Wpływy z nielegalnego handlu dzikimi zwierzętami sięgają pięciu miliardów dolarów rocznie
Handel narkotykami to niewątpliwie najbardziej dochodowy proceder. Ale już na drugim miejscu, nawet przed nielegalnym handlem bronią, znajduje się handel dzikimi zwierzętami. Z danych Interpolu wynika, że co roku przynosi na świecie 5 mld USD wpływów.
Spiralę obrotów nakręca też Polska. Główny Urząd Ceł przyznaje, że jesteśmy ważnym ogniwem w skomplikowanym łańcuchu przerzutu dzikich zwierząt na Zachód. Celnicy w Białymstoku znaleźli w walizce żywego pytona tygrysiego, w Rzepinie wykryli próbę przemytu martwego krokodyla nilowego, a w Poznaniu skonfiskowali kilkadziesiąt par butów z ozdobami wykonanymi ze skóry pytona skalnego. - Największy przemyt zwierząt notujemy na wschodniej granicy. Ale coraz więcej sygnałów dostajemy też od naszych niemieckich kolegów - mówi Krystyna Urbańska z GUC.
- Zdarzają się próby przemytu w nietypowym kierunku, z zachodu na wschód, tak jak niedawna akcja przerzutowa z Austrii do Moskwy - mówi Jarosław Wojewoda, koordynator Urzędu Celnego w Białej Podlaskiej. Wśród zatrzymanych okazów był między innymi żywy osioł nubijski, uchatki, koczkodany, spreparowane lamparty, antylopy szablonogie, zebry, serwal, cyzeta afrykańska, a nawet stoliki ze szklanym blatem podpartym nogami hipopotama. Celnicy konfiskują też kły mamucie, skóry niedźwiedzie, wypchane ptaki chronione, żywe warany. Znajdowanie w bagażnikach wyrobów z kości słoniowej - popielniczek, figurek, a nawet całych ciosów - to już prawie codzienność. Nielegalny handel kością słoniową trwa nadal, nie tylko w Polsce, mimo obowiązującego międzynarodowego embarga.
Popularne wśród przemytników są popielnicznki z żółwich skorup czy poroża. Masowo przewozi się papugi i węże egzotyczne. - Pamiętam próbę przeszmuglowania żywego pytona. Po słowach celnika, że wąż zostanie zatrzymany, przemytnik najpierw chciał płaza zabić, ale po chwili namysłu rzucił: "Bierzcie go sobie", i otworzył drzwi przyczepy - wspomina Jarosław Wojewoda. - Zwierzę miało ponad cztery metry długości. Celnikowi na jego widok ścierpła skóra.
Z danych GUC wynika, że tylko w 1999 r. służby celne zatrzymały ok. 550 okazów, w tym 305 żywych. W zeszłym roku i przed dwoma laty - ponad 650 (ok. 360 żywych). - Skala zjawiska będzie rosła, bo ceny zwierząt i wykonywanych z nich produktów będą coraz większe - ocenia Krystyna Urbańska. - Ze snobistycznych powodów ludzie chcą mieć małpkę w domu albo żółwie w ogródku. Im rzadszy okaz, tym bardziej pożądany, tym wyższa jego cena. Dzikie zwierzęta trafiają z reguły w ręce kolekcjonerów, gdzie niewłaściwie przetrzymywane, szybko giną - mówi Janusz Kobel, prezes Pracowni na rzecz Wszystkich Istot. - Rodzice kupują na giełdach zoologicznych legwana czy węża swym pociechom, ale nie mają żadnej wiedzy, jak się nimi opiekować. To horror dla tych zwierząt. Dobrze, gdy w stanie skrajnego wyczerpania zostaną oddane do zoo - dodaje Piotr Jaworski, prezes Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.
