Kampania iluzji

Dodano:   /  Zmieniono: 
Musimy uznać, że wobec ludzi, którzy mają po pięćdziesiąt parę lat, pomysły o ich przekwalifikowaniu są nieskuteczne
I wobec tej grupy odszedłbym od zasiłków na rzecz wprowadzenia trwałej renty socjalnej" - mówił Aleksander Kwaśniewski na wiecu wyborczym na Suwalszczyźnie. "Jeżeli wasz sąsiad stawia willę z basenem, to jest oszustem" - tłumaczył zwolennikom Piotr Ikonowicz z PPS.

Źródłem finansowania minimum socjalnego mają być gospodarka, budownictwo i rolnictwo, a pieniądze na rozwój gospodarki musi wyemitować NBP - wykłada Andrzej Lepper, przewodniczący Samoobrony. "Uwłaszczenie to przede wszystkim zwrócenie ludziom tej własności, która im się należy" - oświadczył Marian Krzaklewski po przegłosowaniu w Sejmie ustawy uwłaszczeniowej.
W pierwszej połowie XX wieku demagodzy, mistrzowie schlebiania masom i wirtuozi stosowania "prostych rozwiązań" wobec skomplikowanej rzeczywistości, sięgali po władzę. Włoscy, niemieccy i hiszpańscy faszyści tworzyli nowe państwa, komuniści radzieccy czy chińscy tworzyli "nowego człowieka", peroniści chronili lud Argentyny przed "amerykańskim imperializmem". Dziś Jörg Haider, mimo wyborczego zwycięstwa, nie zdołał zepchnąć Austrii na "lepszą drogę" - nie te czasy. Również polscy populiści na ogół wiedzą, że walczą o urząd prezydenta, który nie daje im możliwości zarządzenia produkcji "ludowego samochodu" (volkswagena) czy zwalczania bezrobocia w zakładach zbrojeniowych.
Populiści wiedzą, że nie ma idealnego państwa - dobrobytu bez podziałów społecznych, rozwoju bez konkurencji i wyrzeczeń. Wiedzą, że nigdy nie urzeczywistnią swoich obietnic, ale jedno im się udaje: rozbudzać nierealne oczekiwania i eskalować żądania społeczne, które wcześniej czy później muszą doprowadzić do popsucia gospodarki i rozchybotania demokracji.
"Moja kampania nie będzie kampanią pustych obietnic, ale kampanią prawdy. Polacy rozliczają nas z wykonanej pracy i popełnionych błędów" - wołał Marian Krzaklewski na konwencji programowej 9 lipca. Wykonana praca? Marian Krzaklewski patronował rządowi, który podjął fundamentalne, trudne i ryzykowne dla zachowania politycznej popularności reformy. Teraz jednak zaczęła się kampania wyborcza - w ostatni piątek Sejm głosami AWS, PSL i małych prawicowych kół przegłosował ustawę uwłaszczeniową. - To triumf populizmu i klęska społeczeństwa - ocenia Leszek Balcerowicz, lider UW, były wicepremier i minister finansów. "To wielka, historyczna chwila - mówił po głosowaniu Marian Krzaklewski. - Pokazuje, że można realizować program polityczny, jeżeli jest on dobrze zsynchronizowany z nastrojami społecznymi". To ujmujące szczerością wyznanie niezwykle trafnie określa cele anachronicznej ustawy: bój o nastroje społeczne. Wyścig trwa.
Politycy masowo zdają się dziś "synchronizować" - formułować swoje hasła wyborcze pod nastroje społeczne. Kilkanaście godzin przed głosowaniem nad ustawą uwłaszczeniową większość posłów poparła ustawę uderzającą w fundamenty wolnego rynku. Decyzje o tym, kto będzie mógł otworzyć supermarket w gminie, podejmie samorząd uzależniony od lokalnego biznesu. Decyzję oczywiście może zmienić, jeżeli wielki kapitał będzie dysponował "odpowiednio przekonującymi argumentami".
- Poparliśmy projekt rządowy, który wprowadził pewne ograniczenia w budowaniu supermarketów, ale tego nie zakazał. Uważamy, że nawet w warunkach wolnej konkurencji trzeba zwrócić uwagę na interes lokalnych społeczności, drobnych kupców i producentów - wyjaśnia poseł Jerzy Wierchowicz, przewodniczący Klubu Parlamentarnego Unii Wolności. Interes drobnych kupców, za który miliony zapłacą wyższymi cenami w sklepach.
