Trudny rok poszukiwania pokoju w Kosowie
Kosowem rządzi korupcja i biurokracja, które uniemożliwiają odbudowę tej prowincji oraz całych Bałkanów" - stwierdził niedawno bez ogródek Giorgos Paschalides, grecki minister ds. Macedonii. W istocie, mimo obecności sił policyjnych ONZ, zdarzają się tu akty terroru, a przygotowania do październikowych wyborów, w których ma zostać wyłoniona miejscowa władza, idą dość opornie. Obserwatorzy mówią o panoszącej się albańskiej i międzynarodowej mafii, szmuglującej broń i narkotyki oraz zastraszającej ludność. NATO wygrało wojnę, ale wygranie pokoju i import demokracji okazują się znacznie trudniejsze.
Dla wielu polityków niepokojąca jest inercja paktu stabilizacyjnego dla Bałkanów, utworzonego w celu odbudowy regionu, a zwłaszcza Kosowa. Bez ożywienia gospodarczego osiągnięcie trwałego spokoju będzie iluzoryczne. Tymczasem na trudności napotyka nawet priorytetowy program budowy mieszkań dla ofiar wojny. Wokół Pristiny nadal koczują trzy tysiące rodzin, a z obiecanych przez Unię Europejską 11,5 tys. mieszkań powstało ledwie 300.
Uwagi światowych mediów uszło odbywające się 21-23 lipca spotkanie pod Waszyngtonem, które może zapowiadać przełom w skomplikowanych stosunkach narodowościowych w Kosowie. Przywódcy kosowskich Albańczyków i Serbów pod egidą Departamentu Stanu oraz Amerykańskiego Instytutu Pokoju zasiedli przy jednym stole, by omówić sytuację w Kosowie oraz sposoby jej poprawy. Przedstawiciele obu skłóconych społeczności podpisali pakt przeciwko przemocy. Postanowili respektować wyniki wyborów samorządowych oraz budować w prowincji społeczeństwo wieloetniczne. Uczestniczący w konferencji serbski biskup Artemije Radosavljević nazwał deklarację pierwszym porozumieniem między obu społecznościami od stu lat.
Serbowie, którzy zostali w Kosowie, narażeni są na odwet Albańczyków. Prawie nie wychodzą z domów, a ich dzieci chodzą do szkoły pod ochroną żołnierzy KFOR. Sekretarz generalny ONZ Kofi Annan potępił ataki na Serbów, a lord Robertson, sekretarz generalny NATO, ostrzegł albańskich ekstremistów, że w razie nasilenia się napadów na Serbów KFOR podejmie "odpowiednie działania". Szczególnie krytycznie kierownictwo NATO patrzy na działalność tzw. Albańskiego Korpusu Samoobrony pod dowództwem Agima Ceku, byłego komendanta Armii Wyzwolenia Kosowa, w którego skład mają wchodzić osoby podejrzane o działalność przestępczą oraz wyrzucanie Serbów z domów.
Najtrudniej jest w Kosovskiej Mitrovicy, którą ambasador Richard Holbrooke nazwał "najbardziej niebezpiecznym miejscem w Europie". Most na rzece Ibar rozcina miasto na część albańską i serbską, do której dostęp blokują zasieki i worki z piaskiem. Reżim Milosevicia podsyca napięcie w nadziei, że w Mitrovicy rozpoczną się nowe rozruchy w regionie. Mieszkający tam Serbowie podpalają domy Albańczyków, napadają na posterunki KFOR. Mała iskra może wywołać nie dającą się opanować falę przemocy. Być może właśnie dlatego albański sędzia zwolnił z aresztu podpalacza, 24-letniego Dalibora Vukovicia, którego zatrzymanie wywołało czterodniowe serbskie rozruchy (atakowano nawet ONZ-owskich policjantów). Albańczycy uciekają do południowej części miasta. 19 lipca upłynął termin rejestracji wyborców przed październikowymi wyborami do lokalnych władz Kosowa, jednak rejestrowali się prawie wyłącznie Albańczycy. Serbowie postanowili zbojkotować rejestrację, a zatem i wybory, protestując przeciwko napadom bojówek albańskich. Domagają się również powrotu ponad 210 tys. rodaków, którzy uciekli wraz z wycofującą się armią jugosłowiańską.
Po roku wyłania się także nieco odmienny od pierwotnego obraz wojny z Serbią. Po krytyce ze strony Amnesty International rajdów lotniczych NATO na obiekty cywilne w Serbii, które spowodowały nieuzasadnioną śmierć cywili, lord Gilbert, pełniący funkcję brytyjskiego wiceministra obrony w czasie wojny w Kosowie, przyznał, że NATO przedstawiło Miloseviciowi w Rambouillet żądania, które były dla Serbii nie do przyjęcia, tak jakby szukało pretekstu do interwencji. W czasie procesu serbskiej rodziny oskarżonej o zabójstwo Albańczyka wyszło też na jaw, że za jego śmierć odpowiedzialny jest amerykański żołnierz. Dowody udostępniono francuskiemu sędziemu dopiero po serii demaskatorskich publikacji prasowych.
