Czołowych polityków węgierskich posądza się o udział w gigantycznej aferze korupcyjnej
Jestem członkiem mafii" - tak rozpoczął zeznanie składane przed specjalną komisją parlamentu węgierskiego nikomu nie znany młody człowiek. Pełna nieprawdopodobnych zwrotów historia, którą opowiedział, wstrząsnęła Węgrami. Zsolt Nógradi przedstawił fabułę jak z powieści sensacyjnej. Są w niej bandyci zarabiający miliony dolarów na fałszowaniu paliw i alkoholu oraz zabójstwa niewygodnych wspólników i świadków. Wśród bohaterów opowieści Nógradiego są politycy spotykający się z szefami gangów w prowincjonalnych miasteczkach, by w zamian za osłabianie zapału ambitniejszych komisarzy policji odbierać setki milionów forintów na kampanie wyborcze. W kraju zawrzało. Politycy zgodnie oskarżają przewodniczącego komisji Laszló Pallaga o posługiwanie się kłamstwami przestępcy, przedstawianego jako świadek koronny.
Na Węgrzech zorganizowane gangi już od początku lat 90. "uszlachetniały" olej opałowy, wykorzystując bazę techniczną upadających państwowych i spółdzielczych gospodarstw rolnych, a potem odsprzedawały go jako paliwo silnikowe, zarabiając przy tym krocie na różnicy cen. Centrum tej przedsiębiorczości znajdowało się w południowowęgierskich komitatach Békés i Bacs-Kiskun. Z czasem przestępcy zajęli się też "chrzczeniem" wina. Policja wiedziała o tym procederze, ale śledztwa posuwały się ospale. Zupełnie jakby komuś zależało na ukryciu jego mechanizmu i powiązaniu go z krwawymi porachunkami bandytów. Co więcej, zdarzyły się nawet samobójstwa policjantów prowadzących te sprawy.
Kiedy oszustw nie dało się już ukrywać (kasa państwa straciła, według niektórych ocen, ponad 100 mld forintów), parlament powołał specjalną komisję do wyjaśnienia "olejowej sprawy", jak eufemistycznie nazwano ten rodzaj przestępczości. W jej skład weszli posłowie reprezentujący całe spektrum polityczne kraju - od rządzących konserwatywnych liberałów z Węgierskiej Partii Obywatelskiej (Fidesz) po opozycyjnych socjalistów. Mijały miesiące, a komisja nie mogła się pochwalić sukcesami. Posłowie bez emocji wysłuchiwali informacji o korupcji wśród oficerów policji i celników, nie przejęli się doniesieniami o możliwych kontaktach byłego prokuratora generalnego z gangsterami. Wtedy Laszló Pallag, brodaty enfant terrible Partii Drobnych Rolników, postanowił włożyć kij w mrowisko. Przedstawił świadka, który twierdzi, że nie ma nic do stracenia, gdyż bandyci zamordowali jego ojca i wydali wyrok na niego.
W opowieści Nógradiego pojawiają się czołowi politycy: były komendant główny policji, a obecny minister spraw wewnętrznych Sandor Pintér, były skarbnik Węgierskiej Partii Socjalistycznej Maté Zsiros, były minister finansów Ivan Szabó czy przewodniczący Węgierskiego Forum Demokratycznego Sandor Lezsak. W parlamencie zawrzało. Politycy prześcigali się w oskarżaniu Pallaga o "czyste szaleństwo", a Nógradiego o kłamstwo i propagandę służącą tylko przestępcom. Pallag rzeczywiście sprawia wrażenie człowieka przejętego dziejową misją oczyszczenia świata polityki z korupcji. Twierdzi, że co dziesiąty węgierski parlamentarzysta ma "niepożądane kontakty" i że nadszedł czas moralnego ich odrodzenia. W swojej krucjacie nie uznaje autorytetów i świętości.
Podważana jest wiarygodność świadka - Nógradi nie ukrywa przecież, że jest przestępcą; przyznaje nawet, iż jego ojciec planował zabójstwo. Jego zeznania są w wielu punktach niejasne, niekiedy sam sobie przeczy. Twierdzi, że w 1994 r. przekazał na kampanię wyborczą socjalistów 750 mln forintów w walizce. Dziennikarze udowodnili, że tyle banknotów mogłoby się zmieścić najwyżej w bagażniku samochodu. Większość obserwatorów zgadza się jednak, że tłumaczenie wszystkiego wybujałą wyobraźnią świadka byłoby uproszczeniem. "Nógradi może nie pamiętać dokładnie wydarzeń sprzed czterech, pięciu lat - mówi Gyula Krajczar, komentator dziennika 'Népszabadsag' - są jednak w jego historii szczegóły i sytuacje, których nie mógłby wymyślić". Niektóre wątki są zaskakująco zbieżne z wynikami policyjnego dochodzenia. Na przykład w komitacie Békés do aresztu trafiło kilku funkcjonariuszy oskarżonych o współpracę z przestępcami.
Dżina uwolnionego przez posła Pallaga nie da się zamknąć w butelce, tym bardziej że społeczeństwo oczekuje wyjaśnienia. Zresztą Węgrzy już wydali wyrok - niedawne badania tutejszego oddziału Instytutu Gallupa wykazują, że większość z nich (notabene wyjątkowo nisko oceniających morale polityków) uznaje rewelacje Nógradiego za prawdopodobne. Prasa przypomina, że we Włoszech mafijne powiązania udało się wykryć dzięki zeznaniom "skruszonych". Czy jednak świat polityki zdobędzie się na samooczyszczenie? Niewykluczone, że przyczyni się do tego jeden z najbardziej poszukiwanych przestępców węgierskich, Andras Lakatos, znany jako skarbnik mafii. Lakatos, który zniknął w 1997 r., wpadł kilka dni temu w sidła FBI na Florydzie. Jego wiedza o interesach bossów węgierskiego podziemia i ich powiązaniach ze światem polityki może się okazać znacznie rozleglejsza niż prowincjonalnego gangstera.
