Już 1 stycznia roku 2002 każdy z nas powinien mieć możliwość wypisania się z regionalnej kasy chorych i przeniesienia swoich pieniędzy do kasy prywatnej
Zapoczątkowałoby to rewolucję w służbie zdrowia, ponieważ wybór pacjenta decydowałby o "być albo nie być" lekarzy i jednostek medycznych. Na taką rewolucję jednak się nie zanosi. Sejmowa podkomisja ds. nowelizacji ustawy o powszechnym ubezpieczeniu zdrowotnym, która w czerwcu zakończyła pracę, nie wypracowała w tej sprawie stanowiska. Coraz częściej natomiast politycy wskazują na konieczność wykreślenia z ustawy artykułu 4a, umożliwiającego prywatnym właścicielom zakładanie kas chorych, lub opóźnienia jego wprowadzenia.
Prywatne ubezpieczenie powinno funkcjonować tylko jako dodatkowe, a nie w ramach powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego. Jestem za skreśleniem z ustawy punktu 4a - mówi Władysław Szkop, poseł SLD, członek sejmowej Komisji Zdrowia. Jego zdaniem, jeżeli zgodnie z zapisem w ustawie pojawią się na rynku alternatywne kasy chorych, spowoduje to rozchwianie systemu. Kasy prywatne będą ściągać najbogatszych, ograniczając dostęp biedniejszym przez wprowadzanie dopłat za wyższy standard czy kosztowniejsze leczenie. Wystarczy, że do prywatnych kas przejdzie 30 proc. osób z wyższą składką - twierdzi Szkop - a wyprowadzą one połowę funduszy z obecnych kas, które za taką samą sumę będą musiały utrzymać 70 proc. pacjentów, często wymagających bardzo kosztownego leczenia.
Podobnego zdania jest Tadeusz Zieliński, poseł UW, wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Zdrowia. - Uruchomienie prywatnych kas chorych nie będzie korzystne dla pacjentów, ponieważ prywatne instytucje wchodzące na rynek ubezpieczeń zdrowotnych bardziej będą dbały o własny zysk niż interes chorego - tłumaczy Zieliński. Nawet gdyby wprowadzono ograniczenia finansowe, duże sumy ze składek mogą być przeznaczane na powiększanie administracji i pensji. A ponieważ będą to firmy prywatne, żadna ustawa nie powstrzyma wzrostu wynagrodzeń. Według Zielińskiego, prywatne kasy chorych mogą się stać rezerwuarem intratnych posad dla prominentnych polityków. Mogą też stwarzać niebezpieczeństwo korupcji, które zawsze występuje przy przyznawaniu koncesji. Poza tym zbyt mało jest czasu na przygotowanie uregulowań prawnych, a nie ma jeszcze żadnych projektów. Przeciwnikiem prywatnych kas chorych jest także Stanisław Grzonkowski, poseł AWS, przewodniczący sejmowej Komisji Zdrowia.
-Dopuszczanie na rynek już teraz prywatnych kas chorych jest nie tylko przedwczesne, ale i szkodliwe, ponieważ sytuacja regionalnych kas nie jest jeszcze ustabilizowana i ciągle borykają się one z niedoborem środków. Ich kondycja się pogorszy, gdy prywatne kasy zaczną ściągać zarówno pacjentów z najwyższą składką, jak i najlepszych fachowców - argumentuje Grzonkowski. - Jeśli z kas regionalnych odejdzie 4-5 mln pacjentów, część z nich będzie musiała zbankrutować. Tymczasem nowe kasy, nastawione tylko na zysk, nie będą prowadzić żadnej polityki zdrowotnej w regionie. Do sprawy prywatnych kas chorych będzie można wrócić za cztery, pięć lat, kiedy rynek ubezpieczeń zdrowotnych się ustabilizuje.