Najnowsza kampania World Wide Fund for Nature (WWF) - najbardziej prestiżowej organizacji ekologicznej - prowadzona wspólnie z National Geographic Channel (polskim koordynatorem przedsięwzięcia jest tygodnik "Wprost"), pokazuje skalę zjawiska. Na skutek bezmyślnej eksploatacji przyrody każdego dnia znika z powierzchni planety jeden gatunek. Człowiek, wycinając lasy, pozbawił zwierzęta ich naturalnego środowiska. Plagą jest masowe kłusownictwo i polowania. Indonezja uśmierca rekiny, w Chile organizuje się polowania na lwy morskie. Kryzys przeżywa fauna afrykańska. W Ameryce Północnej bizony od wieków padały łupem Indian, ale to nie zagrażało ich populacji, dopiero polowania prowadzone przez Europejczyków od 1860 r. zupełnie je wyniszczyły. Kolejne wydania światowej listy zwierząt wymarłych bądź zagrożonych wyginięciem są coraz dłuższe. Nie ma już na świecie miejsca, w którym w naturalnej niszy zwierzęta byłyby bezpieczne.
Niedźwiedź grizzly, albatros, wilk, wielbłąd dwugarbny, jaguar, borsuk, niepylak apollo... tych zwierząt nie zobaczą już nasze dzieci na wolności. Na całkowitą zagładę najbardziej narażone są ptaki oraz wielkie ssaki: słoń, orangutan, goryl, jaguar, wilk. Michel Barnier, były francuski minister środowiska, w "Atlasie wielkich zagrożeń" wśród gatunków najbardziej zagrożonych zagładą wymienia goryle, antylopy adaks i koziorożce nubijskie. W niebezpieczeństwie są zwierzęta na wszystkich kontynentach. W Australii znikła już jedna trzecia gatunków kangurów żyjących tam jeszcze w 1900 r.
Niedźwiedź stał się dziś - ostrzegają raporty Humane Society - dostarczycielem woreczków żółciowych (płaci się za nie od 100 do 2 tys. USD), które wykorzystywane są w leczeniu chorób wątroby i jelit. Węże zamieniane są w proszek rzekomo zapobiegający starzeniu się.
- To bzdura. Nie znam żadnego środka farmakologicznego wykonanego z chronionych dzikich zwierząt, którego skuteczność byłaby naukowo potwierdzona. Wprawdzie pierwotne plemiona wierzyły, że jeśli ktoś zje serce wroga, to będzie równie odważny. Ale u narodów cywilizowanych takie podejście przeraża - komentuje dr Józef Meszaros z Zakładu Farmakologii Akademii Medycznej w Warszawie.
Pięć z siedmiu współczesnych gatunków niedźwiedzi nie dożyje końca XXI w. Każdego roku wybijanych jest kilkadziesiąt milionów rekinów - stały się żywymi fabrykami tranu, preparatów hormonalnych, oleju, a nawet papieru ściernego (do jego produkcji w Nowej Zelandii używa się skór tych ryb). Z ich płetw w restauracjach Hongkongu przyrządza się potrawy. Ambra, wydzielana przez jelita kaszalota, używana jest wciąż w przemyśle perfumeryjnym. Wielorybie mięso jest cenione na rynkach wielu państw, mimo że spośród jedenastu gatunków aż sześć jest na wymarciu. Mięso tych ssaków, odławianych rzekomo w zbożnych celach, trafia do kuchni. Podobnie jak mięso żółwi. Według raportów TRAFFIC - programu kontroli handlu dziką przyrodą - w Wietnamie sprzedaje się co roku ponad 240 ton żółwi. Z Phnom Penh w Kambodży codziennie eksportuje się 2-4 tony żółwi. Restauracje Bangkoku, nastawione na europejskich turystów, serwują już następną specjalność kuchni: małpi móżdżek.
Międzynarodowe konwencje pozostają na papierze. W Europie panuje ekologiczna schizofrenia. Przeciętny Europejczyk jest przeciw wybijaniu zwierząt, opowiada się za karaniem kłusowników i przemytników. Jednocześnie Stary Kontynent jest dziś największym nielegalnym rynkiem zbytu dzikich zwierząt - podaje WWF. Rządy europejskich państw, które podpisały konwencję o międzynarodowym handlu dzikimi zwierzętami i roślinami gatunków zagrożonych wyginięciem, egzekwują prawo z bardzo różnym skutkiem. - Najlepiej ilustrują przykłady Niemiec i Francji. Wprawdzie w obu krajach handel produktami z tygrysów czy piżmaków jest nielegalny, niemiecki rząd traktuje jednak sprawę o wiele poważniej niż francuski. Stosuje instrumenty ograniczające skalę zjawiska, a i Niemcy częściej zastanawiają się, skąd pochodzi kupowany produkt i jakich składników użyto do jego produkcji - twierdzi Stuart Chapman z WWF, szef programu ds. zwalczania handlu dzikimi zwierzętami.
