Demokratyzacja społeczeństwa wymaga demokratyzacji wykształcenia, a to prowadzi do osłabienia jego elitarnego charakteru i końca inteligencji. To jest jednak konieczne, by wyrównać rachunek transformacji
1. Dwadzieścia lat temu wybuchły w Polsce strajki, które rozszerzając się po całym kraju, przyjmowały charakter milczącej, a później otwartej demonstracji politycznej przeciwko rządom PZPR. Dwadzieścia lat temu powstała też w Polsce w wyniku tych strajków organizacja niby-związkowa, ale nie tylko - "Solidarność", której znaczenie wykroczyło poza granice i której nazwa stała się symbolem pokojowego oporu wobec dyktatury. Dwadzieścia lat temu zaczęto też formułować program. W następnym roku na kongresie "Solidarności" został on przyjęty jako program samorządnej Rzeczypospolitej. Dziś, gdy zajrzymy do tego programu, a rzadko to się czyni i trudno jest on dostępny, znajdziemy tam wiele postulatów oczywistych, oczywistych na tyle, że nie wzbudzających emocji wśród ludzi przyzwyczajonych do życia może niełatwego, ale przecież w warunkach wolności. Litera programu nie robi więc wrażenia, ale pamiętający praktykę "Solidarności" mogą ten program dopowiedzieć. Była w nim demokracja związkowa, dzięki której wielomilionowy organizm pierwszego niezależnego w komunizmie związku zawodowego miał zupełnie inny jakościowo charakter. Po drugie, związek już przez samą swą obecność zmieniał miejsce pracy, sprawiał, że dotychczasowa dyktatura kierowników musiała się zamienić w zarządzanie negocjujące cele i warunki pracy z pracownikami, a to zostało później uzupełnione przez rozwijany z powodów politycznych samorząd pracowniczy. Po trzecie, stało się to, czego nie można było ograniczyć, a mianowicie w ramach związku, jako jedynej uznanej przez władze nie-zależnej organizacji, znajdowały ujście wszelkie dotychczas tłumione przez cenzurę i policję tendencje. I chociaż pojęcie społeczeństwa obywatelskiego pozostało własnością profesorów, to ta właśnie praktyka "Solidarności" tamtych lat była praktyką społeczeństwa obywatelskiego w polskim wydaniu.
2. Jeśli razi nas dzisiaj wykonanie polskiej demokracji, jeśli ponad połowa Polaków bojkotuje wybory parlamentarne czy lokalne, to trzeba mieć też na względzie jako jedną z przyczyn to, że demokracja ta odbiega od ówczesnego programu samorządności. Czym innym jest demokracja przedstawicielska według dziewiętnastowiecznych wzorców, a czym innym demokracja obywatelska, którą praktykowano dwadzieścia lat temu w Polsce. Miejsce demokratycznej organizacji masowej zajęły przeprowadzane co kilka lat wybory z list skromnych liczebnie partii, na które wyborcy nie mają poza tym żadnego wpływu, podobnie jak na wybranych i - jak się okazuje - niezależnych także od swoich partii reprezentantów. Demokrację w miejscu pracy zastąpiła demokracja i samorząd terytorialny, a zamianie tej towarzyszyła inna, w której samorząd pracowniczy został rozwiązany w zamian za efektywność gospodarczą zarządzania autorytatywnego. Wreszcie, gdy pluralizm działań społecznych dwadzieścia lat temu wiązał się z solidarnością przy realizacji wspólnego celu, jakim był opór wobec partii komunistycznej, to oczywisty i dalej posunięty pluralizm dzisiejszy nie łączy się z poczuciem jakiegoś wspólnego, wychodzącego ponad wszelkie różnice wspólnego celu.
