Deficyt budżetowy powinien zostać obniżony co najmniej o punkt procentowy
- W założeniach do przyszłorocznego budżetu najważniejsze są dwie rzeczy - deficyt budżetowy i wpływy z prywatyzacji. Te wskaźniki będą najistotniejsze dla zagranicznych inwestorów. Obniżenie o 0,4 punktu procentowego deficytu ekonomicznego, gdy ujemny bilans obrotów bieżących wynosi 8 proc. PKB, to zdecydowanie za mało. Bardzo źle przez inwestorów zostałoby też odczytane zmniejszenie tempa prywatyzacji, co jest, niestety, realne.
W porównaniu z tym rokiem deficyt budżetowy powinien zostać obniżony co najmniej o punkt procentowy. Byłby to sygnał dla Rady Polityki Pieniężnej i NBP, żeby zmniejszyć stopy procentowe. Ponieważ takiego sygnału nie ma, mogą one jeszcze długo pozostać na poziomie o wiele wyższym niż za granicą. Utrzymywanie tej różnicy będzie skutkowało narastającym napływem kapitału portfelowego. Mieliśmy z tym do czynienia już w zeszłym roku. O ile w 1998 r. ujemne saldo obrotów bieżących było w ponad 70 proc. sfinansowane napływem inwestycji bezpośrednich, o tyle rok później już tylko w 55 proc.
Inwestorzy oceniają, że w Polsce z powodu dużych planowanych prywatyzacji ryzyko kursowe w krótkim okresie jest niskie. Najgorsze jednak może nastąpić później, kiedy pojawią się problemy - na przykład deficyt w obrotach bieżących będzie nadal duży i nie uda się obniżyć inflacji. Wówczas krótkoterminowy kapitał zostanie szybko wycofany, co może doprowadzić do skokowej deprecjacji polskiej waluty.
Obawiam się też o 7 mld zł wpływów ze sprzedaży koncesji na UMTS. Zastanawiam się, co będzie, jeśli uzyskamy niższą kwotę lub otrzymamy te pieniądze później niż w 2001 r. Wtedy różnica między dochodami i wydatkami może wynieść 2,6 proc. PKB. Jest to wielkość porównywalna z tegorocznym deficytem (2,9 proc.). Biorąc pod uwagę, że luka w finansach publicznych mogłaby być mniejsza, trudno się zgodzić z opinią, iż założenia przyszłorocznego budżetu są restrykcyjne.
Po stronie wydatków są zbyt duże rezerwy. Nie zostały uwzględnione propozycje redukcji wypłat socjalnych tam, gdzie pieniądze na nie są wykorzystywane nieefektywnie. Podobnie jest z kosztami obsługi długu publicznego. W sumie zatem jest to dość łatwy budżet. Nie ma w wydatkach takiej pozycji, która by nominalnie malała lub pozostała na poziomie roku ubiegłego.
Tymczasem zestawienie rozchodów i przychodów państwa powinno być znacznie bardziej restrykcyjne. Deficyt zarówno nominalny, jak i ekonomiczny należałoby ograniczyć poprzez obniżenie wydatków sektora publicznego. Z założeń budżetowych wynika, że nie uda się wyraźnie obniżyć ujemnego salda obrotów bieżących, a to jest w tej chwili największy problem polskiej gospodarki. Gdy zaś nie ma wystarczającej reakcji polityki fiskalnej, pojawia się groźba podobnego scenariusza, jaki przed nami przećwiczyły już Czechy, Węgry czy Rosja.
W porównaniu z tym rokiem deficyt budżetowy powinien zostać obniżony co najmniej o punkt procentowy. Byłby to sygnał dla Rady Polityki Pieniężnej i NBP, żeby zmniejszyć stopy procentowe. Ponieważ takiego sygnału nie ma, mogą one jeszcze długo pozostać na poziomie o wiele wyższym niż za granicą. Utrzymywanie tej różnicy będzie skutkowało narastającym napływem kapitału portfelowego. Mieliśmy z tym do czynienia już w zeszłym roku. O ile w 1998 r. ujemne saldo obrotów bieżących było w ponad 70 proc. sfinansowane napływem inwestycji bezpośrednich, o tyle rok później już tylko w 55 proc.
Inwestorzy oceniają, że w Polsce z powodu dużych planowanych prywatyzacji ryzyko kursowe w krótkim okresie jest niskie. Najgorsze jednak może nastąpić później, kiedy pojawią się problemy - na przykład deficyt w obrotach bieżących będzie nadal duży i nie uda się obniżyć inflacji. Wówczas krótkoterminowy kapitał zostanie szybko wycofany, co może doprowadzić do skokowej deprecjacji polskiej waluty.
Obawiam się też o 7 mld zł wpływów ze sprzedaży koncesji na UMTS. Zastanawiam się, co będzie, jeśli uzyskamy niższą kwotę lub otrzymamy te pieniądze później niż w 2001 r. Wtedy różnica między dochodami i wydatkami może wynieść 2,6 proc. PKB. Jest to wielkość porównywalna z tegorocznym deficytem (2,9 proc.). Biorąc pod uwagę, że luka w finansach publicznych mogłaby być mniejsza, trudno się zgodzić z opinią, iż założenia przyszłorocznego budżetu są restrykcyjne.
Po stronie wydatków są zbyt duże rezerwy. Nie zostały uwzględnione propozycje redukcji wypłat socjalnych tam, gdzie pieniądze na nie są wykorzystywane nieefektywnie. Podobnie jest z kosztami obsługi długu publicznego. W sumie zatem jest to dość łatwy budżet. Nie ma w wydatkach takiej pozycji, która by nominalnie malała lub pozostała na poziomie roku ubiegłego.
Tymczasem zestawienie rozchodów i przychodów państwa powinno być znacznie bardziej restrykcyjne. Deficyt zarówno nominalny, jak i ekonomiczny należałoby ograniczyć poprzez obniżenie wydatków sektora publicznego. Z założeń budżetowych wynika, że nie uda się wyraźnie obniżyć ujemnego salda obrotów bieżących, a to jest w tej chwili największy problem polskiej gospodarki. Gdy zaś nie ma wystarczającej reakcji polityki fiskalnej, pojawia się groźba podobnego scenariusza, jaki przed nami przećwiczyły już Czechy, Węgry czy Rosja.
Więcej możesz przeczytać w 30/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.