Całkowicie odmienne stanowisko prezentuje Ministerstwo Zdrowia. - Tylko wprowadzenie w przewidzianym ustawą terminie prywatyzacji zarządzania składką na ubezpieczenie zdrowotne poprawi jakość usług medycznych i zwiększy ich dostępność - przekonuje Anna Knysok, pełnomocnik rządu do spraw wprowadzenia powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego. Jej zdaniem, jedynie powstanie konkurencji może zlikwidować monopol regionalnych kas chorych, zmusić je do większej dbałości o pacjenta. Kierownictwo resortu jest zaniepokojone znacznym upolitycznieniem regionalnych kas chorych, które często pod naciskiem samorządów kontraktują usługi we wszystkich szpitalach na danym terenie, zamiast wybierać najlepsze. Takie działanie powstrzymuje restrukturyzację szpitali, a także ich prywatyzację. Nikt nie ma odwagi inwestować kapitału w placówki służby zdrowia, nie mając gwarancji, że kupione zostaną usługi najlepsze, a nie najwygodniejsze dla lokalnych interesów. - Przeciwnicy prywatyzacji jako główny argument podają pogorszenie się sytuacji pacjentów z niższą składką po odejściu do nowych kas tych lepiej zarabiających. Przed taką sytuacją chroni jednak algorytm wyrównawczy, który doskonale sprawdza się już przy obecnie istniejących kasach. 40 proc. wpływów z kas najbogatszych poddane jest algorytmowi wyrównawczemu, a nadwyżki przesyłane są do kas, które działają na uboższych terenach, gdzie zarobki, a więc i składki, są niskie. Zasada podporządkowania prywatnych kas takim samym regułom musi tylko zostać wpisana do ustawy o powszechnym ubezpieczeniu zdrowotnym - twierdzi Knysok. W jej opinii nie jest też prawdą, że do prywatnych kas przejdą przede wszystkim młodzi ludzie z dużych miast. Z badań Pentora (przeprowadzonych w kwietniu tego roku na zlecenie pełnomocnika rządu do spraw wprowadzenia powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego) wynika, iż gotowość przejścia do nowej instytucji ubezpieczeń zdrowotnych rozważyłyby przede wszystkim osoby w wieku 30-49 lat z małych i średnich miast (do 50 tys. mieszkańców) w północnej i środkowowschodniej Polsce. - Nasze symulacje wykazały, że do nowych kas może przejść 10 proc. ubezpieczonych i "zabrać z sobą" 2,5 mld zł. Kasy prywatne wcale nie będą należały do najbogatszych. Znalazłyby się one dopiero na ósmym miejscu pod względem zasobności - argumentuje Knysok.
Czy znajdą się jednak zainteresowani tworzeniem prywatnych ubezpieczeń? Zdaniem Ryszarda Petru, doradcy byłego wicepremiera Balcerowicza, chętnych do takiego przedsięwzięcia trzeba przede wszystkim szukać wśród firm ubezpieczeniowych. Allianz Polska jest zainteresowany uczestniczeniem w tworzeniu prywatnych kas chorych, ale na razie nie jest skłonny określić, na jakich zasadach. - Składka powinna zawierać dwa elementy. Pierwszy to składka dotychczasowa, uzyskiwana z podatków (obecnie 7,5 proc. przychodu), drugi to dopłaty za komfort leczenia, proponowanie najlepszych specjalistów bez żadnych kolejek itp. Powinien także obowiązywać system wyrównawczy (prosty i czytelny), który stwarzałby jednakowe szanse wszystkim kasom i równocześnie chronił publiczne kasy chorych przed popadaniem w kłopoty finansowe po odejściu najlepiej zarabiających pacjentów i pozostaniu starszych, częściej chorujących, z niskimi rentami i emeryturami. Na pewno podjęcie decyzji o zmianie kasy i wyborze wyższego standardu usług medycznych ułatwiłyby pacjentom ulgi podatkowe od wpłat na dodatkowe ubezpieczenia zdrowotne - przekonuje Jerzy Nowak, konsultant medyczny Allianz Polska. Również Commercial Union Polska zamierza się włączyć w powszechny system ubezpieczeń zdrowotnych, jednakże tylko wówczas, gdy zagwarantuje on, że klient przystępujący do kasy chorych CU będzie mógł skorzystać z usług medycznych na wysokim poziomie. - Naszemu towarzystwu nie zależy na zawarciu umów z nieliczną grupą klientów i oferowaniu im usług medycznych wysokiej jakości na obrzeżach działającego systemu, lecz na prowadzeniu kasy dostępnej dla wielu uczestników, zapewniającej napływ szerokiego strumienia pieniędzy na potrzeby ochrony zdrowia. W przeciwnym razie kapitał krajowy i zagraniczny, który mógłby inwestować w kliniki i przychodnie, nie przyczyni się do reformowania polskiej opieki zdrowotnej - informuje Grażyna Gosling, dyrektor ds. public relations Commercial Union Polska.