Dla wielu polityków niepokojąca jest inercja paktu stabilizacyjnego dla Bałkanów, utworzonego w celu odbudowy regionu, a zwłaszcza Kosowa. Bez ożywienia gospodarczego osiągnięcie trwałego spokoju będzie iluzoryczne. Tymczasem na trudności napotyka nawet priorytetowy program budowy mieszkań dla ofiar wojny. Wokół Pristiny nadal koczują trzy tysiące rodzin, a z obiecanych przez Unię Europejską 11,5 tys. mieszkań powstało ledwie 300.
Uwagi światowych mediów uszło odbywające się 21-23 lipca spotkanie pod Waszyngtonem, które może zapowiadać przełom w skomplikowanych stosunkach narodowościowych w Kosowie. Przywódcy kosowskich Albańczyków i Serbów pod egidą Departamentu Stanu oraz Amerykańskiego Instytutu Pokoju zasiedli przy jednym stole, by omówić sytuację w Kosowie oraz sposoby jej poprawy. Przedstawiciele obu skłóconych społeczności podpisali pakt przeciwko przemocy. Postanowili respektować wyniki wyborów samorządowych oraz budować w prowincji społeczeństwo wieloetniczne. Uczestniczący w konferencji serbski biskup Artemije Radosavljević nazwał deklarację pierwszym porozumieniem między obu społecznościami od stu lat.
Serbowie, którzy zostali w Kosowie, narażeni są na odwet Albańczyków. Prawie nie wychodzą z domów, a ich dzieci chodzą do szkoły pod ochroną żołnierzy KFOR. Sekretarz generalny ONZ Kofi Annan potępił ataki na Serbów, a lord Robertson, sekretarz generalny NATO, ostrzegł albańskich ekstremistów, że w razie nasilenia się napadów na Serbów KFOR podejmie "odpowiednie działania". Szczególnie krytycznie kierownictwo NATO patrzy na działalność tzw. Albańskiego Korpusu Samoobrony pod dowództwem Agima Ceku, byłego komendanta Armii Wyzwolenia Kosowa, w którego skład mają wchodzić osoby podejrzane o działalność przestępczą oraz wyrzucanie Serbów z domów.
Najtrudniej jest w Kosovskiej Mitrovicy, którą ambasador Richard Holbrooke nazwał "najbardziej niebezpiecznym miejscem w Europie". Most na rzece Ibar rozcina miasto na część albańską i serbską, do której dostęp blokują zasieki i worki z piaskiem. Reżim Milosevicia podsyca napięcie w nadziei, że w Mitrovicy rozpoczną się nowe rozruchy w regionie. Mieszkający tam Serbowie podpalają domy Albańczyków, napadają na posterunki KFOR. Mała iskra może wywołać nie dającą się opanować falę przemocy. Być może właśnie dlatego albański sędzia zwolnił z aresztu podpalacza, 24-letniego Dalibora Vukovicia, którego zatrzymanie wywołało czterodniowe serbskie rozruchy (atakowano nawet ONZ-owskich policjantów). Albańczycy uciekają do południowej części miasta. 19 lipca upłynął termin rejestracji wyborców przed październikowymi wyborami do lokalnych władz Kosowa, jednak rejestrowali się prawie wyłącznie Albańczycy. Serbowie postanowili zbojkotować rejestrację, a zatem i wybory, protestując przeciwko napadom bojówek albańskich. Domagają się również powrotu ponad 210 tys. rodaków, którzy uciekli wraz z wycofującą się armią jugosłowiańską.
Po roku wyłania się także nieco odmienny od pierwotnego obraz wojny z Serbią. Po krytyce ze strony Amnesty International rajdów lotniczych NATO na obiekty cywilne w Serbii, które spowodowały nieuzasadnioną śmierć cywili, lord Gilbert, pełniący funkcję brytyjskiego wiceministra obrony w czasie wojny w Kosowie, przyznał, że NATO przedstawiło Miloseviciowi w Rambouillet żądania, które były dla Serbii nie do przyjęcia, tak jakby szukało pretekstu do interwencji. W czasie procesu serbskiej rodziny oskarżonej o zabójstwo Albańczyka wyszło też na jaw, że za jego śmierć odpowiedzialny jest amerykański żołnierz. Dowody udostępniono francuskiemu sędziemu dopiero po serii demaskatorskich publikacji prasowych.
Więcej możesz przeczytać w 32/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.