3. Te zmiany są dość oczywiste, ale trzeba pamiętać o elementach rachunku, jaki towarzyszył zmianie. Demokracja pracownicza została oddana w zamian za obietnicę dobrobytu osobistego i dopóki ta obietnica nie zostanie spełniona w skali masowej, dopóty rachunek nie będzie wyrównany. Demokracja pracownicza została także oddana w zamian za demokrację lokalną, a jakość tej ostatniej wciąż pozostawia wiele do życzenia. Mówiąc o jakości, mam też na myśli pozornie ilościowy element, jakim jest zakres uczestnictwa w samorządzie lokalnym. Problem polega na tym, że choć dziesiątki czy nawet setki tysięcy działaczy lokalnych reprezentują miliony, to sami należą do dość nielicznej inteligencji, która znajduje się w dziwnej i wewnętrznie sprzecznej sytuacji. Z jednej bowiem strony, kładzie nacisk na rolę wykształcenia, z drugiej zaś, dzięki wyjątkowości swojego wykształcenia zajmuje szczególną pozycję w społeczeństwie. Problem polskiej demokracji to także problem polskiej inteligencji.
4. W swoich analizach lokalnego społeczeństwa obywatelskiego Joanna Kurczewska dochodzi do wniosku, że dominują w nim inteligenci-patroni społeczności, trzymający się tradycyjnego elitarno-romantycznego modelu społecznego przywództwa inteligencji. Problem nie polega na tym, że wielu ludzi z wykształceniem (czytaj: z wykształceniem wyższym) chce coś robić i chce coś robić dla swojego miasta czy gminy. Problem polega na tym, że utrzymuje się paternalistyczna wizja, zgodnie z którą to właśnie inteligent jest powołany do działalności społecznej, a skoro takie jest jego powołanie, to nic dziwnego, że realizując swą misję, nie spotyka w niej innych. Jest przecież możliwy inny model, model partnerskiego współdziałania, w którym człowiek lepiej wykształcony ma swoją rolę do odegrania, ale nie musi nieustannie kierować innymi. U nas ciągle jeszcze społeczeństwo obywatelskie ma elitarny charakter, a inteligencja odgrywa rolę przewodnią, którą usiłowała jej odebrać Partia. Inteligent wszystko inicjuje, chce zrobić coś dla Polaków i za Polaków, ale nie robi tego z Polakami. W efekcie większość społeczeństwa pozostaje na marginesie życia publicznego.
5. Tak jest w całym kraju. Rok 1989 to zwycięski powrót polskiej inteligencji do przewodniej roli w narodzie. Kto rządzi Polską? Inteligencja, bo ona zasiada w parlamencie, w rządzie i w bankach. Ktoś powie, że mylę ludzi z wyższym wykształceniem z inteligencją. Nieprawda. Dopóki w Polsce wyższe wykształcenie wyróżnia jego szczęśliwego posiadacza ponad przeciętność, dopóki dyplom nobilituje do dziesięcioprocentowej elity, dopóty ludzie z wyższym wykształceniem stanowią specyficzną klasę mającą poczucie własnej wartości. Dzisiaj misja inteligencji polega na tym, by Polskę doprowadzić pod swoim przewodem do Europy. Europa jest jednak znacznie bardziej demokratyczna. Problem polega na tym, że demokratyzacja społeczeństwa wymaga demokratyzacji wykształcenia, a to z kolei prowadzi do osłabienia jego elitarnego charakteru i końca inteligencji. To jest jednak konieczne, żeby wreszcie wyrównać rachunek transformacji.
2. Jeśli razi nas dzisiaj wykonanie polskiej demokracji, jeśli ponad połowa Polaków bojkotuje wybory parlamentarne czy lokalne, to trzeba mieć też na względzie jako jedną z przyczyn to, że demokracja ta odbiega od ówczesnego programu samorządności. Czym innym jest demokracja przedstawicielska według dziewiętnastowiecznych wzorców, a czym innym demokracja obywatelska, którą praktykowano dwadzieścia lat temu w Polsce. Miejsce demokratycznej organizacji masowej zajęły przeprowadzane co kilka lat wybory z list skromnych liczebnie partii, na które wyborcy nie mają poza tym żadnego wpływu, podobnie jak na wybranych i - jak się okazuje - niezależnych także od swoich partii reprezentantów. Demokrację w miejscu pracy zastąpiła demokracja i samorząd terytorialny, a zamianie tej towarzyszyła inna, w której samorząd pracowniczy został rozwiązany w zamian za efektywność gospodarczą zarządzania autorytatywnego. Wreszcie, gdy pluralizm działań społecznych dwadzieścia lat temu wiązał się z solidarnością przy realizacji wspólnego celu, jakim był opór wobec partii komunistycznej, to oczywisty i dalej posunięty pluralizm dzisiejszy nie łączy się z poczuciem jakiegoś wspólnego, wychodzącego ponad wszelkie różnice wspólnego celu.
