Drogi biznesu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jak przyciągnąć zagraniczny kapitał i zatrzymać go jak najdłużej u siebie?
 

Niskie podatki, wydłużony okres zwolnień podatkowych, współuczestnictwo władz centralnych i lokalnych w finansowaniu inwestycji - to tylko niektóre instrumenty pozwalające najpierw pozyskać zagraniczny kapitał, a później zatrzymać go w kraju. Jego obecności na stałe nie można jednak zadekretować. Decydują o tym twarde prawa rynku. Wielu inwestorów postępuje zgodnie z zasadą "produkować należy tam, gdzie jest rynek", więc poszukiwanie nowych lokalizacji i przenoszenie fabryk jest zjawiskiem naturalnym. Z tego powodu szefowie szwedzkiego koncernu Volvo postanowili zlikwidować produkuję autobusów w Wielkiej Brytanii, Niemczech i Finlandii i wybudować fabrykę koło Wrocławia, gdyż w najbliższych latach właśnie w Europie Środkowej będzie największy popyt na autobusy. Nie wiadomo jednak, czy za kilka lat wrocławska fabryka nie zostanie zamknięta, ponieważ większy okaże się na przykład popyt w Rosji.
W ostatnich miesiącach przemysł samochodowy jest najlepszym dowodem na to, że jedynym kryterium funkcjonowania przedsiębiorstw stał się rachunek ekonomiczny. Każda zmiana warunków gospodarowania powoduje, że kapitał zaczyna weryfikować opłacalność działalności w danym kraju. Systematyczne obniżanie ceł na samochody importowane z Unii Europejskiej spowodowało, że szefowie Forda uznali, iż dalszy montaż samochodów tej marki w Płońsku jest nieopłacalny, i przenoszą montownię do Kaliningradu. Okazuje się, że nie tylko w Polsce nie opłaca się utrzymywanie montowni fordów. Podobnie jak Płońsk, z inwestycyjnej mapy koncernu zniknie białoruski Mińsk. Amerykanie zamykają także swoją fabrykę w Dagenham koło Londynu, ponieważ wysokie koszty produkcji w połączeniu ze spadającym popytem sprawiły, że przedsięwzięcie przestało być opłacalne. Podobna kalkulacja spowodowała, że prezesi BMW postanowili wycofać swoje kapitały z fabryki Rovera.
Jak przyciągnąć zagraniczny kapitał i zatrzymać go jak najdłużej u siebie? Irlandczycy od początku zdawali sobie sprawę, że zagraniczne koncerny nie wybiorą wyspy za cel ekspansji, jeżeli ich do tego sami nie przekonają. Jedna z największych kampanii promocyjnych w historii Irlandii skierowana była do amerykańskiego giganta komputerowego IBM. Szefowie koncernu zastanawiali się wówczas nad lokalizacją swojej inwestycji w Europie. Starania irlandzkich emisariuszy przyniosły spodziewany efekt i już w 1983 r. koło Dublina powstał potężny zakład produkujący oprogramowanie komputerowe. Amerykanie byli do tego stopnia zadowoleni z wyboru, że w 1996 r. rozpoczęli rozbudowę fabryki. Znajdą się tam trzy duże zakłady: produkujące oprogramowanie, pamięci komputerowe i serwery.
Jak można się było spodziewać, inni poszli za IBM. Microsoft wybudował w okolicach Dublina swój największy - poza USA - zakład produkcyjny. Aż 40 proc. amerykańskich inwestycji w przemyśle informatycznym w Europie koncentruje się w Irlandii, mimo że ludność wyspy stanowi niespełna 1 proc. europejskiej populacji. Dziś Irlandia jest drugim na świecie producentem oprogramowania komputerowego.
40 proc. oprogramowania komputerowego sprzedawanego w Europie pochodzi z irlandzkich zakładów. 800 firm tego sektora (w tym 640 zagranicznych) zatrudnia 24 tys. pracowników.
