowi pokaźną pensję, a sam otrzymał jedynie 50 tys. DM odszkodowania).
Utrzymywanie drogich piłkarzy i wydawanie milionów dolarów na transfery zmusiło europejskie zespoły do zatrudnienia fachowców odpowiedzialnych za wcześniejsze zbadanie towaru. Menedżerowie nie chcą płacić za gwiazdę, która zamiast na stadion pojedzie do szpitala. Dobrze pamiętają sprawę napastnika Nwankwo Kanu, złotego medalisty z igrzysk w Atlancie. Inter Mediolan kupił Nigeryjczyka od Ajaksu Amsterdam za dwa miliony dolarów, a po późniejszych dokładnych badaniach wykrył u niego wadę serca. Włosi żądali zwrotu pieniędzy, ale nie zgodziła się na to FIFA. Kanu po kosztownej operacji przeprowadzonej w Stanach Zjednoczonych mógł kontynuować karierę, ale od tej pory kluby poddają graczy specjalistycznym kompleksowym badaniom w świetnych klinikach, zanim wydadzą na nich pieniądze.
Trenerzy i menedżerowie wyrywają sobie piłkarzy, którzy od czasu do czasu protestują przeciwko przeładowanym terminarzom rozgrywek. Na trudy sezonu skarżyli się zawodnicy Bordeaux. Johan Micoud przyznał w jednym z wywiadów, że reformy, jakie przeprowadza się w celu zadowolenia sponsorów i telewizji, zmuszają sportowców do stosowania dopingu. Europejscy futboliści coraz częściej będą szukać pomocy w niedozwolonych środkach. Może to być stosunkowo proste, gdyż kontrola antydopingowa w piłce nożnej nie jest tak dopracowana jak w lekkoatletyce czy sportach siłowych, a kary z reguły są niskie, a czasem wręcz symboliczne. Gdy afera dopingowa wybuchła w lidze włoskiej, okazało się, że niemal połowa próbek moczu pobranych do kontroli nie została zbadana. Ujawniono, że laboratoria przeprowadzające analizy pod kątem obecności niedozwolonych środków zajmowały się też metodami ukrycia chemii w organizmach.
Podczas Euro 2000 po każdym meczu kontroli antydopingowej będzie poddanych dwóch losowo wybranych graczy z każdej drużyny. Czy to prawdziwa walka ze sztucznym wspomaganiem organizmu, czy raczej sygnał dla piłkarzy, że mogą zaryzykować? Zawodnicy angielskiej Premier League chętnie sięgają po marihuanę i kokainę, ale nikt nie zamierza wytaczać armat i ścigać graczy szukających sposobów na stres, przetrwanie lub utrzymanie formy. Nie zależy na tym mediom, sponsorom ani drużynom, bo na niedyspozycji i słabej grze piłkarzy tracą wszyscy.
Trwa ostra rywalizacja o zawodników i to nie tylko między menedżerami klubów. Przez cały sezon selekcjonerzy drużyn narodowych z niepokojem patrzą na występy swoich wybrańców w lidze, a szefowie zespołów klubowych żądają od narodowych federacji odszkodowań w razie kontuzji piłkarza podczas zgrupowania kadry. Zawodnicy Manchesteru United kręcili nosem, gdy jesienią musieli jechać do Japonii na mecz z Palmeiras o Puchar Interkontynentalny (walka o tytuł najlepszego klubu świata). Obawiano się nie tyle ostrej gry rywali, ile zmęczenia angielskiego zespołu. Trzy dni po zakończeniu meczu w Tokio drużyna musiała rozegrać ligowe spotkanie z Evertonem, a cztery dni później czekał ją trudny pojedynek w Lidze Mistrzów z Valencią.
Futboliści są jak maszyny. Przynoszą dochody, więc zasługują na drogi serwis. Tylko jak dbać o gwiazdy, skoro produkcja idzie pełną parą, a części zamiennych nie ma? Skoro zawodnicy mają osiągać sukcesy w atletycznej i ostrej grze, a jednocześnie nie stracić zdrowia i możliwości zarabiania milionów, muszą o nich dbać sztaby lekarzy, psychologowie, specjaliści od wspomagania, chirurdzy, kardiolodzy, a nawet brokerzy ubezpieczeniowi, gotowi wystawić polisę na życie, na wypadek kontuzji lub utraty możliwości wykonywania zawodu.
Futbol, który na całym świecie uprawia ponad 200 mln osób, nie jest bezpiecznym sportem. Jeden z raportów FIFA dowodzi, że zarówno amatorzy, jak i zawodowcy średnio raz w roku doznają kontuzji wykluczającej ich z gry na kilka dni lub tygodni. Co czwarty piłkarz ma kłopoty z kolanem, co piąty narzeka na ból mięśni, co trzeci uważa, że jest przetrenowany, a aż 64 proc. badanych sportowców po każdym meczu doznaje uszczerbku na zdrowiu. Ten sam raport odpowiada po części na pytanie o przyczyny tego stanu. Połowa ankietowanych wykonuje niebezpieczne wślizgi, nie widzi nic złego w nieustępliwej taktyce faul za faul, zdecydowana większość deklaruje gotowość złamania przepisów, jeśli okaże się to konieczne w celu utrzymania lub poprawienia wyniku. Obliczono, że wyleczenie jednej kontuzji kosztuje średnio 2 tys. franków szwajcarskich (brano tu pod uwagę drobne urazy oraz skomplikowane operacje, których podejmują się specjaliści z najsłynniejszych klinik).