"Jak długo pozwolimy sobą poniewierać?" - pytał Jarosław Kalinowski, prezes PSL, poseł dwóch kadencji, były wicepremier, były minister rolnictwa i gospodarki żywnościowej, kandydat na urząd głowy państwa. Atak na "onych", mimo że dokonany przez przedstawiciela establishmentu, wzbudził entuzjazm około 300 sympatyków Kalinowskiego, zebranych w sali Garwolińskiego Ośrodka Kultury. Atak na klasę polityczną jest charakterystycznym posunięciem populistów - nieważne, że sami należą do tej klasy. Podobny entuzjazm budziły wysuwane przez Kalinowskiego postulaty udzielenia bezzwrotnej pomocy, czyli dotacji dla rolników dotkniętych suszą.
Również Andrzejowi Lepperowi, liderowi Samoobrony, głównemu konkurentowi Kalinowskiego w walce o głosy rolników pomogła klęska żywiołowa. "Ludziom dotkniętym suszą nie potrzeba dawać kredytów preferencyjnych, tylko bezzwrotne pożyczki i objąć ich pomocą socjalną" - mówił 16 czerwca na konferencji prasowej w Warszawie. "W Polsce mamy do czynienia z ludobójstwem ekonomicznym popełnianym na milionach ludzi" - nie patyczkuje się Lepper. Na spotkaniach otrzymuje brawa, gdy ogłasza, że Samoobrona zbiera pasze, siano i słomę, aby je dostarczać na tereny dotknięte suszą, i gdy oświadcza, że polskie banki poszły za 2 mld dolarów, podczas gdy są warte 60 mld dolarów. Na spotkaniu z wyborcami w Jonkowie niedaleko Olsztyna stwierdził, że rząd i prezydent nic nie robią w sprawie suszy, a zapowiadane kredyty to kpina z rolników. Wszędzie też powtarza, że należy umorzyć wcześniejsze kredyty i oczywiście ustanowić rekompensaty pieniężne za klęskę suszy.
"Jako generał nigdy niczego nie obiecywałem. Dzisiaj zdaję sobie sprawę, że obiecuję, ale obietnic dotrzymam" - przekonywał w Poznaniu gen. Tadeusz Wilecki. Po czym obiecał przydzielenie młodym małżeństwom darmowych działek z zasobów Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa i produkcję tysięcy domków, z których każdy można by wybudować za 100 tys. zł. "Państwo już od dawna przestało chronić obywateli przed rosnącym bandytyzmem i chuligaństwem. Zapytajmy: czy Polacy potrzebują takiego państwa, które nie działa w ich interesie? Oczywiście, że nie" - mówi Wilecki.
Kontestacją "takiego" państwa zajmuje się też Janusz Korwin-Mikke, prezes UPR. "Musimy zmienić III RP na Państwo Polskie, oparte nie na władzy nieudolnych, często skorumpowanych senatorów i posłów, lecz na zasadach moralnych i na podstawowych prawach, które dał nam Bóg: wolności, własności i sprawiedliwości" - głosi prezes, któremu na spotkaniach przyklaskują często drobni przedsiębiorcy, urzeczeni prostymi receptami na urządzenie świata. Młodzież - wedle prezesa - można wychowywać poprzez wprowadzenie kary chłosty, gdyż "chłosta kaleczy tylko ciało, a więzienie kaleczy duszę".
Z lewej strony atakuje Piotr Ikonowicz, który o swoim programie mówi, że jest realistyczny oraz gwarantuje rozwiązanie problemów nierozwiązywalnych. W Dąbrowie Górniczej na spotkanie z autorem patentu na rozwiązywanie nierozwiązywalnego przybyło 25 osób, choć to tradycyjny bastion śląskiej lewicy, w którym działa Związek Komunistów Polskich Proletariat. Starsi panowie zwracali się do Ikonowicza per "towarzyszu" i na przekór pustej sali obiecywali mu w wyborach pełne poparcie "mas robotniczych Zagłębia". Ikonowicz odwzajemniał się zapowiedziami subsydiowania czynszów, podwyżek rent i emerytur oraz lustracji zamożnych, z których każdy miałby złożyć oświadczenie, skąd ma pieniądze. "Elity żyją jak w 'Dynastii', a tymczasem coraz więcej ludzi staje przy szosie i sprzedaje jagody" - stwierdził. Uzdrowienie PKP - wedle kandydata - dokona się poprzez wprowadzenie zakazu wożenia węgla ciężarówkami. 9 lipca w Pabianicach, gdzie zainaugurował swoją kampanię (na wiec w hali w centrum miasta przyszło 70 osób), oświadczył, że fundusze emerytalne powinny obowiązkowo inwestować jedną trzecią swego kapitału w budownictwo mieszkaniowe.