- Nationale Nederlanden nie ma jeszcze sprecyzowanych planów w kwestii organizacji kas chorych. Jest jeszcze zbyt wcześnie, by określać, czy będziemy stosować zwiększone składki czy dopłaty do poszczególnych usług, czy zajmiemy się organizacją kas od razu w 2002 r. czy później. Zniechęca do ich tworzenia wysoki stopień ryzyka ubezpieczeń zdrowotnych we wszystkich krajach. W Polsce to ryzyko dodatkowo zwiększa brak dobrych statystyk, niekonsekwencja w standardach i przepisach dotyczących opieki medycznej. Bylibyśmy usatysfakcjonowani, gdyby ryzyko to zostało odpowiednio oszacowane, wliczone w składki i adekwatnie kontrolowane - mówi prezes firmy John Wylie. Amplico Life od kilku lat sprzedaje w Polsce ubezpieczenia medyczne w pakiecie z polisami na życie. - Dotychczas brakuje szczegółowych regulacji prawnych, które określałyby, w jaki sposób prywatne kasy chorych działające w ramach firm ubezpieczeniowych mogłyby otrzymywać składki z publicznego systemu ubezpieczeń zdrowotnych - zauważa Łukasz Kalinowski, wicedyrektor Amplico Life. - Doświadczenia z przekazywaniem składek przez ZUS do otwartych funduszy emerytalnych każą przypuszczać, że prywatne kasy chorych nie powstaną w 2002 r. Moim zdaniem, w przyszłości nadal dynamicznie będą się rozwijać prywatni świadczeniodawcy, czyli centra oferujące płatne usługi medyczne. Firmy ubezpieczeniowe zaczną u nich kupować pakiety świadczeń dla swoich klientów, jednak za dodatkowe pieniądze, niezależne od ubezpieczenia obowiązkowego. Wątpię, by w przewidywalnej przyszłości ustawodawca zdecydował się na ustanowienie ulg sprzyjających rozwojowi takich dodatkowych usług.
Zwlekanie z wprowadzeniem konkurencji pomiędzy kasami chorych spotęguje jedynie negatywne zjawiska w służbie zdrowia. Kasy miały wybierać najlepsze placówki i poddawać je rynkowej weryfikacji. Tego zadania jednak nie wykonały, głównie z powodu politycznych nacisków. W najbliższym czasie nic się nie zmieni. Politykom pozostanie więc licytowanie się postulatami podwyższenia składki. Z drugiej strony, nie można dokonywać tak daleko idących zmian w służbie zdrowia bez odpowiedniego przygotowania. Politycy powinni zadać sobie i wyborcom wiele pytań, przede wszystkim o to, jak daleko chcemy się posunąć w dziele prywatyzacji. Do ustalenia pozostaje wiele istotnych kryteriów dotyczących zarówno sposobu tworzenia tych kas, jak i różnego typu zabezpieczeń dla pacjentów, kas obecnie istniejących, kapitału gwarancyjnego itp. Należy też określić relacje między rynkiem ubezpieczeń społecznych, majątkowych i zdrowotnych. Tymczasem w rządowej propozycji nowelizacji ustawy nie ma na ten temat ani słowa.
Prywatne ubezpieczenie powinno funkcjonować tylko jako dodatkowe, a nie w ramach powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego. Jestem za skreśleniem z ustawy punktu 4a - mówi Władysław Szkop, poseł SLD, członek sejmowej Komisji Zdrowia. Jego zdaniem, jeżeli zgodnie z zapisem w ustawie pojawią się na rynku alternatywne kasy chorych, spowoduje to rozchwianie systemu. Kasy prywatne będą ściągać najbogatszych, ograniczając dostęp biedniejszym przez wprowadzanie dopłat za wyższy standard czy kosztowniejsze leczenie. Wystarczy, że do prywatnych kas przejdzie 30 proc. osób z wyższą składką - twierdzi Szkop - a wyprowadzą one połowę funduszy z obecnych kas, które za taką samą sumę będą musiały utrzymać 70 proc. pacjentów, często wymagających bardzo kosztownego leczenia.
Podobnego zdania jest Tadeusz Zieliński, poseł UW, wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Zdrowia. - Uruchomienie prywatnych kas chorych nie będzie korzystne dla pacjentów, ponieważ prywatne instytucje wchodzące na rynek ubezpieczeń zdrowotnych bardziej będą dbały o własny zysk niż interes chorego - tłumaczy Zieliński. Nawet gdyby wprowadzono ograniczenia finansowe, duże sumy ze składek mogą być przeznaczane na powiększanie administracji i pensji. A ponieważ będą to firmy prywatne, żadna ustawa nie powstrzyma wzrostu wynagrodzeń. Według Zielińskiego, prywatne kasy chorych mogą się stać rezerwuarem intratnych posad dla prominentnych polityków. Mogą też stwarzać niebezpieczeństwo korupcji, które zawsze występuje przy przyznawaniu koncesji. Poza tym zbyt mało jest czasu na przygotowanie uregulowań prawnych, a nie ma jeszcze żadnych projektów. Przeciwnikiem prywatnych kas chorych jest także Stanisław Grzonkowski, poseł AWS, przewodniczący sejmowej Komisji Zdrowia.
