"Bezkrwawa" chirurgia
Po latach entuzjazmu i wspaniałych efektów terapeutycznych nadszedł czas na refleksję. Zaczęliśmy analizować wszystkie dane i zadaliśmy sobie pytanie, na ile bezpieczne jest stosowanie obcej krwi - mówi prof. Alfred Jerzy Meissner z Instytutu Hematologii i Transfuzjologii w Warszawie. Operacje bez konieczności użycia krwi stają się dziś coraz bardziej popularne. Domagają się ich pacjenci. Powikłań, do jakich może dojść w wyniku transfuzji, obawiają się także lekarze.
W wyniku transfuzji zainfekowanej krwi i jej pochodnych przenoszone są wirusy powodujące zapalenia wątroby, a więc wirus B, C, D i G, a także HIV. "Krew jest również źródłem zakażenia wirusem cytomegalii, co ma szczególne znaczenie w transplantologii. Podczas przetaczania krwi (oprócz wirusów i bakterii) możliwe jest przeniesienie zarodźców zimnicy, pierwotniaka Toxoplasma gondii i innych pasożytów" - czytamy w raporcie "Zakażenia szpitalne", opracowanym pod przewodnictwem prof. Jacka Juszczyka.
Amerykańskie Centrum Kontroli Chorób ocenia, że w Stanach Zjednoczonych w latach 70. na potransfuzyjne zapalenie wątroby typu B umierało 3,5 tys. osób rocznie. - Przez wiele lat wydawało się nam, że ogromnie dużo wiemy o krwi i możemy ją bezkarnie wykorzystywać. W latach 80. przeżyliśmy zimny prysznic wywołany wirusem HIV. Mamy za sobą także doświadczenia związane z chorobą szalonych krów. Wiemy, że poprzez krew można przenieść wiele chorób odzwierzęcych. Obce białko, którego źródłem jest krew dawcy, może wywołać choroby autoimmunologiczne, na przykład alergie. Dziś zdajemy sobie sprawę, że nie jesteśmy w stanie przewidzieć wszystkich zagrożeń, jakie stwarzają transfuzje. Wszędzie tam, gdzie jest to możliwe, staramy się zatem unikać wykorzystania podczas operacji obcej krwi - mówi doc. Bohdan Maruszewski z Kliniki Kardiochirurgii CZD.
Wyniki badań opublikowane w "New England Journal of Medicine" wykazały, że 66 proc. przetoczeń przeprowadzanych jest w sposób niewłaściwy. Często wykonuje się je tylko dlatego, że podczas operacji lekarze nie przejmują się utratą krwi przez pacjenta. Amerykańscy specjaliści szacują, że w Stanach Zjednoczonych co czwarta transfuzja przeprowadzana jest niepotrzebnie. Jak jest w naszym kraju - nie wiadomo. Nie ma danych, które pozwoliłyby odpowiedzieć na pytanie, czy w Polsce rzeczywiście brakuje dawców, czy też krew jest częściej lub w większych ilościach zużywana (czytaj także: marnotrawiona). Wiadomo tylko, że coraz częściej szpitale zwracają się z dramatyczną prośbą o krew. Niekiedy zmuszone są nakłaniać rodzinę i bliskich chorego do jej oddawania. Od tego często uzależniają przeprowadzenie operacji.
Na świecie już 120 szpitali specjalizuje się w "bezkrwawej" medycynie. Tylko w Stanach Zjednoczonych jest ich 80. Bez krwi i jej pochodnych wykonuje się tam poważne operacje kardiologiczne, naczyniowe, ginekologiczne, położnicze, ortopedyczne i urologiczne. W naszym kraju niewiele szpitali specjalizuje się w takim leczeniu i operacjach. - Ku mojemu zdziwieniu, w wielu ośrodkach medycznych w Polsce - i to nie tylko w powiatowych, lecz także akademickich - obowiązuje stereotyp: do wszystkich większych operacji przygotowywana jest krew. Doświadczenia lekarzy wskazują bowiem, że jest znacznie bezpieczniej dla pacjenta, jeśli wskaźniki hematologiczne przez cały czas utrzymują się w granicach normy, co najłatwiej jest zapewnić właśnie poprzez transfuzję. Późniejsze powikłania wymuszają jednak weryfikację takiego podejścia - uważa prof. Meissner.
