Prezydenckiego sukcesu lider AWS chce poszukiwać w pozyskaniu środowisk skrajnie prawicowych
Po długich miesiącach odwlekania decyzji pełną parą ruszyła prezydencka kampania Mariana Krzaklewskiego. Każdy dzień minionego tygodnia przynosił nowe jej elementy i dzisiaj można już się pokusić o pierwszą oceną przyjętej strategii.
Wszystko wskazuje na to, że prezydenckiego sukcesu lider AWS chce poszukiwać w pozyskaniu środowisk skrajnie prawicowych. To nic, że mają one swoich kandydatów, którzy wcale nie zamierzają abdykować na rzecz Krzaklewskiego. Jego sztab chce ich wyeliminować nieraz już w historii sprawdzonym podstępem, jakim jest przejęcie haseł niewygodnych rywali. Temu przecież miała służyć ubiegłotygodniowa konwencja programowa, na której Krzaklewski przemawiał językiem "najtwardszej" prawicy. Aby nie było najmniejszych wątpliwości, jego sztab dopełnił to wystąpienie gestami symbolicznymi. Mówca otrzymał szablę z napisem "Bij bolszewika" i demonstracyjne wsparcie słynącego z braku umiaru harcownika - Stefana Niesiołowskiego, który przeszedł samego siebie w wymyślaniu epitetów wymierzonych w lewą część sceny politycznej.
Po paru dniach słowne deklaracje obliczone na pozyskanie "twardej" prawicy poparte zostały konkretnymi czynami. Głosami AWS, wspartej przez PSL i posłów skrajnej prawicy, uchwalona została ustawa o powszechnym uwłaszczeniu, od dawna będąca obiektem pożądań antyliberalnej, radykalnej prawicy.
Trzeba będzie poczekać co najmniej kilkanaście dni, aby się przekonać, czy Marianowi Krzaklewskiemu udała się próba przejęcia zwolenników "twardej" prawicy. Już dziś jednak wiadomo, że tą drogą szef AWS nie osiągnie prezydenckiego sukcesu. Ekspansja na prawo od AWS w najlepszym wypadku zapewni mu poparcie 20-30 proc. osób uprawnionych do głosowania. To zdecydowanie za mało, aby marzyć o prezydenturze. Do jej zdobycia niezbędne są głosy wyborców lokujących się w centrum sceny politycznej, od dłuższego już czasu akceptujących sposób urzędowania Aleksandra Kwaśniewskiego i właśnie jemu gotowych udzielić swego poparcia. Najwyraźniej Krzaklewski nie ma dobrego pomysłu, jak dotrzeć do tego środowiska. Stąd podwójna gra: oficjalnie toczona o prezydenturę, ale tak naprawdę jedynie o umocnienie własnej pozycji na prawicy. To bardzo ryzykowne przedsięwzięcie, bo przegrana prezydencka może zdewaluować prawicowy kapitał, z takim trudem zgromadzony w trakcie kampanii.
Wszystko wskazuje na to, że prezydenckiego sukcesu lider AWS chce poszukiwać w pozyskaniu środowisk skrajnie prawicowych. To nic, że mają one swoich kandydatów, którzy wcale nie zamierzają abdykować na rzecz Krzaklewskiego. Jego sztab chce ich wyeliminować nieraz już w historii sprawdzonym podstępem, jakim jest przejęcie haseł niewygodnych rywali. Temu przecież miała służyć ubiegłotygodniowa konwencja programowa, na której Krzaklewski przemawiał językiem "najtwardszej" prawicy. Aby nie było najmniejszych wątpliwości, jego sztab dopełnił to wystąpienie gestami symbolicznymi. Mówca otrzymał szablę z napisem "Bij bolszewika" i demonstracyjne wsparcie słynącego z braku umiaru harcownika - Stefana Niesiołowskiego, który przeszedł samego siebie w wymyślaniu epitetów wymierzonych w lewą część sceny politycznej.
Po paru dniach słowne deklaracje obliczone na pozyskanie "twardej" prawicy poparte zostały konkretnymi czynami. Głosami AWS, wspartej przez PSL i posłów skrajnej prawicy, uchwalona została ustawa o powszechnym uwłaszczeniu, od dawna będąca obiektem pożądań antyliberalnej, radykalnej prawicy.
Trzeba będzie poczekać co najmniej kilkanaście dni, aby się przekonać, czy Marianowi Krzaklewskiemu udała się próba przejęcia zwolenników "twardej" prawicy. Już dziś jednak wiadomo, że tą drogą szef AWS nie osiągnie prezydenckiego sukcesu. Ekspansja na prawo od AWS w najlepszym wypadku zapewni mu poparcie 20-30 proc. osób uprawnionych do głosowania. To zdecydowanie za mało, aby marzyć o prezydenturze. Do jej zdobycia niezbędne są głosy wyborców lokujących się w centrum sceny politycznej, od dłuższego już czasu akceptujących sposób urzędowania Aleksandra Kwaśniewskiego i właśnie jemu gotowych udzielić swego poparcia. Najwyraźniej Krzaklewski nie ma dobrego pomysłu, jak dotrzeć do tego środowiska. Stąd podwójna gra: oficjalnie toczona o prezydenturę, ale tak naprawdę jedynie o umocnienie własnej pozycji na prawicy. To bardzo ryzykowne przedsięwzięcie, bo przegrana prezydencka może zdewaluować prawicowy kapitał, z takim trudem zgromadzony w trakcie kampanii.
Więcej możesz przeczytać w 30/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.