Sukcesu na tak dużą skalę nie udałoby się osiągnąć bez wypracowania mądrej polityki proinwestycyjnej. Już na początku lat 80. rząd Irlandii postawił sobie za cel przyciąganie takich inwestycji, które przyczyniłyby się do wzrostu eksportu, byłyby oparte na najnowocześniejszych technologiach, wykorzystywałyby umiejętności irlandzkich fachowców i miejscowe surowce. Ta strategia faworyzowała najbardziej zaawansowane technologie, które niekoniecznie były najbardziej pracochłonne, a więc produkcję oprogramowania komputerowego, farmaceutyków czy biotechnologię. Bezpośrednią zachętą dla zagranicznego kapitału było wprowadzenie dziesięcioprocentowego podatku dochodowego od przedsiębiorstw - jednego z najniższych w Europie.
Podobną taktykę zastosowali Węgrzy. Także tutaj inwestycja w fabrykę twardych dysków w Székesfehérvár w 1995 r. podziałała na inne koncerny jak magnes. W ślady IBM poszło Sony, a ostatnio Nokia. W styczniu fiński koncern otworzył swoją najnowszą zagraniczną fabrykę w miejscowości Komárom w północnej części kraju. Budowa trwała niespełna osiem miesięcy i kosztowała 100 mln USD. Docelowo będzie tam pracować około tysiąca osób. Do budowy i wyposażenia zakładów Nokia przyciągnęła wielu kooperantów z zagranicy, m.in. Sanyo i Perlos, którzy już w trakcie realizacji inwestycji postanowili realizować własne inwestycje na Węgrzech.
Koncern z Finlandii wybrał Węgry po kilkumiesięcznych poszukiwaniach w całej środkowej i wschodniej Europie. Wybór padł na Węgry ze względu na najkorzystniejsze warunki, jakie oferowano zagranicznym inwestorom. Budapeszt dokonał radykalnej zmiany polityki proinwestycyjnej w 1998 r., gdy zaobserwowano zmniejszone zainteresowanie zachodnich firm tym krajem. Dwa lata temu ogłoszono cały pakiet preferencji: m.in. zmniejszono podatek od przedsiębiorstw z 36 proc. do 18 proc., a inwestycje na obszarach zagrożonych bezrobociem mogą uzyskać jeszcze większe ulgi podatkowe, promowana jest także działalność proeksportowa. Ponadto inwestorzy chwalą Węgrów za dobrą infrastrukturę i wysoko wykwalifikowaną siłę roboczą. Na efekty nie trzeba było długo czekać - w 1999 r. wartość inwestycji zagranicznych wzrosła, a 70 proc. przyrostu eksportu generowane jest przez firmy z udziałem kapitału zagranicznego.
Finowie nie ukrywają, że argumentem, który przesądził o wyborze Węgier, był niski podatek od przedsiębiorstw. Poza tym w negocjacjach z Nokią rząd węgierski zaproponował dodatkowe zachęty: zwolnienie z podatku dochodowego na 10 lat, sześcioletnie zwolnienie z podatków lokalnych i specjalne ulgi inwestycyjne. "Fabryka przyszłości" (tak ją nazwano ze względu na bardzo wysoki stopień zaawansowania technologicznego) nie jest pierwszą inwestycją Finów w tym kraju. Na potrzeby koncernu pracuje już na Węgrzech 1600 osób. Część z nich zatrudniona jest w centrum innowacyjnym w Budaörs pod Budapesztem. Jest to jedno z dwóch europejskich laboratoriów poza Finlandią. Inwestowaniem na Węgrzech zainteresowani są inni giganci telekomunikacyjni - Ericsson i Motorola. Prawdopodobnie te same powody zadecydowały także o przeniesieniu z Wielkiej Brytanii na Węgry działu sprzedaży na Europę Południową i Wschodnią.
- Inwestorzy rozglądają się po całym regionie Europy Środkowej i Wschodniej, szukając najkorzystniejszych warunków dla swoich przedsięwzięć - komentuje Weston Stacey, szef Amerykańskiej Izby Przemysłowej w Pradze. - Zachęty, które oferują im rządy poszczególnych państw, bardzo często decydują o wyborze lokalizacji. Utwierdza ich to w przekonaniu, że te kraje są poważnie zainteresowane przyciąganiem kapitału.