Zdaniem prof. Zygmunta Antoszewskiego z Zakładu Anestezjologii i Intensywnej Terapii Górniczego Centrum Medycznego w Katowicach, jedynie w kilku sytuacjach choremu trzeba bezwzględnie podać krew, by ratować życie. Do nich należy m.in. nagła utrata krwi (poniżej 25 proc. średniej objętości), konieczność całkowitej wymiany krwi u chorych zatrutych grzybami, alkoholem, narkotykami, barbituranami lub innymi lekami, przewlekła i ostra choroba płuc oraz ostra niewydolność nerek. W Klinice Kardiochirurgii Śląskiego Centrum Chorób Serca w latach 1985-1998 operacjom kardiochirurgicznym bez użycia obcej krwi poddano 140 dorosłych i dzieci. W Klinice Położnictwa i Perinatologii Akademii Medycznej w Lublinie takie operacje przeprowadza się od ośmiu lat. W Instytucie Hematologii i Transfuzjologii w Warszawie, gdzie już dziesięć lat temu wdrożono programy oszczędzające krew, przeprowadzono m.in. operacje tętnicy głównej i tarczycy.
"Bezkrwawe" zabiegi wykonują też specjaliści z Centrum Zdrowia Dziecka. Kilkanaście dni temu półtoraroczną dziewczynkę poddano tam operacji na otwartym sercu bez transfuzji krwi. Było to możliwe dzięki wykorzystaniu miniaturowego urządzenia do krążenia pozaustrojowego. Jedną z metod najczęściej stosowanych podczas operacji bez przetaczania krwi jest hemodylucja, czyli rozcieńczenie krwi chorego odpowiednimi płynami. Dzięki niej można zapobiec nie tylko malarii, grzybicy, przenoszeniu zakaźnych chorób wirusowych (HIV/AIDS, zapalenie wątroby) oraz bakteryjnych (łącznie ze zgorzelą gazową), a także komórek nowotworowych. Unika się w ten sposób
również powikłań poprzetoczeniowych powstających wskutek niezgodności grupy i podgrupy białkowej (mogą one prowadzić do spadku ciśnienia tętniczego oraz zaburzeń rytmu serca). Hemodylucja zapewnia też lepszy przepływ mózgowy i mikrokrążenie, a tym samym lepszy transport tlenu, dwutlenku węgla oraz leków.
Podobne zalety ma autohemotransfuzja, czyli ponowne przetoczenie własnej krwi chorego pobranej na przykład kilkanaście dni przed operacją. Jej zastosowanie w transplantologii zapewnia także lepsze przyjęcie się przeszczepionego narządu i zmniejszenie liczby odrzutów. Zdaniem prof. Antoszewskiego, hemodylucja i autohemotransfuzja pozwalają szybko zoperować chorych, u których błyskawiczne dobranie krwi dawców jest trudne lub niemożliwe. Do przeprowadzenia zabiegów bez wykorzystania cudzej krwi potrzebny jest nie tylko doświadczony zespół specjalistów, ale także reorganizacja służby zdrowia, w tym stworzenie doskonale działającej podstawowej opieki. Dziś lekarz w szpitalu woli podać pacjentce, u której wykonano na przykład cięcie cesarskie, trzy jednostki krwi i wypuścić ją do domu, niż zdecydować się na podawanie jej erytropoetyny (leku pobudzającego szpik kostny do wytwarzania czerwonych krwinek i żelaza). W drugim wypadku chora powinna bowiem pozostać w szpitalu, a to zwiększa koszty leczenia. W krajach, gdzie podstawowa opieka zdrowotna sprawnie funkcjonuje, można w takiej sytuacji zwolnić pacjentkę do domu. Jest ona bowiem codziennie odwiedzana przez lekarza rodzinnego lub pielęgniarkę, którzy nadzorują przyjmowanie leków. Prof. Luc Montagnier, odkrywca wirusa HIV, stwierdził w jednym z wywiadów, że w przyszłości transfuzje zostaną całkowicie zarzucone. Już dziś coraz więcej osób zdaje sobie sprawę, że krew nie zawsze ratuje życie. Może je też zabrać.
Więcej możesz przeczytać w 1/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.