Jak psujemy polski rynek muzyczny
Publiczność darmowych występów gwiazd organizowanych tego lata przez stacje radiowe sięgnie trzech milionów. To nieuchronnie prowadzi polski rynek koncertowy do stanu zapaści.
Gazety, banki, operatorzy telefonii cyfrowej od kilku lat usiłują pozyskać klientów, organizując darmowe koncerty gwiazd muzyki pop. Tego lata pobity został w tym względzie rekord. Frekwencja na Inwazji Mocy radia RMF FM była więcej niż imponująca - tylko na łódzkim lotnisku Lublinek muzyki słuchało 250 tys. młodych ludzi. Na poznańskiej Malcie w trakcie występu niemieckiej supergrupy H-Blockx bawiło się 160 tys. nastolatków. W menu figurował komplet gwiazd - od weterana Joe Cockera przez The Cranberries po Pet Shop Boys. Inwazja przerodziła się w gigantyczny rockowy cyrk, który zmiótł niemal całą koncertową konkurencję. Dziesięć imprez dla słuchaczy Radia Zet przy finansowym wspomaganiu Commercial Union dała Maryla Rodowicz w ramach "Niebieskiego lata z Marylą". Szczytowa frekwencja (80 tys. osób) dopisała na gdyńskim skwerze Kościuszki. W takich miastach, jak Olsztyn czy Rzeszów, piosenkarkę oklaskiwało 30-40 tys. fanów.
Organizatorzy Inwazji oceniają, że aby uczestniczyć w ich koncertach, młodzież pokonywała sto kilometrów, natomiast redaktorzy Radia Zet podkreślają, że fani Maryli Rodowicz - nawet dwieście kilometrów (nie licząc sporej grupy, która była na każdym występie). Jeszcze dłuższy darmowy objazd z polskimi gwiazdami zaanonsowało Lato z Radiem. W ten sposób dostarczono młodzieży darmowych wrażeń artystycznych z reguły na europejskim poziomie, tyle że kosztem wydrenowania niemal całego polskiego rynku koncertowego.
Fani rocka doskonale orientują się w cenach biletów; często nie stać ich na nie, zwłaszcza jeżeli doliczy się opłatę za przejazd. Miejsce w pierwszych rzędach w Sali Kongresowej na występie wykonawcy zagranicznego kosztuje 200-300 zł. Za obejrzenie zachodniej gwiazdy w plenerze (tego roku m.in. Buena Vista Social Club w Poznaniu) trzeba zapłacić 80-150 zł, w zależności od sektora; za bilet na koncert festiwalowy (na przykład opolski) - prawie 100 zł. Do klubu studenckiego na występ polskiego wykonawcy wchodzi się za 25-30 zł. Po zabawie darmowej publiczność rockowa (a w grę wchodzi niemal cały kraj) nie jest później zainteresowana płatną. Tak więc boom koncertowy, wyglądający na triumf, niesie z sobą załamanie rynku.
Odbija się to również na honorariach wykonawców - nie tylko tych, którzy nie są zapraszani do udziału w takich imprezach. Na wakacyjnych koncertach czołówka polskiego rocka zarabia wprawdzie sporo, bo stawki za nie dzięki sponsorom są znacznie wyższe niż przeciętnie, ale jest to tylko praca sezonowa. Od maja do września trwają więc rockowe żniwa: zespoły dają nawet po dziesięć fundowanych występów miesięcznie. Polski sezon jest jednak bardzo krótki, a zimą słuchacze nie mają już ochoty kupić biletu na grupę, która latem pewnie znowu zagra za darmo. Często rezygnują z tego już przed wakacjami: na początku czerwca miała się odbyć duża trasa Kayah z Bregoviciem. Planowano dziesięć koncertów, odbyły się tylko cztery. Przyczyna braku zainteresowania jest oczywista - każdy, kto chciał posłuchać wokalistki na żywo, mógł to zrobić za darmo na kilku majówkach organizowanych przez radio. Kluby muzyczne urządzają więc niemal wyłącznie dyskoteki, a instytucja trasy koncertowej przechodzi w Polsce do lamusa.
Na całym świecie dzieje się akurat odwrotnie: latem wykonawcy ruszają w drogę. Nasi promotorzy rezygnują w tym czasie z przygotowywania tras, ponieważ słusznie szacują, że ryzyko klapy jest zbyt wielkie. Słynne darmowe koncerty w nowojorskim Central Parku czy londyńskim Hyde Parku są nadzwyczaj rzadkie i związane ze szczególnym pomysłem czy wydarzeniem. The Rolling Stones, Tina Turner czy Metallica nie dają darmowych koncertów w obawie o własną sytuację na rynku. Ani Joe Cocker ani Cranberries nie zagrają za darmo w Anglii czy we Francji, bo wiedzą, że tym samym wydrenowaliby rynek z własnej publiczności. A ta musi im zapewnić utrzymanie do emerytury.
Darmowe koncerty utrudniają także start młodym zespołom. Kto przyjdzie do klubu posłuchać debiutanta, nawet jeśli bilet będzie w symbolicznej cenie, skoro może za darmo obejrzeć gwiazdę? Tyle że dzisiejszy, omijany przez publiczność debiutant już za rok czy dwa dzięki udanej piosence lub występowi w telewizji może się stać gwiazdą. Dla tegorocznych idoli zabraknie więc już, być może, miejsca w rockowych karawanach objeżdżających kraj z serią darmowych występów.