Szybko zrozumieli to Czesi. Gdy dwa lata temu okazało się, że przegrywają konkurencję z sąsiadami, rząd ogłosił listę zachęt inwestycyjnych dla zagranicznych firm, na której znalazły się m.in. obniżenie podatku od przedsiębiorstw z 39 proc. do 35 proc., możliwość zwolnienia z podatku dochodowego na pięć lub więcej lat i wiele innych ulg, takich jak nie oprocentowane kredyty za każde nowe miejsce pracy dla obywatela Czech czy preferencyjne kredyty na szkolenia pracowników będących obywatelami Czech. Pakiet został uznany przez Unię Europejską za najbardziej przejrzysty w krajach naszego regionu.
Jest jeszcze za wcześnie, aby ocenić, czy ostatni boom inwestycyjny w Czechach jest efektem realizacji nowej strategii. Jednak jedno jest pewne: w 1999 r. zanotowano kolejny rekord: zagraniczne inwestycje wyniosły 4,88 mld USD - o 110 proc. więcej niż rok wcześniej. Od dwóch lat wartość inwestycji napływających do Czech jest w przeliczeniu na mieszkańca wyższa niż na Węgrzech i w Polsce. Co ciekawe, naszych południowych sąsiadów nie omijają Japończycy. W 1996 r. fabrykę telewizorów otworzyła tam Matsushita (kosztem 60 mln USD). Wybór okazał się trafny i Japończycy zdecydowali się na rozbudowę zakładów.
O wzroście zainteresowania Czechami może również świadczyć ostatnia decyzja holenderskiego koncernu elektronicznego Philips, który postanowił zbudować fabrykę monitorów w miejscowości Hranice. To największa inwestycja typu greenfield w Czechach. System zachęt przyjęty przez rząd umożliwia indywidualne podejście do każdego poważnego inwestora. Dlatego holenderski koncern otrzymał zwolnienie z podatku dochodowego na 10 lat, nie oprocentowane pożyczki z budżetu państwa na utworzenie nowych miejsc pracy (200 tys. koron na osobę), szkolenia pracowników i wspieranie rozwoju technicznego inwestora. Dodatkowo rząd przekazał gminie Hranice dotacje na pokrycie kosztów związanych z wybudowaniem zaplecza technicznego fabryki. Philips od kilku lat przenosi produkcję poza Holandię i rozgląda się za lokalizacjami we wschodniej Europie i Azji. W Singapurze na przykład pracuje już cała dyrekcja działu elektroniki. Przeprowadzki są niezbędne, aby móc obniżyć koszty produkcji i konkurować z producentami z Dalekiego Wschodu. Cor Boonstra, nowy szef Philipsa, dał się poznać jako zwolennik radykalnej redukcji kosztów.
Wzorem Irlandii rządy Węgier i Czech preferują tych inwestorów, którzy przynoszą nie tylko miejsca pracy w nowym zakładzie, lecz także wśród krajowych kooperantów. Volkswagen, który jest największym zagranicznym inwestorem w Czechach, 65 proc. części do produkowanych samochodów zamawia na rynku czeskim. Podobny będzie najprawdopodobniej wpływ firm z branży teleinformatycznej i elektronicznej. Z obserwacji irlandzkiego rynku wyraźnie wynika, że lokalny przemysł bardzo szybko uczy się od firm zagranicznych. W ciągu ostatnich piętnastu lat powstało wiele irlandzkich przedsiębiorstw, z których spora część wykorzystuje lub tworzy najnowocześniejsze technologie. Każdego roku powstaje ok. 70 nowych firm produkujących oprogramowanie komputerowe. Prawie połowa zatrudnionych w tej branży pracuje w firmach irlandzkich.
"Dzięki proinwestycyjnej polityce udało nam się przyciągnąć zagraniczny kapitał do Irlandii, jednak mamy świadomość, że inwestorzy mogą nas opuścić, jeżeli gdzie indziej znajdą korzystniejsze warunki. Musimy więc cały czas korygować naszą politykę, byśmy pozostali konkurencyjni"- mówi Mary Harney, wicepremier irlandzkiego rządu. Także inne kraje europejskie myślą, jak powstrzymać kapitał przed ucieczką za granicę. Głosami koalicji SPD i Zielonych Bundestag uchwalił ustawę o obniżeniu podatków. Ustawa ma wejść w życie 1 stycznia 2001 r. Obniżki podatków mają rozkręcić koniunkturę w gospodarce Niemiec i zachęcić firmy do tworzenia miejsc pracy. Nowa ustawa przewiduje jednorazowe obniżenie podatku od przedsiębiorstw z 40 proc. do 25 proc. oraz stopniowe obniżanie stawek podatku od osób fizycznych. Podatek od przedsiębiorstw z 33 proc. do 30 proc. obniżono już w Wielkiej Brytanii.