Na Węgrzech zorganizowane gangi już od początku lat 90. "uszlachetniały" olej opałowy, wykorzystując bazę techniczną upadających państwowych i spółdzielczych gospodarstw rolnych, a potem odsprzedawały go jako paliwo silnikowe, zarabiając przy tym krocie na różnicy cen. Centrum tej przedsiębiorczości znajdowało się w południowowęgierskich komitatach Békés i Bacs-Kiskun. Z czasem przestępcy zajęli się też "chrzczeniem" wina. Policja wiedziała o tym procederze, ale śledztwa posuwały się ospale. Zupełnie jakby komuś zależało na ukryciu jego mechanizmu i powiązaniu go z krwawymi porachunkami bandytów. Co więcej, zdarzyły się nawet samobójstwa policjantów prowadzących te sprawy.
Kiedy oszustw nie dało się już ukrywać (kasa państwa straciła, według niektórych ocen, ponad 100 mld forintów), parlament powołał specjalną komisję do wyjaśnienia "olejowej sprawy", jak eufemistycznie nazwano ten rodzaj przestępczości. W jej skład weszli posłowie reprezentujący całe spektrum polityczne kraju - od rządzących konserwatywnych liberałów z Węgierskiej Partii Obywatelskiej (Fidesz) po opozycyjnych socjalistów. Mijały miesiące, a komisja nie mogła się pochwalić sukcesami. Posłowie bez emocji wysłuchiwali informacji o korupcji wśród oficerów policji i celników, nie przejęli się doniesieniami o możliwych kontaktach byłego prokuratora generalnego z gangsterami. Wtedy Laszló Pallag, brodaty enfant terrible Partii Drobnych Rolników, postanowił włożyć kij w mrowisko. Przedstawił świadka, który twierdzi, że nie ma nic do stracenia, gdyż bandyci zamordowali jego ojca i wydali wyrok na niego.
W opowieści Nógradiego pojawiają się czołowi politycy: były komendant główny policji, a obecny minister spraw wewnętrznych Sandor Pintér, były skarbnik Węgierskiej Partii Socjalistycznej Maté Zsiros, były minister finansów Ivan Szabó czy przewodniczący Węgierskiego Forum Demokratycznego Sandor Lezsak. W parlamencie zawrzało. Politycy prześcigali się w oskarżaniu Pallaga o "czyste szaleństwo", a Nógradiego o kłamstwo i propagandę służącą tylko przestępcom. Pallag rzeczywiście sprawia wrażenie człowieka przejętego dziejową misją oczyszczenia świata polityki z korupcji. Twierdzi, że co dziesiąty węgierski parlamentarzysta ma "niepożądane kontakty" i że nadszedł czas moralnego ich odrodzenia. W swojej krucjacie nie uznaje autorytetów i świętości.
Podważana jest wiarygodność świadka - Nógradi nie ukrywa przecież, że jest przestępcą; przyznaje nawet, iż jego ojciec planował zabójstwo. Jego zeznania są w wielu punktach niejasne, niekiedy sam sobie przeczy. Twierdzi, że w 1994 r. przekazał na kampanię wyborczą socjalistów 750 mln forintów w walizce. Dziennikarze udowodnili, że tyle banknotów mogłoby się zmieścić najwyżej w bagażniku samochodu. Większość obserwatorów zgadza się jednak, że tłumaczenie wszystkiego wybujałą wyobraźnią świadka byłoby uproszczeniem. "Nógradi może nie pamiętać dokładnie wydarzeń sprzed czterech, pięciu lat - mówi Gyula Krajczar, komentator dziennika 'Népszabadsag' - są jednak w jego historii szczegóły i sytuacje, których nie mógłby wymyślić". Niektóre wątki są zaskakująco zbieżne z wynikami policyjnego dochodzenia. Na przykład w komitacie Békés do aresztu trafiło kilku funkcjonariuszy oskarżonych o współpracę z przestępcami.
Dżina uwolnionego przez posła Pallaga nie da się zamknąć w butelce, tym bardziej że społeczeństwo oczekuje wyjaśnienia. Zresztą Węgrzy już wydali wyrok - niedawne badania tutejszego oddziału Instytutu Gallupa wykazują, że większość z nich (notabene wyjątkowo nisko oceniających morale polityków) uznaje rewelacje Nógradiego za prawdopodobne. Prasa przypomina, że we Włoszech mafijne powiązania udało się wykryć dzięki zeznaniom "skruszonych". Czy jednak świat polityki zdobędzie się na samooczyszczenie? Niewykluczone, że przyczyni się do tego jeden z najbardziej poszukiwanych przestępców węgierskich, Andras Lakatos, znany jako skarbnik mafii. Lakatos, który zniknął w 1997 r., wpadł kilka dni temu w sidła FBI na Florydzie. Jego wiedza o interesach bossów węgierskiego podziemia i ich powiązaniach ze światem polityki może się okazać znacznie rozleglejsza niż prowincjonalnego gangstera.
Więcej możesz przeczytać w 32/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.