Rozmowa z MACIEJEM PAWLICKIM, dyrektorem programowym polskiego Biura Expo 2000 KIG/PAIZ
Bartłomiej Leśniewski: - Organizatorzy Expo 2000 przyznają, że wystawę obejrzało dotychczas trzykrotnie mniej turystów, niż pierwotnie zakładano.
Maciej Pawlicki: - To dopiero początek. Mam nadzieję, że choć Niemcy źle oszacowali liczbę zwiedzających w pierwszych tygodniach, nie pomylili się w prognozach dotyczących liczby gości w miesiącach letnich. Najwięcej turystów przyjedzie w sierpniu i wrześniu. Dotychczas Expo organizowano w wielkich aglomeracjach albo w regionach atrakcyjnych turystycznie. Odwiedzający planowali urlopy w miejscach, gdzie się odbywały. Hanower to stosunkowo małe miasto, nie historia, nie inne atrakcje, ale właśnie wystawa ma tu przyciągnąć turystów.
- Czy nie ma zbyt dużego kontrastu między, drewnianym polskim pawilonem a ekspozycjami innych państw, w których pełno elektroniki?
- Nie. Pośród drewnianych konstrukcji w pawilonie polskim bardzo widoczne są komputery, telebimy i najnowocześniejsze urządzenia. Chodziło nam o to, by zwiedzającym wizyta u nas kojarzyła się z przyjemnością, z interaktywną rozrywką. I efekty są: goście, którzy nas odwiedzają, zostają dłużej niż w innych pawilonach, a to znaczy, że czują się u nas dobrze. Mamy zatem większe szanse, więcej czasu na to, by przekonać ich do siebie. Zresztą - głosy krytyki na temat wystroju i urządzenia pawilonu słychać z kraju, od Polaków. Z pełnym szacunkiem: ekspozycję przygotowywaliśmy nie z myślą o nich, lecz o gościach zagranicznych. A ci głosują nogami i są zadowoleni.
- Ponieważ na Expo trudno znaleźć wolną ławkę, na której można by usiąść po kilkugodzinnej wędrówce, goście chętnie siadają na ławach ustawionych na "polskim rynku".
- Na terenie Expo jest wiele ławek, a nasze są zajęte, bo stworzyliśmy przyjemne miejsce. To przecież dobry sposób na budzenie sympatii. To, że z eksponowania techniki nie uczyniliśmy, wzorem innych, głównego celu ekspozycji, też ma swój sens i zostało oparte na wynikach przeprowadzonych przez nas badań. Gdybyśmy zapewniali naszych gości, że Polska to supermocarstwo w dziedzinie nowych technologii - mijalibyśmy się z prawdą, i to właśnie wywoływałoby złe wrażenie. Pewne natomiast jest jedno: technika w naszym pawilonie jest i funkcjonuje bez zarzutu. Nam na przykład nie zacięła się winda jak w pawilonie europejskim podczas wizyty prezydenta. Przebojami naszej ekspozycji są natomiast między innymi wirtualna blondynka Klara, słone ściany w mini-Wieliczce i zapach lasu w mini-Puszczy Białowieskiej.
- Większość promocji kierowana jest jednak do dzieci i młodzieży: dla nich są maskotki, gry komputerowe. A przecież to dorośli mogą podejmować korzystne dla Polski decyzje gospodarcze.
- Nie zgadzam się z takim stawianiem sprawy. Nastolatek, któremu spodoba się urządzony przez nas kawałek Polski, być może za kilka lat założy firmę. I dobrze, że będzie postrzegał nas zupełnie inaczej niż jego rodzice, często jeszcze posługujący się stereotypami. Natomiast dla dzisiejszych liderów opinii - biznesmenów, polityków i dziennikarzy - mamy rozbudowaną bazę danych z informacjami o Polsce, prezentacje gospodarcze i Klub Polski. Ci ludzie są dla nas bardzo ważni, ale staramy się do nich trafiać innymi metodami.
- Z powodzeniem?
- Różnym. Cieszę się, że mieliśmy takich gości jak Hans-Dietrich Genscher, kilku ministrów rządu czeskiego z premierem Zemanem na czele czy premierów landów niemieckich. Kanclerz Gerhard Schröder nie uczestniczył w tzw. dniach narodowych organizowanych przez inne państwa. W Dniu Polskim będzie w naszym pawilonie i to kilka godzin, inaugurując wraz z premierem Buzkiem działalność Klubu Polskiego. Na efekt naszych wysiłków mających na celu przyciągnięcie uwagi zachodnich biznesmenów i dziennikarzy przyjdzie nam jeszcze poczekać. Expo 2000 dopiero się zaczęło, potrwa jeszcze 150 dni. I powinno się stać początkiem szeroko rozumianego programu promocji Polski. Adresowanego nie tylko do elit.