Nie ulega wątpliwości, że Polska, Węgry i Czechy przyciągają najwięcej zagranicznego kapitału, ale pozycję lidera można stracić, bowiem konkurencja w Europie Wschodniej i Środkowej jest coraz większa. W tym roku rząd Słowacji przyjął program ulg dla inwestorów zagranicznych. Członkowie słowackiego gabinetu przyznają, że system zachęt dla inwestorów strategicznych wprowadzono dlatego, aby skutecznie rywalizować z Polską, Węgrami i Czechami. W jaki sposób Słowacja zamierza pozyskiwać kapitały? Po pierwsze, obniżono dolną granicę wartości kapitału założycielskiego w spółkach z udziałem zagranicznym. Po drugie, wydłużono z pięciu do dziesięciu lat tzw. wakacje podatkowe. Po trzecie, budżet państwa będzie dotował każde nowe miejsce pracy, przeznaczając na to od 40 tys. do 160 tys. koron (w zależności od regionu i stopnia bezrobocia). Po czwarte, anulowano przepis, zgodnie z którym 60 proc. produkcji przedsiębiorstwa z kapitałem zagranicznym musi być przeznaczone na eksport. Czy wprowadzone zmiany przyniosą oczekiwane efekty? Słowacy nie zdecydowali się wprawdzie na obniżenie podatków, ale zaproponowany system ulg jest bardzo korzystny i dotyczy spraw istotnych dla zagranicznego inwestora.
O tym, że konkurencja w Europie Wschodniej i Środkowej jest coraz większa, dobitnie świadczy przykład Rosji. Wiele wskazuje na to, że zachodnie firmy mogą wkrótce odzyskać zaufanie do tego kraju i zainwestować tam swoje pieniądze. Liberalny program gospodarczy Władimira Putina, nastawiony na szybki wzrost ekonomiczny m.in. poprzez otwarcie na zagraniczny kapitał, spotkał się z pozytywnym przyjęciem w europejskich i amerykańskich kręgach gospodarczych. Kryzys sprzed dwóch lat odstraszył inwestorów i wartość zaangażowanego kapitału spadła z 5,5 mld USD w 1997 r. do 3,3 mld USD w 1998 r.
Rosja jest ogromnym i obiecującym rynkiem, na którym chciałby działać każdy liczący się zachodni koncern. Większość potencjalnych inwestorów prowadzi dopiero wstępne kalkulacje i nie wiadomo jeszcze, jak zareagują oni na rosyjską propozycję wprowadzenia trzynastoprocentowego podatku liniowego. To rewolucyjna propozycja nie tylko na warunki rosyjskie, ale także europejskie. Pozostaje jednak pytanie, czy uda się ją wcielić w życie.
Obniżanie podatków jest jednym z podstawowych narzędzi pozyskiwania kapitału, tworzenia nowych miejsc pracy oraz wzrostu PKB. Przekonuje o tym także najnowszy raport Komisji Europejskiej. "Jeżeli obniżymy kwoty pobieranych podatków o równowartość jednego punktu procentowego PKB, to stworzymy warunki do powstania ok. 1,5 mln nowych miejsc pracy we wszystkich państwach Unii Europejskiej" - przekonują autorzy raportu. Postulują oni obniżanie przede wszystkim podatków od dochodów osobistych. Dzisiaj podatki stanowią 43 proc. produktu krajowego brutto UE, o 14 punktów procentowych więcej niż w USA i o 16 punktów więcej niż w Japonii. Nie ma chyba lepszego argumentu za obniżaniem podatków, które są jednym z głównych kryteriów decydujących o wyborze lokalizacji inwestycji.

Więcej możesz przeczytać w 26/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.