3. Te zmiany są dość oczywiste, ale trzeba pamiętać o elementach rachunku, jaki towarzyszył zmianie. Demokracja pracownicza została oddana w zamian za obietnicę dobrobytu osobistego i dopóki ta obietnica nie zostanie spełniona w skali masowej, dopóty rachunek nie będzie wyrównany. Demokracja pracownicza została także oddana w zamian za demokrację lokalną, a jakość tej ostatniej wciąż pozostawia wiele do życzenia. Mówiąc o jakości, mam też na myśli pozornie ilościowy element, jakim jest zakres uczestnictwa w samorządzie lokalnym. Problem polega na tym, że choć dziesiątki czy nawet setki tysięcy działaczy lokalnych reprezentują miliony, to sami należą do dość nielicznej inteligencji, która znajduje się w dziwnej i wewnętrznie sprzecznej sytuacji. Z jednej bowiem strony, kładzie nacisk na rolę wykształcenia, z drugiej zaś, dzięki wyjątkowości swojego wykształcenia zajmuje szczególną pozycję w społeczeństwie. Problem polskiej demokracji to także problem polskiej inteligencji.
4. W swoich analizach lokalnego społeczeństwa obywatelskiego Joanna Kurczewska dochodzi do wniosku, że dominują w nim inteligenci-patroni społeczności, trzymający się tradycyjnego elitarno-romantycznego modelu społecznego przywództwa inteligencji. Problem nie polega na tym, że wielu ludzi z wykształceniem (czytaj: z wykształceniem wyższym) chce coś robić i chce coś robić dla swojego miasta czy gminy. Problem polega na tym, że utrzymuje się paternalistyczna wizja, zgodnie z którą to właśnie inteligent jest powołany do działalności społecznej, a skoro takie jest jego powołanie, to nic dziwnego, że realizując swą misję, nie spotyka w niej innych. Jest przecież możliwy inny model, model partnerskiego współdziałania, w którym człowiek lepiej wykształcony ma swoją rolę do odegrania, ale nie musi nieustannie kierować innymi. U nas ciągle jeszcze społeczeństwo obywatelskie ma elitarny charakter, a inteligencja odgrywa rolę przewodnią, którą usiłowała jej odebrać Partia. Inteligent wszystko inicjuje, chce zrobić coś dla Polaków i za Polaków, ale nie robi tego z Polakami. W efekcie większość społeczeństwa pozostaje na marginesie życia publicznego.
5. Tak jest w całym kraju. Rok 1989 to zwycięski powrót polskiej inteligencji do przewodniej roli w narodzie. Kto rządzi Polską? Inteligencja, bo ona zasiada w parlamencie, w rządzie i w bankach. Ktoś powie, że mylę ludzi z wyższym wykształceniem z inteligencją. Nieprawda. Dopóki w Polsce wyższe wykształcenie wyróżnia jego szczęśliwego posiadacza ponad przeciętność, dopóki dyplom nobilituje do dziesięcioprocentowej elity, dopóty ludzie z wyższym wykształceniem stanowią specyficzną klasę mającą poczucie własnej wartości. Dzisiaj misja inteligencji polega na tym, by Polskę doprowadzić pod swoim przewodem do Europy. Europa jest jednak znacznie bardziej demokratyczna. Problem polega na tym, że demokratyzacja społeczeństwa wymaga demokratyzacji wykształcenia, a to z kolei prowadzi do osłabienia jego elitarnego charakteru i końca inteligencji. To jest jednak konieczne, żeby wreszcie wyrównać rachunek transformacji.
Więcej możesz przeczytać w 30/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.