Gazety, banki, operatorzy telefonii cyfrowej od kilku lat usiłują pozyskać klientów, organizując darmowe koncerty gwiazd muzyki pop. Tego lata pobity został w tym względzie rekord. Frekwencja na Inwazji Mocy radia RMF FM była więcej niż imponująca - tylko na łódzkim lotnisku Lublinek muzyki słuchało 250 tys. młodych ludzi. Na poznańskiej Malcie w trakcie występu niemieckiej supergrupy H-Blockx bawiło się 160 tys. nastolatków. W menu figurował komplet gwiazd - od weterana Joe Cockera przez The Cranberries po Pet Shop Boys. Inwazja przerodziła się w gigantyczny rockowy cyrk, który zmiótł niemal całą koncertową konkurencję. Dziesięć imprez dla słuchaczy Radia Zet przy finansowym wspomaganiu Commercial Union dała Maryla Rodowicz w ramach "Niebieskiego lata z Marylą". Szczytowa frekwencja (80 tys. osób) dopisała na gdyńskim skwerze Kościuszki. W takich miastach, jak Olsztyn czy Rzeszów, piosenkarkę oklaskiwało 30-40 tys. fanów.
Organizatorzy Inwazji oceniają, że aby uczestniczyć w ich koncertach, młodzież pokonywała sto kilometrów, natomiast redaktorzy Radia Zet podkreślają, że fani Maryli Rodowicz - nawet dwieście kilometrów (nie licząc sporej grupy, która była na każdym występie). Jeszcze dłuższy darmowy objazd z polskimi gwiazdami zaanonsowało Lato z Radiem. W ten sposób dostarczono młodzieży darmowych wrażeń artystycznych z reguły na europejskim poziomie, tyle że kosztem wydrenowania niemal całego polskiego rynku koncertowego.
Fani rocka doskonale orientują się w cenach biletów; często nie stać ich na nie, zwłaszcza jeżeli doliczy się opłatę za przejazd. Miejsce w pierwszych rzędach w Sali Kongresowej na występie wykonawcy zagranicznego kosztuje 200-300 zł. Za obejrzenie zachodniej gwiazdy w plenerze (tego roku m.in. Buena Vista Social Club w Poznaniu) trzeba zapłacić 80-150 zł, w zależności od sektora; za bilet na koncert festiwalowy (na przykład opolski) - prawie 100 zł. Do klubu studenckiego na występ polskiego wykonawcy wchodzi się za 25-30 zł. Po zabawie darmowej publiczność rockowa (a w grę wchodzi niemal cały kraj) nie jest później zainteresowana płatną. Tak więc boom koncertowy, wyglądający na triumf, niesie z sobą załamanie rynku.
Odbija się to również na honorariach wykonawców - nie tylko tych, którzy nie są zapraszani do udziału w takich imprezach. Na wakacyjnych koncertach czołówka polskiego rocka zarabia wprawdzie sporo, bo stawki za nie dzięki sponsorom są znacznie wyższe niż przeciętnie, ale jest to tylko praca sezonowa. Od maja do września trwają więc rockowe żniwa: zespoły dają nawet po dziesięć fundowanych występów miesięcznie. Polski sezon jest jednak bardzo krótki, a zimą słuchacze nie mają już ochoty kupić biletu na grupę, która latem pewnie znowu zagra za darmo. Często rezygnują z tego już przed wakacjami: na początku czerwca miała się odbyć duża trasa Kayah z Bregoviciem. Planowano dziesięć koncertów, odbyły się tylko cztery. Przyczyna braku zainteresowania jest oczywista - każdy, kto chciał posłuchać wokalistki na żywo, mógł to zrobić za darmo na kilku majówkach organizowanych przez radio. Kluby muzyczne urządzają więc niemal wyłącznie dyskoteki, a instytucja trasy koncertowej przechodzi w Polsce do lamusa.
Na całym świecie dzieje się akurat odwrotnie: latem wykonawcy ruszają w drogę. Nasi promotorzy rezygnują w tym czasie z przygotowywania tras, ponieważ słusznie szacują, że ryzyko klapy jest zbyt wielkie. Słynne darmowe koncerty w nowojorskim Central Parku czy londyńskim Hyde Parku są nadzwyczaj rzadkie i związane ze szczególnym pomysłem czy wydarzeniem. The Rolling Stones, Tina Turner czy Metallica nie dają darmowych koncertów w obawie o własną sytuację na rynku. Ani Joe Cocker ani Cranberries nie zagrają za darmo w Anglii czy we Francji, bo wiedzą, że tym samym wydrenowaliby rynek z własnej publiczności. A ta musi im zapewnić utrzymanie do emerytury.
Darmowe koncerty utrudniają także start młodym zespołom. Kto przyjdzie do klubu posłuchać debiutanta, nawet jeśli bilet będzie w symbolicznej cenie, skoro może za darmo obejrzeć gwiazdę? Tyle że dzisiejszy, omijany przez publiczność debiutant już za rok czy dwa dzięki udanej piosence lub występowi w telewizji może się stać gwiazdą. Dla tegorocznych idoli zabraknie więc już, być może, miejsca w rockowych karawanach objeżdżających kraj z serią darmowych występów.
Więcej możesz przeczytać w 31/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.