-Dopuszczanie na rynek już teraz prywatnych kas chorych jest nie tylko przedwczesne, ale i szkodliwe, ponieważ sytuacja regionalnych kas nie jest jeszcze ustabilizowana i ciągle borykają się one z niedoborem środków. Ich kondycja się pogorszy, gdy prywatne kasy zaczną ściągać zarówno pacjentów z najwyższą składką, jak i najlepszych fachowców - argumentuje Grzonkowski. - Jeśli z kas regionalnych odejdzie 4-5 mln pacjentów, część z nich będzie musiała zbankrutować. Tymczasem nowe kasy, nastawione tylko na zysk, nie będą prowadzić żadnej polityki zdrowotnej w regionie. Do sprawy prywatnych kas chorych będzie można wrócić za cztery, pięć lat, kiedy rynek ubezpieczeń zdrowotnych się ustabilizuje.
Całkowicie odmienne stanowisko prezentuje Ministerstwo Zdrowia. - Tylko wprowadzenie w przewidzianym ustawą terminie prywatyzacji zarządzania składką na ubezpieczenie zdrowotne poprawi jakość usług medycznych i zwiększy ich dostępność - przekonuje Anna Knysok, pełnomocnik rządu do spraw wprowadzenia powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego. Jej zdaniem, jedynie powstanie konkurencji może zlikwidować monopol regionalnych kas chorych, zmusić je do większej dbałości o pacjenta. Kierownictwo resortu jest zaniepokojone znacznym upolitycznieniem regionalnych kas chorych, które często pod naciskiem samorządów kontraktują usługi we wszystkich szpitalach na danym terenie, zamiast wybierać najlepsze. Takie działanie powstrzymuje restrukturyzację szpitali, a także ich prywatyzację. Nikt nie ma odwagi inwestować kapitału w placówki służby zdrowia, nie mając gwarancji, że kupione zostaną usługi najlepsze, a nie najwygodniejsze dla lokalnych interesów. - Przeciwnicy prywatyzacji jako główny argument podają pogorszenie się sytuacji pacjentów z niższą składką po odejściu do nowych kas tych lepiej zarabiających. Przed taką sytuacją chroni jednak algorytm wyrównawczy, który doskonale sprawdza się już przy obecnie istniejących kasach. 40 proc. wpływów z kas najbogatszych poddane jest algorytmowi wyrównawczemu, a nadwyżki przesyłane są do kas, które działają na uboższych terenach, gdzie zarobki, a więc i składki, są niskie. Zasada podporządkowania prywatnych kas takim samym regułom musi tylko zostać wpisana do ustawy o powszechnym ubezpieczeniu zdrowotnym - twierdzi Knysok. W jej opinii nie jest też prawdą, że do prywatnych kas przejdą przede wszystkim młodzi ludzie z dużych miast. Z badań Pentora (przeprowadzonych w kwietniu tego roku na zlecenie pełnomocnika rządu do spraw wprowadzenia powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego) wynika, iż gotowość przejścia do nowej instytucji ubezpieczeń zdrowotnych rozważyłyby przede wszystkim osoby w wieku 30-49 lat z małych i średnich miast (do 50 tys. mieszkańców) w północnej i środkowowschodniej Polsce. - Nasze symulacje wykazały, że do nowych kas może przejść 10 proc. ubezpieczonych i "zabrać z sobą" 2,5 mld zł. Kasy prywatne wcale nie będą należały do najbogatszych. Znalazłyby się one dopiero na ósmym miejscu pod względem zasobności - argumentuje Knysok.