Piłkarze nie wytrzymują tempa rozgrywek, jakie na federacjach i klubach wymuszają sponsorzy i telewizja. Brazylijczyk Ronaldo, jeden z najsłynniejszych i najdroższych futbolistów, od lat występujący w europejskich klubach, podczas finałów mistrzostw świata odczuwał ból kolana, ale grał. Tuż przed meczem finałowym miał problemy z sercem i zasłabł, ale na boisko wyszedł. Po dwóch miesiącach lekarze stwierdzili zapalenie więzadeł w kolanach, po kolejnych dwóch piłkarz doznał groźnej kontuzji podczas meczu z AC Milan. W listopadzie ubiegłego roku, po kolejnym zerwaniu więzadeł w prawym kolanie, operowany był w paryskiej klinice Pitie Salpetiere. Kibice zobaczyli go w kwietniu, ale tylko przez sześć minut. Padł na ziemię przez nikogo nie atakowany. Zawodnikiem ponownie zaopiekował się prof. Gerard Saillant, ale nikt nie wie, czy jeden z najlepszych piłkarzy ostatnich lat wróci na boisko.
Narodowe federacje i kluby, obawiając się utraty drogich pracowników, ubezpieczają ich na wypadek groźnych kontuzji. Do niedawna za kłopoty zdrowotne reprezentanta Niemiec, których następstwem mogło być trwałe kalectwo, właściciel piłkarza otrzymywał odszkodowanie 600 tys. DM. Śmierć zawodnika wyceniona została na 1,5 mln DM. Jeśli piłkarz doznał kontuzji podczas meczu reprezentacji, jego klub za każde spotkanie, w którym sportowiec nie mógł wystąpić, inkasował 15 tys. DM. Przed mistrzostwami Europy w Belgii i Holandii Niemiecki Związek Piłki Nożnej, naciskany przez menedżerów z Bundesligi, którzy nie chcieli dłużej utrzymywać gwiazd niezdolnych do pracy, zdecydował się na wykupienie nowych ubezpieczeń. Okazało się, że zdrowie każdego gracza warte jest 4 mln DM, a całej drużyny wraz z ławką rezerwowych - 88 mln DM.
Niemieccy menedżerowie klubowi postanowili walczyć o swoje już cztery lata temu, kiedy ich reprezentacja zdobywała mistrzostwo Europy w Anglii. Sukces cieszył, ale wielu piłkarzy nie było zdolnych do dalszej gry. Steffen Freund, zawodnik Borussi Dortmund, zerwał więzadła krzyżowe i nie mógł wejść na boisko przez pół roku. Jego klub stracił więc zawodnika i pieniądze (wypłacał rekonwalescentowi pokaźną pensję, a sam otrzymał jedynie 50 tys. DM odszkodowania).
Utrzymywanie drogich piłkarzy i wydawanie milionów dolarów na transfery zmusiło europejskie zespoły do zatrudnienia fachowców odpowiedzialnych za wcześniejsze zbadanie towaru. Menedżerowie nie chcą płacić za gwiazdę, która zamiast na stadion pojedzie do szpitala. Dobrze pamiętają sprawę napastnika Nwankwo Kanu, złotego medalisty z igrzysk w Atlancie. Inter Mediolan kupił Nigeryjczyka od Ajaksu Amsterdam za dwa miliony dolarów, a po późniejszych dokładnych badaniach wykrył u niego wadę serca. Włosi żądali zwrotu pieniędzy, ale nie zgodziła się na to FIFA. Kanu po kosztownej operacji przeprowadzonej w Stanach Zjednoczonych mógł kontynuować karierę, ale od tej pory kluby poddają graczy specjalistycznym kompleksowym badaniom w świetnych klinikach, zanim wydadzą na nich pieniądze.
Trenerzy i menedżerowie wyrywają sobie piłkarzy, którzy od czasu do czasu protestują przeciwko przeładowanym terminarzom rozgrywek. Na trudy sezonu skarżyli się zawodnicy Bordeaux. Johan Micoud przyznał w jednym z wywiadów, że reformy, jakie przeprowadza się w celu zadowolenia sponsorów i telewizji, zmuszają sportowców do stosowania dopingu. Europejscy futboliści coraz częściej będą szukać pomocy w niedozwolonych środkach. Może to być stosunkowo proste, gdyż kontrola antydopingowa w piłce nożnej nie jest tak dopracowana jak w lekkoatletyce czy sportach siłowych, a kary z reguły są niskie, a czasem wręcz symboliczne. Gdy afera dopingowa wybuchła w lidze włoskiej, okazało się, że niemal połowa próbek moczu pobranych do kontroli nie została zbadana. Ujawniono, że laboratoria przeprowadzające analizy pod kątem obecności niedozwolonych środków zajmowały się też metodami ukrycia chemii w organizmach.
Podczas Euro 2000 po każdym meczu kontroli antydopingowej będzie poddanych dwóch losowo wybranych graczy z każdej drużyny. Czy to prawdziwa walka ze sztucznym wspomaganiem organizmu, czy raczej sygnał dla piłkarzy, że mogą zaryzykować? Zawodnicy angielskiej Premier League chętnie sięgają po marihuanę i kokainę, ale nikt nie zamierza wytaczać armat i ścigać graczy szukających sposobów na stres, przetrwanie lub utrzymanie formy. Nie zależy na tym mediom, sponsorom ani drużynom, bo na niedyspozycji i słabej grze piłkarzy tracą wszyscy.
Więcej możesz przeczytać w 26/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.