Maciej Pawlicki: - To dopiero początek. Mam nadzieję, że choć Niemcy źle oszacowali liczbę zwiedzających w pierwszych tygodniach, nie pomylili się w prognozach dotyczących liczby gości w miesiącach letnich. Najwięcej turystów przyjedzie w sierpniu i wrześniu. Dotychczas Expo organizowano w wielkich aglomeracjach albo w regionach atrakcyjnych turystycznie. Odwiedzający planowali urlopy w miejscach, gdzie się odbywały. Hanower to stosunkowo małe miasto, nie historia, nie inne atrakcje, ale właśnie wystawa ma tu przyciągnąć turystów.
- Czy nie ma zbyt dużego kontrastu między, drewnianym polskim pawilonem a ekspozycjami innych państw, w których pełno elektroniki?
- Nie. Pośród drewnianych konstrukcji w pawilonie polskim bardzo widoczne są komputery, telebimy i najnowocześniejsze urządzenia. Chodziło nam o to, by zwiedzającym wizyta u nas kojarzyła się z przyjemnością, z interaktywną rozrywką. I efekty są: goście, którzy nas odwiedzają, zostają dłużej niż w innych pawilonach, a to znaczy, że czują się u nas dobrze. Mamy zatem większe szanse, więcej czasu na to, by przekonać ich do siebie. Zresztą - głosy krytyki na temat wystroju i urządzenia pawilonu słychać z kraju, od Polaków. Z pełnym szacunkiem: ekspozycję przygotowywaliśmy nie z myślą o nich, lecz o gościach zagranicznych. A ci głosują nogami i są zadowoleni.
- Ponieważ na Expo trudno znaleźć wolną ławkę, na której można by usiąść po kilkugodzinnej wędrówce, goście chętnie siadają na ławach ustawionych na "polskim rynku".
- Na terenie Expo jest wiele ławek, a nasze są zajęte, bo stworzyliśmy przyjemne miejsce. To przecież dobry sposób na budzenie sympatii. To, że z eksponowania techniki nie uczyniliśmy, wzorem innych, głównego celu ekspozycji, też ma swój sens i zostało oparte na wynikach przeprowadzonych przez nas badań. Gdybyśmy zapewniali naszych gości, że Polska to supermocarstwo w dziedzinie nowych technologii - mijalibyśmy się z prawdą, i to właśnie wywoływałoby złe wrażenie. Pewne natomiast jest jedno: technika w naszym pawilonie jest i funkcjonuje bez zarzutu. Nam na przykład nie zacięła się winda jak w pawilonie europejskim podczas wizyty prezydenta. Przebojami naszej ekspozycji są natomiast między innymi wirtualna blondynka Klara, słone ściany w mini-Wieliczce i zapach lasu w mini-Puszczy Białowieskiej.
- Większość promocji kierowana jest jednak do dzieci i młodzieży: dla nich są maskotki, gry komputerowe. A przecież to dorośli mogą podejmować korzystne dla Polski decyzje gospodarcze.
- Nie zgadzam się z takim stawianiem sprawy. Nastolatek, któremu spodoba się urządzony przez nas kawałek Polski, być może za kilka lat założy firmę. I dobrze, że będzie postrzegał nas zupełnie inaczej niż jego rodzice, często jeszcze posługujący się stereotypami. Natomiast dla dzisiejszych liderów opinii - biznesmenów, polityków i dziennikarzy - mamy rozbudowaną bazę danych z informacjami o Polsce, prezentacje gospodarcze i Klub Polski. Ci ludzie są dla nas bardzo ważni, ale staramy się do nich trafiać innymi metodami.
- Z powodzeniem?
- Różnym. Cieszę się, że mieliśmy takich gości jak Hans-Dietrich Genscher, kilku ministrów rządu czeskiego z premierem Zemanem na czele czy premierów landów niemieckich. Kanclerz Gerhard Schröder nie uczestniczył w tzw. dniach narodowych organizowanych przez inne państwa. W Dniu Polskim będzie w naszym pawilonie i to kilka godzin, inaugurując wraz z premierem Buzkiem działalność Klubu Polskiego. Na efekt naszych wysiłków mających na celu przyciągnięcie uwagi zachodnich biznesmenów i dziennikarzy przyjdzie nam jeszcze poczekać. Expo 2000 dopiero się zaczęło, potrwa jeszcze 150 dni. I powinno się stać początkiem szeroko rozumianego programu promocji Polski. Adresowanego nie tylko do elit.
Więcej możesz przeczytać w 26/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.