Czy znajdą się jednak zainteresowani tworzeniem prywatnych ubezpieczeń? Zdaniem Ryszarda Petru, doradcy byłego wicepremiera Balcerowicza, chętnych do takiego przedsięwzięcia trzeba przede wszystkim szukać wśród firm ubezpieczeniowych. Allianz Polska jest zainteresowany uczestniczeniem w tworzeniu prywatnych kas chorych, ale na razie nie jest skłonny określić, na jakich zasadach. - Składka powinna zawierać dwa elementy. Pierwszy to składka dotychczasowa, uzyskiwana z podatków (obecnie 7,5 proc. przychodu), drugi to dopłaty za komfort leczenia, proponowanie najlepszych specjalistów bez żadnych kolejek itp. Powinien także obowiązywać system wyrównawczy (prosty i czytelny), który stwarzałby jednakowe szanse wszystkim kasom i równocześnie chronił publiczne kasy chorych przed popadaniem w kłopoty finansowe po odejściu najlepiej zarabiających pacjentów i pozostaniu starszych, częściej chorujących, z niskimi rentami i emeryturami. Na pewno podjęcie decyzji o zmianie kasy i wyborze wyższego standardu usług medycznych ułatwiłyby pacjentom ulgi podatkowe od wpłat na dodatkowe ubezpieczenia zdrowotne - przekonuje Jerzy Nowak, konsultant medyczny Allianz Polska. Również Commercial Union Polska zamierza się włączyć w powszechny system ubezpieczeń zdrowotnych, jednakże tylko wówczas, gdy zagwarantuje on, że klient przystępujący do kasy chorych CU będzie mógł skorzystać z usług medycznych na wysokim poziomie. - Naszemu towarzystwu nie zależy na zawarciu umów z nieliczną grupą klientów i oferowaniu im usług medycznych wysokiej jakości na obrzeżach działającego systemu, lecz na prowadzeniu kasy dostępnej dla wielu uczestników, zapewniającej napływ szerokiego strumienia pieniędzy na potrzeby ochrony zdrowia. W przeciwnym razie kapitał krajowy i zagraniczny, który mógłby inwestować w kliniki i przychodnie, nie przyczyni się do reformowania polskiej opieki zdrowotnej - informuje Grażyna Gosling, dyrektor ds. public relations Commercial Union Polska.
- Nationale Nederlanden nie ma jeszcze sprecyzowanych planów w kwestii organizacji kas chorych. Jest jeszcze zbyt wcześnie, by określać, czy będziemy stosować zwiększone składki czy dopłaty do poszczególnych usług, czy zajmiemy się organizacją kas od razu w 2002 r. czy później. Zniechęca do ich tworzenia wysoki stopień ryzyka ubezpieczeń zdrowotnych we wszystkich krajach. W Polsce to ryzyko dodatkowo zwiększa brak dobrych statystyk, niekonsekwencja w standardach i przepisach dotyczących opieki medycznej. Bylibyśmy usatysfakcjonowani, gdyby ryzyko to zostało odpowiednio oszacowane, wliczone w składki i adekwatnie kontrolowane - mówi prezes firmy John Wylie. Amplico Life od kilku lat sprzedaje w Polsce ubezpieczenia medyczne w pakiecie z polisami na życie. - Dotychczas brakuje szczegółowych regulacji prawnych, które określałyby, w jaki sposób prywatne kasy chorych działające w ramach firm ubezpieczeniowych mogłyby otrzymywać składki z publicznego systemu ubezpieczeń zdrowotnych - zauważa Łukasz Kalinowski, wicedyrektor Amplico Life. - Doświadczenia z przekazywaniem składek przez ZUS do otwartych funduszy emerytalnych każą przypuszczać, że prywatne kasy chorych nie powstaną w 2002 r. Moim zdaniem, w przyszłości nadal dynamicznie będą się rozwijać prywatni świadczeniodawcy, czyli centra oferujące płatne usługi medyczne. Firmy ubezpieczeniowe zaczną u nich kupować pakiety świadczeń dla swoich klientów, jednak za dodatkowe pieniądze, niezależne od ubezpieczenia obowiązkowego. Wątpię, by w przewidywalnej przyszłości ustawodawca zdecydował się na ustanowienie ulg sprzyjających rozwojowi takich dodatkowych usług.
Zwlekanie z wprowadzeniem konkurencji pomiędzy kasami chorych spotęguje jedynie negatywne zjawiska w służbie zdrowia. Kasy miały wybierać najlepsze placówki i poddawać je rynkowej weryfikacji. Tego zadania jednak nie wykonały, głównie z powodu politycznych nacisków. W najbliższym czasie nic się nie zmieni. Politykom pozostanie więc licytowanie się postulatami podwyższenia składki. Z drugiej strony, nie można dokonywać tak daleko idących zmian w służbie zdrowia bez odpowiedniego przygotowania. Politycy powinni zadać sobie i wyborcom wiele pytań, przede wszystkim o to, jak daleko chcemy się posunąć w dziele prywatyzacji. Do ustalenia pozostaje wiele istotnych kryteriów dotyczących zarówno sposobu tworzenia tych kas, jak i różnego typu zabezpieczeń dla pacjentów, kas obecnie istniejących, kapitału gwarancyjnego itp. Należy też określić relacje między rynkiem ubezpieczeń społecznych, majątkowych i zdrowotnych. Tymczasem w rządowej propozycji nowelizacji ustawy nie ma na ten temat ani słowa.
Więcej możesz przeczytać w 29/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.