Budownictwo inspiruje także prawicę narodową. Na zorganizowane w przykościelnej sali w Augustowie spotkanie z Janem Łopuszańskim, kandydatem Porozumienia Polskiego, przyszło niespełna 50 sympatyków, przeważnie ludzi starszych. "Ministerstwo Edukacji Narodowej tradycyjnie jest zdominowane przez masonów" - podgrzewał atmosferę Łopuszański i pouczył, że rezygnacja w programach szkolnych z elementów kultury klasycznej doprowadzi do nierozpoznawania dobra od zła. - Nie jestem populistą. Populistami są ci, którzy proponują konkretne sprawy, jak mieszkania czy renty. Mój program skupia się na kwestiach generalnych, jak ustrój państwa czy zagrożenia wynikające z integracji z UE - mówi Łopuszański. Pewnie dlatego program ekonomiczny jego ugrupowania pozostaje zrozumiały dla każdego Polaka. Na przykład: "Niezbędny jest system preferencji kredytowych dla podmiotów realizujących budownictwo mieszkaniowe". Jak sfinansować system? "System ten należy sfinansować środkami obecnie marnowanymi na programy nie przynoszące efektów oraz wydatkowanymi na utrzymanie niepotrzebnej machiny urzędniczej". Proste?
Mistrzem ogólników pozostaje Aleksander Kwaśniewski, który zwykł się posługiwać czymś w rodzaju populizmu beztreściowego. "Jednym z naszych celów jest utrzymanie długofalowego wysokiego wzrostu gospodarczego. Jest to konieczne dla zlikwidowania dystansu pomiędzy Polską a krajami Europy Zachodniej. Przybliżenie się do krajów najbardziej rozwiniętych jest dla Polski - jako społeczeństwa, jako narodu, jako państwa - bezwzględnie konieczne. Jest naszym strategicznym celem". Aby Polska rosła w siłę, a ludziom się żyło dostatniej.
Doświadczony polityk kocha ogólniki i nie szasta populistycznymi hasłami na prawo i lewo. Dokładnie analizuje scenę polityczną i ze swoimi "cudownymi receptami" uderza tylko tam, gdzie może odnieść największe korzyści wyborcze. Pomysł prezydenta na renty dla byłych pracowników PGR-ów obliczony jest na pół miliona głosów, które mogą zdecydować o tym, czy Kwaśniewski zwycięży w pierwszej turze. "Choćby i mieli pracować przy zalesianiu" - przekonywał Kwaśniewski w Olsztynie, dodając, że już od dziesięciu lat partie liberalne wręczają "wędkę" ludziom, którzy nie mogą z niej korzystać. Wynika z tego, że prezydent może być tym, który cudownie rozmnoży i rozda "ryby".
Swoistym fenomenem w tej kampanii wyborczej jest strategia Andrzeja Olechowskiego. Postawił na antypopulizm. "Ja pani recepty nie dam, bo jej nie mam" - odpowiadał w Giżycku emerytowanej nauczycielce pytającej go, jak żyć w mieście, w którym prawie połowa ludzi nie ma pracy. Na spotkanie przyszło 100-120 osób. "Tylko pesymista nie wierzy w swoich rodaków i chce, by państwo zaopiekowało się nimi" - mówił, nawiązując do propozycji Kwaśniewskiego, żeby wprowadzić rentę socjalną. "Nawet na jedną trzecią pytań nie jestem wam w stanie odpowiedzieć. Człowiek, który wam powie, że załatwi wszystkie wasze problemy, będzie oszustem" - ostrzegał na zakończenie spotkania. Polityczny samobójca? W Olsztynie, w którym spotkał się z przedsiębiorcami i mieszkańcami, w ciągu trzech godzin pod kandydaturą Olechowskiego zebrano 50 podpisów.
Wśród tegorocznych kandydatów na prezydenta zdecydowanie przeważają ci, którzy tworzą tylko złudzenia. - Prezydent Kwaśniewski, proponując renty socjalne, świadomie rozbudzał oczekiwania, których nie może spełnić. Jako prezydent nie ma w tej w sprawie nic do gadania - mówi Donald Tusk, wicemarszałek Senatu. - Uprawnienia prezydenta nie są duże. Przy tych znikomych kompetencjach byłoby lepiej, gdyby wybierało go Zgromadzenie Narodowe - ocenia prof. Paweł Sarnecki, konstytucjonalista z Uniwersytetu Jagiellońskiego. - W wypadku kampanii prezydenckiej wszystko, co obiecują kandydaci, to czysta, strukturalna nieprawda. Polski prezydent nie może osobiście niczego przeprowadzić. Jest jednak wybierany w wyborach powszechnych i dlatego pojawia się społeczne oczekiwanie, by składał obietnice. Po wyborach, kiedy już je wygra, nie prowadzi żadnej polityki - zauważa Jan Maria Rokita, poseł AWS, prezes SKL. Albo prowadzi politykę uników - tak jak prezydent Kwaśniewski, który w czasie rozmów ze stroną rosyjską nie potrafił zająć jednoznacznego stanowiska w sprawie przebiegu przez Ukrainę nitki rurociągu naftowego.