Efekt? - Najwięcej punktów sprzedaży, które oferują produkty z zabitych przez kłusowników zwierząt chronionych znajduje się we Francji - stwierdzają eksperci WWF. Można je kupić w 86 proc. sklepów skontrolowanych przez przedstawicieli tej organizacji. Kolejne lokaty w niechlubnym rankingu zajmują Holandia (61proc.) i Wielka Brytania (52 proc.). Na ostatnim miejscu plasują się Niemcy (48 proc.) - czytamy w najnowszym raporcie WWF. Z powierzchni planety bezpowrotnie znikają kolejne gatunki tygrysów. Tygrysów południowochińskich przeżyło ledwie 20, najwięcej - bengalskich (niespełna 3 tys.). - Liczba tych zwierząt na świecie spadła w ciągu ostatnich stu lat prawie o 95 proc. Dziś żyje ich tylko 5-7,5 tys., większość w parkach narodowych. W ciągu ostatnich 50 lat wyginęły trzy spośród ośmiu gatunków tych drapieżników: z Bali, Jawy i rejonu Morza Kaspijskiego - wylicza Chapman. Handlową wartość mają ich skóra (cena dochodzi do kilku tysięcy dolarów), kości (sproszkowane, używane w tzw. chińskiej medycynie; płaci się 200 USD za kilogram). Europejczycy poszukują też produktów otrzymywanych z piżmaków, dzików, leopardów, fok, antylop, niedźwiedzi, koników morskich - stwierdza raport WWF.
Po nas choćby potop? - Tak, jeśli nie zintensyfikujemy akcji edukacyjnych i reklamowych, które uświadomią, że nabywanie wyrobów z tych zwierząt nakręca spiralę wybijania kolejnych gatunków. Wszyscy powinni zrozumieć, że kupujący dzikie zwierzęta lub otrzymywane z nich wyroby łamią prawo - konkluduje Chapman.
Spiralę obrotów nakręca też Polska. Główny Urząd Ceł przyznaje, że jesteśmy ważnym ogniwem w skomplikowanym łańcuchu przerzutu dzikich zwierząt na Zachód. Celnicy w Białymstoku znaleźli w walizce żywego pytona tygrysiego, w Rzepinie wykryli próbę przemytu martwego krokodyla nilowego, a w Poznaniu skonfiskowali kilkadziesiąt par butów z ozdobami wykonanymi ze skóry pytona skalnego. - Największy przemyt zwierząt notujemy na wschodniej granicy. Ale coraz więcej sygnałów dostajemy też od naszych niemieckich kolegów - mówi Krystyna Urbańska z GUC.
- Zdarzają się próby przemytu w nietypowym kierunku, z zachodu na wschód, tak jak niedawna akcja przerzutowa z Austrii do Moskwy - mówi Jarosław Wojewoda, koordynator Urzędu Celnego w Białej Podlaskiej. Wśród zatrzymanych okazów był między innymi żywy osioł nubijski, uchatki, koczkodany, spreparowane lamparty, antylopy szablonogie, zebry, serwal, cyzeta afrykańska, a nawet stoliki ze szklanym blatem podpartym nogami hipopotama. Celnicy konfiskują też kły mamucie, skóry niedźwiedzie, wypchane ptaki chronione, żywe warany. Znajdowanie w bagażnikach wyrobów z kości słoniowej - popielniczek, figurek, a nawet całych ciosów - to już prawie codzienność. Nielegalny handel kością słoniową trwa nadal, nie tylko w Polsce, mimo obowiązującego międzynarodowego embarga.