"Prezydent może tylko popierać jakieś rozwiązania, za czymś się opowiadać. Jeżeli mówi, że jakieś rozwiązanie jest korzystne, to znaczy, że nie będzie się sprzeciwiał jego wprowadzeniu" - zauważył Lech Nikolski, poseł SLD i członek sztabu wyborczego Aleksandra Kwaśniewskiego. Innymi słowy: prezydent może obiecywać, lecz od spełniania obietnic jest rząd. Ale populiści nie dają tak łatwo za wygraną. - Jeśli Sejm odrzuci moje ustawy, to jako prezydent mogę wystąpić przed kamerami i powiedzieć ludziom, że parlament nie chce im dać minimum socjalnego. I co? Parlament jeszcze raz odrzuci? - zaperza się Andrzej Lepper. - Gdybym wygrał wybory, to rozmawiałbym ze społeczeństwem. I okazałoby się, że prerogatywy prezydenta są gigantyczne - mówi Jan Łopuszański. - Już teraz wiem, że opinia publiczna akceptuje pomysł, by fundusze emerytalne inwestowały jedną trzecią aktywów w budownictwo mieszkaniowe. Jeśli Leszek Miller nie będzie chciał tego wprowadzić w życie, to go zapytam, z jakiego powodu - zapowiada Piotr Ikonowicz.
Andrzej Olechowski kładzie większy nacisk na uwzględnianie konstytucyjnej pozycji głowy państwa: - Byłoby najlepiej, gdyby kandydaci na prezydenta z góry określili, jakich ustaw na pewno nie podpiszą. Gdyby Kwaśniewski wcześniej powiedział, że nie podpisze nowelizacji ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych, nie byłoby tego całego zamieszania.
Oczywiście, można by machnąć ręką na gołosłowne obietnice polityków. Można powiedzieć: gadanie nie kosztuje. Problem polega na tym, że łudząc, politycy krzywdzą ludzi. Tworzą iluzoryczne perspektywy, zwalniają ich z obowiązku walczenia o własne interesy. Bo i po co rodzina na warszawskiej Pradze ma dziś oszczędzać na wykup mieszkania, skoro przewodniczący Krzaklewski mówi, że i tak jej się należy? Po co bezrobotny w Bartoszycach ma się starać o pracę, skoro prezydent mówi, że i tak należy mu się renta. Dopiero potem, kiedy obietnice okazują się jeszcze jednym chwytem wyborczym, politycy zostawiają duże grupy społeczne rozgoryczone i przekonane, że "oni" znowu ich ograbili. Nie kto inny, ale to właśnie kandydaci formują społeczeństwo roszczeniowe. Uczą, że zamiast sami na sobie Polacy mogą polegać na dobrodziejstwach rządu.
- W dojrzałych demokracjach wyborcy nie są tak podatni na populistyczne hasła kandydatów. Zawsze jednak znajdą się skrajne ugrupowania, które ktoś popiera. Mam nadzieję, że wiele się zmieniło w porównaniu z 1990 r. i tacy populiści jak Tymiński już nam nie zagrażają. Społeczeństwo coraz lepiej wie, co jest dobre dla państwa - uważa Tadeusz Mazowiecki, który w pierwszych wyborach prezydenckich przegrał w starciu nie tylko z Lechem Wałęsą, ale również z lewitującym w czwartym wymiarze Stanem Tymińskim. Dziś "człowiek znikąd" znikł, natomiast autor zapowiedzi o "puszczaniu w skarpetkach" i "stu milionach dla każdego" ostrożnie waży obietnice. Lech Wałęsa w sprawach gospodarczych proponuje stopniowe dochodzenie do podatku liniowego. Na spotkaniach z wyborcami nadal ze swadą opowiada, co należy zrobić w kraju, ale tym razem lojalnie zastrzega, że bez poszerzenia prerogatyw prezydenta niewiele jest w stanie zmienić. No cóż, pocieszające jest to, że tacy politycy jak Lech Wałęsa uczą się na swoich błędach. Pytanie tylko: ile nas będzie jeszcze kosztować nauka tych, którzy nadal wierzą, że opłaca się zaciągać bez pokrycia kredyt zaufania społecznego?



Więcej możesz przeczytać w 30/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.