Popularne wśród przemytników są popielnicznki z żółwich skorup czy poroża. Masowo przewozi się papugi i węże egzotyczne. - Pamiętam próbę przeszmuglowania żywego pytona. Po słowach celnika, że wąż zostanie zatrzymany, przemytnik najpierw chciał płaza zabić, ale po chwili namysłu rzucił: "Bierzcie go sobie", i otworzył drzwi przyczepy - wspomina Jarosław Wojewoda. - Zwierzę miało ponad cztery metry długości. Celnikowi na jego widok ścierpła skóra.
Z danych GUC wynika, że tylko w 1999 r. służby celne zatrzymały ok. 550 okazów, w tym 305 żywych. W zeszłym roku i przed dwoma laty - ponad 650 (ok. 360 żywych). - Skala zjawiska będzie rosła, bo ceny zwierząt i wykonywanych z nich produktów będą coraz większe - ocenia Krystyna Urbańska. - Ze snobistycznych powodów ludzie chcą mieć małpkę w domu albo żółwie w ogródku. Im rzadszy okaz, tym bardziej pożądany, tym wyższa jego cena. Dzikie zwierzęta trafiają z reguły w ręce kolekcjonerów, gdzie niewłaściwie przetrzymywane, szybko giną - mówi Janusz Kobel, prezes Pracowni na rzecz Wszystkich Istot. - Rodzice kupują na giełdach zoologicznych legwana czy węża swym pociechom, ale nie mają żadnej wiedzy, jak się nimi opiekować. To horror dla tych zwierząt. Dobrze, gdy w stanie skrajnego wyczerpania zostaną oddane do zoo - dodaje Piotr Jaworski, prezes Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.
Najnowsza kampania World Wide Fund for Nature (WWF) - najbardziej prestiżowej organizacji ekologicznej - prowadzona wspólnie z National Geographic Channel (polskim koordynatorem przedsięwzięcia jest tygodnik "Wprost"), pokazuje skalę zjawiska. Na skutek bezmyślnej eksploatacji przyrody każdego dnia znika z powierzchni planety jeden gatunek. Człowiek, wycinając lasy, pozbawił zwierzęta ich naturalnego środowiska. Plagą jest masowe kłusownictwo i polowania. Indonezja uśmierca rekiny, w Chile organizuje się polowania na lwy morskie. Kryzys przeżywa fauna afrykańska. W Ameryce Północnej bizony od wieków padały łupem Indian, ale to nie zagrażało ich populacji, dopiero polowania prowadzone przez Europejczyków od 1860 r. zupełnie je wyniszczyły. Kolejne wydania światowej listy zwierząt wymarłych bądź zagrożonych wyginięciem są coraz dłuższe. Nie ma już na świecie miejsca, w którym w naturalnej niszy zwierzęta byłyby bezpieczne.
Niedźwiedź grizzly, albatros, wilk, wielbłąd dwugarbny, jaguar, borsuk, niepylak apollo... tych zwierząt nie zobaczą już nasze dzieci na wolności. Na całkowitą zagładę najbardziej narażone są ptaki oraz wielkie ssaki: słoń, orangutan, goryl, jaguar, wilk. Michel Barnier, były francuski minister środowiska, w "Atlasie wielkich zagrożeń" wśród gatunków najbardziej zagrożonych zagładą wymienia goryle, antylopy adaks i koziorożce nubijskie. W niebezpieczeństwie są zwierzęta na wszystkich kontynentach. W Australii znikła już jedna trzecia gatunków kangurów żyjących tam jeszcze w 1900 r.
Niedźwiedź stał się dziś - ostrzegają raporty Humane Society - dostarczycielem woreczków żółciowych (płaci się za nie od 100 do 2 tys. USD), które wykorzystywane są w leczeniu chorób wątroby i jelit. Węże zamieniane są w proszek rzekomo zapobiegający starzeniu się.
- To bzdura. Nie znam żadnego środka farmakologicznego wykonanego z chronionych dzikich zwierząt, którego skuteczność byłaby naukowo potwierdzona. Wprawdzie pierwotne plemiona wierzyły, że jeśli ktoś zje serce wroga, to będzie równie odważny. Ale u narodów cywilizowanych takie podejście przeraża - komentuje dr Józef Meszaros z Zakładu Farmakologii Akademii Medycznej w Warszawie.
Pięć z siedmiu współczesnych gatunków niedźwiedzi nie dożyje końca XXI w. Każdego roku wybijanych jest kilkadziesiąt milionów rekinów - stały się żywymi fabrykami tranu, preparatów hormonalnych, oleju, a nawet papieru ściernego (do jego produkcji w Nowej Zelandii używa się skór tych ryb). Z ich płetw w restauracjach Hongkongu przyrządza się potrawy. Ambra, wydzielana przez jelita kaszalota, używana jest wciąż w przemyśle perfumeryjnym. Wielorybie mięso jest cenione na rynkach wielu państw, mimo że spośród jedenastu gatunków aż sześć jest na wymarciu. Mięso tych ssaków, odławianych rzekomo w zbożnych celach, trafia do kuchni. Podobnie jak mięso żółwi. Według raportów TRAFFIC - programu kontroli handlu dziką przyrodą - w Wietnamie sprzedaje się co roku ponad 240 ton żółwi. Z Phnom Penh w Kambodży codziennie eksportuje się 2-4 tony żółwi. Restauracje Bangkoku, nastawione na europejskich turystów, serwują już następną specjalność kuchni: małpi móżdżek.
Międzynarodowe konwencje pozostają na papierze. W Europie panuje ekologiczna schizofrenia. Przeciętny Europejczyk jest przeciw wybijaniu zwierząt, opowiada się za karaniem kłusowników i przemytników. Jednocześnie Stary Kontynent jest dziś największym nielegalnym rynkiem zbytu dzikich zwierząt - podaje WWF. Rządy europejskich państw, które podpisały konwencję o międzynarodowym handlu dzikimi zwierzętami i roślinami gatunków zagrożonych wyginięciem, egzekwują prawo z bardzo różnym skutkiem. - Najlepiej ilustrują przykłady Niemiec i Francji. Wprawdzie w obu krajach handel produktami z tygrysów czy piżmaków jest nielegalny, niemiecki rząd traktuje jednak sprawę o wiele poważniej niż francuski. Stosuje instrumenty ograniczające skalę zjawiska, a i Niemcy częściej zastanawiają się, skąd pochodzi kupowany produkt i jakich składników użyto do jego produkcji - twierdzi Stuart Chapman z WWF, szef programu ds. zwalczania handlu dzikimi zwierzętami.
Efekt? - Najwięcej punktów sprzedaży, które oferują produkty z zabitych przez kłusowników zwierząt chronionych znajduje się we Francji - stwierdzają eksperci WWF. Można je kupić w 86 proc. sklepów skontrolowanych przez przedstawicieli tej organizacji. Kolejne lokaty w niechlubnym rankingu zajmują Holandia (61proc.) i Wielka Brytania (52 proc.). Na ostatnim miejscu plasują się Niemcy (48 proc.) - czytamy w najnowszym raporcie WWF. Z powierzchni planety bezpowrotnie znikają kolejne gatunki tygrysów. Tygrysów południowochińskich przeżyło ledwie 20, najwięcej - bengalskich (niespełna 3 tys.). - Liczba tych zwierząt na świecie spadła w ciągu ostatnich stu lat prawie o 95 proc. Dziś żyje ich tylko 5-7,5 tys., większość w parkach narodowych. W ciągu ostatnich 50 lat wyginęły trzy spośród ośmiu gatunków tych drapieżników: z Bali, Jawy i rejonu Morza Kaspijskiego - wylicza Chapman. Handlową wartość mają ich skóra (cena dochodzi do kilku tysięcy dolarów), kości (sproszkowane, używane w tzw. chińskiej medycynie; płaci się 200 USD za kilogram). Europejczycy poszukują też produktów otrzymywanych z piżmaków, dzików, leopardów, fok, antylop, niedźwiedzi, koników morskich - stwierdza raport WWF.
Po nas choćby potop? - Tak, jeśli nie zintensyfikujemy akcji edukacyjnych i reklamowych, które uświadomią, że nabywanie wyrobów z tych zwierząt nakręca spiralę wybijania kolejnych gatunków. Wszyscy powinni zrozumieć, że kupujący dzikie zwierzęta lub otrzymywane z nich wyroby łamią prawo - konkluduje Chapman.
Więcej możesz przeczytać w 28/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.